Obiecałam sobie, że nie będę siedzieć do tak późna. Ale konsekwentna też nie jestem. Poza tym, jak zwykle bezsenność przybiła ze mną piątkę i siedzi obok mnie, szczerząc się.
Wczoraj wieczorem namówiłam mamę na robienie ciasta. Baz żadnej okazji. Cukru pudru nie bylo, cytryn, cukkru winilinowego i aromatu do ciasta, więc skoczyłam do biedronki, bo to jedyny sklep tak dlugo czynny. Wzięłam ostatni aromat z półki i resztę rzeczy (po drodze dokupiłam kilka niepotrzebnych dupereli) i poszłam do kasy. Położyłam na taśmie. Babka nie przyjęła aromatu, bo powiedziała, że nie ma na nim kodu i ona nie może mi go sprzedać. Powiedziałam jej, że kosztował 1,09 i zaczęłam coś nawijać, ale i tak go nie sprzedała. W sumie nie chciało mi się z nią sprzeczać o jakiś marny aroma od ciasta. Mogłam go sobie spokojnie wziąć i wynieść i nikt by nie zauważył, a chciałam być uczciwa i normalnie go kupić. Ona też mi nie wierzyła, kiedy podałam jej cenę. A niby ile miał kosztować? 10 złotych?
A babka dziwna wyszła, ale to dlatego, że mama kazała mi się pospieszyć i za mało proszku do pieczenia wsypałam. Ale w smaku jest dobra. Cholera, a miałam się odchudzać =='
Właśnie słucham Stephena Lyncha (zawsze pisze mi sie lunch) Jedna z jego piosenek jest
TU. Padam ze śmiechu, jak to oglądam. Dostałam linki od
karivel .
Jutro prawdopodobnie dostanę wyniki kolokwium. Ech...