Pewnego dnia, kiedy Morganie wydaje się, że już nigdy nie
wyrwie się z tego marazmu, a jej jedyną rozrywką staje się wytrącanie Arturowi
miecza podczas treningów (nie za często, to jednak Artur), widzi, że odwiedza
go Uther, zaniepokojony tym, co się dzieje z jego synem. Morgana może się tylko
domyślać, co się dzieje. Artur spuszcza wzrok, jakby był za coś karany. Morgana
obserwuje ich z oddali, niby to przypadkiem przechadzając się nieopodal.
Potem Artur gwałtownie odrywa wzrok od podłoża i zaczyna
gorączkowo gestykulować. Czasem wskazuje też na nią, a
Morgana ma wrażenie, że już wie, o co chodzi. Tymczasem Uther uśmiecha się
dobrodusznie i klepie go po ramieniu.
Morgana odwraca się od nich, kryjąc uśmiech. Przyjdziesz do mnie Arturze, przyjdziesz szybciej niż myślisz..
Kiedy wieczorem tego samego dnia słyszy pukanie, wie, że to
Artur, chociaż on nigdy nie puka. Tego nie musiała wyśnić - po prostu
wiedziała, że to odbędzie się właśnie tak, tego wieczora nic nie będzie tak,
jak zwykle.
- Proszę - mówi wystudiowanym głosem i przybiera pozę pełną
oczekiwania, zupełnie przypadkowo ubrana w nieco zbyt wyciętą koszulkę nocną.
Nigdy wcześniej nie sądziła, że można wchodzić do pokoju
niepewnie, ale Artur właśnie to robi. Waha się na progu, ale w końcu wchodzi, a
gdy tylko widzi ją w negliżu, natychmiast odwraca wzrok.
- Arturze! - syczy Morgana i sięga po szlafrok.
- Przepraszam, nie sądziłem... Wybacz to najście.
- O co chodzi? - pyta oschle, chociaż wie już jak będzie
brzmiała odpowiedź na pytanie, które jeszcze nie padło.
- Ojciec uważa, że powinienem się z tobą ożenić - wymyka mu
się, zanim zdąży uporządkować swoje myśli. - To znaczy... uhm... no mniej
więcej tak to wygląda.
Morgana mocniej ściska paski szlafroka, świadoma, że Artur
śledzi każdy jej ruch.
- Więc? Co ty o tym myślisz? - pyta beztrosko.
Artur wytrzeszcza na nią oczy, ale nie odzywa się.
- Chciałabyś zostać moją żoną? - pada w końcu pytanie.
Nie wie, czy w jego głosie słychać wahanie czy nadzieję,
zresztą Morganie tym momencie jest jej wszystko jedno.
- Och, a czy to ważne? Jeśli Uther coś postanowi, nikt go
nie powstrzyma. Zawsze myślał tylko o sobie - rzuca lekko, szczotkując włosy przed
lustrem. - To, czy się zgodzę czy nie, nie ma tu najmniejszego znaczenia, a ty
doskonale o tym wiesz.
- Nie waż się tak mówić o moim ojcu - syczy Artur przez
zaciśnięte zęby. - To, że jesteś jego wychowanicą, nie oznacza, że możesz go
obrażać.
- Prawda boli, nie sądzisz? - Wie, że Artur przypomina sobie
w tej chwili te wszystkie momenty, w których jego ojciec zachowywał się nie
tak, jak powinien, jak więził jego przyjaciół, pozwolił, żeby spłonął na stosie
ojciec jej sługi, jak traktował jego sługę, Merlina, ale wie też, że Artur
nigdy przenigdy nie przyzna jej, że ma rację, bo gdyby okazało się, że Morgana
rzeczywiście tę rację ma, to by tego nie zniósł.
- Mylisz się - odpowiada w końcu. - Możesz odmówić, przecież
to zależy tylko od ciebie. Uther nie spali się za to na stosie. Ubzdurał sobie
ostatnio, że to przez ciebie jestem rozkojarzony na treningach. Zupełnie nie
wiem, o co mu chodzi - narzeka Artur, nie patrząc jej w oczy.
- A jaką odpowiedź chciałbyś usłyszeć? - pyta, odwracając
się od lustra i odkładając szczotkę.
- Szczerą. Nasze wybory zależą wyłącznie od nas, Morgano.
- Jesteś taki naiwny. Naprawdę myślisz, że moja odpowiedź ma
tu jakiekolwiek znaczenie? A więc dobrze, odpowiem ci: nie, nie chcę zostać
twoją żoną. Ale zostaniemy małżeństwem, prędzej czy później. Jeśli Uther bardzo
czegoś chce, zawsze to dostaje. Sam się o tym przekonasz, a teraz idź, jestem
zmęczona. - Macha ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, a Artur jest zbyt
zaskoczony jej odpowiedzią, żeby zwrócić jej uwagę, że nie ma prawa go
odprawiać, bo jest synem króla, więc tylko marszczy brwi i wychodzi.
Morgana uśmiecha się do siebie, bo wie, że jej
przeznaczeniem jest zostać żoną Artura, ale to nie ta decyzja, nie te
okoliczności. Wszystko ma swój czas, wie Morgana.
Pstryka palcem i świeczka gaśnie, a Morgana kładzie się do
łóżka, chociaż wcale nie chce; kolejny poniedziałek dobiega końca.