Znowu napisałam fika Damon/Alaric... Po fikatonie przyrzekałam sobie, że już ograniczam klawiaturę (po drodze mam ten staż dziennikarski i pisanie magisterki, prawie nie odchodzę od edytorów tekstu...). Ba, w wakacje przyrzekałam sobie, że nie będę pisać fików. Potem nadszedł drugi sezon Diariuszy Wampirów i moje szlachetne postanowienia poszły się gonić.
Za współtworzenie tego fika serdecznie dziękuję
mlekopijca, która z bananem na ryju dyskutowała ze mną, spazzowała, czytała, poprawiała i poganiała mnie (tak jak teraz, bo od 4 godzin to wklejam...).
fandom: Diariusze Wampirów \0/
postaci: A-LA-ric Saltzman, Damon Salvatore, Elena Gilbert, Stefan Salvatore, Katherine, gościnnie kurczak i uczniowie Mystic High
ilość słów: 6 261
spoilery: hmmm... to jest AU od finału 1 sezonu, ogólne spoilery do Katherine
zawiera: mój mózg, Skye mózg, Damon/Alaric, seks, przemoc, brzydkie słowa, rozkminy
Jest to remiks
tego tekstu z fikatonu, a bezpośredni sequel do mojej majowej
Śmierci po południu. Wklejam czym prędzej, żeby mnie jutro nie zjossowali czy coś. Oparte na śnie Skye z nocy 15/16 października 2010.
Proszę nie przejmować się panoszącym się pod spodem spamem.
PRAWO GOŚCINNOŚCI
1.
Alaric miał zły tydzień.
Ostatnie dwa lata jego życia były ogólne kiepskie, ale ten tydzień wypadał gorzej od średniej wyciągniętej z tego całego okresu. Zaczęło się od poniedziałku: zepsuł mu się samochód i musiał do szkoły pojechać rowerem. Co się w samochodzie zepsuło, stanowiło dla niego tajemnicę, bo w swoim TrailBlazerze potrafił co najwyżej wymienić żarówki. W każdym razie silnik zakrztusił się i zgasł, i ani nerwowe prośby i groźby, ani gorączkowe przekręcanie kluczyka w stacyjce nie pomogło na tę nagłą, niewytłumaczoną kapitulację wiernej dotąd maszyny.
Na rowerze było kurewsko zimno. (Alaric uważał za punkt honoru unikać brzydkich słów, kiedy stanowiło się wzorzec do naśladowania dla młodszych pokoleń. Miał nawet w kuchni na blacie taki mały słoik, do którego wrzucał dwudziestopięciocentówki, ilekroć wyrwało mu się ja pierdolę albo kurwa no. W tym tygodniu słoik znacznie się zapełnił.)
We wtorek przyszła do niego faktura za telefon komórkowy, opiewająca na kwotę znacznie przewyższającą jego skromny abonament. Wściekły Alaric, permanentnie przecież niedofinansowany i żywiący się głównie spaghetti z puszki i tanią whisky, zażądał wglądu w swój billing i odkrył, że w godzinach nocnych wykonał kilka naprawdę długich połączeń do będącego w innej sieci numeru 955 620 721, należącego, według jego komórki, do Salvatore’a D.
W czwartek okazało się, że zwołano dodatkową radę pedagogiczną ze względu na stan bezpieczeństwa uczniów. Alaric zdążył już poznać sposób postępowania dyrektora i spodziewał się, że ta pierdolona (dwadzieścia pięć centów) rada będzie trwała co najmniej dwie godziny. Nie mylił się. Rada trwała trzy godziny, a Alaric był głodny, zmęczony i w perspektywie miał jeszcze odwiedziny u miejscowego mechanika, wybitnie przypominającego jakiś dawny, jaskiniowy gatunek człowieka.
Do czasu, kiedy skończyła się rada, zakład oczywiście zamknięto.
Rozpacz jak zwykle pchnęła Alarica w ramiona Damona Salvatore’a, co było dość ironiczne, zważywszy, że stał on za częścią nieszczęść, jakie spadały na Alarica od dwóch lat - wliczając w to jego własną, tymczasową zmianę stanu skupienia na „martwy” oraz bardziej permanentną przemianę jego żony. Umysł ludzki podąża jednak tajemniczymi ścieżkami, więc któryś z układów neurologicznych w mózgu Alarica codziennie prowadził żmudną walkę z jego pamięcią, usiłując usunąć wspomnienia o Isobel w cień. Alaric czytał o tym; to ponoć taki opracowany przez ewolucję system niwelowania szkód wyrządzonych przez życie, umożliwiający w miarę bezbolesne codzienne funkcjonowanie.
Pchnięty we wspomniane ramiona, Alaric zapominał o swojej szlachetnej misji kształcenia (i kształtowania) przyszłych pokoleń, zapominał o słoiku, o mechaniku-troglodycie, swojej tragicznie niewielkiej pensji, nieopłaconych rachunkach, brzydkiej pogodzie i generalnie wszystkim, co nie wyglądało na najwyżej dwadzieścia pięć lat (ja pierdolę - ćwierć dolara), nie miało białych, nieco przerażających zębów i bardzo niebieskich oczu. Pchnięty w te ramiona, Alaric zapominał o swojej godności osobistej, zahamowaniach i lękach i pozwalał Damonowi zdzierać z siebie ubrania, przyciskać się do pościeli i robić ze sobą jakieś skandaliczne rzeczy, które sprawiały, że krew odpływała z mózgu szybciej niż promy startujące z Canaveral.
Po takich seksualnych sesjach Alaric długo dochodził do siebie. Damon, mistrz erotycznych gierek, na dodatek obdarzony niespożytymi siłami, przeciągał spotkania długo w noc, a kiedy Alaric zasypiał, po prostu go tam zostawiał i zabierał się do tego wszystkiego, czym się zajmował, kiedy nie prześladował ludzkiej (i nieumarłej) populacji Mystic Falls. W przerwach między próbami pozbawienia Alarica wyższych funkcji mózgowych i robieniem mu wielkich malinek na szyi (Alaric był pewien, że to za karę, ale bez słowa wkładał wysokie kołnierzyki i szaliki) poił go co lepszymi napojami ze swojego tajnego barku i od niechcenia wszczynał różne, często bardzo dziwne dyskusje. Wyglądało na to, że nie miał z kim chłopak pogadać. Nic dziwnego.
Pozostawiony samemu sobie Alaric na ogół profilaktycznie nie opuszczał pokoju, w którym do niedawna bez cienia refleksji dopuszczał się czynów niecnych z ostatnią osobą, z którą powinien się tychże dopuszczać; owijał się tylko kołdrą i odsypiał albo sięgał po jakąś książkę. Kiedy tylko ustępowało zamroczenie seksem i alkoholem, zwykłe nadchodziło wyrywanie włosów z głowy i wyrzuty sumienia. Wyobrażał sobie, że wyglądało to trochę jak talk show w jakiejś publicznej stacji telewizyjnej:
Czemu zadaje się pan z D. Salvatore’em?
Nie wiem. Jestem chyba zdesperowany. Wiem, że powinienem przestać, podpowiada mi to zdrowy rozsądek, ale nie potrafię.
Czy D. Salvatore nie rzucił na pana uroku?
To niemożliwe. Stosuję wszystkie środki przeciwko urokom, jakie tylko można. Codziennie piję herbatę z werbeną i noszę przy sobie jej świeże i suszone liście.
Czy mimo to nie boi się pan, że coś się panu stanie?
Oczywiście, że się boję. On jest nieprzewidywalny. Mógłby mnie skrzywdzić na tysiąc sposobów.
Czemu tego nie robi?
Skąd mam wiedzieć? Najwyraźniej dostarczam mu rozrywki. Poza tym to kwestia instynktu samozachowawczego: pogryzienie skończyłoby się dla niego ciężkim zatruciem, a ewentualny zamach na moje życie - bardzo upierdliwą zemstą. Bo, widzi pani, ja potrafię wracać z martwych jak, nie przymierzając, Łazarz, tylko że nie potrzebuję na to aż całej nocy.
Czy nie zdaje sobie pan sprawy z tego, że to, co pan robi, jest moralnie złe?
Oczywiście, że sobie zdaję. To część mojego problemu. Wiem, że to chore i niewytłumaczalne, wiem też, że nie potrafię sobie tego odmówić. To jak nałóg.
Czy na dodatek jest pan alkoholikiem?
Nie wiem, czy już się kwalifikuję, ale z pewnością jestem na dobrej drodze.
2.
W Tygodniu Zła, jak nazywał go w myślach Alaric, wyrzuty sumienia były lżejsze niż zwykle. Świat go prześladował - czemu nie miał sobie tego jakoś odbić? Co z tego, że akurat z Damonem Salvatore’em? W czym było to gorsze od zwykłego pijaństwa albo wplątania się w jakiś romans, z którego i tak by nic nie wyszło, bo Alaric (jest uszkodzony, ma problem z piciem, jest zbyt głęboko we wszystko wplątany) niespecjalnie się w tej chwili do tego nadaje? Dzień w dzień ludzie robią znacznie gorsze rzeczy i nie dosięga ich żadna sprawiedliwość. To łóżko, ta pościel, te ślady na jego ciele, nawet gorąco, z jakim powracały wspomnienia (kurwa), nie oznaczały, że Alaric aprobował jakiekolwiek działania wspomnianego Salvatore’a.
Być może byłby powrócił do jakiej-takiej równowagi, gdyby nie to, że w piątek, tak na zakończenie Tygodnia Zła, prawie zginął. Na stałe.
Tego fatalnego dnia obudził się z ćmiącym bólem w lewej skroni i twarzą przyciśniętą do poduszki. Po słońcu przebijającym się przez zasłony można było poznać, że jakiś czas temu nastał dzień. Szybki rzut oka na tarczę zegarka potwierdził tę teorię - była ósma rano. Potwierdził też to, co Alaric czuł przez sen - że Damon nieco za mocno ścisnął go za nadgarstki i zostawił na nich ślady palców.
Rozespany Alaric przewrócił się na plecy i podrapał po brzuchu nad bokserkami. Wspomnienia powróciły falą: Damon całujący go w bark, Damon całujący go w biodro, Damon pochylający się, żeby wziąć go do ust…
Wtedy dostrzegł Elenę stojącą w drzwiach. Miała na sobie kurtkę, jakby co dopiero przyszła z dworu i przyglądała mu się badawczo.
- Elena?! - Nakrył się szybko prześcieradłem. - Co tu robisz?
Był zbyt pochłonięty własnym wstydem, żeby się zorientować, że ona ma większe prawo przebywać w tym domu niż on.
Elena nie powiedziała nic. Zbliżyła się powoli do łóżka, nic sobie nie robiąc z wyrazu przerażenia, jaki musiał pojawić się na jego twarzy, chwyciła za rękę, którą się podpierał, bezceremonialnie ściągnęła mu pierścień z palca i odrzuciła za siebie.
- Wszyscy to tu noszą - powiedziała, siadając na brzegu łóżka. - Sprzedają takie u Chińczyka na rogu czy co?
Alaric wreszcie pojął, że to nie koszmar z gatunku „poszedłem bez spodni do pracy”, tylko coś znacznie gorszego. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, po gołych plecach przebiegł dreszcz. Zaczął przebierać nogami, żeby się odsunąć, ale stopy ślizgały mu się w pościeli.
Katherine - bo to była ona, bliźniaczo podobna do Eleny, inna tylko w języku ciała i tonie głosu - nachyliła się, złapała go za brodę i brutalnie pokręciła jego głową w obie strony.
- Co za mięczak - powiedziała z niesmakiem. - Nawet z ciebie nie pije.
Powąchała go. Alaric skrzywił się i szarpnął, ale jej uścisk był jak ze stali.
- Werbena. To wiele wyjaśnia. Ale nie wszystko - popatrzyła na niego z powątpiewaniem. - Co tu robisz, chłopczyku, hm? Dostarczasz mu rozrywki?
- Nie jestem chłopczykiem - wydusił przez zaciśniętą szczękę Alaric. - I zatrujesz się mną na sto procent.
- Ojej, nie powiedzieli ci, że to dla mnie żadna przeszkoda? To niedobrze. Hm… w sumie nie jestem głodna - zastanawiała się na głos. - Ale skoro przypomniałeś, to czemu nie?
Alaric walczył rozpaczliwie, ale to wszystko było na nic. Katherine wprawnie złapała go za nadgarstki, przycisnęła do łóżka i pokazała mu cały garnitur swoich ostrych zębów. Nie przestraszył się; zamknął tylko oczy, zastanawiając się nagle, czy nie powinien był jednak spróbować chodzić do kościoła i czy to nie ustrzegłoby go przed znalezieniem się w tej sytuacji - i co w ogóle robi się przed śmiercią, jak jest się niewierzącym, bo przecież nie modli? I: ja pierdolę, klasyczna ostatnia myśl.
Katherine wgryzła się w jego tętnicę. To uczucie było znacznie inne niż to, którego doświadczył, kiedy Damon przebił go jego własnym kołkiem. Wydawało się, że ucieka z niego znacznie więcej niż krew - także życie, esencja, ta biologiczna energia, która wprawia ciało w ruch. Pole widzenia zawężyło mu się do ciasnego tunelu, na końcu którego widział belkowany sufit pokoju. Obraz falował wraz ze słabnącym pulsem.
Gdy z nim wstępnie skończyła, jego ciało było tak ciężkie, że nie mógł unieść ręki. Nie bardzo wiedział, dlaczego jeszcze żyje - ktoś jej przerwał czy chciała przedłużyć agonię?
- O, cześć. - Znajomy głos! Alaric przewrócił się z trudem na bok. Katherine wprawdzie zasłaniała mu częściowo widok, ale dalej, w tle, zauważył kawałek ramienia w skórzanej kurtce. - Oj, Katherine, Katherine, znowu poczęstowałaś się czymś, co nie należy do ciebie?
To Damon - dotarło w końcu do Alarica. - Przehandluje mnie. Już po mnie. Gdyby to był Stefan…
- Nie zostawia się takich kąsków na wierzchu, Damon. Zresztą, co ja mówię? Kąsków? Nie był nawet nadgryziony, zanim się za niego nie wzięłam. Niczego cię nie nauczyłam?
- Może czekałem, aż skruszeje? - zasugerował Damon. Głos wydawał się dobiegać z bardzo daleka, mimo że jego właściciel stał niedaleko łóżka, zaraz za progiem pokoju. - W każdym razie: mogłabyś nie dotykać moich rzeczy i spadać z mojego pokoju?
- Hej, czy to nie jest przypadkiem mąż Isobel? - Katherine złapała Alarica za włosy i potrzasnęła nim lekko, jakby chciała sprawdzić, co wypadnie. Zrobiło mu się niedobrze. - Czy pomyliłam osoby? Ci żyjący wszyscy wyglądają tak samo.
- Może lubię zestawy? - odpalił Damon. - Zupełnie tak jak ty.
Przez chwilę panowała cisza, a potem coś pękło ze strasznym trzaskiem. Alaric uniósł głowę i odkrył, że był to sekretarzyk, na który Damon rzucił Katherine, a który poszedł właśnie w drzazgi. Triumf był krótkotrwały: Katherine była tak szybka, że aż rozmazywała się w oczach. Kiedy coś wyleciało przez okno z brzękiem pękającego szkła, a w pokoju zostały tylko dwie osoby, Alaric zdał sobie sprawę, że Damon przywitał się z piaskiem na podjeździe.
3.
Damon miał wbrew pozorom dość silne poczucie przynależności. Albo odwrotnie: dość silne poczucie, że niektóre rzeczy należały do niego. Jak na przykład ten dom. Nie był technicznie jego, ale lubił czasem wrócić na stare śmieci. Albo to miasto: to była jego mała, stara ojczyzna, tu się urodził, tu umarł, tu rozpoczął nowy, wspaniały rozdział swojego życia po drugiej stronie lustra, tu wracał siać zniszczenie i chaos. Albo Alaric: to Damon go tak - pośrednio - ukształtował, to za jego, Damona, sprawą pan Saltzman, magister historii, przyjechał do Mystic Falls i kroczył po cudownej cienkiej czerwonej linii.
Damon nie lubił, kiedy ktoś odbierał mu to, co mu się należało. A jeszcze bardziej nie znosił, kiedy ktoś rozstawiał go po kątach.
Wyrzucony przez Katherine przez wielkie, panoramiczne okno poszybował nad balkonem, przeleciał nad swoim samochodem (na szczęście…), przetoczył się kawałek po podjeździe i prawie wpadł twarzą w klombik.
Kiedy się podniósł - z piaskiem zgrzytającym w zębach i najeżony kawałkami szkła jak poduszka do igieł, z ulubioną kurtką w strzępach - był wściekły do tego stopnia, że drżały mu ręce i miał klarowny, czysty umysł, w którym figurował już tylko natychmiastowy odwet.
Nie otrzepał się nawet; wbiegł do domu, potknął się o próg, zaklął, prawie się wywrócił i zobaczył prototyp broni przeciwwampirycznej, który przywlókł i zostawił koło swojej kurtki Alaric. Zgarnął go odruchowo, przeciął salon i pobiegł do góry, przeskakując po kilka schodów na raz. Gdy wpadł do pokoju, Katherine karmiła Alarica swoją krwią.
- Tak nie będzie - wycedził przez zęby i wpakował w nią dwa zaostrzone kołki.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała spokojnie Katherine, wstając i wyrywając je z siebie, jakby tylko ją ukłuł. - Zastanów się, Damon, kochanie.
- Tak to jest, jak się pogwałci święte prawa gościnności, „kochanie”. - Damon pociągnął za cyngiel i wystrzelił dwa kolejne.
To ją zezłościło: widział, jak białka jej oczu i żyły wokół oczodołów ciemnieją i napełniają się krwią. Dobrze. Chciał, żeby straciła panowanie nad sobą.
Dalsze pięć minut było bezładną gonitwą po domu, połączoną rzucaniem w siebie zabytkowymi sprzętami i coraz to bardziej wymyślnymi wyzwiskami. Kiedy Damon poczuł, że traci siły i ustępuje pola, odpuściła sobie; jak zwykle, kiedy przestawała się dobrze bawić.
- Do zobaczenia, mięczaku - powiedziała na do widzenia.
Damon odrzucił kołkownicę i usiadł na skórzanej kanapie. Odłamki szkła wbiły mu się w dół pleców, więc wstał, nalał sobie solidną porcję whisky i wychylił ją jednym haustem. Właśnie wyciągał telefon, żeby przedzwonić do Stefana, kiedy usłyszał kroki na schodach.
Alaric. No tak.
- Rick! Żyjesz?
- Tak można to nazwać - odpowiedział ponuro Alaric. Poruszał się nieco chwiejnie i miał na szyi i twarzy czerwone zacieki, ale zdołał się ubrać. - Dała mi swoją krew, Damon. Nic mi nie jest.
Damon otworzył usta, ale nie wiedział, co powiedzieć. „Przepraszam”? Za co miał przepraszać, swoją i Stefana psychotyczną eks? Przecież jej nie kontrolowali. Że go nie dopilnował? A czy to w jakiś sposób jego obowiązek? Że dom był niebezpieczny? Oczywiście, że był.
- Znalazłeś swój pierścień? - zapytał w końcu.
Alaric bez słowa pomachał palcami prawej ręki, na której błyszczał sygnet i zajął się dopinaniem koszuli. Wyglądało na to, że jest w szoku.
- To ta twoja kołkownica ocaliła nam tyłki - kontynuował beztrosko Damon. - Musimy pomyśleć o seryjnej produkcji.
Alaric nie odpowiedział. Wyciągnął z kieszeni spodni chusteczkę i wytarł nią czerwone ślady na brodzie. Potem zabrał Damonowi komórkę i wybrał na niej jakiś numer.
- Co ty robisz? - zapytał zbity z pantałyku Damon.
- Wzywam taksówkę i jadę prosto do domu, a czego się spodziewałeś? Tak - odezwał się do mikrofonu. - Przy telefonie Alaric Saltzman, poproszę taksówkę pod Pensjonat Salvatore’ów. Dziękuję.
Damon wyrwał mu telefon i potrząsnął głową.
- Co? Kto wyjmie mi to szkło z pleców, którego się nabawiłem, bawiąc się w bohatera?
- Nie wiem, Damon, zadbaj o siebie. W tym jesteś doskonały. - Alaric zacisnął szczęki. - Wiesz co, dzisiaj byłem o tyle - o dokładnie tyle - pokazał na palcach - od zostania takim pierdolonym pasożytem jak ty. To chyba powinno wystarczyć za wytłumaczenie. Dwadzieścia pięć centów - dodał do siebie po chwili.
Damon nawet nie znalazł na to żadnej riposty. Stał tylko z telefonem w jednej ręce i szklanką w drugiej, przyglądając się, jak Alaric zakłada kurtkę, zapina ją pod szyję i wychodzi bez słowa. Nie zawiązał nawet sznurówek swoich traperów.
- To się, kurwa, nazywa ludzka wdzięczność - powiedział do siebie Damon. Ze złości cisnął komórką pod kanapę.
- Czemu nie odbierasz telefonu? - zapytał z pretensją Stefan, wracając do domu jakieś pół godziny później. - Co cię tak angażuje, że nie możesz podnieść słuchawki? Skąd w ogóle to szkło na podjeździe? Czemu w salonie jest taki bałagan? Nie można cię na chwilę samego zostawić. Gdzie jesteś?
- W łazience - odkrzyknął Damon. Siedział wykręcony na brzegu wanny, usiłując oczyścić swoje poranione plecy. - Katherine wyrzuciła mnie przez okno.
- Dlaczego?
- A dlaczego ona robi to wszystko, co robi? Durne pytanie, Stefan.
- Pomóc ci?
Damon bez słowa podał mu pęsetę.
- Musiałeś ją czymś rozzłościć - ciągnął Stefan, dłubiąc bezlitośnie pomiędzy jego łopatkami. - Nie wyrzuciłaby cię przez okno tak po prostu.
- Chciała przemienić Alarica, dobra? - wyrzucił z siebie Damon. - Daj spokój… Kto tak robi?
- Ty - przypomniał mu Stefan. - Od kogoś się tego nauczyłeś. Co z nim?
- Straumowany. Pojechał do domu.
- Teraz mi się przypomniało, o czym chciałem z tobą porozmawiać, zanim przestałeś odbierać telefon. - Kolejny odłamek okna panoramicznego został wydobyty z pleców Damona i powędrował z brzękiem do zlewu. - Potrzebujemy jakiegoś lokatora w domu. Sam widzisz, jak jest teraz niebezpiecznie. Dla nas, dla okazjonalnych śmiertelników…
- Kogo miałbyś na myśli?
- Alarica. Jest jedynym nadającym się do tego śmiertelnikiem, bo potrafi się bronić, nie da się go zabić na stałe i jest naszpikowany werbeną. Na dodatek lubi pomagać. Mógłbyś z nim porozmawiać.
Damon prychnął.
- Obawiam się, że w tej chwili to niemożliwe.
- Co? - zapytał z fałszywą troską Stefan, klepiąc go po ramieniu. - Historyk cię rzucił?
- O, bardzo zabawne, Stefan. Bardzo dojrzałe.
4.
Historyk faktycznie go rzucił. Historyk rzucił ich wszystkich, rzucił całe swoje drugie życie i poświęcił się edukowaniu młodzieży. Skąd Damon mógł o tym wiedzieć? Prosta sprawa, przechodził raz czy drugi obok domu Alarica i widział palące się u niego światło. Poza tym Alaric nie odbierał niczyich telefonów, nie wychodził nigdzie po zmroku ani nie pokazywał się w Grillu, a Elena twierdziła, że po szkole chodził jak struty.
Po trzech dniach takiego traktowania Damon obraził się na Alarica dokumentnie. Stefan nalegał na nawiązanie kontaktu, ale Damon zdążył Alarica poznać wystarczająco, by wiedzieć, że byłoby to pozbawione sensu. Kiedy Alaric coś sobie założył, trzymał się tego jak litery prawa i nic go nie mogło od tego odwieść. Dobry przykład stanowiła serwowana na zimno zemsta, jaką usiłował wywrzeć jakiś czas temu na Damonie. Cała ta inicjatywa obróciła się wówczas przeciwko niemu - o ile Damon pamiętał, zostawił Alarica z wielką dziurą w klatce piersiowej na dywaniku przed kominkiem - ale taka odwaga, taki tupet były godne podziwu.
Damon w sumie lubił Alarica (o ile można lubić jedzenie - powiedział złośliwy głos Katherine w jego głowie). Facet był konkretny, zdeterminowany, bardzo pragmatyczny. Nie lubił się rozdrabniać ani wdawać w jałowe dyskusje. Miał ciekawe, niebanalne poczucie humoru. Potrafił zaskakiwać - jak wtedy, gdy złapał Damona za poły kurtki, pchnął go na samochód i pocałował agresywnie. Damon nie spodziewał się, że znajomość z Rickiem mogłaby się skończyć w łóżku; właściwie to flirtował z nim bardziej dla zasady niż czegokolwiek innego. Damon flirtował z prawie każdym, kto mu się nawinął - ale nie każda z tych osób na to odpowiadała.
Długo się nie zastanawiając, zaciągnął Ricka do łóżka i to… to był doskonały pomysł. Alaric był kreatywny, entuzjastyczny i na dodatek chętnie uczestniczył w sadomasochistycznych gierkach, które Damon doprowadzał do perfekcji przez ostatnie sto coś lat. Fakt, że Alaric czuł przed nim pewien respekt, a Damon miał nad nim przewagę wyłącznie fizyczną (niczym innym nie mógł mu zagrozić, bo jak?) wprowadzał nową, ciekawą dynamikę do tego układu. Co więcej, z Alarikiem odczuwał te wszystkie ludzkie rzeczy - nagłe uderzenie krwi do głowy, nerwowe ściśnięcie w okolicach żołądka, przyspieszony oddech - które dotąd wywoływała w nim tylko jedna osoba, jako jedyna pozostająca niemal całkowicie poza jego zasięgiem.
Damon nie lubił jednak zastanawiać się nad przykrymi rzeczami. Był typowym hedonistą (Stefan nazywał go czasem „zdegenerowanym sybarytą”, co jego zdaniem nieźle brzmiało), naturalnie dążył ku temu, co dawało mu przyjemność i zadowolenie. To dążenie bywało nieraz pośrednie i nieoczywiste dla zewnętrznego obserwatora, natomiast sam Damon poddawał się mu bezwolnie i powstrzymując się zupełnie od autoanalizy. Introspekcję swojego brata uważał za słabość.
Po tygodniu ciszy na froncie wampiryczno-historycznym wyciągnął kołkownicę zza kanapy, rozłożył ją na stole w bibliotece i poprawił mechanizm wyrzutu. Potem podrzucił ją na próg domu Alarica. Po drodze spotkał jeszcze Liz Forbes, z którą odbył miłą, przyjacielską niemal pogawędkę; oba te wydarzenia wprawiły go w tak dziwny humor, że wziął samochód, pojechał na stację benzynową na trasie wylotowej na północ i w toalecie przegryzł jakiegoś przedstawiciela handlowego z Georgii. Nie uszkodził go szczególnie, a gdy chłopak wyszedł skołowany z łazienki, Damon zasugerował mu wielki kubek kawy przed ruszeniem w dalszą drogę.
Długo się przed sobą nie przyznawał, że trochę brakowało mu azylu, jaki gwarantował salon Alarica Saltzmana, ale kiedy kolejna poważna, post-kryzysowa rozmowa Stefana i Eleny skończyła się w łóżku, a on w swoim pokoju słyszał każde westchnienie i szelest pościeli, skapitulował.
Włamał się do domu przez okno w korytarzu, otrzepał dystyngowanie i naniósł trochę błota do salonu. Alaric miał tylko podstawową kablówkę, ale na jednym z kanałów leciał Brudny Harry. Damon ściszył telewizor prawie do minimum, zrobił sobie kawy, wziął jakąś gazetę (długie przerwy reklamowe) i zasiadł na kanapie.
Alaric zszedł na dół w środku nocy, w zielonych szortach, koszulce King Crimson i z wielką strzelbą w ręku.
- Co tu robisz? - zapytał groźnie. Trochę mu nie wyszło, bo był zaspany. - Jezu Chryste, Damon, byłem pewien, że to jakiś włamywacz.
Damon chciał odpowiedzieć, że wszystkich włamywaczy już zjedli, ale powstrzymał się w ostatnim momencie.
- Byłem w okolicy, to wpadłem na chwilę - skłamał gładko, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- Wynoś się stąd. - Alaric machnął na niego strzelbą. - Załadowałem drewniane naboje. Nie żartuję.
- Nie wątpię. Lubisz Brudnego Harry’ego?
- Co? Jest druga w nocy, jutro idę do pracy, Damon. Pracy. Wiem, że to dla ciebie obca koncepcja.
- Nie złość się tak - poradził mu Damon. - Złość piękności szkodzi.
Alaric usiadł na drugim końcu kanapy, ze strzelbą opartą o podłogę między kolanami. Pachniał snem i ludzkim ciepłem. Ten zapach wiercił Damonowi w nosie.
- Powiedz mi serio, czemu tu jesteś, Damon - powiedział z rezygnacją. - Ja ci powiem, że masz spadać. Ty stąd wyjdziesz. A ja pójdę spać.
- Stefan i Elena, wiesz… - Damon poruszył sugestywnie dłońmi. - Wolałem opuścić lokal, żeby nie słyszeć, jak…
Alaric uniósł jedną dłoń.
- Nie chcę niczego o tym wiedzieć. Skończyłem z tym. Wracam na łono społeczeństwa, póki jeszcze chce mnie przyjąć. Nie będę wam już pomagał w krucjacie przeciwko Katherine ani żadnej innej osobie, która chciałaby was dopaść, a nie wątpię, że jest ich sporo.
- Hm.
- Czemu tu jeszcze siedzisz? - zapytał Alaric. Oczy mu się zamykały.
- Chcę obejrzeć film do końca?
- Dobrze. Tylko nie próbuj robić niczego głupiego, bo się policzymy.
- Ja? Nigdy w życiu. Słowo harcerza.
Po kwadransie Alaric usnął, trzymając rękę na kolbie strzelby. Głowa opadła mu do tyłu, odsłaniając pokrytą lekkim zarostem skórę na szyi. Damon aż wibrował od myśli o tym, co mógłby zrobić - nie ugryźć, rzecz jasna, bo by się zatruł, ale może chociaż przejechać językiem, może zdjąć mu ten pierścień z palca i zagrozić, choćby po to, żeby usłyszeć to przestraszone wciągnięcie oddechu - ale nie ruszył się ze swojego miejsca, dopóki nie skończył się film.
5.
Alaric Saltzman potarł twarz wnętrzem dłoni.
- Nie wiem, jak to powiedzieć - odezwał się do milczącej w przerażeniu klasy. - Ale jeśli nie będziecie się uczyć, nie będziecie nic umieć. Jeśli nie będziecie nic umieć, będziecie ignorantami. Jeśli będziecie ignorantami, przeżyjecie swoje życie, nie rozumiejąc, co was otacza. To, że ja tu stoję i mówię, nie znaczy, że wy przyswajacie te informacje. Co więcej, mam wrażenie, że marnuję tu swój czas. I pieniądze z i tak okrojonego budżetu - dodał po chwili zastanowienia.
Elena pochyliła głowę. Uderzył ją potężny wstyd.
- Czy rozumiecie, co mam na myśli? - kontynuował pan Saltzman. Uczniowie pokiwali głowami. - No dobrze. Odpuszczam wam dzisiaj. Ale jeśli w poniedziałek zaprezentujecie znowu taką rażącą nieznajomość I wojny światowej, to porozmawiamy inaczej. Rozumiemy się? - zapytał groźnie.
Znowu pokiwali głowami i zwinęli się. Elena wyszła ostatnia, usiłując nawiązać z Alaricem kontakt wzrokowy, ale nie udało się. Z zaciętą miną pakował swoje książki.
- Cześć. - Stefan czekał na nią na korytarzu. - Co tam?
- Alaric dalej ma złe dni. - Elena pocałowała go w policzek na powitanie. - Katherine chyba dała mu w kość.
- Jak nam wszystkim. Słuchaj, mam niesamowity pomysł. Chcesz go wysłuchać?
- Waham się pomiędzy niepokojem a podekscytowaniem.
- Może pójdziemy na obiad? - Podał jej swoje ramię, jakby wybierali się na spacer z przyzwoitką albo jakiś bardzo, bardzo elegancki bal.
- O, jaka normalna, cudowna propozycja. Idziemy, tylko przedzwonię do Jenny. Jak na froncie?
- Na razie cisza. - Stefan podrzucił w ręce kluczyki do samochodu. - Ale coś czuję, że to może być cisza przed burzą. Swoją drogą, chciałem cię poprosić, żebyś porozmawiała z Alarikiem.
- O czym? O tym, żeby nam odpuścił I wojnę światową? Nie wiem, czy dam radę na niego jakoś wpłynąć. Ostatnio strasznie nas ciśnie.
- O przepisaniu na niego naszego domu. Pamiętasz.
Wyszli na parking. Zabytkowy samochód Stefana lśnił w słońcu. Matt i Tyler grali w kosza na wylanym betonem boisku.
- Pamiętam. Ale czy to nie Damon miał mu to zaproponować?
- Miał. - Stefan zrobił dziwną minę: brwi zjechały mu nisko nad oczy, a kąciki ust opadły. - Alaric nie chce z nim rozmawiać. A ciebie wysłucha na pewno. Pytanie, czy chcesz to zrobić.
- No jasne, czemu nie? Już ci mówiłam, że to dobry pomysł. Może rozwiązać sporo naszych problemów.
- To świetnie.
Stefan uśmiechnął się i ujmująco z przesadzoną galanterią otworzył przed nią drzwiczki samochodu. Była pewna, że widziała kiedyś coś takiego u Damona.
Elenę coraz bardziej fascynowało porównywanie braci Salvatore. To prawda, że ona i Jeremy też się między sobą różnili, ale nie aż tak - biologicznie byli tylko kuzynami, do czego nadal nie mogła się przyzwyczaić. Pokrewieństwo między nimi nie było więc tak bliskie, a wspólnie spędzony czas nawet nie w połowie tak długi jak u Salvatore’ów.
Ostatnio przyłapywała się na tym, że myślała o braciach nawet w szkole albo jadąc z Jenną na najprostsze zakupy do warzywniaka. Jakiś czas temu zarysowało się to w jej umyśle jako problem (do rozwiązania), a nie fakt (do przyjęcia do wiadomości) i głowa zaczęła pracować: natura kontra wychowanie, determinizm kontra losowość, przymus kontra wolna wola. Była ciekawa, na przykład, czy Damon był kiedyś niewinny - bo przecież musiał być, prawda? Mieć z piętnaście, szesnaście lat i wierzyć, że życie stoi przed nim otworem i wszystko może być dobrze, co teraz przecież przeszłoby mu przez gardło.
Albo - co go tak zepsuło? Bo przecież nikt nie był fundamentalnie zły, coś musiało się stać. Wiedziała od Stefana, że Damon był na wojnie - więc może to go tak znieczuliło na okrucieństwo i dało tę przerażającą łatwość odbierania życia? Czy może takie zmiany przychodzą z wewnątrz i nie ma sensu odpowiedzialnością obciążać czynników zewnętrznych? Chciałaby ten temat podjąć z Alarikiem Saltzmanem, który też wydawał się zafascynowany chwiejną moralnością Damona, ale obawiała się, że przekroczy jakąś granicę.
Zadzwoniła do pana Saltzmana po obiedzie ze Stefanem i umówiła się z nim późnym popołudniem w Grillu. Najpierw próbował odmówić, a potem się zgodził. Nie była pewna, czy to nie było związane z jakimś źle ulokowanym poczuciem odpowiedzialności za młodocianą córkę swojej eks-żony.
Przyszła punktualnie, ale przystanęła na chwilę w przedsionku, czekając, aż oczy przyzwyczają się jej do półmroku. Chciała rozejrzeć się po wnętrzu, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie czai się jej sobowtór. Alaric był już na miejscu. Na talerzu przed nim parował stek.
- Dzień dobry, panie Saltzman.
- Elena! Czy coś się stało? - zapytał Alaric podejrzliwie.
- Nie, nic takiego. Chciałam tylko z panem porozmawiać. - Usiadła po drugiej stronie stołu.
- Zjadłabyś coś?
- Nie, jadłam niedawno. Napiłabym się Coli.
Kiedy Cola została już zamówiona, a w stek wbity widelec, Elena przełknęła niezręczną gulę w gardle i zabrała się do rzeczy.
- Nie chodzi o szkołę, panie Saltzman.
- Domyśliłem się. Jakby co, masz u mnie taryfę ulgową, Eleno, przecież to wiesz.
- Nie. Chodzi o pensjonat Salvatore’ów.
Alaric odłożył sztućce.
- Co z nim?
- Nie wiem, czy Damon z panem o tym rozmawiał, czy nie, ale chciałabym w imieniu jego i Stefana poprosić pana o przysługę. Chodzi o zamieszkanie w pensjonacie. Gdyby miał on ludzkiego właściciela, żaden wampir nie mógłby nieproszony…
- O, nie. - Alaric uderzył dłonią w stół. - Nie wiem, ile o tym wiesz, Eleno, ale Damonowi powiedziałem bardzo bezpośrednio, że nie będę się już w to mieszał. Bardzo mi przykro, jeśli to się jakoś na tobie odbija, ale nie potrafię zrobić inaczej.
Elena spuściła wzrok i upiła Coli.
- Przyjechałem tutaj poszukać żony. Znalazłem ją. Znalazłem w sumie więcej, niż szukałem - odchrząknął. - Moja historia się tu kończy, przepraszam.
- Ale moja nie, panie Saltzman - zaprotestowała, nagle wyprowadzona z równowagi. - Pan też tu teraz mieszka. Nie może pan udawać, że pan nic nie widzi, nic nie wie, że w ogóle to pana nie dotyka, kiedy gra toczy się o życie moje, Jenny, Jeremy’ego, Stefana… Damona nawet.
Alaric odsunął się od stołu, wyraźnie urażony.
- Przepraszam, poniosło mnie - zreflektowała się Elena.
- Masz trochę racji - przyznał Alaric, ale widziała po nim, że jest nadal rozgniewany. - Tylko widzisz, zdrowie i bezpieczeństwo Damona Salvatore’a to dla mnie żaden argument i przykro mi, jak widzę, jak on tobą manipuluje.
- Damon mną nie…
- Ależ tak. On manipuluje wszystkimi, Eleno. Mi nie chodzi tylko o to, że byłem w niebezpieczeństwie i mogłem zginąć, bo to tutaj codzienność. Również nie o to, że Damon mnie przecież uratował, to, jak się zachowuje, jak pomaga Liz Forbes, nawet co mówi, tylko to, że ma nas za rzeczy. Tak naprawdę nie jesteśmy dla niego niczym innym jak obiektami znajdującym się na jego terenie. Nasze życie go nie obchodzi.
Tknięta przeczuciem Elena zerknęła w kierunku baru. Damon czaił się u jego końca. Widać było tylko jego obleczone w czarną skórę barki, ale z pewnością strzygł uszami.
Wróciła wzrokiem do Alarica, usiłując nic po sobie nie pokazać.
- Panie Saltzman…
- Zgadzam się. - Alaric z furią wbił widelec we frytkę. Elena aż podskoczyła na swoim krześle. - Bardzo sprytnie wymyślili, żeby wysłać do mnie akurat ciebie. Wiadomo było, że jeśli ty mnie poprosisz, to się zgodzę.
Pokręcił głową. Elena uśmiechnęła się, ale na plecach i karku miała gęsią skórkę. Podejrzewała, że to dlatego, że Damon się jej przyglądał.
6.
Podczas gdy Alaric mozolnie wertował w dużej mierze sfałszowane dokumenty, Stefan przyglądał się swojemu bratu. Nie był pewien, co myśleć o tym moralnym mezaliansie, który stał się udziałem biednego pana Saltzmana. Nie spodziewał się tego po nim.
Damon na kanapie udawał, że wcale nie obserwuje Alarica. Elena siedziała obok niego i pozorowała wnikliwe czytanie gazety, a tak naprawdę cały czas strzelała oczami na lewo. Wyglądało na to, że też zaczęła coś podejrzewać.
Mimo całego swojego jadu i szydzenia z ludzkiej części populacji świata Damon lubił zadawać się z ludźmi. Nie wszystkich traktował tak parszywie jak Caroline (zresztą Stefanowi wydawało się, że ten okres jest już faktycznie za nim). Z niektórymi tylko spędzał czas na różnych podejrzanych rozrywkach, czyli włóczeniu się po miastach i hazardzie. Innych zaciągał do łóżka. Czasem włóczęgi, rozrywki i łóżko się ze sobą łączyły. Część zauraczał. Części nie musiał.
Alaric był jednak wyjątkowy pod tym względem, że w ogóle nie wpadał w typ Damona: był człowiekiem odpowiedzialnym, rozsądnym, niezależnym, pewnym siebie w ten niewymagający wysiłku sposób, który wypływał z wysokiego poczucia własnej wartości. Na dodatek nie znosił wampirów. Damon na ogół nie lubił takich ludzi. Wywoływali w nim niepokój i poczucie zagrożenia. Wolał podobnych sobie, bo łatwo było im zaimponować.
Może wyewoluował i wszystko go już dokumentnie znudziło - poza ludźmi, którzy powinni być jego wrogami, rzecz jasna.
Alaric uniósł głowę. Damon natychmiast zajął się spoglądaniem na swój kosztowny zegarek. Elena nadal przyglądała się Damonowi. To już lepiej Alaric, skonstatował nagle Stefan, zdziwiony własnym przyziemnym rozumowaniem.
- I co się teraz stanie? - zapytał Alaric. - Znaczy się, jak złożę tu podpis?
- Już wszystko przeczytałeś? O darowiźnie od braci Salvatore’ów i tak dalej? - Damon zeskoczył z kanapy i zajrzał mu przez ramię. Alaric subtelnie odsunął go łokciem. Stefan uniósł brwi.
- Teraz trzeba tylko podpisać - zasugerował. - I po sprawie.
- Ale co się stanie? - upierał się Alaric. - Dom automatycznie stanie się mój? Jakaś magiczna siła wypchnie was obu za drzwi?
Elena parsknęła śmiechem, odłożyła gazetę i przewiesiła się przez oparcie kanapy.
- Chciałabym to zobaczyć.
- Ja też. Ale mówiąc poważnie, kiedy to się stanie? Kiedy zaniesiemy dokumenty do ratusza?
- Kiedy uznasz dom za swój - stwierdził Stefan. - Tak mi się wydaje. Nigdy czegoś takiego nie robiłem.
- Czyli muszę wnieść tu walizki i położyć papcie przy kominku?
Stefan wzruszył ramionami. Było to całkiem możliwe.
- Masz dużo rzeczy? Jesteś przywiązany do tamtego mieszkania?
- Nieszczególnie.
- No to nie powinien być problem. Myślę, że staniesz się właścicielem z chwilą, kiedy przedłożysz dokumenty w urzędzie, ale żeby zostać lokatorem, musisz się tu przeprowadzić, włożyć te kapcie, zrobić sobie kawy i tak dalej.
- Przypomnijcie mi, czemu tu robię - stęknął Alaric.
- Jesteś pędzony swoim pragnieniem czynienia dobra - odezwał się Damon, zakładając ramiona na piersi. Alaric zignorował go i wyjął z kieszeni koszuli długopis.
Wszyscy przyglądali mu się w napięciu, gdy podpisywał. Nic się nie stało.
- Czuje się pan jakoś inaczej? - zapytała Elena, opierając brodę na rękach.
- Mam teraz wielki dom, za który nie muszę płacić czynszu, hipoteki ani rachunków - oświadczył Alaric. - Ale poza tym wszystko tak samo. - Zerknął na zegarek. - Musimy jechać do ratusza, jeśli chcemy zdążyć to załatwić.
- Racja. Zaraz będę. - Elena potruchtała w kierunku łazienki.
Stefan zebrał papiery i ruszył do przedsionka w poszukiwaniu kluczy do samochodu - nigdy nie wiedział, w której kurtce je trzymał.
W salonie, natomiast, nastąpiło jakieś poruszenie. Stefan wychylił się dyskretnie zza framugi, grzebiąc w kieszeni skórzanej kurtki numer 1. Damon przycisnął Alarica do boku kanapy i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar się ruszyć.
- Damon, daj spokój. - Alaric próbował go odepchnąć. Na próżno. - Koniec z tym.
- Oj, nie zachowuj się jak pruderyjna stara panna.
Damon powąchał jego szyję. Alaric powoli przestawał się opierać. Stefan pokręcił głową, wyjął kluczyki z kieszeni i wyszedł na dwór. Wcale nie zamierzał podsłuchiwać, ale co mógł poradzić na to, że słyszał ich nawet z podjazdu.
- Teraz posłuchaj mnie uważnie - powiedział Damon. Stefan wyobrażał sobie, że dźga przy tym Alarica palcem w pierś. - To nieprawda, że mam was gdzieś, jak sobie wkręciłeś. Lubię cię. Lubię Elenę i lubię Liz Forbes. Lubię Jennę i nawet tego gówniarza Jeremy’ego. Nie jestem takim skurwielem, za jakiego mnie uważasz.
- Skąd wiesz, za kogo cię uważam? - zapytał nie bez racji Alaric.
- Mam jakieś takie przeczucie. Po prostu pomyśl nad tym, Rick.
Alaric nic nie odpowiedział, ale Stefan nawet z dworu słyszał, jak szybko bije mu serce. Po chwili obaj jak gdyby nigdy nic pojawili się na podjeździe. Historyk był podejrzanie zarumieniony.
Stefan porozumiał się z bratem wzrokiem. Damon zrobił minę pod tytułem: „co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Stefan odpowiedział spojrzeniem wyrażającym poważną groźbę.
Oparł się o samochód i obserwował, jak obaj w milczeniu wsiadają do SUV-a Alarica. Wyglądało na to, że będą musieli zrobić więcej miejsca w garażu.
Po chwili z domu wybiegła podekscytowana Elena.
- Nigdy nie uwierzysz, co zobaczyłam! - szepnęła konspiracyjnie, szarpiąc go za rękaw.
- Obawiam się, że niewiele już może mnie zaskoczyć.
7.
Alaric nienawidził pakowania. Pakowanie wymyślił najpewniej jakiś szatan, żeby dręczyć ludzi na ziemskim padole. A już przeprowadzka to uosobienie najgorszych stron tego procederu - pakuje się wszystko, by po przejechaniu kawałka wszystko na powrót rozpakować.
Nagle odkrył, ile ma książek i koszul.
- Ile masz koszul… - zadziwił się wtedy Damon, który leżał na łóżku i udawał, że czyta jakiegoś starego Newsweeka wygrzebanego spod szafy. - Masz więcej koszul ode mnie. Długo to jeszcze potrwa?
Alaric zasugerował mu wówczas ruszenie tyłka i udzielenie mu pomocy, ale spotkało się to z obojętnością, a nawet lekką wzgardą. Na szczęście Damon okazał się przydatny - zaniósł wszystkie najcięższe kartony do samochodów i nawet przewiózł ukochane biurko Alarica swoim zabytkowym Chevroletem, a potem postawił je w salonie na dole i zniknął.
Alaric nie był pewien, jak się na to zapatrywać. Był pewien, że Damon podsłuchał jego rozmowę z Eleną w Grillu i teraz usiłował dostać bardzo dobry z zachowania, ale nie potrafił ocenić, na ile było to szczere, a na ile tylko markowane. Podejrzewał, że jakiś bardziej prawdziwy Damon - ten, który przy stole zachowywał nienaganne maniery, a pozostawiony samemu sobie obgryzał paznokcie - znajduje się bardzo głęboko pod warstwą pozerstwa i lewactwa. Pytanie, jak głęboko.
Stefan czekał na niego w pensjonacie ze stoickim uśmiechem i wycieczką po domu.
- Tutaj jest kuchnia - powiedział, zakreślając ramieniem łuk nad lśniącym czystością pomieszczeniem. - Ale to pewnie wiesz. Możesz używać, czego zechcesz. Garnków i utensyliów kuchennych. Mamy tego mnóstwo. - Otworzył lodówkę. W środku znajdowało się kilka torebek krwi i kurczak w plastikowym opakowaniu. - Wygląda na to, że musisz zrobić zakupy, jeśli chcesz coś zjeść.
- Nie ma problemu, Stefan.
- Tam jest zejście do piwnicy. Trzymamy tam takie duże, przemysłowe lodówki i doniczki z werbeną. Mamy też jedną celę. Jak ktoś nam podpadnie.
- Świetnie.
Stefan pokazał mu też garaż, pralnię, suszarnię, spiżarnię (w której półki świeciły pustkami) i zabrał go do góry. Tę trasę Alaric pamiętał, mętnie bo mętnie, ale zawsze.
- Łazienka. Na tym piętrze są dwie, ale tylko w tej jest podgrzewana podłoga.
Podłogę Alaric znał. Kiedyś się na niej zdrzemnął.
- To mój pokój. Ale to pewnie też już wiesz. - Stefan okazał się mistrzem wbijania szpil. Alaric po raz kolejny zastanowił się, jak dużo o nich wie. - Damon pomieszkuje tutaj. Tak, on prawie nigdy nie sprząta. Tutaj wybiliście ostatnio okno, ale wstawili już nowe. Jak mniemam, nie chcesz tutaj się wprowadzać.
- Mam złe wspomnienia.
- To chodźmy na koniec korytarza. Zapraszam.
Za otwartymi drzwiami ukazał się słoneczny pokój z oknami wychodzącymi na las i podjazd. Boazeria na ścianach nie była tak ciemna jak w pozostałych pomieszczeniach. Przy jednej ścianie stało solidne drewniane łóżko, naprzeciw szafa trzydrzwiowa. Pod oknem znajdowało się doskonałe miejsce na przywiezione biurko.
- Rozgość się - oznajmił Stefan. - A ja już poczekam na zewnątrz.
- Dzięki.
Alaric usiadł na próbę na łóżku. Było odpowiednio twarde. Na ścianach wisiały widoczki Virginii w kolorach jesieni, co przypominało o tym, że do niedawna był tu pensjonat. A ktoś - najpewniej ten sam szatan, który wymyślił pakowanie - podpowiedział mu, że zamieszkanie z dwoma niebezpiecznymi wampirami to najlepszy pomysł na świecie i Alaric powinien go wprowadzić w życie od razu, nawet zanim minie okres wypowiedzenia wynajmu jego połowy domu.
Ktoś zapukał do drzwi. Był to Damon, z wyjściowej czarnej koszuli przebrany w domowy czarny podkoszulek. Trzymał coś za plecami, a na twarzy miał ten uśmiech, który sprawiał, że w głowie Alarica odzywał się alarm, a krew - zapewne za sprawą pamięci komórkowej - krążyła żywiej.
- Przyniosłem ci coś w prezencie! - Wyjął rękę zza pleców. Trzymał w niej flaszkę whisky tak antycznej, że Alaric nawet nie rozpoznawał marki. - Tak, wiesz, jako dar powitalny. Chociaż nie mogę powiedzieć, byś u nas już nie zagrzał miejsca.
- Dzięki, Damon.
Damon postawił butelkę obok framugi i nadal stał w progu, przestępując z nogi na nogę.
- Na pewno cię zawołam, kiedy będę ją otwierał - dodał Alaric, czując, jak coś zdeterminowanego w jego środku kapituluje w obliczu zmysłowych gratyfikacji. - A teraz spadaj stąd. Rozgaszczam się.
Damon rzucił mu wilcze spojrzenie spod ciemnych brwi i zwinął się. Alaric wstał z westchnieniem, otworzył swój plecak i wyjął z niego słoik. Wewnątrz kolebało się wiele, wiele dwudziestopięciocentówek.
Alaric postawił go na parapecie i poczuł się jak w domu.