Густав Герлинг-Грудзинский. "Надежда"

Oct 29, 2019 17:42

Дополнение к записи от 15 января 1979 года в "Ночном дневнике" Герлинга-Грудзинского. Глава "Надежда" из книги "Кратчайший путеводитель по себе" (Gustaw Herling-Grudziński: "Najkrótszy przewodnik po sobie samym", Wyd. Literackie, Kraków 2000).
Для владеющих польским.

Nadzieja

Czym jest nadzieja? Rozmyślałem o niej, gdy pracowałem nad przedmową do włoskiego wydania Opowiadań kołomyskich Warłama Szałamowa. Przeczytałem wtedy, w rosyjskim wydaniu tych opowiadań, w przedmowie Michała Hellera, że Szałamow, ateista, mimo że był synem popa, bardzo gwałtownie występował przeciwko nadziei i twierdził, że nadzieja w obozie jest czymś w rodzaju kajdan, które krępują człowieka. Był zdania, że w warunkach łagrów sowieckich - miał oczywiście na myśli swoją Kołymę - lepiej jest nie mieć nadziei, bo lepiej jest jak najszybciej umrzeć, nie znosić tych wszystkich mąk. Chodziło mu o to, że mając nadzieję, więzień ulega oprawcom, bo stara się tę nadzieję podeprzeć w oczach swoich nadzorców. Na przykład pracuje o wiele więcej, niż powinien, jeżeliby chciał ratować swoje siły. Wysila się więc za bardzo, jakby chciał w oczach nadzorców zdobyć aprobatę.
Ja jednak zawsze, nawet w obozie, miałem jakąś nadzieję. Początkowo żyłem nadzieją wyjścia na wolność, kultywowałem ją. Spalałem się, robiłem wszystko to, przed czym ostrzega Szałamow. Kiedy więc okazało się, że jestem tak zwanym "dochodiagą", to znaczy, że już nie mogę pracować, i posłano mnie do baraku zwanego "trupiarnią", miałem głębokie poczucie, bardzo gorzkie, że zostałem oszukany. Być może umarłbym w obozie sowieckim w stanie skrajnej rozpaczy, ale pomógł mi los. Została ogłoszona amnestia dla więźniów polskich i, po głodówce, wyszedłem jednak na wolność. W tej "trupiarni" leżeli ludzie starzy i młodzi, którzy byli "dochodiagami" i wiedzieli doskonale, co ich czeka. Mieli twarze ludzi oszukanych. Nie będę się spierać o to, czy myśleli, że oszukał ich Bóg, czy też los, czy też może system pracy w łagrach - bo znajdowali się wśród nich i tacy, którzy byli przekonani, że zostaną nagrodzeni za gorliwość. I w ten sposób sami się zniszczyli.
Nadzieja może być błogosławieństwem, ale w pewnych okolicznościach nadzieja może być przekleństwem. Tadeusz Borowski był dokładnie tego samego zdania co Szałamow. Mnie natomiast bliższe jest słynne zdanie Dostojewskiego: "Nie można żyć bez nadziei".
Okazuje się jednak, że właśnie w szczególnych okolicznościach, a mówię tu o łagrach i sowieckich, i hitlerowskich, nadzieja jest, tak jak mówi o niej Szałamow, rodzajem kajdan krępujących więźnia, zniewalających go. Właśnie tak! Szałamow posuwa się nawet do użycia słowa "zniewala". Natomiast Borowski w swoich wstrząsających opowiadaniach z Oświęcimia pisze po prostu tak: "Nigdy w historii ludzkości nadzieja nie była tak silna, ale i nigdy nie wyrządziła tyle zła, ile w tej wonie, w tym obozie. Nie nauczono nas wyrzekać się nadziei i dlatego giniemy w komorach gazowych". Czyli: ludzie, którzy nadziei nie mają, którzy są w rozpaczy, w stanie ciągłej desperacji, są bardziej skłonni do gestów oporu, choćby bezsensownego, ale oporu.
Tymczasem wiemy doskonale z opisów nie tylko Borowskiego, ale i innych, że więźniowie, czy nawet Żydzi wywożeni z gett, szli potulnie na pewną śmierć, i jest bardzo prawdopodobne, że nawet ci, którzy już wiedzieli, dokąd idą, jednak szli z jakąś iskierką nadziei. Toteż ja rozumiem, o co chodzi Borowskiemu.
Te moje rozważania o nadziei ogłosiłem w Dzienniku pisanym nocą i wywołały one reakcję profesor Barbary Skargi, autorki znakomitej książki o jej przeżyciach w obozach sowieckich, pt. Po wyzwoleniu. Barbara Skarga spędziła w nich kilka lat i sprzeciwiła się mojej refleksji ogłoszonej na łamach Dziennika, twierdząc, że ja zbyt dużo wprowadziłem moralności do pojęcia nadziei jako cnoty. Dla profesor Skargi nadzieja nie jest zjawiskiem moralnym, tylko po prostu aktem odwagi, i taką nadzieję nazywa ona - nadzieją heroiczną. Twierdzi, że ci, którzy się uratowali z łagrów sowieckich czy z lagrów niemieckich, mieli nadzieję heroiczną. To jest jednak w dużym stopniu spór nominalistyczny, bo czy nazwiemy nadzieję heroiczną, czy ją określimy jako cnotę to jest, moim zdaniem, nieistotne. Chodzi mi o to, że bywają okoliczności, gdy nadzieja może być przekleństwem. Akceptuję punkty widzenia Szałamowa na Kołymie i Borowskiego w Oświęcimiu, ponieważ będąc więźniem obozów sowieckich, stwierdziłem, że jeśli w pierwszym okresie żyłem nadzieją i realizowałem ją w gorliwej pracy, sądząc, że taka postawa mi pomoże, to później czułem, że to nie jest wyjście. Byłem młody, zdrowy i silny, więc mogłem ciężko pracować, ale odkryłem, że rozumowałem absolutnie fałszywie, ponieważ sposobem na przeżycie w łagrze sowieckim było właśnie oszczędzanie własnych sił za pomocą wszelkich możliwych podstępów - oczywiście w sposób godny, aby nie krzywdzić tym nikogo ze współwięźniów. Tak przeżył na Kołymie Warłam Szałamow siedemnaście lat. Aż trudno uwierzyć, że aż tyle. Nie zrobił nikomu krzywdy, zachowywał się godnie, ale uważał nadzieję za kajdany, za zniewolenie więźnia. To są przeciwstawne poglądy na sens nadziei w łagrze - Szałamowa i Skargi.
Powstaje pytanie, dzięki czemu przeżyli ci, którzy się uratowali? Profesor Skarga powiada, że dzięki nadziei heroicznej, a ja twierdzę, że w Szałamowie, mimo że był ateistą, tkwiło coś, co Kafka nazywał "twardym jądrem", a co on sam nazwał w jednym ze swych najpiękniejszych opowiadań kołomyskich, zatytułowanym Protezy - "duszą". W tym opowiadaniu nadzorcy odbierają jakiejś grupie więźniów wszystkie ich protezy: zęby sztuczne, nogi sztuczne, ręce itd. A potem się zwracają do niego i pytają: "A ty co oddasz?", a on mówi: "Ja nie mam nic do oddania". I ten nadzorca powiada: "No to duszę oddaj!", a na to Szałamow z niesłychaną determinacją odpowiada: "Duszy ci nigdy nie oddam!" Ten ateista opierał się na pojęciu duszy, które jest synonimem jakiejś ukrytej, głębokiej religijności, nie mającej nic wspólnego z wyznaniem. Miał poczucie, że jest w człowieku coś boskiego.
Byli też tacy, którzy patrząc na to, co się dookoła nich w obozach dzieje, całkowicie się wypalili. Historia Borowskiego po powrocie do Polski, to, co pisał, i to, co przeżywał, zakończona śmiercią samobójczą, dowodzi, że on w gruncie rzeczy przegrał. Ale byli tacy, którzy uratowali coś ze swojego "ja". W Polsce często zestawia się mnie z Borowskim - że jesteśmy przykładami dwóch różnych postaw. Słusznie, bo ja jednak w łagrze zachowałem jakąś nadzieję, minimalną, ale jednak nadzieję. Taki jest sens zakończenia Innego Świata. A Borowski się po prostu wypalił i jego reakcje jako publicysty czy felietonisty komunistycznego po powrocie do Warszawy z Zachodu były reakcjami człowieka nieprzytomnego, oszalałego z nienawiści. A pisał rzeczy niewyobrażalnie fanatyczne, których nawet nowi władcy Polski nie oczekiwali od niego. Musiał zdawać sobie z tego sprawę, aż pewnego dnia otworzył gaz.
Coś podobnego zdarzyło się z włoskim więźniem Oświęcimia, Primo Levim, który napisał wiele książek i żył bardzo długo po powrocie z obozu. Pracował, był chemikiem z zawodu, miał rodzinę. Zdawało się, że w jakiś sposób się z tych przeżyć wyleczył i że mu ulżyło, gdy je opisał. Ale on sam kiedyś powiedział, że ten wypisany znak na ręce to jest istota jego upokorzenia, jakie przeżywał, będąc w obozie. Zdawało się, ze Levi pisze książki, pracuje dalej jako chemik, ma rodzinę, żonę, dzieci, a tymczasem pewnego dnia ten Primo Levi staje przed drzwiami na najwyższym piętrze kamienicy w Turynie i nieoczekiwanie dla wszystkich po prostu rzuca się w dół. I tu powstaje pytanie - dlaczego to zrobił?
Zgadzam się z teorią Camusa - samobójstwo to bardzo długi proces, to jest jak z rośliną, której wzrost trudno prześledzić, nie wiemy, gdzie się zaczęła i kiedy wykiełkowała. I u Leviego przyszedł w końcu moment ostateczny.
Uważam, że w żadnych warunkach bez nadziei żyć nie można. I choć może się komuś wydawać nonsensem mieć jeszcze nadzieję, to jednak jeżeli chce się coś zrobić, to bez nadziei jest to niemożliwe. Człowiek, cokolwiek robi, nie może żyć bez nadziei, a jeżeli naprawdę odbierze mu się wszelką nadzieję, wówczas występuje przeciwko sobie. I to jest stan skrajnej rozpaczy, o której pisał Kierkegaard.

сталинизм, нацизм, Густав Герлинг-Грудзинский, Варлам Шаламов, концентрационные лагеря, Тадеуш Боровский

Previous post Next post
Up