W oparach absyntu

Apr 09, 2007 15:43

Fandom: lost z domieszką "Zielonej mili" Kinga, pottera i filmów o piratach.
Występują: Charlie, Forrest, Delacroix, Strażnik, Tiara Przydziału, Kate, Sawyer, Sayid, Claire, statek piracki oraz bezimienny tłumek na plaży.
Spoilery: nie.
Słów: 581

Bo kto to widział, by pułapka goniła mysz?

- Ja widziałem!
- Co ty pierdzielisz? Chyba jak byłeś na haju.
- Nie, no na serio! Dlaczego wy mi nigdy nie wierzycie?

Charlie stał pośrodku pustego pokoju. Słyszał, że gdzieś na zewnątrz ćwierkają ptaki, ale nic nie widział. Wszystkie cztery ściany pozbawione były jakiegokolwiek otworu.
Nagle na podłodze tuż u jego u stóp zatrzymała się mała myszka i spojrzała na niego czarnymi węglikami oczu.
- Hej mała! - Charlie uśmiechnął się i kucnął.
Zwierzak uciekł. Wtedy Charlie zauważył, że jedna ze ścian zmieniła się. Teraz od świata oddzielały go grube metalowe pręty. Mężczyzna podszedł do nich niepewnie i objął dwa. Były jak najbardziej prawdziwe, cholernie zimne, grube i z całą pewnością ciężkie.
Usłyszał tupot małych stópek. Mysz biegła korytarzem wykładanym dębowym deskami. A za nią podążała drewniana pułapka, szczękając niemiłosiernie śmiercionośnym, metalowym kleszczem.
A po drugiej stronie korytarza, na wprost Charliego, jakiś mężczyzna krzyczał z francuskim akcentem:
- Biegnij, Forrest! Biegnij!

- I nazywała się Forrest, tak? Ta mała mysz?
- A ten mężczyzna to może Delacroix, co?
- Skąd wiecie?

- Dobra, Delacroix , teraz pora na ciebie.
Strażnik więzienny podszedł do krat i otworzył drzwi. Podał mężczyźnie jakiś worek i kazał mu iść prosto. Charlie wyciągnął głowę, by zobaczyć, ku czemu Delacroix miał podążać, jednak końca korytarza nie było widać.
- A ty się szykuj, muzyk, będziesz następny!
Charlie przełknął głośno ślinę. Zanim zdążył o coś zapytać, strażnik odszedł.
- Hej, ale dokąd?! Ludzie, ja nic nie zrobiłem!
Nie wiedział ile minęło czasu, może to było kilka dni, a może tylko kilka minut, czas stracił tu swoje znaczenie. W końcu i u jego krat pojawił się strażnik.
- Idziemy, muzyk!
- Ale dokąd?
Strażnik nie odpowiedział, tylko otworzył drzwi i czekał. Charlie też czekał. Był ciekawe, kiedy tamten straci cierpliwość. Jednak czas ponownie gdzieś odpłynął, ptaki za ścianą świergotały, a jedyną drogą na wolność były te drzwi. Charlie się poddał.
Podał Charliemu worek i kazał iść na koniec korytarza. Tam miał założyć czarną szatę z worka i czekać na swoją kolej.
W końcu dotarł - do małego stołka o trzech nogach. Rozejrzał się, ale był sam. Usiadł na stołku niepewnie. Nagle poczuł, jak na jego głowie ląduje czapka i usłyszał skrzeczący głos.
- Hm... Hm... Wyspa. Następny!

- Gadająca czapka? A mówiłeś, że już nie bierzesz.
- Bo nie biorę! Skończyłem z tym gównem!
- ...
- Nie wierzycie mi?
Nie wierzyli. Charlie odszedł od grupy siedzącej przy ognisku i stanął na skalnym urwisku. Spojrzał na morze, oświetlone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca.
Nagle dostrzegł potężny statek, rodem z epoki kolonialnej. Przetarł oczy ze zdumienia, jednak statek nie zniknął. Co więcej, zdawał się zbliżać do brzegu. Zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od linii brzegu. Charlie dostrzegł piracką banderę i ludzi krzątających się na pokładzie.
Już miał zawołać resztę, kiedy przypomniał sobie zajście sprzed kilku chwil. I tak mu nie uwierzą. Wzruszył wiec ramionami i wskoczył do wody. Niech będzie, jest cholernym egoistą. Sawyerowi tego za złe nie mają.

Kilka godzin później Claire podeszła do Kate, nadal siedzącej przy ognisku.
- Nie widziałaś gdzieś Charliego?
- Eee... Nie wiem, gdzieś tu był. Chyba poszedł na plażę.
Nagle usłyszały czyjś krzyk. Podbiegły na brzeg skarpy, nieświadome, że to tam Charlie pożegnał się z wyspą.
Stało tam już kilka osób, między innymi Sayid Jarrah.
- Co to jest? - zapytał jakiś mężczyzna, wskazując jakiś cień na wodzie.
- Mi to wygląda na statek...
- To jest statek. Osiemnastowieczny bryg - mruknął Sayid. - Tak mi się wydaje, w świetle księżyca słabo widać.
Jednak mieszkańcy wyspy nigdy się nie dowiedzieli, że podejrzenia Sayida były słuszne, gdyż dziwne zjawisko po prostu rozpłynęło się w powietrzu.
A Claire już Charliego nie znalazła. Nigdy.

lost, potterolandia, fikaton

Previous post Next post
Up