Tutaj miała nastąpić długa i namiętna notka o tym, dlaczego frustruje mnie moja praca. Wiecie, tak ogólnorozwojowo. Ludzie, zakwasy, układanie teczek, ludzie, kurz, ludzie, burdel, ludzie, społeczna nieświadomość alfabetu... Wspominałam o ludziach? (Generalnie moja praca wcale nie jest zła, to po prostu ja mam zły dzień, bo zmachałam się jak dziki osioł, poprawiając błędy jakiegoś kretyna, który pracował tam przede mną. Jutro będzie lepiej.)
Jestem zbyt padnięta, żeby pisać notkę, więc wklejam fika, który wyrósł na moich frustracjach pracownicznych. Zbiór crackowych scenek, po których nie należy się spodziewać niczego wielkiego, taka po prostu bagatelka (mnie też czasem wolno). Duża część wydarzeń oparta na osobistych przeżyciach autorki. To właśnie pisanie tego tekstu zaowocowało potem fazą, w której ja mam wewnętrznego Ianto Jonesa, a Skye Jacka Harknessa. Fabuły nie stwierdzono.
Tytuł: Cierpienia młodego archiwisty
Fandom: Torchwood
Spoilery: w zasadzie brak, wystarczy pobieżna znajomość głównych założeń serialu
Ilość słów: 918
A/N: uwaga, to naprawdę zawiera bardzo dużo archiwistycznego bełkotu i hermetycznego dowcipu
Cierpienia młodego archiwisty
Dedykowane Skye, która z anielską cierpliwością znosi moje rozpaczliwe SMSy wysyłane w godzinach pracy. Już prawie jej wybaczyłam, że jak kiedyś zadzwoniłam do niej i zaczęłam rzucać kurwami na ludzi, którzy nie umieją ułożyć alfabetycznie własnych teczek, wybuchnęła dzikim śmiechem, zamiast współczuć. Naprawdę, praca w archiwum wyzwala we mnie najgorsze instynkty.
- Nie możesz przebywać tutaj z kanapką.
- Dlaczego?
- Słucham?
- Dlaczego?
Dla podkreślenia dramatyzmu swojego gestu Owen machnął rękami, a bezradny Ianto obserwował jakby w zwolnionym tempie, jak kropelka majonezu osiada na drogocennej teczce z niezakwaszonej tektury.
***
- Co ty tutaj w zasadzie robisz?
Jack wszedł między regały dość ostrożnie, jakby obawiając się, że zakurzy sobie swój drogocenny płaszcz.
- Porządkuję teczki, sir.
- A dokładniej?
- To są materiały przeznaczone do przechowywania wieczystego, sir. Wyciągam je z teczki, usuwam wszystkie metalowe elementy, układam dokumenty we właściwej kolejności, przeszywam je nicią bawełniają, paginuję strony...
- Co robisz? - przerwał lekko zdezorientowany Jack. Ianto przybrał wyraz twarzy nieodgadnionej cierpliwości.
- Numeruję, sir. A potem opisuję teczkę.
- Co to za numerek?
- Sygnatura, sir - wyjaśnił spokojnie Ianto, kończąc kaligrafować ostatnią cyfrę. - Którą nadajecie dokumentom, kiedy je wytwarzacie.
- Słucham? Przecież ja nigdy w życiu nie nadałem niczemu żadnej sygnatury!
- To prawda, sir. Cała reszta ekipy też nie.
Jack wyglądał na lekko zdezorientowanego, ale postanowił postąpić zgodnie ze swoim życiowym motto: Jeśli czegoś nie rozumiesz, uśmiechnij się i spróbuj to przelecieć.
- I jeszcze te bawełniane rękawiczki. Wiesz, jeśli lubisz przebieranki, to trzeba było mi powiedzieć, zaaranżowałbym coś - oznajmił.
- To procedura bezpieczeństwa, sir. Dla ochrony przed kurzem, grzybami, drobnoustrojami i innymi możliwymi zagrożeniami.
- Zagrożeniami? Ianto, dlaczego ty po roku jeszcze w ogóle zadajesz sobie trud porządkowania tego burdelu? Przecież i tak zawsze wszystko w nim znajdujemy.
- Bo gdybym zginął w akcji i zostawił archiwum swojemu następcy w takim stanie, w jakim je zastałem, to chyba umarłbym ze wstydu. Sir.
***
- Dlaczego Ianto wygląda jak kondom?
- Inwentaryzuje toksyczne artefakty i sprząta kanapki z magazynu B.
- Magazynu B? Przecież tam od paru lat nikt nie wchodził!
- No właśnie...
***
Coś ciężkiego spadło na głowę Owena, który po raz nie wiadomo już który w swoim krótkim acz bujnym życiu pożałował, że jest takim kurduplem.
- Co do cholery!!! - wrzasnął, próbując wygrzebać się spod stosu czegoś niezidentyfikowanego.
- Raporty z autopsji - odparł spokojnie Ianto, otrzepując pedantycznie ręce. - Mówiłem, w lewym górnym rogu piszesz Torch.Card. łamane na Med, łamane na 7360, co w dostarczonym ci przeze mnie wykazie oznacza właśnie autopsje, łamane na kolejny numer, łamane na rok. Na środku piszesz nazwisko ofiary, poniżej datę roczną. Na wierzchu teczki kładziesz akt zgonu, potem raport z sekcji, na końcu resztę. Potem układasz to wszystko alfabetycznie nazwiskami ofiar i jeszcze raz dostarczasz do mnie. Przyniosłem ci odzież ochronną.
- Nie ma mowy, żebym ubrał się jak kondom - warknął Owen.
Trzy Znaczące Spojrzenia Surowego Archiwisty później niepocieszony lekarz poprawił rękawiczki i z ciężkim westchnieniem wciągnął na głowę czepek.
***
- KURWA MAĆ!!!
Przestraszony Jack sprintem wpadł do magazynu, by zobaczyć tam samotnego Ianto, na którego osłoniętej maseczką twarzy zastygł wyraz paniki.
- Przepraszam, sir. Nie sądziłem, że pan mnie usłyszy, sir. To się więcej nie powtórzy, sir.
- Co się stało?
- Segregowałem dokumenty, sir. Te, które mi pan przekazał, sir - relacjonował zduszonym głosem na wpół sparaliżowany Ianto.
- Był w nich aż taki burdel?
- Obawiam się, że tak, sir.
Jack rozejrzał się dookoła. Na środku podłogi leżał pęknięty karton, z którego wysypywało się morze teczek. Kosz na papiery był pełen zgniecionych w napadzie furii przekładek, na półkach piętrzyły się stosy wstępnie posegregowanych archiwaliów, a samotny ołówek toczył się po podłodze u stóp Ianto.
- Ej, masz ochotę iść z nami polować na Weevile?
- Z przyjemnością, sir!
- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak sfrustrowany - zauważył Jack.
- Mam bardzo stresującą pracę, sir.
- Chyba rozumiem, dlaczego nie pozwalasz, żeby ktokolwiek wchodził do twojego magazynu.
- Niech to pozostanie między nami, sir.
***
- W zasadzie czemu Ianto torturuje akurat Owena?
Gwen ugryzła jabłko i głęboko zamyśliła się nad pytaniem Tosh.
- Bo ma burdel w papierach? - zasugerowała.
- Wszyscy mamy burdel w papierach?
- Też prawda. Ale patrząc z drugiej strony... Torturowanie Owena jest jakieś takie...
- Naturalne?
***
- Gdzie są Jack i Ianto?
- Polują na Weevile celem odreagowania stresów w miejscu pracy - wyrecytowała Toshiko.
- To się teraz tak nazywa?
- Zabrali broń, więc chyba naprawdę polują na Weevile. Z drugiej strony jak znam Jacka...
- Owen. Zła wizja.
***
- Troszkę wyżej.
- Tak?
- O tak, tak, tak. I w prawo.
- Tak dobrze?
- Doskonale.
Ianto mruknął z satysfakcją i zamknął oczy. Jack z szelmowskim uśmieszkiem oparł się wygodnie o regał. Rozważał właśnie dopisanie regularnego masowania ramion ponętnego archiwisty do swojej oficjalnej listy obowiązków.
Niestety, idylla nie trwała zbyt długo. Jack miał teorię, że to wszystko wina tych magazynowych fluidów. Coś jakby nad półkami unosiły się duchy wszystkich przeszłych, przyszłych i potencjalnych niewypełnionych spisów zdawczo-odbiorczych i napełniały umysł Ianto tym zupełnie obcym reszcie drużyny Torchwood pierwotnym zewem obowiązkowości. W każdym razie młody archiwista wstał i zarzucił na koszulę coś, co wyglądałoby jak kamizelka kuloodporna, gdyby nie sięgało do kolan. Do tego doszły rękawice z grubej skóry, glany, nagolennice i szyszak. Ignorując szeroko otwarte ze zdumienia oczy Jacka, Ianto założył na tę zbroję jeszcze swój regulaminowy fartuch, a także - choć z pewnym trudem - bawełniane rękawiczki.
- Okej, nawet ja nie jestem w stanie tego perwersyjnie skomentować - wykrztusił w końcu szef. - Możesz mi powiedzieć, co zamierzasz robić w tym stroju? Wyglądasz jak skrzyżowanie sir Lancelota z domorosłym terrorystą.
- Muszę skończyć katalogowanie, sir.
- Chcesz mi powiedzieć, że potrzebujesz takiego pancerza, żeby wypełniać rubryczki? Co ci zostało do skatalogowania?
- Obawiam się, że Myfanwy, sir.