fikaton 10, dzień trzeci

Mar 19, 2011 23:58

autor: soriso
fandom: incepcja
prompt: the last one, cary brothers. nawiązanie teoretycznie jest, ale jest tak super luźne i oparte na skojarzeniach i researchu, że nie warto się doszukiwać :D
ilość słów: 1535
spoilery: nadal pre-series
postaci: artur, miles, mal, troszkę doma.
a/n: trzecia część czegoś, co może faktycznie uda mi się pociągnąć przez cały fikaton! pierwsza część tutaj, druga tutaj.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Mal bardzo powoli obróciła się na pięcie i posłała Arturowi pytające spojrzenie. Miles westchnął, wstał i wyszedł zza stołu. Artur nie spuszczał wzroku z walizki.

- Co masz na myśli? - zapytała Mal. Dominic stanął za nią.

Artur wypuścił wstrzymywany oddech.

- Miles, na słowo? - poprosił. Mężczyzna skinął głową i razem wyszli z salonu, Artur na przedzie, zastanawiając się, jak niby ta rozmowa ma wyglądać. Aż do dzisiejszego dnia był pewien, że PASIV to coś, czego nie zobaczy już nigdy, a nawet jeśli - to na pewno nie w tym towarzystwie. Na pewno nie jako niespodziankę, o której z takim podekscytowaniem wspomniała mu Mal.

- Nie mam pojęcia, od czego mógłbym zacząć - przyznał, kiedy zamknął za nimi drzwi do pokoju, w którym chwilowo mieszkał. - Także bez owijania: skąd to masz i, na miłość boską, dlaczego wiedzą o tym i Mal i Cobb?

Miles posłał mu zakłopotane spojrzenie.

- Wybacz - powiedział, podchodząc do okna i opierając się o parapet. - Nie zdawałem sobie sprawy, że byłeś wśród ochotników.

- Wśród ochotników? O czym ty mówisz? - Artur ledwo powstrzymał się od machania rękami w zdenerwowaniu. - Miles, to, co leży tam w salonie, to… to tajna wojskowa technologia! Objęta klauzulą tajności! Wiesz, co grozi za rozpowszechnianie tych informacji? Sąd. I więzienie! Jeśli ktoś nieodpowiedni się o tym dowie, a wiesz mi, dowiedzą się prędzej czy później… wszyscy pójdziecie siedzieć! - Pod koniec z trudem przychodziło mu panowanie nad sobą, jeszcze chwila i zacząłby krzyczeć. Na co absolutnie nie mógł sobie pozwolić - był prawie pewien, że po drugiej stronie drzwi stała Mal.

- Artur, Artur, spokojnie - powiedział Miles. - Nie łamię… Nie, to nieprawda, ale daj mi chwilę i wszystko ci wytłumaczę.

Artur założył ręce na piersi i spojrzał na niego wyczekująco.

- Słucham - ponaglił, zniecierpliwiony.

- Nie wiedziałem, że byłeś wśród tych, którzy mieli z tym do czynienia, kiedy weszło w nieoficjalny obieg - przyznał mężczyzna, nagle sprawiając wrażenie lekko zakłopotanego. - Nie dostałem takich informacji. Jak zaczynałem pracę, zdawałem sobie sprawę z tego, że ta technologia była już testowana na ludziach, ale nie wiedziałem… No cóż, mam już odpowiedź. Wybacz, gdybym wiedział wcześniej, nie pozwoliłbym Mal…

- Świetnie, ale to już nieistotne. Przejdź do rzeczy, okej? - przerwał mu Artur, czując w sobie narastającą z każdą sekundą irytację.

- W zeszłym roku, w lecie, dostałem propozycję od wojska - podjął Miles po chwili. - Jako głowie Wydziału Architektury, zaproponowali mi pozycję konsultanta odnośnie technologii, nad którą pracowali. W ten sposób dowiedziałem się, co to takiego PASIV.

Artur skinął głową, czekając na ciąg dalszy. Nie za bardzo wiedział, jak do tego wszystkiego miała się architektura i dlaczego niby wojsku miałoby zależeć na estetycznej stronie sesji treningowych. Nie o to w tym chodziło. Zanim się zorientował, już wypowiadał swoje myśli na głos.

Miles pokręcił głową.

- Wasz podstawowy szablon był czym? - zapytał; ton jego głosu i wyraz twarzy sugerował, że znał odpowiedź. Artur prychnął, coraz bardziej zniecierpliwiony; nienawidził takich pytań.

- Miasto, wokół pustynia. Nie było zbyt skomplikowane, ale przy każdym kolejnym treningu okazywało się, że sporo rzeczy uległo zmianie, więc nie mogliśmy polegać na pamięci, bo nic nam to nie dawało. Z tego, co nam powiedzieli, środek, którego używaliśmy, Somnacin, był… coś było z nim nie tak, na tyle, że zbyt złożone budowle sprawiały, że sen się rozpadał. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie.

- Nad tym pracują chemicy. Problem nie polegał tylko i wyłącznie na Somnacinie, ale tak, w dużej mierze masz rację… I właśnie tutaj wchodzą architekci. Widzisz, okazało się, że im dokładniej zaplanowany był dany obszar, tym łatwiej było go potem utrzymać we śnie. W przeciwnym wypadku każdy krok mógł uruchomić mechanizm zdarzeń, który ostatecznie prowadził do zawalenia się konstrukcji. Co ciekawsze, okazało się także, że architekt wcale nie musi wchodzić do snu, wystarczy, że ktoś inny nauczy się ich projektu i go odtworzy. Oczywiście, jest to o wiele prostsze jeśli dany projekt pozostaje w obrębie jednego, dwóch stylów…

- Style, Miles? - przerwał mu Artur z niedowierzaniem. - Naprawdę? Myślisz, że dla żołnierzy to jakaś różnica, czy budynek, który właśnie wyleciał w powietrze, jest stylu gotyckiego czy romańskiego?

- To niesamowita technologia. Są inne cele, do których może być wykorzystywana. Chociażby, z braku lepszego słowa, rekreacyjne.

- Dzięki tej niesamowitej technologi zabijaliśmy się nawzajem. Często wielokrotnie, jednego dnia. Chcesz powiedzieć, że za pomocą odpowiednich koneksji i kilku milionów dolarów jakiś bogaty dupek będzie mógł, co, spełnić swoje największe marzenie? To śmieszne! Nie, to nawet nie jest śmieszne, to tragiczne.

Miles posłał mu zdziwione spojrzenie i zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Pomyśl racjonalnie, Arturze - powiedział spokojnie. - Nóż może być potężnym narzędziem zbrodni, ale ludzie używają go również do krojenia chleba, prawda? Niedorzecznością byłoby nieskorzystanie ze wszystkich możliwości, jakie nam to oferuje. To, o czym mówisz, to tylko kropla w morzu, jestem pewien, że ta technologia znajdzie wiele innych zastosowań, z których istnienia na razie nie zdajemy sobie sprawy.

Artur pokręcił głową. To co mówił Miles, miało sens, ale na razie nie chciał tego przyjąć do wiadomości.

- Zresztą, jakkolwiek zachęcająca nie wydawałaby się perspektywa… wyśnienia sobie swoich marzeń, jakoś nie jestem przekonany, że wielu ludzi się na to zdecyduje, kiedy dowiedzą się, że warunkiem wydostania się jest własna śmierć - mruknął.

W odpowiedzi Miles spojrzał na niego pytająco.

- Słucham?

- Śmierć? - powtórzył Artur. - Żeby się obudzić. Musisz się zabić, na pewno o tym wiesz. Chyba, że twoja praca zakłada tylko część teoretyczną.

Miles odchrząknął z zakłopotaniem, a Artura nagle ogarnęło nieprzyjemne uczucie: miał wrażenie, że nie posiada pewnych istotnych informacji, które mogły zmienić kilka rzeczy.

- Tak wam powiedzieli? - zapytał Miles bardzo wolno. - Śmierć nie jest konieczna, Arturze. Każdy sen jest ustawiony na określony czas. Wystarczy, że poczekasz, aż ten czas dobiegnie końca, wtedy się budzisz. Nikt nie musi nikogo zabijać.

Oczy Artura rozszerzyły się komicznie w niedowierzaniu.

- Chyba muszę usiąść - oznajmił i opadł na łóżko.

Miles skinął głową. Na jego twarzy widoczne było zrozumienie, ale także współczucie. Artur spuścił wzrok i wbił go we własne kolana. Czuł się jak idiota.

- To tłumaczy Cobba -odezwał się po chwili. - Domyślam się, że nad czymkolwiek pracujecie, robicie to razem. Ale Mal? Co ona ma z tym wspólnego? Ostatnio jak sprawdzałem, nie potrafiła narysować sześcianu, jakoś sobie nie wyobrażam jej konstruującej cokolwiek.

- Próbowałeś kiedyś zatrzymać coś w tajemnicy przed Mallorie? - zapytał Miles, wymownie unosząc brwi.

Próbowałem, pomyślał Artur. I nawet mi się to udało. Na głos powiedział tylko:

- To niebezpieczne. Sam nie jestem do końca pewien konsekwencji, ale wiem, że to niebezpieczne, i to nie tylko dla ciebie, także dla niej… cholera, nawet dla Cobba, nie, żeby akurat to miało by spędzać sen z powiek, ale tak właśnie będzie, bo cudownym zbiegiem okoliczności facet, który potrafił doprowadzić nas do łez i bólu brzucha ze śmiechu, nagle jest jej narzeczonym.

- W trybie, w jakim z tego korzysta, nie ma możliwości, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział - zapewnił go Miles. - I wierz mi, Arturze, próbowałem ją namówić, żeby dała sobie z tym spokój, ale za każdym razem, kiedy zaczynam rozmowę… Chyba nie muszę ci wyjaśniać, co się dzieje. Niemniej jednak, proszę bardzo, nie krępuj się i spróbuj sam. Nie byłbym nawet zdziwiony, gdyby tobie się udało.

Artur poczuł, jak ogarnia go zrezygnowanie. Już sobie wyobrażał tę rozmowę: Mal, która za punkt honoru postawiłaby sobie zignorowanie każdego sensownego argumentu płynącego od Artura, która z błyszczącymi oczami i uśmiechem na twarzy zapewniałaby go, że nie, na pewno nic się nie stanie, są idealnie bezpieczni, przecież nikt się nie dowie, bo niby jak mieliby się dowiedzieć? Trzymanie sekretów było jedną sprawą - to Artur mógł robić, w tym był całkiem dobry, bo Mal mogła być niesamowicie spostrzegawcza, ale pewne rzeczy trudno było dostrzec, kiedy widywali się tak rzadko. Natomiast próby wyperswadowania jej czegokolwiek - całkiem inna sprawa. Artur często miewał wrażenie, że prędzej przekonałby swoje rachunki, żeby płaciły się same, niż wybił Mal z głowy nawet najmniej istotny, nic niewnoszący pomysł.

- Porozmawiam z nią - obiecał mimo tego, bo spróbować zawsze mógł. -Ale nie dzisiaj. Dzisiaj niech pokaże mi to, co miała pokazać, chciałbym… zorientować się w temacie.

- Rozumiem. W porządku.

Artur odetchnął głęboko. Czuł, jak kręci mu się w głowie i nagle poczuł się szczęśliwy, że siedzi.

- Idź już do nich, na pewno są zaniepokojeni. I jeśli możesz, nie wspominaj im o tym, o czym rozmawialiśmy, okej? - poprosił. Miles skinął głową. - Za chwilę do was przyjdę.

Kiedy za mężczyzną zamknęły się drzwi, Artur pozwolił sobie na zamknięcie oczu i opadł bezwładnie plecami na łóżko. Kiedy niecałe dwa tygodnie temu przyjechał do Nowego Jorku, nawet przez myśl mu nie przeszło, że coś takiego mogłoby go spotkać podczas jego wizyty. Mimo tego, że ostatni raz do czynienia z PASIV miał jakiś czas temu, nie spodziewał się, że pierwszy raz odkąd odszedł z wojska przyjdzie mu korzystać z tej technologii w towarzystwie Mal i jej ojca. Ale musiał przyznać - mimo obaw i zbyt wyraźnych, nieprzyjemnych wspomnień, które wiązał z dzieleniem snów, był również ciekawy, jak to będzie wyglądać z tej strony. Nikt nikogo nie musi zabijać, przypomniał sobie słowa Milesa. Zdecydowanie byłaby to miła odmiana.

Kiedy wrócił do salonu, trzy pary oczu w tej samej chwili skierowały się na niego.

- Przepraszam - powiedział i zrobił zakłopotaną minę. Miał nadzieję, że Milesowi udało się załagodzić sytuację - w tej chwili raczej nie miał ochoty na odpieranie natarczywych pytań Mal. - Już jestem gotowy. Możemy zaczynać.

Mal obdarzyła go promiennym uśmiechem, ale wyraz jej twarzy pozostał zmartwiony. Artur wzruszył ramionami i odwzajemnił uśmiech.

- Spodoba ci się - obiecała.

Miał taką nadzieję.

fikaton 10: dzień trzeci, fikaton 10, fandom: incepcja, autor: soriso

Previous post Next post
Up