Był świt. Właściwie to nawet jeszcze nie. Słońce ledwo pokazywało się na horyzoncie, a on już był w pracy. Wyszedł od Mateusza około dwudziestej, poszedł spać i ledwo zamknął oczy, to już dzwonił budzik. Czekał na pojawienie się Gołębiewskiego, który albo był pracoholikiem, albo bardzo nie lubił swojego domu, bo jak zobaczył w grafiku, pracował
(
Read more... )