Fikaton 6x05

Mar 17, 2009 21:07

Autor: mlekopjca
Tytuł: Życie codzienne w Torchwood Cardiff albo burza w szklanej kuli
Fandom: Torchwood
Ilosć słów: 1000
Ostrzeżenia/spojlery: Jakoś w okolicach 2x04 "Meat" i 2x05 "Adam", stąd taki a nie inny poziom relacji w zespole. Spojlerów jednakowoż brak, więc generalnie każdy, kto widział tak do 1x08 "They Keep Killing Suzie" może czytać. Trzymam się angielskiej nazwy Weevil. Idril zezwoliła.
Związków z promptem, poza jednym zdaniem, nie zarejestrowano.
Twierdzę, że pojebane. Akzs też twierdzi, że pojebane.

Betowała idrilka

Kubisiowi :*

1. Życie codzienne w Torchwood Cardiff albo burza w szklanej kuli
2. Życie codzienne w Torchwood Cardiff albo 90% wypadków zdarza się w domu
3. Życie codzienne w Torchwood Cardiff albo bohater nie Superman, sikać musi



Życie codzienne w Torchwood Cardiff albo burza w szklanej kuli

W czwartek świat decyduje się skończyć.

- Szlag, zostało mi jeszcze pół kawy - mruczy Owen, odklejając się od krzesła, na którym spędził ostatni kwadrans, kręcąc się w kółko.

Po wszystkim są oczywiście obrażenia. Jak zwykle. Owen rozważa zgłoszenie projektu dofinansowania na ekwipunek medyczny. Do Unii Europejskiej. Bycie instytucją pozarządową czasem naprawdę jest do bani.

- Czuję się, jakby przejechał mnie autobus - mówi Ianto, trzymając się za głowę.

- Zawołać Owena? - pyta Jack.

- To nie był aż tak duży autobus.

W piątek jest dwa w jednym: stado rozjuszonych Weevili i stado rozjuszonych cywilów. Gwen zwalcza cywilów, obdarzając wszystkich pokrzepiającym uśmiechem, który w podtekście oznacza tyle, że wszyscy zginiemy. Tosh siedzi bezpiecznie w bazie. Ianto i Owen odwalają brudną robotę, jak zwykle. Jack, z włosem rozwianym i furkotem płaszcza, ratuje sytuację w ostatniej chwili. Jak zwykle.

Po wszystkim Ianto zamyka nową zdobycz w celi, tuż obok Janet. Stoją przez chwilę w trójkę, naprzeciwko szklanej ściany. Tosh wsadza ręce do kieszeni żakietu. Owen chrząka.

- Zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez jego wysokość szefa, jak nazwiemy tego?

- Może Gwen? - proponuje Ianto.

Owen spogląda na Ianto, potem na Tosh, a na końcu na tkwiącego w celi Weevila, prosto w jego wielkie, niewinne i zielone ślepia. Wzrusza ramionami.

- Jak dla mnie, podobieństwo jest uderzające.

Dziesięć minut później Owen pojawia się w gabinecie Jacka, ze spóźnionym tylko o tydzień sprawozdaniem medycznym incydentu z wielorybem. Jack pije kawę i patrzy na Owena tylko trochę krzywo.

- Widziałeś Ianto? - pyta, gdy Owen jest już przy drzwiach.

- Karmi Gwen.

Widok miny Jacka - bezcenny. Oplute kawą dokumenty dla UNITu - ukryte przed Ianto w szufladzie. Wydruk zdjęcia z CCTV - zachować do szantażu.

W sobotę Gwen jedzie na wakacje. Owen dochodzi do wniosku, że ostatni urlop miał tak jakoś nigdy i notuje sobie w pamięci, by sprawdzić cenę biletów na Bahama. W niedzielę przez szczelinę wypada szklana kula z ekosystemem w środku. Raczkująca cywilizacja, ocenia Jack. Kula ląduje na biurku Gwen.

- Zobacz, mają most - obwieszcza Tosh, zatrzymując się przy kuli jakoś w poniedziałek. Ianto staje tuż za jej plecami.

- Nieźle. Wczoraj dopiero eksperymentowali z kołem.

W czwartek wraca Gwen. Wtorku i środy nie pamiętają. Większości czwartku w sumie też nie. Poza końcem świata.

- Miałam taką kulę w dzieciństwie - obwieszcza Gwen, zerkając na swoje biurko. - Jak się potrząsnęło, spadał śnieg.

Chóralnie „NIE!” spóźnia się tylko kilka sekund. W kuli rzeczywiście pada śnieg. Jack uderza się otwartą dłonią w czoło.

- Zmieniłaś im klimat - obwieszcza Tosh. Siedzi przy biurku, opierając policzek na dłoni, a jej twarz wyraża skrajny sceptycyzm. Incydent z wielorybem właśnie z hukiem spada na drugą pozycję na liście: Naprawdę kiepski miesiąc Gwen. - Są przed wynalezieniem ognia.

- Och.

- Epoka lodowcowa w czerwcu. Świetnie Gwen. Właśnie zgładziłaś cywilizację.

Jakoś w piątek przychodzi katastrofa.

- Owen! - krzyczy Jack z podestu. - Co mówiłem o testowaniu artefaktów nieznanego pochodzenia na współpracownikach?

- Że tylko w skrajnych sytuacjach, gdy nie może być już gorzej?

- Czy to była taka sytuacja?

- No nie…

Chomik, którym jeszcze przed chwilą była Gwen, patrzy na Owena dwoma paciorkowatymi oczkami. Owen czuje na plecach spojrzenie Ianto i ma wrażenie, że wie, czego doznaje królik patrzący w światła nadjeżdżającej ciężarówki.

- Wiem, że przewracasz oczami, Jonsey. Przestań.

- Och, daj mu spokój, Owen - protestuje Tosh, wsadzając chomika do pudełka po ciastkach. - Dla niego to naturalne jak oddychanie. Nie możesz zabronić człowiekowi oddychać.

- Jesteś pewna, że jest człowiekiem? Jack! Składam wniosek o przebadanie Ianto na stopień człowieczeństwa!

- Nie zezwalam!

Ianto znowu przewraca oczami. Kiedyś mu wypadną, stwierdza w myślach Owen. Z medycznego punktu widzenia niemożliwe jest aż takie wyćwiczenie gałek ocznych.

- Jeśli nie jest, będziemy musieli go zamknąć. A jak go zamkniemy, zbankrutujemy w Starbuck’s - kontynuuje Jack.

- Albo kupimy ekspres do kawy, który normalny człowiek może obsługiwać - mruczy Owen, naciskając kolejne przyciski w artefakcie, szukając właściwego, zanim Myfanwy zeżre chomika, co sprowadzi im żądnego krwi i zemsty Rhysa na głowę.

- Nie zadzieraj z człowiekiem, który robi twoją kawę - mówi Tosh znad klawiatury.

Pierwsze prawo Torchwood: bez kawy nie ma Torchwood. Kosmito, chcesz podbić Ziemię? Zniszcz kawę.

O, właśnie.

- Tfu! - Owen wypluwa kawę z powrotem do kubka.

- Co jest? - pyta Tosh znad programu translatorskiego.

- Bezkofeinowa - mruczy Owen, odsuwając od siebie kubek na długość ramienia. - Sukinsyn…

- A nie mówiłam?

Jack ratuje sytuację jakieś osiem godzin później, gdy wyłania się z gabinetu razem z Ianto, uśmiechniętym jak kot, który właśnie zżarł talerzyk śmietanki.

- Ianto, podwójna kawa dla Owena. Bez kofeiny wydajność jego pracy spada o połowę, a nie chcemy kolejnej apokalipsy. Nie żebym nie doceniał…

- Och zamknijcie się - mruczy Owen, chowając głowę w ramiona.

Czasem nuda zabija szybciej niż apokalipsa. Owen siedzi, z nogami na biurku. Pteranodon wykonuje zgrabną spiralę, łapiąc w dziób ciasteczko.

- Owen, nie rzucaj biszkoptami w Myfanwy - mówi Ianto, bezszelestnie przemykając za jego plecami. Owen o mało nie spada z krzesła.

- Prawie dostałem zawału!

We wtorek krzesło Owena trzyma się w kupie tylko na słowo honoru. Owen, po kilku przekleństwach i bezowocnym dochodzeniu, siada z ostrożnością psa wąchającego jeża. Krzesło postanawia wytrzymać.

Jack, z nieodłącznym jak cień za plecami Ianto, pojawia się przy wyjściu jakieś dziesięć minut później.

- Idziemy kupić Owenowi krzesło!

Wychodzą, nim ktokolwiek zdąży się odezwać. Gwen podnosi głowę znad biurka.

- Teraz tak to nazywają?

- Wpisz na listę.

Gwen otwiera szufladę i spod ostatniej teczki wyciąga złożoną na pół kartkę.

- Kiedy była „Inwentaryzacja”? - pyta.

- Podczas twoich wakacji - odpowiada Owen, wychylając się po ścierkę do monitora. Krzesło skrzypi swoją symfonię. Owen zamiera w miejscu.

- Zaczynam się zastanawiać, co tak naprawdę stało się z twoim krzesłem.

Owen zrywa się na równe nogi i odsuwa na dobre dwa metry.

- Szlag. Wizualizacja. Dajcie mi retcon. Błagam.

Krzesłu stała się Myfanwy szukająca biszkoptów. Tosh z litości dzieli się informacją.

Tydzień jest całkiem spokojny, dopóki wszystkiego malowniczo szlag nie trafia. W czwartek oczywiście.

Alarm wyje i Ianto robi w tył zwrot w połowie drogi do części kuchennej, rzucając jakieś przekleństwo po walijsku. A przynajmniej coś, co brzmi jak przekleństwo. Owen wychyla głowę z prosektorium.

- Co tym razem?

- Liczne wyładowania energii szczeliny w kilkunastu miejscach Cardiff.

- A to oznacza...?

Tosh odsuwa krzesło od biurka.

- Koniec świata.

Owen wzdycha, ściągając z półki podręczną apteczkę rozmiarów małego samochodu.

- I jeszcze jeden, i jeszcze raz...

autor: skye, fandom: torchwood, fikaton 6: dzień piąty, fikaton 6

Previous post Next post
Up