Shibuya, kosmetyki i pielęgnacja

Feb 05, 2011 13:40

Jeśli śmieszą cię filmiki o urodzie na youtubie, nie wiesz, czym się różni podkład od pudru lub nie jesteś dziewczyną to nie czytaj tego wpisu. Na koniec dodaję informacje o Shibuya, gdzie byłam w tamtym tygodniu.
W Tokio powietrze jest suche. To nie ulega wątpliwości, na pewno Sapporo, czy Osaka są w miarę normalne, ale Tokyo - nie. Powietrze jest tłoczone przez klimatyzatory wszędzie, w metrze, w biurze, w domach. Zastanawiam się, czy wogóle nie wyłączać klimatyzacji w pokoju i nie włączać tylko w ekstremalnych przypadkach. Czasami ok południa, kiedy świeci słońce otwieram okno, żeby trochę bardziej normalnego powietrza wleciało. Zastanawiam się, gdzie się podziała sławna 100% wilgoć. Chyba nadchodzi w czerwcu i lipcu jak jest monsun, bo na razie nic nie zapowiada, żeby choćby kropla deszczu miała spaść z nieba. Pewnie Japończycy opracowali system, który znosi chmury deszczowe poza obręb miasta i tam wywołuje opady. :-) To by było super, jak w strefie 11 :-)

Dlatego też w Tokio moja cera, włosy i paznokcie wołają o pomstę do nieba. Schodzi mi skóra, mimo iż 2x w tygodniu robię sobie peeling i codziennie się balsamuje. Włosy wydają mi się dużo cieńsze niż miałam w Polsce, w ogóle mizernie wyglądają. Paznokcie mam suche i dłonie też, dlatego od następnego tygodnia biorę do pracy krem do rąk. Nie dziwie się, że Japonki mają bzika na punkcie urody i szukają ciągle nowych rozwiązań. Ja w Polsce nie smarowałam się zawsze balsamem po kąpieli i jakoś żyłam, nawet całkiem dobrze, a tu jakbym się nie wysmarowała to wszystko by mnie swędziało, przez 3 dni. To, że balsamowanie się jest obowiązkowe też przyszło do mnie po wielu trudach i bólach. Ogólnie życie tu zaczyna się robić skomplikowane jeśli chodzi o wygląd. Wiem, że Japończycy są na tym punkcie wyczuleni, zwłaszcza u kobiet, więc staram się być jak najmniej potworzasta i wyglądać znośnie. Na razie czuję, że do wyglądania dobrze mi jeszcze trochę brakuje, ale jest coraz lepiej.

Ogólnie zaczęłam oglądać filmiki na YT o kosmetykach japońskich i skusiłam się na tzw. lip concealer firmy CANMAKE - taka tania firma dla nastolatek (tak jak KATE). Niestety zupełnie nie nadaje się on dla moich ust. Tak jak szampon nie nadaje się dla moich włosów. Japonię zamieszkują Azjaci i dla nich produkowane są kosmetyki, dlatego przeciętna europejka zrobi dobrze, jak weźmie dużo kosmetyków z domu. Kupowanie szamponu, żelu pod prysznic i balsamu jeszcze przede mną, ale mam nadzieje, że moja skóra jakoś się do tego wszystkiego przyzwyczai. Mojej przyjaciółce na Kubie zaczęły wypadać włosy, mam nadzieje, że Japonia nie powoduje takich skutków ubocznych. Kolejna rzecz, która mnie bardzo zdziwiła to proszki do prania i pralki. Królują tu przedpotopowe pralki na 150 JPY z 1 przyciskiem. "Chyba mają jeszcze regulacje temperatury?" - pomyślicie. NIE! Ponieważ Japończycy nie wpadli na pomysł, że białe rzeczy można prać w wyższych temperaturach i osobno. Wszystko piorą razem i mają tylko 1 PROSZEK DO WSZYSTKIEGO! Moje największe zaskoczenie, gdyż w Polsce piorę moje ulubione spodnie w płynie do czarnych ubrań, a tu: BAM! 1 proszek, 1 przycisk i już. Najwyraźniej Japończycy lubią kupować modne ubrania, ale z ich pielęgnacją są trochę w tyle. Może to przez monsun? (Wtedy nic nie schnie) Tak samo jest z szamponami do włosów. Żadnego kolorystycznego kodowania jak w Polsce - czerwony do farbowanych włosów, brązowy dla szatynek, osobno dla kręconych włosów, osobno dla prostych. Nie da się ukryć, że wszyscy mają tu czarne, proste włosy, dlatego kwestia kupowania szamponu została tu bardzo uproszczona.


Proszek do prania ATAKKU!
Jedyne, co mnie trochę zachęca to pielęgnacja twarzy, maseczki i peelingi, jest ich dużo. Ogólnie tzw. kolorówka. I tak! Widziałam MatsuJuna reklamującego tusz do rzęs, ale stała koło niego jakaś laska na plakacie, wiec wyglądało to przyzwoicie.

SHIBUYA

Jakbym miała obiektywnie na to popatrzeć, to jedyne, co wydaje się interesujące w Shibuya to Hachiko i Muzeum Tytoniu i Soli, które właściwie nie jest zbyt fascynujące samo w sobie, ale można znaleźć dużo polskich akcentów:


No i jest wystawa specjalna na najwyższym piętrze, która zazwyczaj przyciąga ludzi do Muzeum. Gdy się tam udałam odbywała się wystawa Kobayashi Rekisai - który robił miniaturowe rzeczy codziennego użytku. Koszt wstępu: 100 JPY

Poza tym w Shibuya jest mnóstwo sklepów dla modnych panienek, tak dużo, że jak tłumy ludzi ze skrzyżowania wejdą do centrów handlowych to wogóle nie jest tłoczno. Są bardzo przestronne, mają mnóstwo pięter i oczywiście designerskich sklepów. Jeśli nie macie mana (10 000 JPY) to lepiej tam nie idźcie, bo ciuchy są drogie.


Jest jeszcze muzeum Elektrowni czy coś w tym stylu, wejście podobno za darmo, ale nie chciało mi się już chodzić i zwiedzać, bo te tłumy ślicznie ubranych i umalowanych Japonek i Japończyków trochę mnie onieśmielały.

wyjazd do japonii

Previous post Next post
Up