The Chosen End - chapter 9 - translation

Jan 01, 2010 14:42

A translation into Polish for the_chosen_end 's TCE Victory Event.

The Chosen End belongs completely and entirely to its respective writers, I'm just a translator~

Title: The Chosen End (Wybrany Koniec)
Chapter: "Lies" ("Kłamstwa")
Authors: pyrrhiccomedy and wizzard890
Translator: mai_yukino
Language: Polish



Moskwa, 1886

Ameryka uścisnął go, kiedy się spotkali, uczucie ciepła w chłodnej kawiarni. Ramiona chłopaka na krótko owinęły się wokół jego własnych, a róg książki, którą Ameryka trzymał w lewej ręce wpił się niekomfortowo w jego plecy.

Wszystko to zdarzyło się w ciągu jednej chwili, jednak, zdaniem Rosji, była to chwila zbyt długa.

"Czy ty masz pojęcie... Czy ty w ogóle masz pojęcie, jakie to jest niesamowite?" stwierdził Ameryka, machając książką w powietrzu nieco zbyt entuzjastycznie. Pozwolił Rosji doprowadzić się do stolika w kącie kawiarni i opadł głośno na krzesło, niemalże przewracając kubek kawy stojący na stoliku, już od jakiegoś czasu czekający na niego. "Na przykład ta część z ciałem zakonnika, po prostu... znajdującym się tam i gnijącym i..."

"Ameryko."

"Oh, a ten Fiodor Pa... Jak to się mówi, Pawłowicz? Co za gnój, nie mogę uwierzyć, że on..."

"Ameryko."

"Scena w sądzie też, kiedy ten biedak zostaje zesłany na Syberię..."

"Ameryko."

Ameryka zająknął się, po czym jego głos ucichł. Nawet w tym słabym świetle jego oczy lśniły, ukryte za szkłami okularów. Rosja obserwował go przez moment, po czym delikatnie wyciągnął książkę spod jego dłoni, przesuwając ją na swoją stronę stolika. "Co ty z tym robisz?"

"Um, myślę, że Anglia zwykł to nazywać 'odchamianiem'," Ameryka wypił łyk swojej kawy. "Grupa wydawnictw w Nowym Jorku zaczęła hurtowo tłumaczyć twoje książki, a ludzie wręcz pożerają jedną za drugą. Ja też, tak właściwie." Wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się. "Twoi ludzie naprawdę potrafią pisać. Podobała mi się ta jedna, która to była... W której dziewczyna ginie pod kołami pociągu?"

"Anna Karenina," podpowiedział Rosja. Przez chwilę jego oczy skupiły się na ruchu jego jabłka Adama, kiedy Ameryka przełykał kolejny łyk kawy.

"O, właśnie." Odstawił kubek z powrotem na stół. "Wiesz, to całkiem zabawne. Anglia nie napisał niczego wartego przeczytania od... sam nie wiem, chyba od zawsze, ale ciągle zachwouje się, jakby w dziedzinie literatury bił nas wszystkich na głowy." Ameryka podparł sie łokciami o blat, przybliżając swoją twarz do jego, jakby chciał mu powiedzieć coś w tajemnicy. "Blake? Totalnie przereklamowany."

Rosja odetchnął cicho, a wydychane powietrze zmierzwiło nieco włosy Ameryki. "Naprawdę?" zdołał wydusić, w myśli przeklinając brzmienie swego głosu.

Ameryka skinął głową. "Oczywiście." Przez chwilę obserwował usta Rosji, a w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Cofnął się gwałtownie, jakby dopiero teraz zauważył, jak blisko siebie się znajdywali.

Donośne głosy innych klientów rozbrzmiewały dookoła nich, mimo to Rosja był w stanie usłyszeć odległy pisk czajnika. Przyglądał się leżącej na stole książce, próbując zignorować małą igłę bólu, która na pewno nie była spowodowana jakimś zawodem. Zignorował to, powracając do zagubionego gdzieś przed chwilą toku konwersacji. "Teraz czytasz Brat'ja Karmazowy, tak?"

"Jeśli to oznacza Braci Karamazow," Ameryka przewrócił oczami, kiedy Rosja skrzywił się słysząc jego wymowę. "to tak. Zacząłem w poniedziałek."

"Twój entuzjastyczny monolog, którym uraczyłeś mnie na początku naszego spotkania daje mi do zrozumienia, że ci się podoba."

"Jest niesamowita. I mogę bez trudu poznać, że to twoja książka." Zarumienił się lekko. "Jeśli wiesz co mam na myśli."

Rosja uśmiechnął się delikatnie, wręcz niezauważalnie. "Wiem, dziękuję. Co prawda, nie jest to zbyt pocieszające, że ilekroć czytasz o szeroko pojętym szaleństwie i zdradzie, zaczynasz o mnie myśleć." Ameryka uniósł głowę, spoglądając na niego, Rosja natomiast uśmiechnął się nieco szerzej. "Tylko żartowałem."

"Wiem." Ameryka przesunął palcem po kilku kroplach kawy, które spadły wcześniej na stół. Połączył je linią, po czym domazał kilka linii na szczycie, upodabniając rysunek do grzyba. Rosja zmrużył oczy, przyglądając się uważnie. To było... Ameryka zauważył jego badawcze spojrzenie. "Drzewo," wyjaśnił. "takie jak rosną na Florydzie."

"Ah." Rosja przesunął dłonią po rysunku. Czuł, że kawa jest już zimna.

Ameryka musnął jego rękę koniuszkami palców, zwracając na siebie uwagę drugiego kraju. "Hej, możesz mi oddać moją książkę? Zabrudzisz ją kawą."

Rosja mrugnął, po czym przesunął mały tomik z powrotem po blacie stołu. Ameryka uniósł go, wycierając okładkę o rękaw, po czym go otworzył. Przez chwilę panowała cisza.

Rosja spojrzał na książkę, na pozaginane rogi kartek i pogniecioną okładkę, wyobrażając sobie Amerykę usypiającego z tomikiem na kolanach, okularami zsuwającymi się z jego nosa. Światło wpadające przez okna kawiarni było przyćmione, widać w nim było drobiny tańczącego w powietrzu kurzu i wszystko to tworzyło wokół twarzy Ameryki jakąś niezwykłą poświatę. Rosja odwrócił wzrok.

"Rosja?" Ameryka wydusił z siebie w końcu. "Czy sądzisz, że ludzie są ważni?"

"...To dziwne pytanie."

"Wcale nie." przesunął palcem po jednej z kartek. "Myślę, że o tym jest cała ta historia. Tak sądzę. Nigdy nie byłem zbyt dobry z tej całej analizy."

Chwila przerwy. I w końcu: "Tak. Ludzie są ważni. Ale niektórzy są ważniejsi od innych."

"Oh. Wydaje mi się, że... można tak na to spojrzeć." Jego palce zacisnęły się na uchwycie kubka, a Rosja nagle zrozumiał, że w tym pytaniu kryło się znacznie więcej niż z początku przypuszczał.

"Więc... znałeś Dostojewskiego?"

Rosja skorzystał skwapliwie ze zmiany tematu. Wziął łyka swojej herbaty, pozwalając jej poparzyć swój język. "Spotkaliśmy się raz czy dwa. Czemu pytasz?"

"Po prostu... ten Ivan. Mówią do niego, czekaj, 'Wania', prawda?" Ameryka przeleciał wzrokiem kartki książki, po czym znów popatrzył na Rosję, jego spojrzenie niemożliwe do rozczytania. "To jest coś jak przezwisko?"

"Zdrobnienie."

"Cokolwiek. Jest słodkie." powrócił do wertowania książki. "W każdym razie, on ma ten cały kompleks na temat tego, jakie życie jest niesprawiedliwe i... coś, że Bóg nie mógłby istnieć w takim parszywym świecie, gdzie dzieci chorują i umierają i inne rzeczy w tym stylu. Więc on po prostu w Niego nie wierzy." Znów spojrzał na drugi kraj i pozwolił sobie na mały, ledwo zauważalny uśmiech. "On mi trochę kogoś przypomina. Dziwne, prawda?"

"Bardzo." Rosja pochylił się i zamknął książkę, uwięziwszy palce Ameryki pomiędzy ostatnimi kartkami, gdzieś w środku procesu Dymitra. Przez chwilę zwlekał, a jego dłoń pozostała na nadgarstku drugiego kraju.

...Przede wszystkim, nie okłamuj sam siebie. Człowiek, który się okłamuje i słucha swoich własnych kłamstw dociera do chwili, w której nie jest w stanie dostrzec prawdy ani w sobie, ani dookoła siebie...

Rosja zawahał się, po czym odsunął rękę.

+++

- Mnóstwo rosyjskich książek zostało przetłumaczonych w Ameryce już w 1800, jednak w 1886, stały się one dostępne na amerykańskim rynku dla szerokiej rzeszy czytelników. Amerykańskie wydawnictwa publikowały rosyjskie książki, których popularność w Stanach wzrosła natychmiastowo i utrzymywała się przez długi czas.

- "Przede wszystkim, nie okłamuj sam siebie..." cytat z drugiego rozdziału drugiej części 'Braci Karamazow'

- Kawiarnie stały się niezmiernie popularne pod koniec XIX wieku i powstawały wszędzie, od Paryża i Moskwy aż do Filadelfii.

the chosen end, translation

Next post
Up