:D Ja mam kochaną ciotkę i przyniosła mi kanapki i wędzoną makrelę do telewizora, bo oglądałam, *gasp* odcinek o Hurleyu. Jak ja się za losties stęskniłam. Po dwóch tygodniach fikatonu. *headdesk*
Nie wiem, czemu nie jesteś zadowolona z tego tekstu. Mnie się strasznie podobało.
Hurley robiący obchód z kanapkami przeuroczy. W tekście niby nic się nie dzieje, ale jednak ciarki chodzą mi po plecach i sama nie do końca wiem dlaczego (nie, nie mam gorączki). Smutno jakoś... Albo po prostu zastosowałaś to Twoje podskórne napięcie.
Najbardziej rąbnęła scena z Sawyerem.
Sawyer uśmiechał się, też beznadziejnie smutno.
Cios w samo serce, bo idealnie wpasowuje się w moją wizję Sawyera Uratowanego. Spodziewam się, że rzucił się na te fajki nie tylko dlatego, że wcześniej miał przymusowy odwyk.
Całość bajecznie w klimatach Hotelverse. Trudno się dziwić, że potem tak a nie inaczej zachowywali się w hotelu. Gratuluję i dziękuję za przyjemność czytania.
Ojej, dziękuję. Właśnie chciałam uchwycić ten klimat... nie byłam też pewna, jak z Hurley voice. No i jak oglądałam 2x04, to też mi się smętnie zrobiło. Sniff.
:( Ej, znowu te klimaty! Czemu mi tak robicie (wstyd, sama też tak robię) że oni się po tej wyspie rozsypią etc? Może nie, moŻe jednak to coś znaczyło i jeśli się wymienią adresami, to pozostaną w kontakcie? Ech, najbardziej chyba podobała mi się ogarnięta lękiem przed prawem Kate i Sawyer jako Clint Eastwood.
Awwww, ten klimat Hotelverse mnie zabija po prostu - piękne jest to opowiadanie, po prostu kiedyś musiało zostać napisane. Na początku strasznie się sfazowałam, jak Hurley roznosił te kanapki zgody i pokoju, ale potem wpadłam w taki "przydenny" stan i zrobiło mi się smutno... Głównie ze względu na Sawyera i właśnie to poczucie, że to już naprawdę koniec, że lada moment się rozejdą i nie wiadomo, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczą. Nienawidzę rozstań i pożegnań. :( *chlipie* Taca z kanapkami = religijne sacrum, piękny motyw. I to, jak po kolei je wszystkim roznosił - Claire karmiąca Aarona papką z jabłek i wspomnienie, że prawie rok wcześniej też ją czymś częstował... Uciekający przed Hurleyem Bernard mnie rozwalił. XD Allachu, Ana, Sayid i Jack musieli się czuć strasznie - w końcu oni chyba najbardziej byli przyzwyczajeni do biegania, ciągłego napięcia i niepokoju, by wszystko było dobrze i by Inni nie zdobyli nad nimi przewagi. przyzwyczajeni do zapewniania sobie bytu, teraz nie robili nic. *loves
( ... )
Ja tez się zmechaciłam przy tym fiku - włączyłam sobie Death Cab for Cutie i śmierć w oczach. Zresztą śmieszna sprawa, potem przy Sawyerze wskoczyło Depeche Mode, a gdy doszłam do Kate "My Little Runaway" i poczułam się seriously creepy 0_0 Sama na podłodze w salonie, w tym wielkim pustym domu po zmroku... brr.
Nawet jeśli się spotkają, to już nie będzie to samo, nie? A dla inner circle nic się nie skończyło na dodatek... Chyba muszę komuś pokomplikować życie w Hotelverse. Dzięki. :)
Dobierająca się muzyka seriously creepy faktycznie... o_O
Chyba muszę komuś pokomplikować życie w Hotelverse. Dzięki. :) Pokomplikujmy im wszystkim w Sama_Wiesz_Którym_Fiku. XD *wraca do nadrabiania zaległości*
Comments 9
To się nazywa moc literatury!
Reply
Reply
Hurley robiący obchód z kanapkami przeuroczy. W tekście niby nic się nie dzieje, ale jednak ciarki chodzą mi po plecach i sama nie do końca wiem dlaczego (nie, nie mam gorączki). Smutno jakoś... Albo po prostu zastosowałaś to Twoje podskórne napięcie.
Najbardziej rąbnęła scena z Sawyerem.
Sawyer uśmiechał się, też beznadziejnie smutno.
Cios w samo serce, bo idealnie wpasowuje się w moją wizję Sawyera Uratowanego. Spodziewam się, że rzucił się na te fajki nie tylko dlatego, że wcześniej miał przymusowy odwyk.
Całość bajecznie w klimatach Hotelverse. Trudno się dziwić, że potem tak a nie inaczej zachowywali się w hotelu. Gratuluję i dziękuję za przyjemność czytania.
Reply
(Dobrze, że nie masz gorączki.)
Reply
Bu :( Teraz jestem melancholijna. Foch.
Reply
*przytul*
Reply
Taca z kanapkami = religijne sacrum, piękny motyw. I to, jak po kolei je wszystkim roznosił - Claire karmiąca Aarona papką z jabłek i wspomnienie, że prawie rok wcześniej też ją czymś częstował... Uciekający przed Hurleyem Bernard mnie rozwalił. XD
Allachu, Ana, Sayid i Jack musieli się czuć strasznie - w końcu oni chyba najbardziej byli przyzwyczajeni do biegania, ciągłego napięcia i niepokoju, by wszystko było dobrze i by Inni nie zdobyli nad nimi przewagi.
przyzwyczajeni do zapewniania sobie bytu, teraz nie robili nic. *loves ( ... )
Reply
Nawet jeśli się spotkają, to już nie będzie to samo, nie? A dla inner circle nic się nie skończyło na dodatek... Chyba muszę komuś pokomplikować życie w Hotelverse. Dzięki. :)
Reply
Chyba muszę komuś pokomplikować życie w Hotelverse. Dzięki. :)
Pokomplikujmy im wszystkim w Sama_Wiesz_Którym_Fiku. XD
*wraca do nadrabiania zaległości*
Reply
Leave a comment