Часть-1 Часть-2 Часть-3 Часть-4
Data dodania: 2016-12-01
Piotr Dunin-Borkowski
Tendencje ustrojowe w Polsce
VI.
Wszystkie tendencje ustrojowe, o których dotychczas mówiłem, powstały z natury zaszłych wypadków, z sytuacji która się wytworzyła. Przystępuję teraz do analizy tych tendencji, które nabrały nadziei na urzeczywistnienie się dzięki wypadkom majowym. Do takich tendencji zaliczam przede wszystkim tę, która zmierza do przekształcenia Polski w państwo syndykalistyczne.
Oczywiście pod ustrojem syndykalistycznym nie rozumiemy tak konkretnej formy ustrojowej jak nim jest na przykład ustrój amerykański. Nowy ustrój syndykalistyczny bowiem nie zaistniał jeszcze nigdzie. Ustrojem syndykalistycznym nazywamy dzisiaj raczej taki rozwój związków zawodowych, który by tym związkom pozwolił uzyskać pewną efektywną władzę prawodawczą, a w pewnym zakresie i wykonawczą.
Rozwój związków zawodowych w Polsce poza byłym zaborem pruskim nie jest zbyt imponujący w Polsce. Różnice narodowościowe bardzo silnie dające się odczuć w rozlicznych zawodach, mocno retardują rozwój związków zawodowych. Ponadto poczucie zawodowe i zróżniczkowanie nie jest zbyt rozwinięte na terenach byłego zaboru rosyjskiego i austriackiego. Pęd ku organizacji w tych częściach Polski nie jest na ogół zbyt duży. Mimo to w całej Polsce myśl syndykalistyczna rozwija się dość znacznie. Za tą myślą nie idą jednak czyny.
Pierwsze próby poczynione zostały przez blok bezpartyjny, by przefasonować ruch polityczny na związek związków zawodowych. Można by powiedzieć, że w poznańskim istnieje tendencja w niektórych ugrupowaniach, jak np. w N. P. R., aby jak najsilniej utrzymać ruch zawodowy niezależnie od partii politycznej.
Związki zawodowe w Polsce osiągnęły pewnego rodzaju głos doradczy u stronników rządów, oczywiście o ile nie posiadają one charakteru antyrządowego. Jeżeli chodzi o jeden z najważniejszych związków zawodowych, jakim powinien być w kraju agrarnym związek producentów rolnych, to ten rozwinął się w epoce pomajowej dzięki inicjatywie rządu, która doprowadziła do połączenia towarzystw rolniczych w jedną całość. Podobne połączenie na terenie poznańskiego nastąpiło już o parę lat wcześniej.
W dziedzinie syndykalistycznej nie wyszliśmy jeszcze ze skromnych początków. Pewną popularność nabyła ta myśl u nas głównie dzięki faszyzmowi włoskiemu, który myśl syndykalistyczną przyjął poniekąd za swoją.
Ludzie jednak, którzy obserwowali życie włoskie w ostatnich czasach, już nawet po ogłoszeniu „Carta di lavoro", na ogół nie zaobserwowali zbyt wielkiego znaczenia idei syndykalistycznej w życiu Włoch współczesnych. W obrąb partii faszystowskiej wchodzą związki zawodowe w stopniu zapewne wyższym, niż to się udało uzyskać partii rządzącej u nas, ale sama partia faszystowska nadal pozostała rozstrzygającym czynnikiem skupiania ludzi, choćby i nie należących do żadnego związku zawodowego. Nawet związki kombatantów, w założeniu nie syndykalistyczne, gdyż nie skupiające wokoło zawodu w danej chwili przez swych członków wykonywanego, odgrywają a zwłaszcza odgrywały rolę większą i samodzielniejszą w życiu politycznym Włoch, aniżeli ruch syndykalistyczno- faszystowski.
Syndykalizm powstał jako ruch zawodowo klasowy wśród robotników francuskich. Łączył on ekonomiczne zrozumienie potrzeb zawodowych z ideą walki klasowej. Był ten ruch antyparlamentarny, gdyż nie wierzył, by drogą parlamentarną mógł się obecny ustrój kapitalistyczny zmienić na socjalistyczny. Sądził, że tylko gwałtem ta zmiana da się uskutecznić. Ponadto zarzucał on parlamentarzystom ujemną działalność w dziedzinie gospodarczej. Sądził on, że życie parlamentarne jest czczą gadaniną, w rezultacie której niszczy się tylko warsztaty pracy równie ważne w obecnej chwili dla życia robotników jak i pracodawców, - a w przyszłości mające się stać własnością robotników.
Ruch syndykalistyczny francuski był niezawodnie ruchem starającym się umniejszyć znaczenie tego, co nazywamy polityką w ścisłym słowa znaczeniu. Metody polityczne stosowane dla zjednywania sobie zwolenników były mu wstrętne, ponieważ odbijały się one ujemnie na życiu gospodarczemu Propagował syndykalizm w miejsce polityki przetargowej, ideę walki czynnej, myt strajku generalnego. Dla twórcy teorii mitów Jerzego Sorela stanowisko robotników wobec strajku generalnego miało w sobie coś religijnego, a raczej analogicznego do stanów religijnych, nie ulega jednak wątpliwości, że było to nastawienie jednak polityczne.
Sorel powitał z sympatią pojawienie się ustroju komunistycznego w Rosji, sądził zdaje się, że jego postulaty tam się spełnią. Władza została objęta siłą w myśl jego teorii. Syndykaty się tworzyły. Sorel umarł dość rychło po wybuchu tej rewolucji, nie zdaje się jednak by dalszy rozwój wypadków mógł go zbytnio zadowolić. Istnienie przedsiębiorstw uspołecznionych a nie liczących się z rentownością, deficytowych, na łasce rządu żyjących, mocno by zapewne dotknęło jego umysł w dziedzinie zasadniczych idei irracjonalistycznych, idealistycznych. ale w dziedzinie ekonomicznej skrajnie zracjonalizowanych. O ile bowiem w dziedzinie produkcji, a zwłaszcza obrotu był on zwolennikiem uspołecznienia, to jednak uznawał popyt konsumpcji jako ultima ratio w regulowaniu wytwórczości przez producentów. Choć nie mówił o tym nigdy wyraźnie, zupełnie jasno wynika to z jego książek.
W czasach powojennych zmienił się ruch syndykalistyczny z czysto robotniczego na ruch obejmujący bardzo wiele zawodów, także i nierobotniczych. Ludzie zaczęli pojmować, że bez organizacji zawodowej trudno im będzie utrzymać się na powierzchni życia. W wielkich przedsiębiorstwach na podłożu fachowym powstawały częste kontakty między pracodawcami i robotnikami, ponieważ ci ostatni coraz namacalnej przekonywali się, że ich byt zależy od powodzenia przedsiębiorstwa. To zbliżenie nie było przeciwne ideologii Sorela, uznawał on bowiem już raczej tego rodzaju kontakty, aniżeli kontakty z politykami. Na przedłużeniu tej myśli znajduje się idea arbitrażu znającego zastąpić strajk. Ta idea arbitrażu święci dziś tryumfy we Włoszech. Jak wiadomo strajk u Sorela, podniesiony nawet do godności mitu, nosił cechy wyłącznie polityczne, a nie gospodarcze. Pod względem gospodarczym uważał go raczej za środek niecelowy. Dlatego idei arbitrażu nie można uważać za antysorelistyczną.
Po wojnie ogólny upadek zamożności i przewrót w dochodowości poszczególnych zawodów spowodowały trudność w utrzymaniu linii demarkacyjnej między burżujami a proletariuszami. Te już w założeniu mało uchwytne i dość dowolne pojęcia stały się jeszcze mniej jasnymi. Stąd walka klasowa straciła na swym pierwotnym znaczeniu i zmieniła się w praktyce nawet u socjalistów w walkę tylko o wynagrodzenie lub o nowy ustrój. Myśl syndykalistyczna we Włoszech, o ile jest ona reprezentowana przez faszyzm, najzupełniej zarzuciła ideę walki klasowej. Nie zarzuciła jednak samej idei gwałtu, tak propagowanej przez Sorela. Faszyzm przestał uznawać gwałt w walce klasowej, lecz przeszedł do uznania dla gwałtu spełnionego w interesie państwa czy narodu. Stąd w enuncjacjach Mussoliniego, tak wiele młodzieńczego impetu, zadziwiającego mężów stanu starych narodów, którzy już przed wojną nauczyli się mówić tylko o pokoju i swej ustępliwości.
Syndykaliści, o ile mówili jak Sorel w swej ekonomii o kontaktach między zawodowych, myśleli w kategoriach liberalno-racjonalistycznych. Co prawda mówili o nich tylko w stosunku do ery kapitalistycznej. Oczywiście ten liberalizm stosowali w pierwszej linii do wzajemnych transakcji mających się dokonywać między związkami zawodowymi. To też idea pewnego rodzaju parlamentu międzyzawodowego leżała niezawodnie na linii idei syndykalistycznej. Ten parlament byłby rodzajem giełdy związków przedsiębiorstw najrozmaitszych rodzajów pomiędzy sobą.
W obecnym okresie ogólnoeuropejskiego kryzysu parlamentaryzmu wydało się wielu ludziom wskazanym szukać w syndykalizmie ratunku na dolegliwości ustrojowo-polityczne. Słaby rozwój form syndykalistycznych w Rosji, a jeszcze słabsze ich treści, przypisuje się małemu zróżniczkowaniu zawodowemu Rosji, a także niskiej kulturze. Przykład jednak Włoch nie wykazał wielkich rezultatów, jeśli chodzi o syndykalizm w dziedzinie ustrojowej. Powód do takiego stanu rzeczy jest ten, że myśl syndykalistyczna jest przede wszystkim myślą ekonomiczną. W myśl tej teorii związki zawodowe nie powinny być wciągane do bezpośredniej walki politycznej. Wałka polityczna syndykalistów francuskich z kapitałem była walką na marginesie życia gospodarczego.
Niema powodu przypuszczać, by ciało prawodawcze, złożone wyłącznie z delegatów związków zawodowych, było bardziej powołane, niż inaczej wybrane do rozstrzygania spraw ogólnopaństwowych na przykład spraw zagranicznych (może poza sprawami traktatów handlowych), spraw bezpieczeństwa publicznego, samorządu terytorialnego etc. Podobnie i sprawy społeczne nie mogą właściwie leżeć w kompetencji takiego parlamentu zawodowego. W obrębie poszczególnych związków zawodowych muszą istnieć różnice w poglądach społecznych. Zadaniem związków zawodowych w dziedzinie społecznej mogłoby być tylko uważanie na to, by zagadnienia społeczne nie narażały interesów ogólnych produkcji danego zawodu.
Dla Sorela te sprawy oczywiście inaczej stały. Myślał on o ustroju syndykalistycznym po obaleniu rewolucyjnym ustroju kapitalistycznego. Z tym łączył on istnienie państw. Z chwilą wprowadzenia ustroju uspołecznionego uważał on istnienie państw za zbyteczne, Sorel nigdy nie myślał w kategoriach granic terytorialnych. Dla niego te powody, dla których państwa powstają, były najzupełniej obojętne. Sprawy narodowe mogłyby być tak samo rzeczą prywatną, jak dziś stały się sprawy religijne.
W gruncie rzeczy, tak jak to Sorel sobie wyobrażał, świat byłby luźnym związkiem złożonym z republik rozmaitych przedsiębiorstw uspołecznionych właściwie bez zaznaczonych granic terytorialnych. Oczywiście, że gdyby ten stan rzeczy powstał - co jest dziś w każdym razie niemożliwe tak z przyczyn narodowych, komunikacyjnych, kulturalnych, a wreszcie i nawet gospodarczych - nie byłoby właściwie w ogólności tego co nazywamy ustrojem politycznym, ponieważ nie byłoby ani spraw zagranicznych, ani wojskowych, ani w ogólności żadnych spraw państwowych, lub nawet samorządowych. Wtedy naturalnie wszystko mogłyby załatwiać związki zawodowe we własnym zakresie lub pomiędzy sobą.
Z tych myśli Sorela należy wyciągnąć przede wszystkim ten wniosek, że dopóki państwa istnieją i istnieć muszą, związki zawodowe nie mogą stać się jedynym organem ustroju politycznego państw. Ten wniosek wyciągnął tak faszyzm jak i bolszewizm. Wobec tego stanu rzeczy i odwrotnie zdrowo postawione związki zawodowe unikać powinny tak spraw politycznych jak i społecznych. Nie wiadomo jeszcze jak wyjdą syndykaty na faszyzmie, obawiam się jednak, że taka symbioza z partią polityczną raczej na dalszą metę może im zaszkodzić. Ale bez porównania większa szkoda wynikłaby dla związków, gdyby po utworzeniu parlamentu syndykalistycznego miały się one zająć sprawami politycznymi i społecznymi ex offo.
Czasy do których idziemy nie zdają się być przeznaczone dla jasnej, prostej, jakoby z jednego pnia wyrosłej, koncepcji ustrojowej. Takimi koncepcjami były dawne monarchie absolutne, wszechwładza parlamentu, dyktatura. Dziś podobnie jak w średnich wiekach zmierzamy do złożonych form życia. Przypuszczalnie w ich obrębie i parlamenty zawodowe odegrają swoją rolę nie tylko doradczą, ale w zakresie ściśle zawodowym - ustawodawczą, a być może i wykonawczą. Może też będą miały prawa veta, opóźniającego działalność ustaw, podobnie jak to prawo posiada obecnie prezydent w Ameryce. Oczywiście to prawo veta musiałyby mieć w stosunku do ciała prawodawczego, odrębnego od nich samych i w inny sposób wybranego. Zastąpić tego rodzaju inne ciało prawodawcze, o charakterze polityczno-społecznym moim zdaniem żadną miarą nie mogłyby.
Kończąc ten ustęp o tendencjach syndykalistyczno-ustrojowych chciałbym zwrócić na jeszcze jedno uwagę. Z natury rzeczy związki zawodowe muszą posiadać tendencję obejmowania możliwie wielkie go terytorium swoim zakresem działania, ponieważ dla produkcji, a zwłaszcza obrotu, granice wszelkie są przeszkodą. Stąd Sorel w gruncie rzeczy w marzeniach swych o przyszłości w ogólności nie natknął się na problem granic terytorialnych. Nie były one mu potrzebne, gdy myślał o świecie złożonym ze związków zawodowych. Konstytucja amerykańska, mimo że w założeniu dbała bardzo silnie o wolność stanów poszczególnych, z miejsca przydzieliła sprawy handlowe rządowi centralnemu federacji. Częściowo drogą konstytucji, a częściowo przez jej interpretacje, wszystkie przedsiębiorstwa transportowe jak poczta, nawigacja, wreszcie koleje, podlegają bądź to kontroli federacyjnego rządu, bądź to są przez ten rząd bezpośrednio kierowane. W tym tkwi ta sama przewodnia myśl, która jest u Sorela, i która polega na tym, że szkodliwe dla związków zawodowych i w ogólność dla handlu są granice terytorialne.
Pojawiła się u nas myśl, by ordynację wyborczą do ciał samorządu terytorialnego stworzyć na podstawie zasad syndykalistycznych. Otóż ta myśl sprzeciwia się najzupełniej tak przemyśleniom Sorela, jak i tendencjom amerykańskim w dziedzinie gospodarczej. Terytorialny samorząd nie może zajmować się sprawami, które winny być regulowane jednolicie w calem państwie, o ile nie stworzymy granic celnych między województwami, a te chyba nie byłyby pożądane. Ale w takim razie czym by się zajmowali wysłannicy związków zawodowych na sejmikach prowincjonalnych? Nie mieliby właściwego dla siebie zadania. Sejm zawodowo-gospodarczy, o ile kiedyś powstanie, będzie musiał mieć charakter ogólnopaństwowy. Na prowincji będzie mógł mieć swoje informacyjne komórki, nic ponadto. Ale jak już wpierw mówiłem, ten sejm syndykalistyczny nie będzie mógł być jedyną władzą prawodawczą, dopóki nie możemy i nie chcemy obywać się bez istnienia państwa.
VII.
Zaraz po maju 1926 roku nabrały silniejszego wyrazu tendencje decentralistyczne. Wstrząs ustrojowy wyzwolił, jak mówiłem, wszelkie ruchy ideowe w dziedzinie ustrojowej. W momencie przewrotu reprezentanci każdej idei niemal mogą sądzić, że przyszła na nich kolej. Wiele przemawiało zatem, że właśnie federalizm będzie formą nadającą ton w epoce pomajowej. Przede wszystkim klęska sejmu niezawodnie powstała częściowo skutkiem jego centralistycznego charakteru. Nasza władza wykonawcza po maju była bardzo silną, nie mogła jednak zaraz objąć całości kraju w sposób centralistyczny, dlatego musiała posługiwać się ludźmi zaufanymi, a ekspertami w pewnej mierze w stosunku do poszczególnych prowincji. - Władza sejmu przestała istnieć w pierwszej chwili niemal zupełnie. Dzięki pełnomocnictwom danym prezydentowi, utraciła nawet tę siłę negatywną w działalności, jaką później znów odzyskała. Jedyna władza, jaką była w owej chwili władza wykonawcza, o silnych uprawnieniach legislatywnych, stworzyła pewien system rządzenia w łączności ze swymi mężami zaufania na prowincji. Centralna władza wykonawcza nie sądziła jaszcze wtedy, że może osądzać z centrali stosunki w całym kraju i niemi rządzić. Ta władza bowiem nie mogła była jeszcze wytworzyć bezwzględnie zaufanej własnej administracji. W tej epoce dał się zauważyć ogromny wzrost autorytetu wojewodów, o ile ci byli mężami zaufania nowego rządu.
Mimo charakteru dyktatorialnego rządu, powszechnie wierzono w jego demokratyczne tendencje. Wobec tego zdawało się publiczności, że wprowadzony stan rzeczy, oparty na prowincjonalnych mężach zaufania, jest zaczątkiem decentralistycznej formy rządów. Rzeczywistość zaprzeczyła później zupełnie tym przypuszczeniom. Nie ulega wątpliwości, że władza centralna pragnęła wówczas oprzeć się na prowincjach i ich dążeniach w walce z centralistycznym sejmem. Był to jakby sojusznik przerodzony. Prądy decentralistyczne nie były n nas jednak silne. Był to zatem słaby sojusznik, to też przestano się z nim liczyć. Wtedy powstał prąd odwrotny. Niektóre żywioły opozycji, które miały swe wpływy zwłaszcza w prowincjach o silnym ruchu decentralistycznym, zaczęły ten ruch wykorzystywać przeciw rządowi, nie bez pewnego sukcesu. Rząd a raczej regime zaczął się obawiać tego ruchu. Zaczął tworzyć jego namiastkę pod nazwą ruchu regionalnego. Te słabe zresztą poczynania decentralistyczne stały pod znakiem zupełnie centralistycznym i przypominały wsie arakczejewskie w Rosji. Był to ruch działający z góry, w gruncie rzeczy obawiający się wszelkiej samodzielności z dołu. Dość powiedzieć, że kółka regionalne niekiedy składały się z samych urzędników i to zwykle przybyszów z innych prowincji, a nie z tej, w której kółko powstało. Ruch regionalistyczny był ruchem na poły tajnym i nie objawił żadnych widocznych skutków. Wszystko, co nie jest widoczne w polityce w gruncie rzeczy nie istnieje, z wyjątkiem ruchów rewolucyjnych, które bywają tajnymi w zaczątkach swego istnienia.
Po dokonaniu wyborów w r. 1928 przyszła kolej na unicestwienie władzy prowincjonalnej wojewodów. Atak wyszedł z dwu stron, od dwu władz centralnych: wykonawczej i prawodawczej. Władza wykonawcza zaczęła sądzić - z początku sąd ów szedł od niższych wykonawców z centrali - że przyszedł moment, kiedy centralistyczne opanowanie całego aparatu rządzącego stało się możliwe. Władza centralna zaczęła wierzyć w swą popularność, jakoby potwierdzoną rezultatami wyborczymi, a także zaczęła wierzyć w swą sprawność. Zresztą taka tendencja w kierunku opanowywania terenu jest zupełnie naturalna dla władzy wykonawczej centralnej, o ile kraj niema ustroju, który by go przed takim centralizmem bronił.
Sejm też miał wszelkie powody, by zwalczać samoistną władzę wojewodów; gdy ministrowie byli pozornie bodaj od sejmu zależni, to niższe władze administracyjne odpowiadały oczywiście tylko przed sejmem poprzez osobę ministra. Skoro zależność od ministra tych władz była poniekąd umniejszona, wytwarzała się w ten sposób władza poniekąd nieuchwytna dla sejmu. Ta władza zresztą stała się równocześnie nieuchwytna i dla społeczeństwa, ponieważ nie powstały wokoło województw sejmiki, przed którymi bodaj w pewnej mierze byliby wojewodowie odpowiedzialni. Trzeba ponadto zaznaczyć, że tendencje sejmu z natury rzeczy były centralistyczne, i że sejm nigdy nie dołożył żadnych starań, by autonomia prowincjonalna powstała naprawdę i posiadała jakieś znaczenie.
Powstanie partii rządowej w sejmie po dokonanych wyborach, odegrało też niemałą rolę w stosunku do problemu władzy wojewodów i starostów. Partia ta zdradzała silne tendencje w kierunku rządzenia egzekutywą. Płynęło to stąd, że właściwie nie odgrywała ona żadnej roli w dziedzinie prawodawczej. - By zachować bodaj pozory, że w ogólności coś robią, muszą posłowie swe zainteresowania skierowywać ku władzy wykonawczej, gdy władza prawodawcza jest nieczynna.
W ten sposób powstał stan wielogłowej egzekutywy, tak radykalnie i starannie unikany przez konstytucję amerykańską stan rzeczy, który nie tylko obalił wszelką władzę administracyjną niższego rzędu, ale nadszargał ogromnie znaczenie centralnej władzy wykonawczej. Ta ostatnia mogła się przeciwstawiać naciskom obozu rządowego, o ile składała się z mężów zaufania naczelnej władzy wykonawczej, i o ile spędzała czas na ustawicznej walce o zachowanie tego zaufania przeciwko wszelkiego rodzaju zakusom. Ponieważ obóz rządowy posiadał stosunkowo największy wpływ na władzę wykonawczą, sądził, że tą drogą zdoła zapobiec umniejszeniu się jego popularności w kraju. Natomiast początkowe próby regionalnego ustroju obozu zostały zarzucone, a raczej przestano na nie kłaść nacisk, ponieważ oczywiście przy braku popularności w danym regionie wygodniejszą drogą dla posłów było podzielenie się raczej na frakcje, które na wzór partii w systemie parlamentarno-europejskim mogły próbować część odpowiedzialności z siebie zrzucić.
Umniejszenie się popularności partii rządowej było prostą konsekwencją z jednej strony mieszania się jej do działalności władzy wykonawczej, z drugiej strony nie spełniania roli prawodawczej. Publiczność, zwłaszcza po wojnie, ma przesadne wyobrażenie o wpływie na życie ustaw, gdyż w czasie trwania wojny względna egzystencja ludzi jest bodaj częściowo utrzymywana sankcjami rządowymi. Ten stan wiary w efektywność ustaw jest jeszcze potęgowany tym, że niektóre ustawy sankcjonują i tak już dokonujący się proces gospodarczy, i publiczność skłonna jest sądzić, iż to one ten proces wywołają. Poza tym każde społeczeństwo uważa, że ludzie powinni to robić do czego zostali powołani. Oficjalnie posłowie obozu rządowego podobnie jak i innych stronnictw politycznych zostali powołani do pracy ustawodawczej. Brak jej wykonywania stawia posłów w pozycji dwuznacznej.
Niedługi i niegłęboko sięgający okres władzy wojewodów czy mężów zaufania na prowincji rzuca jednak światło na zagadnienie prowincjonalizmu, z którego wywodzi się federalizm. Często niesłusznie bywa ten problem uważany za równoznaczny z problemem samorządowym. Otóż te dwa problemy nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Rządzenie w dawnych wiekach prowincjami pośrednio przez mężów zaufania czy członków rodziny panującej, które tak często stosowano szczególnie w stosunku do odległej prowincji, było niezawodnie rządzeniem o typie nie centralistycznym, ponieważ ci, którym to rządzenie powierzono, zupełnie niemal samodzielnie rządzili, niezależnie od rządów w innych prowincjach, a tylko zależnie od woli króla. A jednak ten typ rządzenia nie miał nic wspólnego z ideą samorządową. W demokratycznie rządzonych stanach w Ameryce stosunek do samorządu różnił się niejednokrotnie, zależnie od stanu. Istniały stany które, zazdrośnie strzegąc swych suwerennych prerogatyw, z niechęcią tylko odstępowały samorządom część swoich uprawnień, lub nie czyniły tego w ogólności.
Ponieważ stany są w Stanach Zjednoczonych bardzo różnej wielkości, brak samorządu lokalnego w stanie o wielkości dajmy na to całej Polski oznaczał w ogólności brak samorządu, w myśl tego co pod tym słowem rozumiemy, Zresztą federacyjne stany w Ameryce, podobnie jak kantony w Szwajcarii albo państwa związkowe w Rzeszy niemieckiej, posiadają poza władzą taką jaką mogą posiadać samorządy, jeszcze i inne uprawnienia, nie mieszczące się absolutnie w pojęciu samorządu. Tak na przykład amerykańskie stany federacyjne tworzą własne prawodawstwo rzeczowe, własne kodeksy cywilne i karne, czuwają nad bezpieczeństwem publicznym tworzą własne szkolnictwo, mają prawo nadawania własnego obywatelstwa i mogą pociągać do odpowiedzialności za zdradę stanu wobec nich dokonaną. Posłuszeństwo, jakie społeczeństwo winno okazywać władzom stanu ustępuje tylko wobec posłuszeństwa wobec państwa. Stany posiadają ponadto te wszystkie uprawnienia, jakie posiada w innych krajach samorząd.
W ogólności stany w Ameryce mają wszystkie uprawnienia władzy państwowej z wyjątkiem tych, które specjalnie zostały przyznane rządowi federacyjnemu przez konstytucje, oraz tych. które dzięki uprawnieniom władz prawodawczych federalnych, nadanych im przez konstytucję, zostały im zabrane przez te rządy z biegiem czasu, Rząd federacyjny nie może w gruncie rzeczy bez zasadniczej zmiany konstytucji ograniczyć przeważanej części władzy stanów. Stany natomiast mogłyby w każdej chwili znieść samorząd nadany przez nie w obrębie swego terytorium.
W Europie nastąpiło pewne zagmatwanie pojęcia federacji nie tylko wskutek złączenia go z ideą samorządową w jedno pojęcie. W Europie rozumiemy pod federacją, - mimo, że posiadamy dwa przykłady prawdziwego federalizmu, mianowicie w Szwajcarii i w pewnej mierze w Niemczech - zwykle oddanie części praw państwa na jakimś terytorium samej ludności, z przyczyn narodowościowych. Otóż w tym wypadku zachodzi raczej węższa lub szersza liga między państwem niepodległym a państwem także niepodległym lub na pół niepodległym, jak to widzimy przed wojną w stosunku Austrii do Węgier, Rosji do Finlandii itp. Natomiast prawdziwa federacja jest swobodnie dokonującym się a nieodwołalnym związkiem stanów czy kantonów, chociażby ta nieodwołalność była, jak to jest w Ameryce, uzualnie tylko uznana za obowiązującą. Pojęcie federacji nie tkwi tak bardzo w szerokości uprawnień członków federacji jak raczej w podwójnym patriotyzmie odczuwanym przez ludność, jednym wobec swego kraju, drugim wobec państwa jako całości. Bez tego patriotyzmu ogólnopaństwowego nie można wyobrazić sobie federacji.
Dlatego w Stanach Zjednoczonych powstać może nowy stan tylko skoro ludność biała - co w tamtejszych stosunkach -oznacza właściwie ludność amerykańsko-angielską - jest na pewnym terytorium w większości. Oczywiście nie odnosi się to do stanów już istniejących, w których niekiedy istnieje większość czarnych. W zasadzie jednak dopóki jakiś kraj nie posiada większości białych, jest on administrowany przez Stany Zjednoczone jako wspólne terytorium wszystkich stanów.
W Szwajcarii, gdy kantony katolickie stworzyły były osobny związek w obrębie federacji, zostały one zmuszone drogą wojenną do zniesienia tego związku. Tu więc także przebijała się ta sama myśl, że wszyscy członkowie sfederowani tworzą jeden naród, co nie wyklucza zresztą możności egzystencji równouprawnionych mniejszości w obrębie kantonów czy stanów, które mogą być innego zdania. Gdyby jednak idea zasadnicza wspólnoty nie istniała w federacji, nie mogłaby federacja istnieć. Idea wspólna narodowo-państwowa obowiązuje wszystkie człony federacji.
W federacji szwajcarskiej istnieją jak wiadomo kantony o większości mówiącej po niemiecku, francusku lub włosku. Nigdy jednak nie powstała myśl stworzenia z całego terytorium na przykład trzech kantonów, z których każdy miałby większość mówiących jednym z trzech języków. Tego rodzaju myśl byłaby anty-federacyjna; w razie urzeczywistnienia się jej, utworzyłaby się liga trzech państewek a już nie federacja. Wzajemne uczucia tych. państewek do siebie mogłyby być nader serdeczne, ale nie byłyby już takie, jakie są konieczne przy istnieniu federacji, a mianowicie polegające na tym podwójnym patriotyzmie, o którym poprzednio była mowa. Niemcy od 1871 były właściwie także państwem federacyjnym, rola zaś w obrębie rzeszy Alzacji i Lotaryngii przypominała role terytoriów pozastanowych w Stanach Zjednoczonych. Ameryki Północnej. Natomiast państwo bolszewickie nie można uważać za federację, jest to raczej liga państw samodzielnych, o ograniczonej zresztą silnie samodzielności. Samorząd sam w sobie oczywiście podobnych uczuć nie rozwija, jakie: rozwija federacja. Samorząd jest raczej szkołą rządzenia się obywateli w sprawach ogólnych w zastosowaniu lokalnym. Samorząd odpowiada uczuciom swobody i wolności, tak cennym dla ludzi. Federalizm jest szkołą słuchania, ponieważ stwarza ona bliższy, drugi ośrodek władzy, władzy zresztą na wskroś demokratycznej, która jednak nie daje tego zupełnego poczucia, jak samorząd, że się właściwie słucha tylko samego siebie.
System federacyjny miał te dodatnie strony w Ameryce, że nie niszczył pewnej samodzielności stanów, które we wspólnym związku zdobyły sobie na Anglii niepodległość. Do związku federacyjnego Stanów Zjednoczonych łatwiej niżby to mogło nastąpić było w stosunku do jednolitego państwa, mogły przystępować dalsze stany, które w wojnie o niepodległość nie brały udziału, i które nie stały w żadnym stosunku do stanów od samego początku należących do federacji. Były to właściwie państwa niepodległe, które zrzekały się częściowo swych uprawnień. Nie uczyniłyby z pewnością tego w stosunku do jednolitego państwa.
System federacyjny powstawał w Ameryce, podobnie jak w Szwajcarii i w Niemczech, z luźniejszego związku już istniejących państewek. Specjalne zalety tego systemu, według Brycy'a, uwidoczniają się w krajach nowych, mało zaludnionych, wielkich obszarem i niezbyt jeszcze rozwiniętych. Ten system uniemożliwia łatwe powstawanie centralnego despotyzmu. Eksperymenty ustawowe, które mogą dzięki jego istnieniu być zapoczątkowane w poszczególnych stanach czy kantonach, ograniczają się do pewnego terenu. W ten sposób powstaje możność korzystania z doświadczeń dodatnich, unikania ujemnych w innych stanach, aniżeli te, w których eksperyment zastał dokonany. Wreszcie odciąża federalizm zwykle przeciążoną centralną władze prawodawczą i wykonawczą.
Oczywiście największym błędem federalizmu jest osłabienie spoistości państwa. Ten błąd ma jednak tylko wtedy znaczenie, gdy ta spoistość była przed wprowadzeniem federalizmu już solną, a więc np. gdyby wprowadzono federalizm we Francji. Natomiast w krajach, gdzie jak w Ameryce Północnej ta spoistość była słaba w założeniu, federalizm spowodował raczej z biegiem czasu zacieśnienie węzłów państwowych.
Trudności rządzenia państwem są jednak ciągle znaczne w Ameryce przy istnieniu systemu federacyjnego. Federalizm utrudnia prowadzenie spraw zagranicznych, ponieważ poszczególne stany mają swoje uprawnienia w stosunku do cudzoziemców, a nawet pewne podstawowe zasady w stosunku do eksportu i importu towarów.
Następnie rząd centralny jest zawsze do pewnego stopnia zagrożony w swym autorytecie przez autorytet stanów. Z początkiem istnienia Stanów Zjednoczonych istniało pewne ryzyko rozwiązania związku federacyjnego lub powstania koalicji pewnych stanów 'między sobą, jak to stało się jeszcze w czasie wojny secesyjnej. Mozaika praw i metod rządzenia jest dość uciążliwa dla publiczności, aczkolwiek ta publiczność do niej przywykła. Niekiedy jednak ta mozaika jest wręcz szkodliwa dla państwa. Podwójność władz sądowych sprawia niezaprzeczenie wiele trudności, powoduje koszty niepotrzebne i opóźnienia tak dla rządu jak i dla stron. Posiada jednak i swoje dodatnie strony, o których wpierw była mowa. W Stanach Zjednoczonych odbywa się stałe od początku istnienia ruch w kierunku ograniczenia pewnych nadmiernych uprawnień stanów, choć bynajmniej nie skierowany przeciwko samej istocie federacji.
Największa ilość ujemnych stron płynie z konkretnego wyglądu federacji amerykańskiej, nader w założeniu szerokiej, gdyż wywodzącej się niemal ze stanu samodzielności państw. Trudności polegają głównie jednak na zmniejszeniu spoistości państwa. Nie należy jednak zapominać, że gdyby w czasie powstawania Stanów Zjednoczonych został nagle wprowadzony centralizm - co zresztą nie byłoby możliwe - to jeszcze znacznie więcej powstałoby niebezpieczeństw wskutek reakcji społeczeństwa przywykłego do różnolitych form rządu.
Polska powstała z trzech zaborów. Stwarza to ogromne trudności, - w pierwszej chwili być może niedoceniane - dla każdej władzy centralnej, czy prawodawczej czy wykonawczej, w zdobywaniu sobie autorytetu ogólnego na całym terytorium państwa. To też pierwsze próby centralizmu nie wypadły zbyt zadowalająco Ponadto na tle nieuregulowanego jeszcze stosunku władzy prawodawczej do wykonawczej, w pewnej chwili może wyłonić się problem decentralizacji jako remedium. Decentralizacja bowiem osłabia władzę wykonawczą centralną, umożliwiając nieograniczenie jej zbytnio w inny sposób, a zatem pozostawiając przede wszystkim ją silną w dziedzinie spraw zagranicznych i wojskowych. Władza poszczególnych stanów, w przeciwstawieniu do Stanów Zjednoczonych, była zawsze popierana przez żywioły skrajnie demokratyczne. Pierwsza partia decentralistyczna w Ameryce, powstała w czasie rządu Washingtona, nazwała się republikańsko-demokratyczną, i była poniekąd protoplastką dzisiejszej partii demokratycznej. Pierwsza partia centralistyczna przeciwna tamtej, nazwała się federacyjną, gdyż dążyła do wzmocnienia federacji. Uczucia, jakie stany wywoływały u demokratów w Stanach Zjednoczonych, nasuwają analogie do uczuć dzisiejszych demokratów w Europie w stosunku do samorządu. W praktyce amerykańskiej obie partie jednak dążyły do wzmocnienia federacji, gdyż walka ich między sobą odbywała się na terenie kongresu federacyjnego. To też partia decentralistyczna, gdy nawet w kongresie miała większość, starała się o wzmocnienie jego władzy, by móc się posługiwać kongresem dla swych celów teoretyczno-decentralistycznych.
Продолжение. Источник:
www.polskietradycje.pl