fikaton 9, dzień dziewiąty

Oct 10, 2010 01:05

tytuł: decyzje
autor: soriso
fandom: merlin
spoilery: niech będzie do 3x03
ilość słów: 1364
a/n: niech ten fikaton już się kończy.
ten tekst jest sequelem (a właściwie bardziej takim przerywnikiem... wiele nowych rzeczy się nie dzieje) do tego, co napisałam drugiego dnia: dar. w zasadzie wypadałoby się najpierw zapoznać z tamtym. morgana, merlin, trochę artura, trochę morgana/artur.

Decyzje

10.

- Śniłam o tym. Wiem jak to się skończy.

Ostatni raz twarzą w twarz widzieli się w Camelocie. Morgana ma czerwono-żółte liście w gęstych, czarnych włosach opadających jej na plecy, na ramionach płaszcz wykonany z najwyższej jakości materiału, a w oczach furię i płynne złoto.

Merlin ani na chwilę nie spuszcza z niej wzroku. Jego spojrzenie jest spokojne i łagodne, i może właśnie to sprawia, że Morgana jest o krok od utraty panowania nad sobą.

- Tą samą rzecz można interpretować na wiele sposobów, Morgano - mówi. Głos ma niski i głęboki, tak bardzo różny od głosu chłopca na posyłki, niezdarnego służącego księcia. Jego słowa odbijają się echem po pustej komnacie, aż w końcu cichną zupełnie, a wtedy dodaje: - Sama wybrałaś tę interpretację. Twoje sny to nie zawsze rzeczywistość.

- Moje sny to przyszłość - wyrzuca z siebie ze złością.

- Historia nie jest wyryta w kamieniu. Możesz ją zmienić każdą decyzją, którą podejmujesz. To nie przeznaczenie.

- Moim przeznaczeniem jest być z nim - upiera się. Czuje narastającą wewnątrz siebie złość, z każdą sekundą wydaje się coraz większa i większa.

Merlin przez chwilę obserwuje ją bez słowa i może jej się wydaje, a może faktycznie przez jego twarz przebiega cień uśmiechu. Doprowadza ją to do szału, fakt, że sytuacja zdaje się nie wywierać na nim żadnego wrażenia.

- Morgano - zaczyna w końcu głosem, w którym słychać rozbawienie. - Jesteś z nim. Jeszcze o tym nie wiesz? Gdyby nie ty, jak myślisz, kim Artur byłby teraz?

Magia szczypie ją w palce, sprawia, ze gorąco uderza jej na policzki - zarumienione, odcinają się wyraźnie na tle bladej karnacji. Nie to miała na myśli.

- Jesteś z nim - powtarza Merlin. - Ale nigdy nie będziesz jego królową.

- Mylisz się - zapewnia puste pomieszczenie. - Wkrótce się o tym przekonasz.

Kilka sekund później podrywa się gwałtownie na swoim posłaniu. Jesień jest już późna, zimne powietrze sprawia, że Morgana drży. Oddycha głęboko, a kiedy wzrok przyzwyczaja się do ciemności i po obu swoich stronach widzi zarysy śpiących postaci, kładzie się z powrotem. Dreszcz, który ją przechodzi, tylko po części jest skutkiem chłodu.

Tej nocy już nie zasypia.

9.

Kiedy odzyskuje przytomność, wie już, że jest za późno, aby uratować Camelot.

Ma nadzieję, że nie jest za późno na ratowanie Artura.

Szybko wydostaje się z podziemi, uważnie nasłuchując za odgłosami walki. Marszczy brwi, kiedy nic nie słyszy. Nie ma pojęcia, jak długo był nieprzytomny. Gdy jest już na tyle blisko drzwi prowadzących na dziedziniec, żeby dostrzec, jak jasno jest na zewnątrz, przystaje zdumiony. Widzi szaroniebieskie niebo i rozświetlające je, nikłe promienie słońca. Zaczyna świtać.

- Cała noc - mówi cicho, niedowierzając. - Straciłem całą noc.

Dziedziniec, jak się okazuje gdy Merlin zbliża się do drzwi, wcale nie jest pusty. Na środku stoi wysoki, długowłosy mężczyzna odziany z piękną zbroję. Otacza go grupa ludzi. Układanka nie jest zbyt trudna, Merlin szybko orientuje się, kogo ma przed sobą.

- Panie - odzywa się jeden z rycerzy, występując do przodu. - Z tymi, którym udało się przeżyć, zrobiliśmy jak kazałeś.

- Książę Artur? - pyta Cendred.

- Nigdzie nie możemy go znaleźć, panie. Nie ma go wśród martwych, nie ma go wśród ocalałych. Być może udało mu się uciec.

- Szukajcie dalej - rozkazuje zimno król. - Szukajcie tak długo, aż będziecie w stanie poręczyć głową za to, że zrobiliście wszystko.

- Jak sobie życzysz. - Rycerze przyklękają na jedno kolano, a później zaczynają się rozchodzić. Kilku z nich zmierza w stronę schodów, więc Merlin czym prędzej odsuwa się od drzwi, a później biegiem puszcza się do komnat Gaiusa.

Tak jak przypuszczał, nie ma go tam. Chowa twarz w dłoniach, bo przez moment, jeden okropny, ciągnący się niemiłosiernie długo moment, nie ma pojęcia co robić. Przypomina sobie słowa Morgany, które udało mu się zarejestrować ostatkiem świadomości: to, co powiedziała o cierpieniu, o księciu, którego nie będzie nigdzie w pobliżu. Wie już, że nie ma czasu do stracenia.

Opuszcza Camelot, zanim słońce w pełni pojawia się na horyzoncie.

8.

- Lepiej będzie, jeśli pozostaną nieprzytomni na czas wędrówki - mówi Morgause.

Nadal stoją na wzgórzu. Morgana nie może oderwać wzroku od miejsca, które kiedyś, przez wiele lat było jej domem. Teraz jest tylko pokonanym zamkiem; jego król martwy, a książę porwany.

- Mogę to zrobić - odpowiada niedbale.

- Przed nami długa droga.

- Mogę to zrobić, Morgause - powtarza, tym razem nieco ostrzej, odwracając wzrok od Camelotu i patrząc swojej siostrze w oczy. - A jeśli zabraknie mi sił… pomożesz mi, czyż nie? W końcu pragniesz tylko mojego szczęścia - przypomina jej, tym razem trochę cieplejszym tonem.

Morgause odwraca wzrok.

- Tak - mówi w końcu. - Pomogę ci.

Morgana uśmiecha się lekko.

- Tak właśnie myślałam.

7.

- Najgorsze w tym wszystkim jest to - mówi Gaiusowi dwa dni po tym, jak smok uratował mu życie, odpowiadając na wezwanie - że nie mogę absolutnie nic powiedzieć Arturowi. Wyśmiałby mnie i zabił. Niekoniecznie w tej kolejności.

- Musisz znaleźć inne wyjście.

Merlin wzdycha i odsuwa od siebie talerz. Nagle nie ma ochoty na jedzenie.

- Gdyby tylko to było takie łatwe.

6.

- Merlin mnie podejrzewa - mówi na tyle głośno, żeby siedzący za konarem drzewa chłopak zrozumiał ją bez problemu.

Słyszy szelest liści i jest pewna, że tak się stało.

- Musimy go powstrzymać! - wyrzuca z siebie Morgause, a Morgana niemal parska śmiechem.

Tyle zamieszania przez jednego, nic nieznaczącego służącego. Sięga pamięcią do czasów, kiedy jeszcze byli przyjaciółmi, kiedy myślała, że może mu ufać, ale szybko otrząsa się z tych wspomnień. Nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości, nie przyniesie to nic dobrego.

- To nie będzie trudne - odpowiada zimno. Nie dba o to, co się z nim stanie, pod warunkiem, że będzie to bolesne. - Merlin już tu jest.

5.

Usiłuje sobie wmówić, że nie wie, czego może się spodziewać, gdy zaczyna ją śledzić, ale to nieprawda.

Wie doskonale. Ma tylko nadzieję, że tym razem się myli.

4.

Nigdy nie zastanawiała się zbyt długo nad tym, jak to będzie, zabić po raz pierwszy.

Sztylet wchodzi gładko w miejsce, którego nie zakrywa kolczuga. Rycerz otwiera usta, ale nie krzyczy, nie starcza mu tchu. Morgana uśmiecha się, kiedy spycha go z muru.

Nie sądziła, że okaże się to takie łatwe.

3.

- Morgana nie ma mi za złe tego, że ją otrułem - mówi i sam nie jest w stanie w to uwierzyć, te słowa nadal brzmią zbyt niedorzecznie, żeby mógł traktować je poważnie.

Gaius unosi brew.

- Czyżby? - pyta.

- To mi powiedziała. Mam nadzieję… Mam nadzieję, że to prawda.

Nie wspomina o uczuciu niepokoju, które nie opuszcza go odkąd Morgana powróciła do Camelotu. Teraz jego magia nie jest już jedyną obecną w zamku, teraz dołączyła do niej kolejna. I bez względu na to, jak bardzo stara się to zignorować, jest w niej coś dziwnego, coś, co nie daje mu spać po nocach.

- Nie tylko ty, chłopcze - odpowiada Gaius, mierząc go uważnym spojrzeniem. - Nie tylko ty.

2.

Jest wczesna jesień, kiedy z potarganymi włosami, brudną twarzą i z rozmysłem chwiejąc się na nogach przystaje pomiędzy drzewami, spoglądając na stojącego z wyciągniętym mieczem, gotowego do walki Artura.

W tej chwili nie musi nawet udawać. Naprawdę cieszy się, ze go widzi.

Gdy słyszy swoje imię padające z jego ust, podchodzi jeszcze kilka kroków, a potem opada na kolana. Artur jest przy niej w mgnieniu oka.

- Arturze - mówi z niedowierzaniem w głosie. - Myślałam, że już nigdy…

Nie daje jej dokończyć. Przytula ją ostrożnie, wplata palce w jej włosy i powtarza, że wszystko będzie dobrze. Że w końcu ją znaleźli i teraz nie ma się już o co martwić. Wraca do domu.

- Wiem - odpowiada cicho, opierając policzek na jego ramieniu. Za nim, kilka kroków dalej dostrzega Merlina i nawet z tej odległości rozpoznaje wyraz niepokoju na jego twarzy. Słusznie, myśli. Też by się bała na jego miejscu.

Zamyka oczy i wtula twarz w szyję Artura. Ten moment jest tylko dla niej. Resztą zajmie się później.

1.

Nie potrafi tego wyjaśnić, ale kiedy najpierw widzi zmarszczone brwi Artura, a później słyszy szelest łamanych gałęzi, ma przeczucie, że wie, czego może się spodziewać.

Serce staje mu w gardle, kiedy Morgana, wyglądając, jakby zaraz miała zemdleć z wycieńczenia, pojawia się w zasięgu ich wzroku. Obok siebie słyszy Artura, z niedowierzaniem wypowiadającego jej imię. Z wysiłkiem powstrzymuje impuls, który każe mu odwrócić się i uciekać jak najdalej stąd.

Przełyka ślinę, kiedy Morgana unosi wzrok i spogląda prosto na niego.

- Całe szczęście, że w końcu się odnalazła - mówi ktoś stojący obok.

- Tak - odpowiada powoli. - Całe szczęście.

Liczy na to, że następnym razem jego przeczucie okaże się błędne.

fikaton 9: dzień dziewiąty, fikaton 9, fandom: merlin, autor: soriso

Previous post Next post
Up