Wow, nie dość, że wklejam tak *krótkiego* fika, to jescze przed 21, sukces!
Zauważyłam też u siebie pewien wzór - co drugi dzień piszę modern!au i crackowe Artur/Merlin, a co drugi jakiś pairing z Morganą... Zostały mi jeszcze Morgana/Morgause i Artur/Morgana i coś czuję, że do któregoś z nich jutro napiszę. \o/ Cracki pisze mi się trochę szybciej i łatwiej, ale jednak zdecydowanie wolę swoje angsty. ;) /kończy jak zwykle przydługi wstęp
Tytuł: Dowody zbrodni
Autor:
pellamerethielFandom: Merlin
Pairing: Artur/Merlin
Uwagi: Brak spoilerów, a poza tym to obiecana już krótka kontynuacja
Precle z makiem. Może będzie więcej. XD
Ilość słów: 1191 (wow, to tak się da!)
Znowu dedykuję
rysiaczek, ze względu na wymienioną w treści tego fika książkę. :P
Dowody zbrodni
Merlin właśnie bierze prysznic, kiedy ktoś zaczyna dobijać się do drzwi.
Artur, który mieszka tutaj już od trzech tygodni (Will po pierwszym semestrze poddał się i stwierdził, że woli wynająć coś większego i tańszego, nieważne, że dalej od centrum, gdzie ściany nie będą jak z kartonu, zwłaszcza te w łazience, dodał jeszcze, piorunując Merlina wzrokiem), zerka na zegarek i marszczy brwi. Nie ma pojęcia, kto to może być - raczej nie Morgana, widzieli się z nią zaledwie przedwczoraj, Will ma teraz zajęcia na jakimś końcu świata, ojciec powinien być na delegacji, a Marcin, trzeci współlokator, który aktualnie odsypia weekendowe szaleństwa w akademiku u swojej dziewczyny, ma przecież swoje klucze.
Artur wzrusza ramionami i otwiera drzwi, za którymi zastaje jednak nie kogo innego, a Uthera Pendragona we własnej osobie.
- Tato? - pyta Artur z zaskoczeniem.
Uther nie czeka na zaproszenie, tylko wchodzi do środka. - Co ty tutaj robisz? - pyta nerwowo Artur, zamykając za nim drzwi. Zaczyna rozglądać się po kuchni i okolicach w poszukiwaniu jakichś inkryminujących gazetek, lubrykantów czy napoczętej paczki gumek. Ma nadzieję, że nie zostawiliby czegoś takiego w kuchni, ale z drugiej strony nie może przecież pamiętać o wszystkim. Rozpaczliwie zastanawia się też, czy w sypialni nie zapomnieli schować z Merlinem czegoś, co mogłoby zupełnie pogrążyć ich w oczach ojca i sprawić, że nie tyle będzie zmuszony wyjść z szafy, co zostanie z niej gwałtownie wyciągnięty.
- Przyszedłem zobaczyć, w jakich warunkach żyje teraz mój syn - odpowiada Uther sucho, a Artur milczy, zbyt zajęty byciem sparaliżowanym ze strachu, by zdobyć się na jakiś komentarz.
- Chcesz herbaty? - pyta wreszcie, kiedy jest już w stanie zrobić coś więcej, niż tylko stać się i gapić, jak jego ojciec przechadza się wolno po mieszkaniu. Uther zatrzymując spojrzenie na planie zajęć Marcina, namalowanym na ścianie wokół włącznika fioletowym wężu i niedojedzonych resztkach sera pleśniowego, który jest już trochę bardziej pleśniowy, niż powinien być. Artur odmawia cichą modlitwę do kogoś, kto mógłby sprawić, żeby jego ojciec nie zbliżył się zanadto do lodówki i nie zauważył tkwiących tam zaraz obok starych bazgrołów Willa tęczowych przypinek Kampanii Przeciw Homofobii i zwieszających się z sufitu wielobarwnych smyczy. Gotuje wodę, wrzuca torebkę z herbatą do zielonego kubka z Ikei i odwraca się w stronę ojca, by zapytać, ile chce cukru, kiedy jego wzrok pada na coś naprawdę strasznego.
- Co to jest? - pyta zimno Uther.
Artur zdusza przekleństwo.
W rękach ojca dostrzega egzemplarz „Radości seksu gejowskiego”, który Merlin kupił mu miesiąc wcześniej na urodziny. Kilka wieczorów spędzili wyszydzając zawartość książki, w skupieniu przyglądając się rysunkom i wreszcie wypróbowując coś z rozdziału, który szczególnie przykuł ich uwagę. Później książka trafiła na korytarz, do kibla, aż wreszcie do kuchni, gdzie walała się to na lodówce, to na stole, między nadgryzionym jabłkiem, stertą notatek, a szklanką z kilkudniową warstwą fusów.
- To nasza książka łazienkowa, wiesz, do czytania w łazience - wypala szybko Artur i trochę za późno dociera do niego, że powinien był to przemyśleć. - Nie, nie w tym sensie! - dodaje z przerażeniem, ma nadzieję, że naprawdę przekonywującym. - To… książka naszego współlokatora, Marcina. Jest gejem - stwierdza Artur w ostatecznym akcie desperacji i wciska Utherowi kubek z herbatą.
Ojciec spogląda na niego z niesmakiem, ale herbatę bierze.
- I ten… Marcin - ciągnie dalej Uther głosem, jakby mówił o czymś rozjechanym, co znajduje się właśnie w zaawansowanym stanie rozkładu - On tutaj śpi? - pyta Uther nieufnie.
- Tak, a gdzie ma spać? Przecież tutaj jest jego pokój, on także płaci za to mieszkanie - stwierdza Artur, machając ręką w stronę uchylonych drzwi, za którymi znajduje się łóżko Marcina, zdeklarowanego heteryka. Rozprasza (i przeraża) go nieco fakt, że chwilę wcześniej umilkł szum wody w łazience, co znaczyło, że Merlin zdążył się już wykąpać. Artur modli się znowu do patrona siedzących w szafie, jeżeli takie coś w ogóle istnieje, żeby Merlin zorientował się, że coś jest na rzeczy, i pod żadnym pozorem w ogóle stamtąd nie wychodził.
- I sprowadza tu sobie kolegów? - kontynuuje inwigilację Uther, a Artur zaciska pięść i liczy do trzech, zanim w ogóle podejmuje się próby odpowiedzi.
- Tak, tato, sprowadza sobie kolegów, a to, co z nimi robi, to tylko jego prywatna sprawa, okej? Nie zaglądam nikomu do sypialni, niech sobie tam wyprawia, co chce - odpowiada może trochę zbyt ostro, ale jest już tym naprawdę zmęczony.
- Ta książka… Jesteś pewien, że nie należy do twojego drugiego współlokatora, tego, z którym dzielisz pokój? Jak mu tam, Merlina? - pyta znowu ojciec, wymachując znowu zakazanym tomiszczem. - Nie chcę, żebyś dzielił pokój z jakimś pedałem - stwierdza, a Artur ma wrażenie, że czerwień wypełnia mu pole widzenia.
- Skończ wreszcie z tą obsesją i ocenianiem ludzi po tym, z kim sypiają i żyją w wolnym czasie? To nie twoja sprawa! A zresztą, nie ocenia się książki po okładce i nie ma też czegoś takiego jak moralna bądź niemoralna książka, są tylko takie dobrze i źle napisane! - warczy, a wtedy drzwi do łazienki się otwierają i serce błyskawicznie podchodzi mu do gardła. Do kuchni wchodzi Merlin, z wilgotnymi, lśniącymi włosami i w samym tylko granatowym ręczniku owiniętym wokół bioder. Artur myśli, że zaraz ojciec zorientuje się, że jest robiony w konia, a wtedy młodszy z Pendragonów może już zaznaczyć w kalendarzu własny pogrzeb. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale Merlin go uprzedza.
- Dzień dobry, pan to musi być Uther Pendragon, ojciec Artura, prawda? - pyta uprzejmie i podaje mu rękę, nie zwracając najmniejszej nawet uwagi na Artura. - Najmocniej przepraszam, ale nie słyszałem, jak wchodził pan do mieszkania. Trochę się śpieszę na kolokwium, a zaraz później muszę jechać do swojej dziewczyny do Bronowic, bo przez te całe studia zdecydowanie za rzadko się ostatnio widujemy - dodaje z rozbrajającym uśmiechem, a następnie wreszcie odwraca się w kierunku Artura. - Czy będzie w porządku, jeżeli dopiero jutro posprzątam kuchnię? Śmieci wyrzucę wychodząc, nie chcę znowu tracić więcej czasu, bo wiesz, że Natalia się niepokoi, jeżeli za rzadko ją odwiedzam - stwierdza poufale.
- Oczywiście - odpowiada Artur, bojąc się, że głos go zawiedzie. - Nie zapomnij kupić Domestosa, tym razem twoja kolej! - krzyczy jednak, kiedy Merlin, wycierając włosy mniejszym ręcznikiem, znika w korytarzu łaczącym kuchnię z ich pokojem. Następnie młody Pendragon spogląda na swojego ojca, który, dzięki Bogu, wygląda na przekonanego całym tym teatrzykiem. Artur wzdycha, a następnie odwraca się w kierunku Uthera i pyta: - Widziałeś już wszystko, co chciałeś? A może musisz zobaczyć jeszcze sypialnię? - Wie, że może przegina, ale tym razem naprawdę ma szczęście.
A może Uther po prostu bardzo nie chce wejść do ich pokoju, gdzie w tej właśnie chwili Merlin ubiera koszulkę.
- Wiesz co myślę o tobie żyjącym w takim miejscu - komentuje jeszcze jego ojciec, a Artur kiwa głową, nagle śmiertelnie znużony.
- Tak, tato, mieliśmy tę rozmowę już z siedemnaście razy - odpowiada. Uther przygląda mu się uważnie, a następnie wreszcie wychodzi.
Artur opiera się o drzwi i oddycha głęboko, a następnie rusza w kierunku sypialni, żeby powiedzieć Merlinowi, co myśli o takim zostawianiu na widoku „Radości seksu gejowskiego”, żeby każdy, włącznie z rodzicami, mógł to zobaczyć.
Wie już, oczywiście, co Merlin mu odpowie.
- Moja matka jest feministką. Sama mówiła, że powinniśmy koniecznie zaopatrzyć się w tę książkę - stwierdzi zapewne, a później Artur go ofuknie, pocałuje, wsunie mu rękę między te czarne, rozczochrane włosy i będą się pieprzyć tak długo, że żaden z nich nie zdąży do pracy ani na zajęcia.
Nie szkodzi.
Jutro też jest dzień.