Sześć dni, siedem nocy (PB ff)

Sep 22, 2007 01:31

Ekhm, tak więc zachęcona nowym odcinkiem PB stworzyłam slasha, którego akcja toczy się w naszej starej, kochanej Sonie. To mój drugi fik w tych realiach, chociaż pierwszy na poważnie. Mprega tutaj nie liczę. Do napisania poniższego fika zainspirował mnie nie tylko nowy Prison, ale także mleko w tubkach. Słowo daję.
Wszelkie komentarze mile widziane. :)

Tytuł: Sześć dni, siedem nocy
Postacie: Michael, Mahone, Lincoln
Pairingi: Michael/Mahone
Ostrzeżenia: Angst. Slash. Deathfik. Spoilery do 3x01 Orientación
Ilość słów: 848



Sześć dni, siedem nocy

Tydzień w Sonie wydawał się wiecznością.

Trudno wciąż usuwać się z drogi, gdy musisz jakoś jeść. Wodę, jedzenie i suchą, nie cuchnącą uryną celę można było zdobyć tylko w drodze walki, więc Alex zabijał. Miażdżył i niszczył kręgosłupy ludzi, którzy ośmielili się go wyzwać, bądź też przyjęli wyzwanie, i wkrótce nabrali do niego respektu. Wywalczył sobie pozycję w stadzie i zamierzał ją utrzymać, nawet kosztem dalszego przelewu krwi.

W tym brudnym, obłąkanym śnie szaleńca, jakim była Sona, zdołał zapewnić Michaelowi bezpieczeństwo. W świecie bez jutra takie rzeczy musiały mieć znaczenie.

Liczyło się coś więcej niż to, czy nie obudzisz się z kosą pod żebrem.

Sześć dni i siedem nocy.

Tylko tyle mieli.

*

Mahone wyszedł na słońce, które przesłaniały kłęby brunatnego, gryzącego w oczy pyłu. Ujrzał Lincolna, który krążył już przy siatce, oddzielającej więźniów od odwiedzających, i wciągnął powietrze do płuc. Nie bardzo wiedział, dlaczego tu przyszedł, dlaczego właściwie zależało mu na tym, by Lincoln dowiedział się prawdy od niego, a nie brutalnych, pozbawionych jakichkolwiek względów strażników.

Przynajmniej tyle był winien Michaelowi.

W końcu Lincoln to jego brat. Miał prawo wiedzieć, jak wygląda sytuacja.

A wyglądała ona koszmarnie, tragicznie, źle.

Nikt nie mówił, że życie będzie sprawiedliwe.

Kiedy tylko zbliżył się do siatki, Lincoln spojrzał na niego z wściekłością, ale też i odrobiną niepokoju. Mahone zdołał mu nie współczuć, mimo, że zdążył zauważyć, ile dwaj bracia dla siebie znaczyli. Nie zazdrościł mu też poczucia winy, wyrzutów sumienia, które musiały go dręczyć od czasu, gdy został wolnym człowiekiem, a jego mały braciszek trafił za kratki.

Miał dość własnych demonów.

Zauważył, że złość na twarzy Lincolna zastąpiła niepewność, a następnie dziki, pierwotny strach.

Lincolna przerażało, że jego brat znajduje się w takim miejscu.

- Gdzie Michael? - zapytał.

- Jest chory - odparł Mahone. - On... chyba umiera - dodał. Starszy z braci zachwiał się, a następnie zaczął zaciskać dłonie na siatce, dopóki nie zbielały mu knykcie.

- O czym ty kurwa mówisz? - zapytał Lincoln. - Skrzywdziłeś mojego brata? - dodał. Ton jego głosu nasunął Alexowi skojarzenie z mętną, zabrudzoną powierzchnią wody, pod którą czają się aligatory.

- Nie ja. Tym razem... Tym razem nie zdołałem go ocalić. On... został pchnięty nożem. Wdało się zakażenie - odrzekł Mahone. Miał ochotę rozłożyć ręce i krzyknąć, że to nie jest kurwa jego wina i byłoby miło, gdyby Lincoln wreszcie się od niego odpieprzył.

Przypomniał sobie sytuację, która miała miejsce zaraz po tym, jak Alex zdołał ocalić Michaela. Kurza łapka, porzucona, ale nie zapomniana, smętnie leżała wśród popiołów.

Uciekli stamtąd, a kiedy natrafili na zimny, opustoszały korytarz, Alex odwrócił się, złapał Michaela i brutalnie pchnął go na ścianę.

- Straciłeś rozum, Scofield?! Co to miało być? Mogli cię zabić, oni... - Mahone spojrzał w dół i zauważył, że ręce, którymi wciąż trzymał Michaela, znowu zaczęły się trząść. Zaklął i puścił przeciwnika, a następnie zaczął rozcierać zimne, spocone dłonie.

- Alex... - powiedział tylko Michael i w tej samej sekundzie Mahone znów przycisnął go do ściany. Wpił się ustami w spierzchnięte, lekko chłodne usta Scofielda i pomyślał, że muszą znaleźć wodę, muszą pić, kosztować siebie nawzajem, inaczej czeka ich tutaj straszna śmierć.

Nie był na to gotowy.

W tamtej chwili zostali kochankami.

Trwało to tylko sześć dni i siedem nocy.

Głos Lincolna przywrócił go do rzeczywistości.

- Mówisz, jakbyś się nim przejmował - warknął starszy z braci, a Alex spojrzał mu w oczy. W tamtej chwili miał władzę, jakiej nigdy nad nikim nie posiadał. Wiedział, że gdyby kazał Burrowsowi dostarczyć antybiotyk, a także midazolam, ten zrobiłby wszystko, by spełnić jego żądanie.

To jednak byłoby nieuczciwe. W miejscu takim jak tutaj emocje czy uczucia nie były może zbyt cennym towarem, a jednak Mahone wciąż pamiętał, jak to jest komuś współczuć. Mógłby poprosić Lincolna o lekarstwa, może nawet o midazolam, ale nie chciał tego robić - byłoby to zbędne wzbudzanie nadziei.

- Przykro mi, Burrows. Tym razem przybyłeś za późno - dodał, a następnie ruszył z powrotem w kierunku zabudowań.

*

Wszystko stało się zbyt szybko.

Nie zauważył, z której strony padł cios.

Michael zachwiał się, a następnie runął wraz z przeciwnikiem na twardą, żółtą, nasyconą potem i krwią glebę. Mahone nie mógł tego wiedzieć, ale był pewien, że i tym razem ktoś nielegalnie użył noża. Skoczył pomiędzy walczących, wyrywając Michaela spomiędzy szponów niskiego, napakowanego Latynosa, który najwyraźniej chciał mu przetrącić kark.

Scofield wyraźnie osłabł, jego bluza przesiąkła krwią, a oddech był krótki i przerywany. Mahone osłonił go przed ciosem, który miał właśnie paść, a następnie schwycił przeciwnika za ramię i z całej siły pchnął, aż strzeliła kość. Tamten jęknął i cofnął się, by ponownie skoczyć i zderzyć się z Alexem, który zdołał zacisnąć ręce na gardle mężczyzny i, gdy upadli, skręcić mu kark.

Nie spotkała go za to żadna kara.

Zabrał Michaela w suche, poznaczone ciemnymi, tłustymi plamami miejsce, gdzie mógł zbadać ślady, jakie zostawił na jego ciele nóż i odkryć, że nie istniał dla nich żaden ratunek.

Zdobył skądś alkohol i usiłował odkazić nim ranę, ale ta wkrótce zaczęła się jątrzyć i Mahone wiedział już, że to tylko kwestia czasu.

Sześć dni i siedem nocy.

Tak niewiele czasu, podczas którego ofiarowano mu tak wiele.

Michael umarł mu na rękach.

A on nic nie mógł na to poradzić.

Sześć dni, siedem nocy.

Tylko tyle mieli.

ff::pb, genre::slash, character::michael, fanfiction, pairing::michael/mahone, fandom::prison break, character::mahone

Previous post Next post
Up