Fikaton trzeci, dzień drugi

Jun 23, 2007 21:55

Autor: mlekopijca
Fandom: Dark Angel (raczkujemy w fandomie, yeah!)
Ilość słów: 775
Spojlery: do 2x21 Freak Nation - czyli całość.



I turned my collar to the cold and damp
When my eyes were stabbed by the flash of a neon light
(...)
"The words of the prophets are written on the subway walls
And tenement halls."

„DZIWADŁA DO PIACHU” głosił wymalowany na całej długości ściany napis. Czerwony spray kłuł w oczy, odbijając się od szarego, odpadającego całymi płatami tynku.
Alec odruchowo poprawił kołnierz kurtki - niepotrzebnie, bo dwa dni temu znów usunął sobie kod kreskowy. Było zresztą zimno jak w psiarni, więc ten gest wyglądał na zupełnie naturalny.
Nad Seattle gromadziły się chmury.
Alec przyśpieszył kroku, mijając tłum zgromadzony pod ulicznym telebimem. Skrzekliwy głos komentatorki unosił się ponad gwarem i warkotem sporadycznie przejeżdżających samochodów.
- Wczoraj doszło do zatrzymania dwóch transgenicznych w sektorze piątym. Zostali przewiezieni do specjalnego ośrodka i odizolowani. Rząd jednak odmawia komentarzy. Tymczasem policja sektorowa przypomina o zachowaniu czujności i zgłaszaniu jakichkolwiek...
Patrol policji wyłonił się zza rogu. Cichy warkot obwieścił obecność poduszkowca; Alec miał tylko nadzieję, że nie zdążyli go jeszcze wyposażyć w system namierzania za pomocą temperatury ciała.
Zacisnął zęby i szedł dalej, nie próbując nawet się ukrywać. Zachowywać się naturalnie. Nie wychylać się. Uważać.
- Kontrola sektorowa. Proszę stanąć przodem do ściany i odsłonić kark.
To byłoby na tyle, jeśli chodzi o ostrożność.
Alec oparł obie dłonie o ścianę, tuż obok ogromnej litery „D”. Poczuł, jak policjant szarpnął za kołnierz kurtki i krawędź bluzy. Kilkukrotnie potarł kciukiem jego kark, sprawdzając, czy kod nie jest przykryty makijażem.
- Okej, jest czysty. - Klepnął Aleca w ramię, na znak, że może się odwrócić. X5-494 poprawił zsuwającą się z ramion kurtkę. Skóra na karku swędziała od zbyt intensywnego pocierania.
- Przepraszamy. Sam pan rozumie, bezpieczeństwo najwyższym priorytetem.
- Oczywiście - rzucił z wymuszonym, krótkim uśmiechem. - Transgeniczni do piachu - dodał, od niechcenia wskazując ręką na ścianę za swoimi plecami.
Na twarzy policjanta pojawiło się coś na kształt zmęczonego uśmiechu. Skinięciem ręki dał znać kolegom, że Alec może przejść.
Pierwsze krople zabębniły o dachy samochodów.

*

"Hear my words that I might teach you
Take my arms that I might reach you"
But my words, like silent raindrops fell

Piwo smakowało jak szczyny. Alec żałował, że w ogóle otworzył tę butelkę. Sączył je teraz na siłę, podczas gdy Mole właśnie osuszał swoją.
Alec oddałby całkiem sporo, za możliwość spokojnego pójścia na piwo do Crash i skopania dup kilku desperatom w rozgrywce w bilard. Zamiast tego wyciągnął nogi, zbliżając mokre nogawki w stronę piecyka - najbliższego, zaraz za spluwą i cygarem, przyjaciela Mole’a.
Naprawiony przez Simona telewizor grał za ich plecami, przekazując kolejne relacje z ulicznych buntów.
- Psia ich mać - mruknął Mole w szyjkę butelki. - Bez obrazy, Josh - dodał, zerkając na przechodzącego Joshuę.
- Ich mać - potwierdził Alec.
- Słyszysz ich? Transgeniczni do piachu. Łu-hu, to my, dobrze ludzie, pokażmy kulturę i wyższość, zróbmy kulturalny lincz. Pokojowe współistnienie, gadki szmatki.
- Max w to wierzy - rzucił Alec, bawiąc się butelką, która przesuwała się po stole z cichym szurnięciem.
- Czy jak Max uwierzy w krasnoludki, to przemaszerują przez ten pokój i wypiją nasze piwo?
Zatrują się i zaraz wymrą, chciał powiedzieć Alec. Od piwa na pusty żołądek robiło mu się niedobrze.
- Za całym szacunkiem - kontynuował Mole - ale Max tylko gada. I gdzie są te wizje raju, gdzie Mole kupuje bułeczki w sklepie na rogu Peach i Beechwood, a potem ściąga babcince mleko z najwyższej półki?
- Kupowałbyś cygara, nie bułeczki, Mole.
- Ale coś trzeba jeść, nie?
W drugim kącie pomieszczenia Dix w końcu się wkurzył i wymacał pilota. Głos korespondentki ucichł, tylko ekran raz po raz rozbłyskał nowymi scenami.
- To co mówi Max, nie znaczy nic.
- Hej, Mole, przesadzasz.
- Więc niech Max wyjdzie, wygłosi przemowę, wzruszy serca i wszyscy wpadną sobie w ramiona. Osobiście pójdę uściskać White’a. - Mole zgasił cygaro na blacie stolika. - Może go przypadkiem uduszę…
Alec pomacał spodnie; lewa nogawka sprawiała wrażenie suchej. Mole obejrzał uważnie butelkę pod światło. Na dnie tkwiła marna resztka alkoholu.
- I koniec dobrego. - westchnął. - W każdym razie ludzki gatunek wierzy tylko w to, co jest mu wygodne. "Dziwadła do piachu" brzmi lepiej niż "wolność dla dziwadeł".
- Od kiedy jesteś takim specjalistą od ludzi?
- Od czasu, gdy musiałem skopać dupy całemu stadu, by dotarło do nich przesłanie: odwalcie się, gryzę.
Alec pokręcił głową i zdał sobie sprawę, że etykietkę z butelki zdarł niemal do połowy. Kawałki papierków strącił dłonią na podłogę, tuż obok piecyka.
- Chcesz znać moje zdanie? - kontynuował Mole. - Ludzie nigdy nie uwierzą Max. Nasi też przestaną wierzyć Max. To tylko kwestia czasu.
- Jesteś cholernym sceptykiem, Mole.
- My jesteśmy zamknięci tu i uzbrojeni po zęby. Gwardia narodowa, która nas tu trzyma, też jest uzbrojona po zęby. Myślisz, że czym to się skończy, balem noworocznym? Wystrzelają nas jak kaczki, albo my wystrzelamy ich, torując sobie drogę na wolność. - Mole wygrzebał z kieszeni drugie cygaro i zaczął szukać zapalniczki. - Jedno z dwóch, Alec. Tak to działa.
I Alec nie mógł nie przyznać mu racji, ale nie powiedział nic.
W milczeniu skończył swoje piwo. Przy dnie smakowało jeszcze gorzej.

fikaton 3: dzień drugi, fikaton 3, autor: skye, fandom: dark angel

Previous post Next post
Up