Strasznie mnie tu rozwala ranny Giles, jak oglądałam ten odcinek pierwszy raz, to byłam absolutnie pewna, że umrze. Ja też! A jeszcze bardziej byłam tego pewna w finale 6s... :(
Ale trzeba patrzeć na ten odcinek w kontekście całej historii i w takim wypadku jest kapitalny, wręcz archetypiczny. Domyka rozdział, w którym historia Buffy jest opowieścią heroiczną, pokazuje dobitnie, że bohaterowie giną, kończymy z nimi, w następnym sezonie będziemy opowiadać przede wszystkim o ludziach. Świetnie to podsumowałaś. Nic dodać, nic ująć, serio.
Znamienne jest, że przecież żaden z tych bohaterskich czynów finału (samopoświęcenie Buffy, ratowanie Tary przez Willow, skok w dorosłość Xandra i Anyi) nie kończy się dla postaci zupełnie dobrze, wszystkie te z wysiłkiem budowane relacje rozpadną się w jakimś stopniu. Ale to już chyba bardziej refleksja na temat szóstego sezonu.Taaaa... Jak oglądałyśmy z mamą "Once More With Feeling" to właśnie to jej powiedziałam: Huh, tutaj są jeszcze WZGLĘDNIE poukładani (wyjąwszy Buffy), później to wszystko się
( ... )
Wiesz, dla mnie Spike to Spike, dochodzę już do tego chorego poziomu, kiedy uwielbiam go w absolutnie każdej postaci ;).
Co do historii o bohaterach - tak się wczoraj nad tym zastanawiałam i wyszło mi, że za to właśnie tak uwielbiam Buffy w całości, a szósty sezon w szczególności. Bo ja niewiele oglądam filmów, mało czytam najnowszej literatury i przez to Buffy oglądałam naprawdę z otwartą paszczą. To tak można pokazywać rzeczy? Tak bez ogródek, happy endów i karmicznej sprawiedliwości? Nawet te bardzo złe i niezdrowe rzeczy? Stąd przy rewatchu tak mnie urzekło The Gift: trzeba zabić bohatera, skończyć bajkę, opowieść heroiczną. Tylko po takim akcie można bez zahamowań przejść do opowiadania o tym, co było po i żyli długo i szczęśliwie.
Aaaaa, OMWF! Już się nie mogę doczekać! (obiecałam sobie, że będę robić ten rewatch porządnie i po kolei, więc mam teraz bana na podglądanie do przodu rzeczy z VI sezonu)
Ja Spike'a też zawsze uwielbiam, czasem tylko go bardziej wolę!XD
To tak można pokazywać rzeczy? Tak bez ogródek, happy endów i karmicznej sprawiedliwości? Nawet te bardzo złe i niezdrowe rzeczy? Nooo, ja namiętnie szukam takich seriali i zawsze je bardzo kocham... *__* Dobrze, że są Angel, Buffy, BSG...
BSG nie zrobiło mi z mózgu takich rzeczy, jak Angel i Buffy. Być może dlatego, że zrobiłam duży błąd i obejrzałam je, zanim jeszcze udało mi się przetrawić Buffyverse. Mój mózg po prostu wyparł wszystkie trudniejsze treści i lotem koszącym wrócił do wampirów. Nawet plotbunny z BSG nie miałam.
Ale generalnie twórczy ferment jest bardzo dobrą rzeczą i jak mi przejdzie Buffyfaza, to pewnie poszukam sobie jakiegoś następnego krzywdziciela.
Uwielbiam ten finał przede wszystkim za to, że tu się kończy bohaterstwo: za dramatyzm i za "ostatnie szarże", które kupują mnie zawsze i wszędzie(z wyjątkiem SPNu, a to naprawdę wiele mówi o tym serialu xD). Scena, w której Willow walczy z Buffy o nią samą i wyciąga ją z katatonii to jeden z nielicznych, w których widać, że dziewczyny się przyjaźnią i za to bardzobardzo ją lubię.
Mi by The Gift nie zgrzytało ani trochę, zalałabym się łzami i pielęgnowała angst przez parę dni. Swoją drogą, chyba żaden inny serial mnie nie rozbija na kawałeczki z taką częstotliwością i na tyle różnych sposobów (płaczący Spike, sniff).
Mnie właśnie ostatnie szarże przestały kupować już jakiś czas temu, mam przy nich paskudny odruch szukania dziury w całym i patrzenia, co z tymi bohaterami jest nie tak ;). Ale tutaj wszystko jest tak ślicznie rozegrane na klasycznych motywach i archetypicznych metaforach, że grafoman wewnątrz mnie po prostu nie może się nie zachwycić :). The Gift wygląda, jakby napisał je bardzo porządny powieściopisarz.
Comments 8
Ja też! A jeszcze bardziej byłam tego pewna w finale 6s... :(
Ale trzeba patrzeć na ten odcinek w kontekście całej historii i w takim wypadku jest kapitalny, wręcz archetypiczny. Domyka rozdział, w którym historia Buffy jest opowieścią heroiczną, pokazuje dobitnie, że bohaterowie giną, kończymy z nimi, w następnym sezonie będziemy opowiadać przede wszystkim o ludziach.
Świetnie to podsumowałaś. Nic dodać, nic ująć, serio.
Znamienne jest, że przecież żaden z tych bohaterskich czynów finału (samopoświęcenie Buffy, ratowanie Tary przez Willow, skok w dorosłość Xandra i Anyi) nie kończy się dla postaci zupełnie dobrze, wszystkie te z wysiłkiem budowane relacje rozpadną się w jakimś stopniu. Ale to już chyba bardziej refleksja na temat szóstego sezonu.Taaaa... Jak oglądałyśmy z mamą "Once More With Feeling" to właśnie to jej powiedziałam: Huh, tutaj są jeszcze WZGLĘDNIE poukładani (wyjąwszy Buffy), później to wszystko się ( ... )
Reply
Co do historii o bohaterach - tak się wczoraj nad tym zastanawiałam i wyszło mi, że za to właśnie tak uwielbiam Buffy w całości, a szósty sezon w szczególności. Bo ja niewiele oglądam filmów, mało czytam najnowszej literatury i przez to Buffy oglądałam naprawdę z otwartą paszczą. To tak można pokazywać rzeczy? Tak bez ogródek, happy endów i karmicznej sprawiedliwości? Nawet te bardzo złe i niezdrowe rzeczy? Stąd przy rewatchu tak mnie urzekło The Gift: trzeba zabić bohatera, skończyć bajkę, opowieść heroiczną. Tylko po takim akcie można bez zahamowań przejść do opowiadania o tym, co było po i żyli długo i szczęśliwie.
Aaaaa, OMWF! Już się nie mogę doczekać! (obiecałam sobie, że będę robić ten rewatch porządnie i po kolei, więc mam teraz bana na podglądanie do przodu rzeczy z VI sezonu)
Reply
To tak można pokazywać rzeczy? Tak bez ogródek, happy endów i karmicznej sprawiedliwości? Nawet te bardzo złe i niezdrowe rzeczy?
Nooo, ja namiętnie szukam takich seriali i zawsze je bardzo kocham... *__* Dobrze, że są Angel, Buffy, BSG...
Reply
Ale generalnie twórczy ferment jest bardzo dobrą rzeczą i jak mi przejdzie Buffyfaza, to pewnie poszukam sobie jakiegoś następnego krzywdziciela.
Reply
Scena, w której Willow walczy z Buffy o nią samą i wyciąga ją z katatonii to jeden z nielicznych, w których widać, że dziewczyny się przyjaźnią i za to bardzobardzo ją lubię.
Mi by The Gift nie zgrzytało ani trochę, zalałabym się łzami i pielęgnowała angst przez parę dni. Swoją drogą, chyba żaden inny serial mnie nie rozbija na kawałeczki z taką częstotliwością i na tyle różnych sposobów (płaczący Spike, sniff).
Reply
Reply
Leave a comment