Na moście w Vancouver, part XVI, cz 2

Jun 21, 2011 17:57



Supernatural szło do przodu, chociaż narracyjne dziury poszerzały się z odcinka na odcinek. Jared dostał propozycję wzięcia udziału w castingu do Konana Barbarzyńcy i zaczął przypakowywać do roli. Jensenowi niezbyt podobały się jego żyły na czole i napuchnięte od ćwiczeń przedramiona, ale nie komentował. Jared tymi swoimi ramionami potrafił unieść Genevieve jak piórko i zakręcić nad głową. Potrafił i unosił. Gdy spróbował unieść także Acklesa dostał z łokcia strzał w brzuch i spał przez pięć dni w swojej sypialni.

"Mam praktykę w kłótniach małżeńskich." pokiwał głową Jared, gdy Jensen dobitnie oznajmił mu, że tej nocy chce w swojej sypialni spać sam, jeśli łaska. "Kurki mi z seksem przykręcasz jak zawodowa żona, Jen."

Jensen nie zniżył się do odpowiedzi na zaczepkę, tylko wręczył Jaredowi poduszkę i zatrzasnął drzwi.

Zmieniał się. Niezbyt mu się to podobało, ale nie mógł nic z tym zrobić. Zmieniał się i tyle. Uwzględniał w swoich planach Jareda, jego zamiary, strategie, jego potrzeby. Kombinował, jak to pogodzić, jak nie urazić, jednocześnie zaprezentować publiczności ich heteryckie persony w sposób przekonujący i niejednoznaczny. Jednoznaczność zabijała, a oni nie byli jeszcze na tyle znanymi aktorami, żeby całkiem wyzbyć się plotek o ich gejowskim romansie. Jensen uwzględniał Jareda w każdej dziedzinie swojego życia, od zakupów spożywczych, po zakupy podkoszulek i skarpet, na kondomach, propozycjach ról, image`u i public relations kończąc.

"To jak taniec na linie. Wiesz, że fani porównują nasze zdjęcia i parę razy zauważyli, że nosisz moje koszulki?" gadał Jared, ułożony wygodnie w łóżku Jensena i szykujący się do snu. Pięć dni postu tylko zaostrzyło ich apetyt w sypialni i teraz Padalec w czasie wolnym prawie się nie ruszał z łóżka Acklesa.

"Bardzo spostrzegawczy fandom mamy, Jen."

Jensen nakładał właśnie krem na oczy, podrażnione po ostatnich scenach z Paris Hilton. Kurcze, kobieta grała prastarego boga, żądnego krwi ludzi i przemieniającego się w tym celu w celebrytów, ale i tak perfumowała się po swojemu. Najdroższymi, najbardziej żrącymi, toksycznymi perfumami designerskimi po tej stronie globu, psia mać.

"Może lepiej przestań zakładać tą moją czapkę z koncertów, Padalcu. Jeszcze znowu co wytropią."

"A niech tropią. W najlepszym razie przybędzie nam fanów, w najgorszym powiemy im, że kupiliśmy po dwie pary i podarowaliśmy sobie w prezencie." Jared leżał z zamkniętymi oczyma i uśmiechał się lekko. "A ja tą twoją czapkę lubię nosić. Na pohybel fankom."

"Mój ty buntowniku." zapiał zachwyconym tonem Jensen, na co Jared prychnął dobrodusznie i uniósł rękę w geście wiktorii.

////////////////

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Jared z ulgą oddał ster w ręce kobiet z rodziny Cortese, które najwyraźniej uwielbiały organizować wzruszające uroczystości, dobierać kolorem i fakturą serwetki, ozdoby, kreacje kwiatowe. Genevieve przerobiła suknię ślubną swojej mamy, tak w ramach podkreślania tradycji i ciągłości pokoleniowej. Jared wraz z jej ojcem płacili za wszystko bez szemrania, byleby tylko mieć spokój i trzymać się z dala od żmudnych przygotowań. Robert K podsunął pomysł o profesjonalnych zdjęciach i tak mimo chodem spowodowano przeciek zdjęć sukni, miejsca ślubu, klubu i zestawów prezentów dla nowożeńców do internetu. Całkiem przypadkiem. Niektóre fanki wciąż jeszcze nie wierzyły, że dojdzie do ślubu, zdjęcia wywołały spore zamieszanie.

Ślub zaplanowano podczas przedłużonego, zimowego weekendu. Genevieve urządziła sobie wieczór panieński, głośny i huczny, w Nowym Jorku, zapraszając znajomych i nie kryjąc się z niczym. Padalec nie urządził wieczoru kawalerskiego, potem tylko ukuł plotki, jakoby wyjechał z Jensenem, Mike`m i Chrissem do Palm Springs. Żadnych zdjęć z obu imprez, ani Padalca, ani Genevieve, nie było, w związku z czym nikt nic nie mógł udowodnić. Fandom wciąż nie wierzył w ślub. Jensen czasami też w niego nie wierzył.

Wiadomość o ślubie gruchnęła na dzień przed ślubem. Jensen nie obserwował, co się dzieje w internecie, postanowił zrobić to już po całym występie. Rodzina Cortese gremialnie zjechała do Idaho, ukazując swój splendor nowobogackich hodowców bydła i biznesmenów, ceniących sobie wartości rodzinne i traktujących swoje córki nieco jak własność prywatną i kapitał w jednym. Jared uśmiechał się, podawał rękę, rozmawiał, i generalnie wyglądał jakby przybył tutaj na rozmowę o pracę. Genevieve uśmiechała się i popłakiwała we wzruszeniu. Najwyraźniej marzyła o heretyckim ślubie już od dawien dawna i traciła nadzieję, że go dostanie, zaspokajając swoje i rodzinne pragnienia na temat białych ślubów.

Jensen został zaproszony i był drużbą. Ustawiony w rządku z innymi drużbami, w garniturze, który pił pod pachami, z maską dumnego starszego brata, Ackles obserwował, jak ojciec Genevieve, przysadzisty, łysawy mężczyzna o przenikliwym wzroku i grubych, spracowanych dłoniach, prowadzi swoją córkę do Jareda. Padalecki odegrał scenę nad wyraz przekonująco. Ukłonił się, pocałował narzeczoną, roześmiał z żartu jednego z kuzynów w pierwszym rzędzie.

Jensen nie słuchał słów przysięgi małżeńskim, obserwował tylko pierwsze rzędy, obsadzone rodziną, i twarz Jareda. Nie po raz pierwszy doszedł do wniosku, że Padalecki jest świetnym aktorem. Jego zdenerwowanie i napięcie można było tłumaczyć sobie jako stres nowożeńca, postawionego w nowej sytuacji. Jensen wiedział lepiej, wszystko było zagrane. Aktor rzadko kiedy spieprzał scenę, gdy przygotowywał się do niej kilka miesięcy i wiedział dokładnie, czego od niego oczekują.

Jared nie miał na niego czasu. Kręcił się pośród rodziny, zagadywał, śmiał się i pozował z Genevieve do zdjęć. I tak było lepiej. Jensen, zaprawiony whisky mógł powiedzieć coś niestosownego, albo zachować się niestosownie, a nie potrzeba było im większego rozgłosu.

Jensen czuł się dziwnie, pośród całego tego rozgardiaszu. Znał niewielu gości poza rodziną Padalca, a z nimi lepiej było zbyt blisko teraz nie stać. Sherry Padalecki najwyraźniej nie miała tego problemu, ponieważ, gdy tylko Jensen przyszedł przywitać się, pociągnęła go do swojej matczynej piersi i uścisnęła, głaszcząc po policzku. Gdy odsunęli się od siebie, mama Jareda miała mokre oczy. W swojej skromnej, czarnej sukni, zakrywającej jej mamowate, okrągłe ciało, z upiętymi włosami i subtelnym makijażem, wyglądała jak bogini. Całkowicie niehollywoodzka bogini.

"No w końcu podszedłeś. Już myślałam, że cię tu wcale nie będzie, Jensen."

"Nie mógłbym opuścić ślubu przyjaciela."

Sherry uśmiechnęła się drżąco i zaśmiała, łapiąc go za rękę i poklepując czule.

"Masz rację. Nie mógłbyś, żebyś chciał."

Jensen poczuł nagły przypływ uczuć dla tej drobnej, grubawej kobiety, która wychowywała tak uczciwie swoje dzieci, wszystkie jak jeden mąż roześmiane, otwarte i zgodne. Jared też byłby taki, gdyby wybrał inny zawód, ale Jared nie byłby szczęśliwy, gdyby tak zrobił. Sherry to wiedziała i pomimo bólu, aprobowała.

"Zawsze jesteś u nas w domu mile widziany, Jensen." powiedziała Sherry, wciąż uśmiechając się szeroko.

"Tak jak Sandy?" zapytał, i zaraz pożałował pytania, ale Sherry tylko pokiwała głową.

"Jesteście naprawdę wspaniałymi aktorami. A teraz chodź, siadaj z nami, nasz stolik jest tam, przy oknach. Pogadasz sobie z Jeffem. Wiesz, że urodziło mu się miesiąc temu nowe dzieciątko? Może pozwolą nam je pokazać... taka mała, kochana kruszynka!"

Jensen nie chcąc siedzieć samotnie i pić samotnie cały wieczór, przyjął zaproszenie i szybko został wessany w łono klanu Padaleckich. Megan podekscytowana relacjonowała mu swoją ostatnią wyprawę po peruwiańskim płaskowyżu i piała nad swoim nowym chłopakiem, który nie mógł przybyć, bo zatrzymały go bardzo ważne sprawy w pracy. Jensen słuchał z wielką uwagą, pochłaniając nadziewane papryką oliwki i potakując w odpowiednich miejscach. Gdy Megan poprosiła go na parkiet, zreflektował się i obtańcował ją dokładnie, ją, Sherry i żonę Jeffa, która zaczerwieniona jak piwonia, wciąż zerkała w stronę męża.

Jensen już zapomniał, że przy ludziach z codziennej, szarej rzeczywistości jest kimś pięknym, przystojnym. Kimś jak z filmu. Kobiety tańcząc z kimś takim, zwłaszcza wyszczotkowanym, wypomadowanym, wypachnionym i wyćwiczonym w small talku, czuły się jak w siódmym niebie, jednocześnie speszone na poczet swoich zwykłych partnerów. Tylko potem one wracały na miejsca, do swoich zwykłych partnerów, roześmiane i promieniejące, a on zostawał sam.

Ostatnie dni lutego płynęły o wiele za wolno. Genevieve robiła sesje fotograficzne ze swoimi druhnami, wyglądając przy swoich zdrowych rozmiarach kuzynkach jak wygłodzony kot syjamski. Kolejne fale rodziny przemielały się przez klub, plotkując i dywagując na temat przyszłych potomków Jareda i jego ślicznej żony.

Jensen nie pił podczas pierwszego dnia wesela, ale podczas drugiego za kołnierz nie wylewał. Jeff dzielnie mu sekundował, przy czym wysiadł około północy. Mięczak. Jensen był profesjonalistą w upajaniu się przy minimalnych skutkach ubocznych. Pił, zagryzał rybą, po czym pił dalej, z łagodnym uśmiechem obserwując roztaczający się przed nim spektakl. Drugiego dnia impreza przeniosła się do intymnej, skromnej restauracji, w której przy przyciemnionych światłach, przy czterdziestu stolikach, małymi grupami bawili się goście. Jared i Genevieve siedzieli w centralnym miejscu sali, on wyprostowany, czerwonawy na twarzy, wzruszony, ona uśmiechnięta cała, rozpromieniona, przylgnięta do ramienia Padalca i wspierająca się na nim mocno. Miała piękną suknię, chyba nawet piękniejszą niż ta ślubna, przerobiona z sukni jej matki. Ta kreacja przynajmniej nie podkreślała swojej chudości aż tak bardzo.

Około trzeciej nad ranem Jared podszedł do Jensena, akurat, gdy ten, po raz nie wiedzieć który, wyszedł z łazienki. W ciemnym, pustym korytarzu, przy marmurowych rzeźbach cezarów. Padalec wydawał się jakby wyższy, potężniejszy. Dorosły. I nieprzyjemnie poważny. Jensen pozwolił objąć się i zatonął na chwilę w ogromniastych ramionach Padaleckiego, wdychając zapach jego wody kolońskiej, koniaku i podkładu. Jared musiał na swojej uroczystości mieć makijaż, podobnie jak wszyscy celebryci. Było to w jakiś sposób uspokajające.

"Nie wiem, co powiedzieć." wymruczał Padalec i położył brodę na głowie Jensena, zmuszając go, żeby ułożył mu się na piersi. "Po prostu nie wiem."

"To nic nie mów." westchnął Jensen posępnie.

"Muszę tam zaraz wracać. Nikt nam jakiegoś zdjęcia cichcem nie zrobił?"

"Nie, pilnowałem. Zdjęcia same profesjonalne, strzelane przez fotografa. Facet jest kupiony a my się pilnujemy. Masz idealny ślub w Idaho, Jay."

Jared zaśmiał się złamanym głosem, uścisnął raz jeszcze Jensena, po czym puścił go z zakłopotaniem. Poprawili sobie klapy smokingów, zmierzwili włosy.

"No. Dam radę." Jared potrząsnął głową i trzasnął się dłońmi po policzkach.

"Dasz radę, Padalec. Z uśmiechem i do przodu."

Wrócili oddzielnie, jak szpiedzy, z maskami na twarzach i uśmiechami twardo na miejscu. Genevieve zaraz przytuliła się do boku swojego bajkowego męża, aby kontynuować swój bajkowy ślub, a Jensen od razu ruszył w kierunku barku. Słyszał, jak whisky do niego woła i czuł, że tym razem upije się na serio.

Nie pamiętał, kto odprowadził go do pokoju, kto pomógł mu rozebrać się i wczołgać do łóżka. Nic nie pamiętał i o niczym nie chciał myśleć. Wciąż miał przed oczami srebrzystobiałą suknię Jennifer, zwanej Genevieve, i szerokie, potężne, dorosłe ramiona Padalca. Za oknami zaczynał padać śnieg, gęsty, puchaty i zabójczo cichy. Ostatnie dni lutego... A może to już marzec? Chyba nie powinno tak śnieżyć w marcu. Nawet tutaj, w Idaho, pośrodku doliny, upstrzonej polami golfowymi, stadninami konnymi i rezydencjami. Pośrodku doliny, gdzie Padalecki odegrał oblubieńca, a Genevieve jego lilię Szaronu. Może jednak nie powinni zaczynać czegoś, czego nie potrafią skończyć? Może Jared i Jensen powinni rozstać się zanim to wszystko się zaczęło, zanim wpletli swoje kariery w heterycką intrygę, zanim się tak symbiotycznie zrośli. Przeklęty Padalecki. Przeklęty Robert K. Przeklęte Supernatural. Przeklęte Idaho, miasteczko pełne pięknych, czarnowłosych kobiet o południowej urodzie, elitarnych klubów, rasowych koni i końców marzeń.

Jensen zasnął w końcu, zmęczony głupimi myślami, z ramieniem zarzuconym na swoją zmiętą marynarkę i wystawionym spod kołdry, nagim udem, które już zaczynało marznąć.

/////////////////

Trzeci dzień był mroźny i prześwietlony słońcem. Część uroczystości odbyła się na zewnątrz, pogadanka pastora, rodziców, ponowna fala życzeń, historii dotyczących obu nowożeńców. Pokaz slajdów ożywił nieco towarzystwo, Padalec w wieku lat czterech na huśtawkach i mała, czarnowłosa dziewczynka, która po trzydziestu latach stała się małą, czarnowłosą kobietą. Genevieve nie wyglądała na swoje lata, podobnie jak Jared, chociaż patrząc na jego pogłębiające się linie na czole, botoks już na Padalca czekał. Jensen wiedział o botoksie wszystko. Danneel właśnie zrobiła sobie botoksem czoło i gadała o tym nieustannie, opowiadając o skutkach ubocznych i słynnych nieudanych operacjach wielkich gwiazd. Usta Angeliny Jolie, kości policzkowe Cher, podbródek Lindsay Lohan. Jensen przez osmozę z Danneel obznajomił się z każdą bardziej spektakularną wpadką chirurgii plastycznej. Harris nie obawiała się jednak błędów w sztuce lekarskiej, twierdziła, że jest jeszcze młoda, a trochę botoksu jej nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie. Akurat jej się zmarszczki mimiczne wyrównają przed ślubem.

Ackles zdecydował, że jego zaślubiny odbędą się w kwietniu. I nie będą tak snobistyczne, na jakiś rozległych posiadłościach, przy koniach podkutych srebrnymi podkowami. Ślub Jensena będzie normalny. Tak normalny, jak tylko zakłamane imprezy rodzinne mogą być. No i do kwietnia botoks Danneel powinien się już uleżeć jej na twarzy, podobnie jak ślub Padalca w żołądkach rozgoryczonych fanek.

Siedział w końcowym rzędzie, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, nie słuchając wywodów, śmiesznych anegdot ani żartów. Mróz szczypał go w policzki, ale nie było tak zimno jak w Vancouver na wiosnę, więc przeżył. Genevieve odegrała scenę małej kobietki zmarzniętej i szukającej ciepła, a Jared z chęcią odegrał gorącego mężczyznę, dbającego o swoją małą kobietkę i przygarniającego ją do siebie co chwilę. Ładnie razem wyglądali, chociaż chemii między nimi nie było. Ich interakcje były bardzo nacechowane braterskimi uczuciami i lekkim dyskomfortem, jeżeli chodziło o intymne gesty. Nikt nie narzekał. Widać chemia, tak potrzebna w filmach, na planach seriali i ogólnie w przemyśle filmowym, w prawdziwym życiu zdarzała się niezwykle rzadko i na ślubach nie była wymagana. Żaden z gości nie wypowiedział niepochlebnego, czy przynajmniej neutralnego zdania. Wszyscy zachwycali się świeżością, czułością i widocznym zauroczeniem państwa młodych. Nikt nie rozpoznał gry. Jensen przypuszczał, że rodzina Padaleckiego też by nie rozpoznała, gdyby jej nie wtajemniczono.

Pod pretekstem, który był pretekstem tylko częściowo, Jensen wymówił się bólem głowy i na dwie godziny wrócił do swojego pokoju, zdrzemnąć się. Padalec zerkał na niego i Ackles czuł, że Jared nie chce zostać z tym wszystkim sam. Tak, jakby Jared zawsze był sam, gdy nie było z nim Jensena. Ackles potrząsnął głową z wyrozumiałym uśmiechem, po czym schronił się w mrocznych hotelowych przejściach. Zmulony, spowolniony i zły, przespał się, a jego sen był płytki i męczący. Nie był przyzwyczajony do przebywania z taką ilością obcych ludzi. Pewnie, grał w filmach, obcych ludzi spotykał na pęczki, ale ci tutaj byli inną kategorią obcych. Ci tutaj byli gośćmi, widzami spektaklu, zgromadzeni na uroczystości a nie przy projekcie i pracy. Inny tłum, rodzinny tłum, mocno działał Jensenowi na nerwy.

Po obiedzie, którego nie mógł prawie przełknąć i tylko za przyczyną Sherry w ogóle do niego zasiadł, Ackles wziął udział w zdjęciach ogrodowych pana młodego. Uśmiechał się, ustawiał do zdjęć z braćmi, kuzynami i przyjaciółmi Padalca. Wyglądał jak hollywoodzka gwiazda na tle różnorodnego, dojmująco nieidealnego tłumu. Nie chciał tego, więc odsuwał się w bok. Pilnował, żeby na zdjęciach ustawiać się na samych rubieżach kadru, z dala, w cieniu. Nauki Kima jednak przydały się i w życiu pozafilmowym. Jensen wiedział jak się ustawić i jak się uśmiechnąć, żeby wtopić się w tłum. Na tym ślubie Jensen Ackles był jedynie tłem i tak powinno pozostać.

Wymknął się po angielsku, umykając do swojego pokoju i z ulgą rzucając garnitur w kąt, zapadł się w poduszki. Pachniały świeżością, proszkiem do prania i krochmalem. Nie pachniały domem. Ze złością zarzucił na nie swoją koszulę i położył się, wsuwając się pod przykrycia.

Resztę dnia spędził w ten właśnie sposób, drzemiąc i przewracając się w obco pachnącym łóżku. Na szczęście nikt już na niego nie patrzył, więc mógł przestać się uśmiechać. Cała gęba go od tych uśmiechów bolała. Odsypiał to wszystko, tyle dobrego z tego całego ślubu, że odpoczął. Obudził go dopiero Jared, pukając grzecznie do drzwi i zapraszając na rodzinna kolację. Jensen nie chciał iść, ale nie mógł zostawić Padalca samego w tym wirze, więc poszedł.

"Przepraszam, powinienem cię wspierać, a ja poszedłem spać..."

Padalec spojrzał na Jensena z bliska, jego oczy miękkie, jego usta niespotykanie wrażliwe.

"Daj spokój. Gdybym mógł, zrobiłbym to samo, co ty. A najlepiej z tobą. Chodź, kolacja czeka."

///////////////

Reszta ponurego żartu z instytucji małżeńskiej, tradycji chrześcijańskiej i ogólnie przyjętej moralności potoczyła się dość szybko. Pośpiesznie zorganizowany ślub i pośpiesznie puszczone do internetu, profesjonalne zdjęcia. Rodzina Cortese robiła Jaredowi delikatne wymówki, że tak szybko musi opuszczać swoją młodą żonę, ale wszyscy wiedzieli, że persona aktora była dla Padalca istotniejsza niż ich zdanie. Genevieve poparła swojego męża. W końcu także była aktorką. Co prawda obecnie bezrobotną, ale zawsze.

"No, przynajmniej teraz wiem, że nie skończysz jako sprzedawczyni w sklepie." rzekł ojciec Genevieve, najwyraźniej usiłując zażartować z córki i jej kariery. Jared i Genevieve roześmiali się sztucznie, reszta gości zawtórowała im zakłopotana, a Jensen westchnął i dopił swojego drinka. Zabajona brandy z lodem waniliowym dobrze robiła na rodzinne faux pas.

Genevieve poleciała z Idaho do L.A. ponieważ miała właśnie zacząć kolejny casting do trzecioplanowej roli i zrobić sobie kilka ładnych sesji zdjęciowych do portfolio. Jared obwieścił publicznie, przy reporterach, czekających na nich na lotnisku, że już tęskni za żoną, że będzie mu bardzo ciężko w takich warunkach wracać do Kanady, bo zostawia swoją małą panią właśnie teraz, kiedy chciałby przy niej jak najbliżej być. Ale niestety, życie aktora nie jest bajką, kontrakt podpisany, praca czeka. Oboje z żoną muszą respektować swoje kariery. Jared był przekonującym kłamcą, grał, łgał, dopowiadał i koloryzował, a prasa to łykała, razem ze zdjęciami i jego nowym, czerwonym szalikiem, podobnym do szalika Genevieve. Jensen przypuszczał, że Jared za każdym razem, kiedy sprzedaje swoją brodę, zaczyna na chwilę wierzyć w to, co mówi, tak, jakby działo się to naprawdę. Uwierzytelnienie, typowy zabieg w kunszcie aktora. Jared był mistrzem uwierzytelnienia.

Wrócili do Vancouver pierwszego marca. Prosto w urodziny Jensena.

"Wszystkiego najlepszego z okazji trzydziestych trzecich urodzin, Jen." wymamrotał Jared, gdy już weszli do przedpokoju i rzucili bagaże w kąt. "Mam w zamrażarce lody waniliowe, możemy je polać czekoladą i zjeść w ramach świętowania twojego wieku chrystusowego."

Jensen uderzył Jareda w ramię, po czym usiadł na szafeczce i zaczął mozolnie zdejmować buty. Zima w Idaho nijak się miała do zimy w Vancouver. Jensen miał wrażenie, że jest zmarznięty do kości, rozbiera go jakieś choróbsko i bardziej niż urodzinowych lodów potrzebuje teraz gorącej herbaty i aspiryny.

"Nie chcę lodów, Jay. Chcę czegoś gorącego. Gardło mnie drapie."

Jared uśmiechnął się zza swojej potarganej od zimowej czapki grzywki, po czym szeleszcząc anorakową kurtą usiadł pomiędzy nogami Jensena, przysuwając się do niego sugestywnie. Jensen patrzył na Padalca jak na wariata, gdy ten bez ceregieli oparł mu się ramionami o uda. Pachniał wiatrem, mrozem i był kompletnie, obrzydliwie, uwodzicielsko przystojny. Mocna szczęka, twardo zarysowany kark, lekko skośne, kocie ślepka, kaprawy nochal i zaróżowione uroczo policzki.

"Nie chcesz loda? Może to zamiast loda ciebie mam polać gorącą czekoladą?"

Nastrój Jensena zdecydowanie się poprawił.

Tym razem nie zarwali szafki, ani nie zdemolowali żadnego domowego sprzętu. Tym razem było łagodnie i spokojnie, a usta Padaleckiego były wyjątkowo czułe. Ackles doszedł z miękkim okrzykiem i spiął się cały, usiłując walczyć z przyjemnością, walczyć o kontrolę. Nie dał rady. Jared powiódł mu dłońmi po wewnętrznej stronie ud, kojąco, łagodząco. Padalec nie chciał przyjąć od Jensena żadnego zadośćuczynienia, nie chciał odwzajemnienia przyjemności, którą dał. A lody Padalec potrafił robić wyśmienite.

"Jeszcze raz wszystkiego najlepszego." Jared westchnął i położył głowę na nagim udzie Jensena. "To co? Herbata?"

"Herbata." zaśmiał się bez tchu Ackles.

Dom w Vancouver był dokładnie taki sam, jak go zostawili. Jensen skonstatował to ze zdziwieniem, chociaż w sumie było to oczywiste. Dlaczego niby dom miał się jakoś zmienić po teatralnym ślubie Padaleckiego z brodą? Niezmienność mieszkania, ich wspólnych naczyń, kubków, prania, wspomnień, tylko udowadniała, że ważne rzeczy mimo wszystko pozostały na swoim miejscu.

end

by Homoviator 06/2011

ps. autor uprasza o komentarze tych, którzy wciąż ten tekst czytają :) bo schodzimy do lądowania i wen musi być zwarty i gotowy, a nic tak wena nie zwiera jak komentarze :) *szept* i koralgol :D

jensen ackles, rps, slashy content, fanfiction, jared padalecki, na moście w Vancouver

Previous post Next post
Up