fikaton 12, dzień 1: ziemska jesień #1

Apr 13, 2012 23:14

Parszywa Dwunastka... nie wierzę w to. Przez najbliższe dni będę miała wprawdzie niewiele czasu na pisanie (dzisiaj nie zdjęłam butów od 12), ale postaram się wklejać regularnie. Utrudniłam sobie życie dodatkowo, decydując się na pisanie odcinków większej całości. CZEMU NIE.

autorka: le_mru
fandom: Mass Effect
spoilery: potężne do zakończenia serii (finał ME3)
prompt: Portugalia
ilość słów: 1160
postaci: femshep & entourage
ostrzeżenia: [tak, to jest AU]wypieram ostatnie 5-10 minut, ustalmy, że wszystko skończyło się w momencie, kiedy Shepard i Anderson siedzieli razem na Cytadeli, tylko że jej udało się wpisać kod Żniwiarzy do konsoli Tygla... taką wersję wydarzeń podaje akzseinga. Przekaźniki masy funkcjonują w najlepsze - turianie nie będą musieli żywić się Colą i batonikami!
notka odautorska: tytuł wzięty z reportażu Stiga Dagermana "Niemiecka jesień", do którego zakupu poczyniłam już dwa podejścia - do trzech razy sztuka. Tematyka: naturalnie pokłosie wojny. Femshep bazuję na moich decyzjach, więc paragońska i sympatyzująca z gethami.


ZIEMSKA JESIEŃ

1.

Pierwszą rzeczą, która naprawdę poruszyła Shepard po wojnie, był fakt, że chciano ją postawić przed sądem.

- Czy to znowu batarianie? - zapytała. - Czy batarianie mszczą się na mnie zza grobu?

Hologram Hacketta patrzył na nią z zafrasowanym wąsem.

- Ta sprawa dosyć zbladła na tle ludobójstwa quarian.

- Ja tam byłem! - Poderwał się Vega. - Quarianie wykończyli się sami! Gethy nie strzelałyby do nich, gdyby…

Shepard, rekonwalescentka na pasiastym leżaku, uniosła tylko dłoń i porucznik opadł posłusznie na swoje miejsce.

- Kiedy to ma być? Skąd to w ogóle przyszło?

- Z samej góry. Masz się stawić, kiedy staniesz na nogi. - Nawet na zakłócanym hologramie widać było, że obrzucił jej zakute w szyny kończyny pełnym niedowierzania spojrzeniem. - Sporo zależy od tego, kto zostanie wybrany do nowej Rady na jesień.

- To w takim razie proszę mi dać znać, admirale, kto wpadł na tak niedorzeczny pomysł, żebym przypadkiem na niego nie zagłosowała.

- Postaram się, komandorze. Hackett bez odbioru.

Kiedy hologram zniknął, na tle sadu ukazała się zestresowana młodziutka pielęgniarka z Przymierza.

- Czy komandor napije się soku?

- Napije się - zgodziła się łaskawie Shepard, odwracając głowę, żeby słońce nie raziło jej w oczy. Jedyna dobra decyzja generalicji: umieścić lazarety i ośrodki rehabilitacyjne we względnie niezniszczonej Portugalii, gdzie ocalały sady pomarańczowe i oliwne. Vega opalił się na godny pozazdroszczenia brąz, ona się nie opaliła, bo lekarze uważali, że należy trzymać ją w suchym i zacienionym miejscu. Coś o prażonych implantach i duraaliminium.

Vega otworzył usta, gotów wyrzucić z siebie jakiś imponujący potok przekleństw, ale Shepard pokręciła głową. James zawsze wyzwalał w niej pragnienie zrobienia czegoś głupiego, a w tych warunkach mogłaby co najwyżej celnie cisnąć szklanką z sokiem w sierżant Kavarungias, która nie zasługiwała na to traktowanie, zważywszy, że zajmowała się kombatantami grupy uderzeniowej "Młot" od dnia zero, kiedy wszyscy byli tak popaleni, że ledwo dawało się odróżnić turian od asari.

W dupę mogli sobie wsadzić te pomarańcze i oliwki, naprawdę.

- Chyba byłoby lepiej, gdybym jednak wykitowała - powiedziała potem do Garrusa, który usiłował zapiąć jej but na szynie.

- Nie mów takich rzeczy, Shepard.

- Przykra prawda. Gdybym nie żyła, postawiliby mi kolejny pomnik i byłby spokój. Nawet jakby wieszali na mnie psy, miałabym to głęboko w poważaniu.

- Ja bym nie miał. - Jego rozgałęziona żuchwa poruszyła się w oburzeniu.

- Broniłbyś mojego honoru?

- Shepard, hm…

- Żartuję! Kiedy straciłeś poczucie humoru?

- Najwyraźniej wtedy, kiedy ty je zyskałaś. - Kiedy uniósł głowę, dostrzegła znajome ogniki w głęboko osadzonych oczach. Ulga. - A tak przy okazji, nigdzie nie idziesz. Chyba że boso.

- Nic nie potrafisz, Vakarian.

Ale jej też nie udało się założyć butów. Potem tajną akcję ubierania Shepard odkryła sierżant Kavarungias i natychmiast o tym, czego dopuszczają się rekonwalescenci, doniosła doktor Chakwas. Próby te zostały natychmiast ukrócone i Shepard nadal musiała chodzić w okropnych rehabilitacyjnych skarpetach.

- To zabierze trochę czasu, komandorze - powiedziała lekarka. Groźba była wyczuwalna. Shepard nie miała co się obawiać rządu tymczasowego, dopóki panią jej życia i śmierci była doktor Chakwas. - Może i jesteście naszpikowani implantami, ale niektóre rzeczy organizm musi zrobić na własną rękę, a to trwa.

Garrus cały zesztywniał na wspomnienie implantów. Shepard udawała, że nie zauważyła. Mruczał i prychał, aż w końcu zapytała, czy coś mu utkwiło w gardle.

- Jestem pewien, że Chakwas nie miała tego na myśli. - Skubał swój bandaż elastyczny na kolanie. - Wiesz, o syntetycznych częściach. Że tyle tego jest.

- Tyle tego jest, Garrus. - Pokazała mu nity sterczące z ramienia. - Ale ja po prostu już wymiękam, jeśli Vega jeszcze raz będzie musiał mnie przenosić na ten pierdolony leżak, to składam wniosek o eutanazję.

Garrus zmarszczył brwi. To znaczy, ona to tak odbierała, bo w rzeczywistości tylko nieznacznie poruszył płytkami nad oczodołami, tak jak nauczył się od niej i Jamesa.

W Portugalii, a dokładniej w Portalegre, dwieście kilometrów od Lizbony, byli od zaledwie dwóch tygodni. Wcześniejsze dzieje Shepard znała wyłącznie z nieskładnych relacji innych rehabilitantów i sierżant Kavarungias. Okoliczności jej powrotu na Ziemię były bliżej nieznane, zważywszy, że połowa Cytadeli eksplodowała z hukiem i z Andersona pozostało tylko DNA znalezione na jej butach. Bucie. Znaleziono ją sześćdziesiąt godzin po eksplozji w ruinach szpitala, który przeszukiwała ekipa salariańskich zwiadowców szukających zasobów i sprzętu. Ponoć pierwotnie wzięli ją za zwłoki i zostawili, bo trupów było tam dużo, tak jak wszędzie zresztą, ale jednego z nich coś tknęło i się cofnął. Okazało się, że w pamięć zapadł mu fragment pancerza Shepard, która mignęła mu podczas misji na Sur'Kesh. Shepard nie dawała ponoć znaków życia, ale uparty salarianin nawiązał połączenie z dowództwem Przymierza, a Hackett, usłyszawszy o tym, że prawie nie ma co zbierać, na miejsce oprócz patrolu medycznego wysłał też trzech naukowców z Cerberusa, których miał akurat na podorędziu. Kolejny niewiarygodny zbieg okoliczności: jeden z nich pracował przy projekcie Łazarz.

Nie było to może drugie wskrzeszenie, ale prawie. Kiedy Shepard wróciła do siebie, zewsząd sterczały jej rurki i nity, za oknem świeciło portugalskie słońce, ćwierkały ptaki i dojrzewały pomarańcze, a Garrus kuśtykał wokół o kulach, doprowadzając do szału personel medyczny.

Od tamtego czasu spotkała też Vegę, i Liarę, i Corteza, i brytyjskich marines z "Młota". Wszyscy byli w stanie mniejszej lub większej rozsypki. Normandia ponoć latała na posyłki Hacketta, dowodzona formalnie przez jakiegoś dupka z Przymierza, a naprawdę przez EDI. Garrus referował jej jakieś wzruszające momenty z udziałem jej i Jokera, ale Shepard nie była pewna, czy nie są podkoloryzowane przez narkotyczne ilości środków przeciwbólowych.

Nie pamiętała z tego nic, jakby ktoś jej wykasował dane z dysku. Mogliby jej równie dobrze wmówić, że odwiedzało ją siedmiu krasnoludków.

Parę dni po odwiedzinach holoHacketta udało się zwołać w miarę prywatne spotkanie dla dawnej załogi Normandii. Liara wróciła z archeologicznych wojaży po zrujnowanej Europie, Cortez przyjechał wózkiem, który nazywał promomobilem, Vega wyrzucił sierżant Kavarungias za drzwi i wytarmosił skądś wino. Wino było w ośrodku oczywiście zakazane, więc wszyscy z wielką ochotą rozlali je do plastikowych kubeczków, w których dostawali lekarstwa.

- Chcesz zrobić wielką ucieczkę? - zapytała Liara, kiedy zreferowano jej rozwój wydarzeń i zadano mnóstwo pytań na temat sytuacji poza murami ośrodka - ze wszystkich rehabilitantów to ona cieszyła się największą swobodą ruchu, bo i też odniosła najmniejsze obrażenia w ostatniej walce. Znaleziono ją zwiniętą w pozycji embrionalnej w ciasnej kuli biotycznej energii, z której ponoć wyskoczyła jak gdyby nigdy nic. Shepard uważała ten fragment historii za wyjątkowo niewiarygodny, ale Liara na pierwszy rzut oka faktycznie wydawała się być w porządku.

- Wielką ucieczkę? Nie mam zamiaru się nigdzie ukrywać ani rżnąć głupa, że…

- Miałam na myśli: stąd. Nie mogą cię tu trzymać nie wiadomo ile. Przecież to przypomina bryg!

- No, nawet Vega tu jest i kradnie dla mnie rzeczy.

- Oo, to nic takiego, komandorze.

- Shepard na razie sama się nigdzie nie wybiera - powiedział sucho Garrus.

- Kulas się odezwał - mruknęła Shepard. Wybuchła dyskusja na temat różnych kontuzji i ogromu odniesionych obrażeń, którą zakończyła wspólna decyzja o zorganizowaniu wideokonferencji. Personel medyczny, poddany naciskom z różnych stron, nie mógł się nie zgodzić i ze względu na brak sali konferencyjnej w ośrodku spotkanie zorganizowano w ogrodzie.

Shepard siedziała na leżaku z jedną nogą w skarpecie i stalowych szynach wyciągniętą oskarżycielsko przed siebie, a pozostali stali za nią murem. No, Cortez siedział.

koniec części pierwszej

fandom: mass effect, autor: le_mru, fikaton 12, fikaton 12: dzień pierwszy

Previous post Next post
Up