Pokonać przeszłość

Jun 30, 2007 23:08

Zsynchronizowane w formie tryptyku. Należy czytać pomiędzy Kałamarnicą wieczorową porą a Początkiem. Ponadto - kompatybilne z Tryptykiem Piołunowym Hekate.

- Tak nie można.
Maggie postawiła na stole kubek z parującą herbatą i dolała do niego trochę alkoholu. W kuchni słychać było cykanie świerszczy dobiegające zza okna i ciche łkanie.
- Ja ci wierzę - Maggie powtórzyła to już kolejny raz tego wieczora. Ciszej niż poprzedni, prawie szeptem. Nie wierzyła, a przynajmniej starała się nie wierzyć, ale wiedziała, że prawda nie przyniesie matce ulgi.
- Twoja wiara nas nie wykarmi, ani nie zapłaci za mieszkanie - Matka podniosła na nią zaczerwienione oczy, jednak jej wzrok pełen był wdzięczności.
- Znajdziesz pracę, z twoim wykształceniem na pewno szybko się gdzieś zahaczysz. Jeszcze jak wspomnisz o ojcu...
Nie zdążyła ugryźć się w język, znów nie pomyślała, tylko ot tak, głupio palnęła.
- Nie wspomnę o twoim ojcu - oświadczyła matka z godnością. - Nie potrzebuję jego łaski.
Coś mi się wydaje, że chyba jednak potrzebujesz... - pomyślała Maggie, jednak tym razem już się nie odezwała.
Matka pociągnęła łyk herbaty z rumem, a Maggie wstała, żeby poszukać czegoś do jedzenia. Krojąc chleb - bardzo mugolskim sposobem, ani ona, ani matka nigdy nie były dobre w zaklęciach kuchennych - usłyszała głos matki.
- Zresztą teraz praca w gazecie mogłaby być niebezpieczna, jak każda inna praca. Na przykład aurora...
Maggie upuściła nóż.
- Ojciec jest aurorem - przypomniała.
- Pewnie pierwszy pójdzie walczyć - mruknęła matka z ponurą satyfakcją.
Maggie, odwrócona do matki plecami, zacisnęła wargi. Schyliła się po nóż i zaczęła kroić kolejne kawałki.
- Może zginie przy odrobinie szczęścia.
- Mamo!
Maggie odwróciła się i spojrzała na kobietę siedzącą przy stole. Matka kiedyś byłą całkiem ładną czarownicą - świadczyły o tym lekko delikatne rysy twarzy czy łagodnie zarysowane usta. Teraz jednak skórę wokół oczu pokrywały kurze łapki, a wargi, zbyt często zaciskane w irytacji, straciły dawny kształt. Życie nie obchodziło się z nią delikatnie, a każdy cios odbierał jej dawną urodę.
- Ty chyba nie czujesz do niego wdzięczności za to, że cię zostawił?!
Dziewczyna poczuła, jak w kącikach oczu zbierają jej się łzy. Nie będzie przy niej płakać!
Bez słowa wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Na klatce schodowej niemal przewróciła sąsiadkę, jednak nie zatrzymała się i po pięciu minutach była już na drodze prowadzącej na łąkę.

Remus Lupin zatrzymał się w niewielkim miasteczku, którego nazwy nawet nie zapamiętał. W barze dowiedział się, że nigdzie w pobliżu nie ma pól namiotowych. Poirytowany wyszedł, zastanawiając się, czy James mógłby go teraz przygarnąć. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie rozstał się w najlepszej komitywie z Syriuszem. A ci dwaj na pewno są teraz razem.
Remusie, obiecałeś sobie, że przez dwa tygodnie będziesz od niego odpoczywał - pouczył samego siebie. - Słowa musisz dotrzymać.
Na włóczęgę wyruszył zaledwie przed trzema dniami i jak na razie wszystko układało się pomyślnie. Za dnia chodził po górach, noc spędzał w namiocie. Jednak dziś zszedł ze szlaku i trafił do jakiejś maleńkiej, mugolskiej mieściny. Nie zamierzał wzbudzać tu nadmiernego zainteresowania swoim wybitnie nie-mugolskim namiotem.
Zatrzymał się. Dopiero teraz zauważył, że pogrążony w ponurych rozmyślaniach, wywędrował poza miasteczko. Teraz otaczały go bagniste pola i łąki.
Nagle do jego uszu dobiegł dziewczęcy głos, miotający przekleństwa z iście aurorską wprawą.
- Gray?
Już z daleka rozpoznał tę czarną czuprynę. Dziewczyna odwróciła się.
- Lupin? Skąd ty się tu wziąłeś?
- Przyszedłem. - Chłopak wzruszył ramionami.
Dziewczyna nagle wybuchnęła płaczem. Remus przestraszył się, nie bardzo wiedząc, do czego Maggie jest zdolna. Był już świadkiem zbyt wielu dziewczęcych histerii - wywołanych zazwyczaj aroganckim zachowaniem Blacka - by nie być świadomym zagrożenia.
- Coś się stało? - zapytał ostrożnie z nadzieją, że w jakiś sposób odwróci jej uwagę.
Dziewczyna wyrzucała z siebie słowa z prędkością godną lotu na hipogryfie. Remus zdążył wyłapać pojedyncze "matka", "auror", "wylali".
Stał w odległości kilku kroków. Niespodziewanie Maggie przysiadła na ziemi. Po chwili wahania podszedł i kucnął przy niej.
- Wiesz, nie chciałem, że byś mi się zwierzała - powiedział. - Ale jak masz z kimś jakiś problem, to najlepiej z tą osobą pogadaj.
Dziewczyna nie podniosła głowy, ale był pewny, że słyszała.
- Pójdę już - wstał, uświadamiając sobie, co jej właśnie poradził. - Do zobaczenia.

*
- Morgana Gray, byłam umówiona.
Czarodziej w ciemnym stroju siedzący za biurkiem przyjrzał się jej uważnie. Uśmiechnęła się kwaśno do tego, czwartego już, kontrolera i ruszyła korytarzem po jego przytakującym mruknięciu.
Dawno tu nie była. Już nie pamiętała, ile miała wtedy lat, ale od tego czasu wiele się tu zmieniło. Twarze ściganych czarodziejów na listach gończych, liczba biurek się zwiększyła, a sowy zastąpiły papierowe samolociki. Przynajmniej nie musiała się martwić, że i tym razem poślizgnie się na ptasich odchodach. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, wpadła wtedy przypadkiem na samego ministra magii. Mama była przerażona... Ale tata się śmiał.
Tata.
Od dawna tak o nim nie myślała. Tamtego wieczora słyszała tylko podniesiony głos matki. On nie odezwał się ani razu. Wiedziała, bo siedziała na schodach i patrzyła na sylwetki rodziców mieniące się w błysku ognia padającym z kominka. Nie pamiętała, ile czasu trwała ta rozmowa. Pamiętała tylko, że kiedy ojciec wyszedł z domu, trzasnął drzwiami. A tydzień później matka zabrała Maggie i przeprowadziły się do miasteczka pod Edynburgiem, zmieniając nazwisko na panieńskie.
- Maggie!
Głos też pamiętała. Odwróciła się - za nią stał wysoki czarodziej z blizną przecinającą policzek.
- Cześć... - mruknęła, speszona wszystkimi parami oczu zwróconymi nagle w jej stronę.
Ojciec zauważył jej zmieszanie i machnął dłonią do kolegów, po czym objął córką ramieniem i wyprowadził ją z kwatery głównej aurorów.
- To nie miejsce dla ciebie - usłyszała nad głową.
Zaprowadził ją do ministerialnej knajpki i usiedli w oddalonym kącie. Skinął głową na barmana, wyjął różdżkę i stolik otoczył parawan.
- Co cię do mnie sprowadza?
Maggie zaschło w gardle.
Powiedz mu - krzyczał głos w jej duszy. - Nie po to tu przyjeżdżałaś, żeby sobie teraz pomilczeć!
- No? - głos ojca pełen był zachęty.
- Dlaczego nas zostawiłeś? - zapytała wprost, odrzucając myśl o przywoływaniu wspomnień sprzed lat.
Ojciec pochylił się nad miedzianym pucharkiem. Maggie nie wiedziała, co w nim jest, jednak z pewnością nie było to piwo kremowe. Dla niej zamówił lody.
Jak dla dziewczynki...
- Mama ci nie powiedziała?
Pokiwała głową. Matka unikała tego tematu jak ognia.
- Nie dała mi wyboru. Chciała mieć nade mną kontrolę, a to - rozłożył bezradnie ręce - jest niemożliwe.
Maggie skinęła głową.
- Nie jesteś na mnie zła?
Uśmiechnęła się.
- Jestem, jak cholera - wyznała. - Ale znam matkę i chyba rozumiem. Kazała ci wybierać między tym - wskazała na medalion aurorski na szyi ojca - a nią samą?
Tym razem to on skinął głową.
- Cała matka - prychnęła Maggie. - Ale nie po to przyjechałam.
Ojciec podniósł głowę.
- Nie przyjechałam, żeby błagać cię na kolanach o powrót do domu - kontynuowała dziewczyna, a auror dostrzegł w jej twarzy samego siebie, sprzed kilku lat. - Mama straciła pracę. Nie, nie chcę pieniędzy - oświadczyła zdecydowanie, kiedy on otworzył usta. - Chcę, żebyś ją polecił w redakcji "Twojej Różdżki" - podała mu kartonik mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. - Wiem, że masz tam znajomości. Tylko mama nie może się o niczym dowiedzieć!
Auror wciąż wpatrywał się w twarz córki.
Będzie z niej porządna czarownica - uśmiechnął się do własnych myśli. - Nie histeryczka, po matce, ani nieodpowiedzialny lekkoduch, po ojcu.
- Pójdę już. - Dziewczyna podniosła się z miejsca. - Dzięki, ta...
- Mów mi po imieniu.
- Dziękuję, Alastorze.
- Dlaczego twoja matka straciła pracę?
Po raz pierwszy Alastor dostrzegł na twarzy córki cień strachu.
- Redakcja uznała, że jej zainteresowanie tym czarnoksiężnikiem z północy może wywołać niepotrzebną panikę w społeczności. - Podniosła na mężczyznę ciemne oczy. - Powiedz, to prawda, co o nim mówią?
Nie odpowiedział. I nie musiał - Maggie i tak znała odpowiedź.

potterolandia, maggie gray, tryptyk

Previous post Next post
Up