Pracowity weekend (Nakano i Harajuku)

Jan 25, 2011 03:19

W weekend planowałam nadrobić zaległości w PHP i zacząć portfolio, ale oczywiście nic nie wyszło z moich planów siedzenia przy komputerze. W sobote poszłam do stacji Nakano, w niedziele zrobiłam sobie wycieczke do Harajuku.

Jakby ktoś nie wiedział, to życie w Japonii zorganizowane jest wokół stacji metra (i JR Line :-P)dlatego centrum życia danej dzielnicy znajduje się wokół stacji. Poza nią niewiele się dzieje, chyba że akurat trafimy na jedną z głównych ulic miasta. W sumie koło mnie jest dużo głównych ulic i nawet jak nie ma stacji to jest dużo sklepów i punktów usługowych.

Tak więc z mojego Guest House, który znajduje się w połowie drogi między stacją Nakano i Higashi Nakano poszłam tym razem do Nakano. Tam przed dworcem grał zespół Blind Journey. Postałam i posłuchałam trochę, żeby się oswoić z tłumem, a później poszłam w stronę Nakano Brodway - centrum Otaku. Było tam wiele ciekawych sklepów modelarskich, cosplayowych, johnnysowych i innych. Pokręciłam się, ale ponieważ łatwo się gubię nie zwiedziłam wszystkich zakamarków tego miejsca. Pochodziłam trochę głównymi ulicami Nakano, poszłam na zakupy w dziwnym sklepie, który wyglądał jak Żabka ale był tani i miał wiele pięter, a za wszystko płaciło się na parterze. Kupiłam tam proszek do prania po skonsultowaniu z tubylcami, bo niestety nie wiem, jak jest "proszek do prania" po japońsku. Ogólnie moje kupowanie tutaj polega na wybieraniu rzeczy: A) tanich B) tych, co kupują inni C) Nadających się do wielokrotnego użycia w połączeniu z innymi składnikami, jakie mam w domu. Ostatnio w ten sposób kupiłam surową rybę. Dodałam ją do zupki chińskiej (dużej i dość taniej bo ok 90 JPY), a także zjadłam na kanapkach lub z jajkiem. Do całkowitego szczęścia brakuje mi jeszcze tylko majonezu. Muszę go kupić i moje życie w Japonii uznam za pełnowartościowe :-) Oprócz kupowania mądrych rzeczy, gdy mam do wyboru 10 napojów, a wszystkie kosztują tyle samo, zawsze wybieram ten najbardziej podejrzany ^_^ Np ostatnio kupiłam Ice Tea z mlekiem truskawkowym. Doskonały środek przeczyszczający - jak później odkryłam :-)





W niedziele wybrałam się do Harajuku. Na miejsce dotarłam przed 11. Przeszłam się Takeshita Dori, która zaczyna się i kończy bramą z dziwnymi tworami, które są symbolem Harajuku. Jest tam mnóstwo małych sklepików. Wchodzi się do nich z ulicy, ale czasami trzeba zejść w dół lub iść w górę. Dużo fanserwisowych sklepów jest i ciuchowych no i crepy. Crepes czyli francuskie naleśniki to podobno obowiązkowa rzecz do spróbowania w Harajuku. Przynajmniej Hamano-san tak twierdził więc kupiłam. Można jeść na słono, słodko, ceny wahają się od 300Y do 600Y. Smakują tak sobie, ale dla mnie dużo rzeczy w Japonii smakuje dość mdło. Chyba się jeszcze nie przestawiłam na lokalną kuchnię, bo w nocy śnią mi się schabowe z ziemniakami i mizerią :-) Po przejściu się Takeshita Dori skręciłam w prawo i poszłam w stronę Laforet (pisane razem bez akcentu, swoją drogą dużo francuskich zapożyczeń w tym Harajuku) - centrum handlowego. Niestety była tam wyprzedaż. Ludzi mnóstwo. Stali w kolejce, żeby wejść do środka, a wszystkiego pilnowali strażnicy. Jakoś nie widzę, żeby w Polsce były takie kolejki do np. Galerii Dominikańskiej. No ale tutaj tak jest. W środku sprzedawcy krzyczeli jeden przez drugiego, ludzie mieli po 4 pełne siatki zakupów, a do toalety trzeba było czekać 15 minut. Wyszłam stamtąd czym prędzej i przeszłam się Omotesando. Jakoś umknęły mi luksusowe sklepy z odzieżą, ale natknęłam się na sklep z cukierkami, który był uroczy i różowy (niestety dość drogi).


Zrobiwszy koło wróciłam na skrzyżowanie niedaleko sacji Harajuku. Po jednej stornie były sklepy, dalej stadion i Meiji-jingu, gdzie skierowałam swoje kroki. Do Meiji-jingu wchodzi się z ulicy. Las zaczyna się 20 metrów od słynnego mostku Harajuku, gdzie stoją cosplayerzy. Widzimy wielką bramę i ścianę drzew i udajemy się tamtędy do świątyni. Ludzie mówią, że bardzo łatwo w lesie zapomnieć o atmosferze miasta, ale ja jakoś nie mogłam. Po pierwsze hałas z ulicy nadal był słyszalny, po drugie przez drzewa widać było cywilizacje, a po trzecie: jest to wycieczka jak u nas na Morskie Oko asfaltówką. Idzie mnóstwo ludzi, turystów indywidualnych, grup, rodzin z dziećmi. Więc jest w tym mało pokory i kontemplacji, a dużo turystyki i komercji. Może nie komercji, ale baza turystyczna jest dobrze rozwinięta. Idziemy więc sobie do Meiji-jingu. Mijamy kolejne bramy, mostek, możemy odbić żeby zwiedzić ogrody, ale ja udałam się prosto do świątyni. Miała ona 3 wejścia, dziedziniec i takie miejsce, gdzie nie można było fotografować. Poza zdobieniami niewiele było widać. Napiszę jak się zachować, bo może ktoś nie wie. Trzeba rzucić pieniążki do specjalnych - przeznaczonych na to - pojemników-skrzyń (trudno mi to nazwać, ale tam gdzie wszyscy :-) ) po czym robimy 2 pokłony. Klaszczemy dwa razy, później modlimy się - chyba - albo stoimy w skupieniu i na koniec znów się kłaniamy i odchodzimy. Tak oto wygląda wizyta w Meiji-jingu. Można sobie pochodzić po okolicy i poczekać aż ślubne pary zamożnych i sławnych ludzi będą chodzić i cykać im fotki (i całym ich orszakom) Ja trafiłam na 2 takie orszaki, a spędziłam tam ok 30 min. Oprócz par młodych które sobie chodzą orszakami Meiji-jingu są też skromniejsze, co się tylko fotografują i na to też warto zwrócić uwagę i fotki pstryknąć. Ogólnie dużo obcokrajowców można tam spotkać, nie tylko europejskich i amerykańskich ale też azjatyckich: Chińczyków lub Koreańczyków.


Po powrocie na skrzyżowanie udałam się obejrzeć stadion, który niestety był w remoncie, wiec mało było widać jego wzniosłości. Za to było trochę ulicznych grajków to popatrzyłam i posłuchałam, a później udałam się do parku Yoyogi. Tam trochę pobłądziłam, bo każda mapa jest narysowana z innej perspektywy i północ zawsze jest w innym miejscu. Po męczącym spacerze udałam się pod stacje Harajuku. Było ok 15:30 i na mostku zaczęli zbierać się cosplayerzy. Niestety nie poszłam ich ofotografować z bliska, bo stojąc na przejściu nad ulicą zauważyłam tłumy (o ile o 11 jak przyjechałam były tłumy, to to były jeszcze większe tłumy) ludzi wychodzących ze stacji. Pomyślałam, że zaraz zrobi się niezły tłok i umknęłam z powrotem do Nakano.



W drodze do domu zrobiłam zakupy w Samitto (podejrzewam, że jest to nasz Lidl albo Biedronka, bo wszędzie jest drożej :-) i napchałam się żarciem po tym wyczerpującym dniu. Dodam, że jak ktoś lubi zachodnie rytuały to przed wejściem do Meiji-jingu można opłukać ręce i usta. Taki zwyczaj oczyszczenia, bardzo ciekawy, jak ktoś ma w co wytrzeć ręce. Japończycy noszą ze sobą małe ręczniczki, bardzo to użyteczne, bo w toaletach nie ma zazwyczaj w co rąk wytrzeć i jest kolejna kawaii rzecz do szpanowania :-) No w każdym razie można się opłukać jak ktoś ma w zanadrzu chusteczki higieniczne.


Ech, kolejny edit :-) Zapomniałam dodać, że byłam w Ukiyo-e Ota Memorial Museum of Art. Niewielkim muzeum w Harajuku, gdzie dostaje się zniżkę jak się pokaże ISIC (które wyrobiłam głównie po to, żeby mieć zniżki w muzeach. No i dlatego, że mam jeszcze papierową legitymacje z Polibudy, która na nikim nie robi wrażenia). Wstęp ze zniżką kosztował mnie 500 JPY. Można tam zobaczyć prace Katsushiki Hokusaia (tego od fali, prekursora mangi) i wielu innych artystów. Ja wybrałam się tam ok 11 wiec było mało ludzi, ale jak wychodziłam to już ok 30 się zeszło, więc chyba jest to znane wśród turystów miejsce. Oaza spokoju jak ktoś się zmęczy tłumami robiącymi zakupy.

wyjazd do japonii

Previous post Next post
Up