Piosenka pisana nocą.

May 03, 2009 10:29


Tytuł zaczerpnięty z repertuaru zespołu Coma

Fick napisany z myślą o aw i specjalnie dla niej.

Nie jestem dobra w dedykacjach, ale to chyba za to, że ma tak anielską cierpliwość i nigdy nie powiedziała mi „nie”. I z to, że jest, i za to, że tak wspaniale się z nią rozmawia.

Za wszystko.

Tytuł: Piosenka pisana nocą.
Pairing: ReitaxRuki
Words cout: 1412
Ostrzeżenia:  łagodne sceny erotyczne.

W zupełnej ciszy obserwuje jak słońce chyli się ku zachodowi, jak wysokie, dumne budynki kąpią się w jego czerwono pomarańczowym blasku i soczystych fioletach, powoli zastępowanych przez granat wieczornego nieba. Pierwsze nieśmiałe gwiazdy pojawiają się na jego firmamencie, mrugają wesoło do wschodzącego księżyca. Ruki cicho wzdycha.
Świecąca w gabinecie lampka daje tylko sztuczne światło, namiastkę ciepła i ułudę fałszywego poczucia bezpieczeństwa. To prawdziwe światło, ciepłe i miłe, skryło się właśnie za horyzontem zbudowanym z betonowego lasu, zostawiając wokalistę samego w zupełnej ciszy, samego w wielkim mieszkaniu. Pustym, nagle tak obcym i nieprzyjemnym, myśl by z niego uciec i już nie wrócić zdaje się tak kusząca, możliwa do realizacji. Ale nie. Nie może tego zrobić.
Przecież powiedział, że wróci? Kazał czekać… Więc Ruki czeka. Jak zwykle.
Szuranie krzesła na panelach burzy przez chwilę ten spokój, blondyn usiadł przy biurku i cicho westchnął, sięgając po plik czystych kartek i długopis.
To takie łatwe, oddać papierowi swoje emocje, przelać na gładką, obojętną powierzchnię swoje uczucia i troski, zostawiając umysł z czystym sumieniem, nie obciążony zmartwieniami. Takie łatwe.
Ale dzisiaj słowa umykają mu między palcami, nieuchwytne i kapryśne. Nie chcą poddać się woli wokalisty z taką premedytacją, jakby od tego zależało ich życie, jakby uwiecznione, zmaterializowane, nie miały już sensu i prawa bytu. Rozgoryczenie zastępuje frustracja, długopis szybuje w powietrzu i z metalicznym trzaskiem upada na podłogę, stalowa końcówka z jakimś szyderczym stukotem przez kilka kolejnych sekund toczy się po panelach. I znów cisza, wszystko zamilkło, teraz nawet powietrze wydaje się być cięższe, gęstsze.

Ruki odetchnął cicho, opierając czoło na blacie i zamknął oczy. Myślał. Zastanawiał się w którym momencie pozwolił, by do tego doszło, kiedy wpuścił Reitę tak głęboko do swojego życia, by teraz bez niego stać się zupełnie bezbronnym i bezradnym. Minuty mijały leniwie, mały gabinet w zapomnieniu przed światem pulsował delikatnym blaskiem sztucznego światła, gaszonego i zapalanego na przemian. Kolejna godzina za nim, żal został przegoniony przez irytację, dlaczego jeszcze go nie ma, do diabła?! Przecież obiecał!
Kolejny długopis, nowa kartka. Stara zwinięta gdzieś pod przeciwległą ścianą zerka na blondyna z wyrzutem, ale on nie patrzy. Pisze.
Litera za literą buduje wyrazy, wyrazy splatają się wdzięcznie w zdania, nagle niesamowicie uległe i posłuszne drobnej dłoni o długich, smukłych palcach, zaciskających się na długopisie z determinacją  i złością.

Dlaczego tak boli, gdy chcę Cię dotknąć?
Z pewnością dlatego, że się boję.

Niesprecyzowane pytanie czeka w milczeniu, aż wokalista zada je na głos, ale Ruki milczy. I w tym milczeniu dopisuje kolejne wersy, przelewając na tekst wszystkie swoje obawy, każdą najmniejszą nawet cząstkę nadziei jaka jeszcze tliła się gdzieś w jego sercu.
Że jednak przyjdzie.
Zaplątany w gęstej sieci uzależnień od własnych myśli nie słyszał, że gdzieś w głębi mieszkania zamek w drzwiach został cicho przekręcony, uchyliły się z tym denerwującym skrzypieniem zawiasów, których nikomu nigdy nie chce się naoliwić. Nie słyszał, pisał dalej.
Mała łza spłynęła po jego policzku, w ostatniej chwili starł ją niecierpliwie, nie pozwalając by rozmazała z takim trudem wypisane słowa. Więc tak wygląda smutek? A zatem jak wygląda samotność?
Reita westchnął cicho zerkając na zegarek i zrzucił torbę na podłogę w przedpokoju. Rozebrał się powoli, z pedantyczną dokładnością ułożył buty na szafce i odwiesił płaszcz na wysoki, czarny wieszak o abstrakcyjnym kształcie.
Wieszak, na którego kupno uparł się kiedyś Ruki, twierdząc, że kształt owego wieszaka do niego przemawia. Reita nie zgodził się wtedy, mówiąc, że paskudztwo tylko zagraci przejście. Wokalista nie odzywał się do niego przez cały wieczór, a następnego dnia nieszczęsny stojak stał już w kącie przedpokoju i patrzył na Reitę z jakąś kpiną.
Basista uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową, gasząc światło i ruszając dalej, przekonany, że przyjdzie mu zastać obrażonego kochanka w łóżku. Zdziwił się więc, widząc jak wąska stróżka światła płynąca z gabinetu migocze na miękkim salonowym dywanie. Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej i nacisnął na klamkę, cicho wchodząc do środka.
Przygarbiona sylwetka Rukiego w bladym oświetleniu wydawała mu się jeszcze drobniejsza i kruchsza, niż zwykle. Potargane, platynowe włosy sterczały na różne strony, basista  zmrużył oczy i podszedł bliżej, niespodziewanie opierając dłoń na blacie biurka, tuż obok łokcia wokalisty.
- Pracujesz? Powinieneś już spać…- szepnął, palcami wolnej ręki pieszczotliwie przeczesując miękkie włosy kochanka. Blondyn drgnął przestraszony, prostując się nagle i upuścił długopis na podłogę, zasłaniając prędko zapisaną do połowy kartkę.
- Nie mogłem zasnąć…- odpowiedział cicho, westchnął i przekręcił się, by spojrzeć na Reitę.
W ciemnych oczach pojawił się duszony przez cały wieczór żal, że Reita nie wrócił na czas tak, jak obiecał, że zostawił go samego w pustym, zimnym mieszkaniu.
Żal i złość, że wokaliście znów przyszło spędzić tych parę godzin samotnie, wtedy kiedy mieli przeznaczyć go dla siebie.
Basista kucnął przy krześle układając dłonie na kolanach Rukiegoi nie spuścił oczu nawet na moment, przyjmując ciężar ich oskarżającego spojrzenia.
- Przepraszam.- mruknął, nim blondyn zdążył chociaż otworzyć usta. Było w tych przeprosinach coś tak niespodziewanego i pieszczotliwego, tak niezwykłego dla Reity, że Ruki nawet nie próbował przerywać ciszy, która nagle zapadła. Miękkimi opuszkami odnalazł dłoń spoczywającą na jego kolanie i przesunął nimi powoli w górę, na umięśnione, odsłonięte ramię, a później na szyję, by wplątać palce we wciąż lekko sztywne od lakieru włosy.
- Mogłem zadzwonić, że się spóźnię, nie pomyślałem. Chociaż swoją drogą, Ty też nie zadzwoniłeś. A przecież miałeś to zrobić, jak wrócisz od Kaia, Ruki?- basista uniósł lekko brew, patrząc na niego wyczekująco. Blondyn powstrzymał ciche parsknięcie i ograniczył się jedynie do pokręcenia głową. No tak, cały Reita! Nawet jak przeprasza, nie może opuścić okazji do pokazania, kto w tym związku rządzi i dlaczego jest to właśnie on.
- Zapomniałem.-
Wokalista westchnął cicho i uśmiechnął się nieśmiało, gładząc napięty kark Reity palcami. Nie potrafił się na niego gniewać, przecież, kiedy basista był blisko, kiedy czuł jego dotyk i ciepło, wtedy wszystko było dobrze. Jak zwykle.
Silne ramiona jak zawsze dawały bezpieczne schronienie, chociaż Ruki wiedział, że tak pobłażliwe i czułe są tylko dla niego. Pochylił się , opierając czoło na ramieniu kochanka i westchnął, ciasno się do niego przytulając.
Reita objął go luźno w pasie, ściągając na podłogę obok siebie, dłońmi gładził powoli drobne plecy swojego blondyna wsłuchując się w jego spokojny oddech i szybkie bicie serca.
Wargi powoli rozpoczęły leniwą wędrówkę p odsłoniętym obojczyku Rukiego, naznaczając go wilgotnymi śladami i małymi, czerwonymi plamkami w miejscach, w których przylgnęły na dłuższą chwilę.
Wokalista westchnął, przechylając głowę w bok i odsłaniając większy obszar jasnej skóry, cicho mrucząc, mocniej przylegając do basisty. Zagryzł wargę poddając się pieszczocie z leniwą przyjemnością, przeczesując palcami włosy kochanka.
- Sądzisz, że w ten sposób mogę odkupić winy?- rozbawiony reakcją blondyna Reita odsunął na chwilę głowę, spoglądając badawczo na wyraźnie zniecierpliwionego Rukiego.
- Jeśli będziesz mówił, a nie robił, myślę, że się nie dowiemy.- mruknął chłopak, wargami odszukując usta Reity. Ucałował ich kącik, językiem smakował dolną wargę, by wreszcie niepewnie sięgnąć po pocałunek.
Odwzajemniony został niespodziewanie zachłannie i łapczywie, basista przecież nigdy do osób cierpliwych i wstrzemięźliwych nie należał. W końcu Ruki był tylko jego, miał prawo do każdego centymetra gładkiej, jasnej skóry, tak pięknie odcinającej się od ciemnej, satynowej pościeli.
Prawo do każdego westchnienia i jęku, do tej cudownej ciasności i wszechogarniającej rozkoszy, jaką dawało i brało ciało Rukiego. Korzystał z niego zatem,  kiedy tylko przyszła mu ochota, wokalista nie protestował, przyjmując go za każdym razem, za każdym razem błagając o jeszcze więcej dotyku, o kolejną chwilę przyjemności. Dokładnie tak, jak teraz.
Dłonie basisty świadome kierunku i celu przesuwały się po  ciele Rukiego z czułością, graniczącą chwilami z nabożnym zachwytem.  Piekące igiełki bólu i uspokajający szept pomagały przetrwać te najgorsze chwile. Ciała, splecione ciasno na gładkiej pościeli sprawiały, że powietrze w pokoju przesycone było zapachem pożądania i seksu, zapachem wanilii którą charakteryzował się Ruki i pomarańczami Reity.
Leniwy, szarobłękitny świt wpełzał sennie na niebo, kiedy rozgrzany, roztrzęsiony wokalista mocno wtulił się  Reitę i zamknął oczy, oddychając szybko i płytko, jakby walczył o każdy oddech.

Znów wszystko było na swoim miejscu, cała sztuczność zniknęła zastąpiona budzącym się do życia słonecznym blaskiem, rozpraszającym panujący w sypialni półmrok.
Mgiełka rozpływającej się atmosfery przysiadła na wargach i rzęsach blondyna, kiedy usypiał spokojnie, skryty przed światem w ramionach basisty.
Na biurku w gabinecie pozostała zapalona lampka, tocząca zażarty bój z naturalnym światłem powoli pojawiającym się w pomieszczeniu.
I kartka, zapisana jedynie do połowy, słowami które tak chętnie spływały razem z tuszem, prowadzone myślami i dłonią Rukiego.

Nawet jeśli jutro już mnie nie zobaczysz,
Będę cię kochał bez wytchnienia.
Proszę, po prostu spójrz na mnie.
Proszę, nie puszczaj mojej dłoni.

Previous post Next post
Up