Dzisiaj zdjęłam buty po raz pierwszy od rana jakieś dziesięć minut temu! Coraz lepiej. Ten odcinek jest w 75% napisany w pociągu pod bacznym wzglądem współpasażera-dziadka. Bardzo wiele dzieje się tutaj niemalże bez mojego świadomego udziału (autor nie żyje).
autorka: le_mru fandom: Mass Effect spoilery: potężne do zakończenia serii (finał ME3) prompt: jest między wierszami ilość słów: 1160 postaci: femshep & Garbus ostrzeżenia: [tak, to jest AU]wypieram ostatnie 5-10 minut, ustalmy, że wszystko skończyło się w momencie, kiedy Shepard i Anderson siedzieli razem na Cytadeli, tylko że jej udało się wpisać kod Żniwiarzy do konsoli Tygla... taką wersję wydarzeń podaje akzseinga. Przekaźniki masy funkcjonują w najlepsze - turianie nie będą musieli żywić się Colą i batonikami! notka odautorska: Garbus porwał ten odcinek i uczynił go swoim.
- Rozumiem, komandorze, że to były wyjątkowe czasy, ale teraz nadeszły inne: czasy zaprowadzenia porządku w galaktyce. Widzicie sami, jaki chaos panuje, gdzie nie spojrzeć.
Shepard milczała. Radna Wong brała to za dobrą monetę, bo nie przerywała sobie.
- Postanowiliśmy zacząć od zliczenia stanu osobowego i wyszło nam, że zabrakło całego gatunku, całej cywilizacji. Trudno przejść nad tym do porządku dziennego, na dodatek mając w pamięci waszą skłonność do siania destrukcji…
- To nie jest moje hobby - powiedziała Shepard. W jej wyobraźni zabrzmiało to nieco mniej jak dla niedosłyszących. - To coś, co robię, żebyście mieli swoje stołki!
- Nie chcę też przypominać, że przyczyniliście się do zagłady jeszcze poprzedniej Rady i, jak już wspominałam, niezwykle smuci mnie wasz widok w takiej kondycji, to pewne konsekwencje muszą być poniesione, a wiemy, że walnie przyczyniliście się do zniknięcia z galaktyki quarian.
Liara prychnęła z oburzeniem, ale była poza zasięgiem hologramu i matriarcha Prena tego nie zauważyła. Garrus zadbał, by go zauważono: wskoczył w sam środek promienia, prawie zasłaniając Shepard.
- To jest jakiś skandal! Gdzie jest prymarcha Victus? On by nie dopuścił do tej groteski!
- Panie Vakarian, proszę o zachowanie spokoju - zwróciła mu uwagę Wong. Garrus wyglądałby trochę strasznie, gdyby nie to, że w cywilnym stroju był strasznie chudy i powiewał bandażem. - Prymarcha Victus jest niedysponowany, w trakcie ostatniego ataku wstąpił na minę.
- Wstąpił na minę! - powtórzył Garrus, nie wiadomo, czy wstrząśnięty informacją, czy oburzony doborem słów.
- Vakarian, to niegodne was zachowanie - wtrącił radny turian. Shepard nie zapamiętała jego nazwiska, ale kojarzył jej się trochę z Nihlusem. Nieważne, i tak go już nie lubiła.
Z Garrusa uszło jakby powietrze. Wycofał się.
- Komandor Shepard, proszę pamiętać, że dla was już nie raz czyniono wyjątki - odezwała się radna Wong. - Po incydencie z przekaźnikiem strefy batariańskiej powinno się was postawić przed sąd. Tak się nie stało. I tym razem nie będziemy wyciągać pełnych konsekwencji, ale musimy chociaż dotrzeć do sedna.
- Co z gethami? - zapytała w końcu Shepard.
- Jest trochę problemów z asymilacją środowiska geckiego - powiedziała gładko matriarcha.
- Bardzo dobrze znam gethów i ich historię - ciągnęła Shepard. - Legion… Platforma i konsensus imieniem Legion… przybliżyła mi ją i myślę, że mogłabym pomóc z…
- To może w dalszej przyszłości - uciął radny turian. - Na razie najważniejsza jest odbudowa naszej cywilizacji. Dziękujemy za spotkanie, komandor Shepard, i za zrozumienie naszego stanowiska. O dacie przesłuchania dowiecie się z odpowiednim wyprzedzeniem.
Rzucił jeszcze karcące spojrzenie w kierunku miejsca, w którym jego zdaniem mógł stać Garrus, i zrobił ruch nakazujący rozłączenie. Konferencja dobiegła końca. Shepard była wściekła.
W nocy, zamiast spać, leżała i myślała o tym. Odzyskała już trochę siły, więc zwykły dzień w ośrodku nie był w stanie jej odpowiednio zająć i zmęczyć, i nie kładła się spać zmęczona, a im dłużej nie spała, tym bardziej się nakręcała. Tym razem bezowocność przeprowadzanych prób i wysiłków wyprowadzała ją z równowagi bardziej niż jakikolwiek błąd, jaki mogłaby popełnić, dowodząc, a w końcu wezbrała do tego stopnia, że Shepard złapała za najbliższy przedmiot, jaki leżał w okolicy - a był to telefon - i z impetem cisnęła nim przez pokój. Potem uniosła się na łokciu i chwyciła datapad z książkami, ale zatrzymał ją głos Garrusa.
- Co robisz? - zapytał spokojnie, nawet nierozespany.
- Rzucam rzeczami - odparła zgodnie z prawdą.
- Dlaczego rzucasz rzeczami?
- Bo nie mogę do niczego strzelać.
Garrus westchnął (nawet to miało podwójną wibrację), odrzucił przykrycie i wstał. Po chwili jego przypominająca strach na wróble sylwetka pojawiła się na tle ciemnego okna, a o jej polówkę uderzyły miękko telefon i datapad.
- Rzuć we mnie, to złapię.
- To nie to samo.
- Nie utrudniaj, Shepard.
Rzuciła, wkładając w to modicum siły. Garrus ostentacyjnie zgiął się w pół.
- Dobrze cię tu karmią. To chyba jakaś dyskryminacja dekstrowców.
- Przestań! - Rzuciła znowu, tym razem silniej, a on złapał datapad w powietrzu. Zawsze podejrzewała, że widzi po ciemku lepiej od niej.
- Lepiej ci?
- Nie bardzo.
Materac się ugiął. Garrus wyglądał dziwnie goło bez pancerza, tak biednie, nie potężniej od przeciętnego człowieka. Przez moment miała wrażenie, że to samo pomyślał o niej. Jej kosztowny Rosenkov był nie do odzyskania, ściągali go razem ze skórą.
- Jeśli chodzi o radę tymczasową, to wiesz, że to banda dupków.
- Banda dupków współdecydujących o losie galaktyki. Jestem taka zła, Garrus… Mam wrażenie, że niedługo zmienią mnie we własnego robota, własnego getha… Już teraz jestem w połowie maszyną. Ewolucja odwrotna, nie jak my z gethami…
Zamilkła, bo nagle wszystko, co o tym myślała, wydało jej się głupie i jakieś takie nieadekwatne.
- Ja też nie znoszę tej sytuacji - powiedział Garrus. - Myślałem, że będzie inaczej.
- Chciałeś być bohaterem? - zapytała z szyderstwem w głosie.
- Każdy mały turianinek chce być bohaterem, Shepard. A potem dorasta i cieszy się, jak zostanie gliną z C-SEC-u.
Uśmiechnęła się, ale nastrój nie został rozładowany. Garrus to wyczuł.
- Shepard, hm… Może chcesz płakać?
- Płakać? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Dlaczego?
- Ja chyba chcę.
- Ale ty chyba nie możesz?
- No nie. Ale to by była, zdaje się, dobra okoliczność. Prawda?
- Chyba tak - zgodziła się z ociąganiem. Nie potrafiła nic wyczytać z jego twarzy. Nawet w świetle dnia miewała z tym problem, a co dopiero teraz. - Ale przez solidarność z tobą byłoby to chyba nie na miejscu.
Miała wrażenie, że dostrzegła w jego oczach błysk ciekawości. Kiedy wspierającym gestem dotknął jej nogi, było to dziwne, ale nie nieprzyjemne: jak zetknięcie z drugą stroną kurtki z prawdziwej skóry. Zdała sobie sprawę, że nie wiedziała tego wcześniej, bo w większości przypadków kontaktu fizycznego byli oboje uzbrojeni po zęby, z rękawicami łącznie. Czy Garrus nie krępował się dotykać jej w tych dniach, które wypalono z jej pamięci? Kto wie, odkąd zakwaterowano ich razem, odkrywała codziennie różne rzeczy. Miał mnóstwo dziwnych zwyczajów: stępiał pazury z taką regularnością, z jaką ludzie golili zbędne owłosienie, po posiłkach jadł kamienie na lepsze trawienie, układał buty i ubrania według określonego wzoru, najpierw czytał zakończenia książek, a dopiero potem resztę. Czy wiedziała to wcześniej, ale nie miała czasu tak naprawdę tego zauważyć? Nie wiadomo.
Wrócił potem do swojego łóżka - polówka stęknęła z pretensją - ale Shepard miała wrażenie, że nie śpi. Nie było to mylne, bo po chwili zapytał:
- Co chcesz robić?
- Nie wiem. Coś pożytecznego.
- Chcesz walczyć?
- Nic innego nie potrafię.
I nic innego nie mogę wymyślić.
Następnego dnia po śniadaniu odwiedziła ją doktor Chakwas. Garrus rozsądnie się ewakuował z pola rażenia i pokuśtykał gdzieś z Liarą i Vegą, Shepard miała wrażenie, że spiskują, ale winiła za to swoją bezczynność.
- Shepard… - zaczęła Chakwas na jej widok.
- Pani doktor, nie wiem, jak to inaczej ująć, ale ja muszę stąd wypierdalać.
Chakwas wzięła się pod boki. Shepard patrzyła na nią stanowczo z leżaka.
- Jeszcze tydzień, komandorze. Proszę dać sobie tydzień.
- Dobrze. Tydzień. Mam prośbę o przysługę. Czy mogłaby pani spróbować przekazać informację pewnej naszej znajomej? Nie jestem zbyt pewna, jak jest z bezpieczeństwem łączy tutaj.
- Jakiej znajomej? - zapytała czujnie Chakwas.
- Takiej, wie doktor… - Shepard pokazała na sobie odpowiednie części anatomii, co było nieco trudne, zważywszy, że siedziała.