Betowała
kocie-pisanie. W imię potężnej Zachodniej Puszczy - miłego czytania.
Część trzecia: Edmund
Edmund roześmiał się radośnie, gdy Piotr chwycił go za ramię i pociągnął w śnieg.
- Ed! Uważaj!
Śnieżna kula śmignęła tuż obok jego głowy. Siedmiolatek wyjrzał za niewielką śnieżną barykadę, którą zbudowali razem z Piotrem, i zobaczył Zuzannę, rzucającą w nich kolejną śnieżką. Szybko przypadł do ziemi i zaczął zgarniać śnieg, szykując odwet.
Usłyszał dobiegający z fortecy dziewcząt wrzask i uśmiechnął się, widząc, jak Piotr miota w siostry nieprzerwaną serię kul. Z przygotowaną amunicją, Edmund wychylił się ponownie zza barykady i rzucił śnieżką w złotą główkę Łucji. Zaśmiał się szatańsko, gdy dziewczynka oberwała w ramię i ścisnęła je w udawanym bólu.
- Edmund! - krzyknęła, pokazując mu język.
Otworzył usta, by się roześmiać, ale zaraz musiał je zamknąć, bo śnieżka uderzyła go prosto w twarz.
- To nie fair! - wrzasnął z oburzeniem, szybko lepiąc kulę i ciskając ją bez celowania w kierunku sióstr.
Znów opadł na ziemię, oddychając głęboko, bezpiecznie ukryty za ścianą fortecy. Piotr przyłączył się do niego, zarumieniony, z błyszczącymi oczyma.
- Spuszczamy im niezłe lanie! - powiedział radośnie.
Edmund skinął głową. Lubił tę więź łączącą go z bratem. I bardzo się cieszył, że na święta wyjechali na wieś.
Nagle poczuł, że Piotr nieruchomieje. Z niepokojem odwrócił się do brata.
- Co jest?
Piotr przyłożył palec do ust, rozglądając się uważnie.
- Słyszysz coś?
Edmund nadstawił uszu, marszcząc brwi.
- Nie, nic nie słyszę. Jak myślisz, co... - Przerwały mu dwa głośne piski i nagle został wepchnięty w śnieg.
Opatulona szczelnie Łucja usiadła na nim okrakiem, śmiejąc się radośnie i obrzucając go śnieżkami. Kątem oka dostrzegał Zuzannę ścigającą Piotra i roześmiał się widząc, jak brat doskonale unika jej ataków.
- Łucja! - krzyknął, próbując zrzucić dziewczynkę.
Pisnęła z oburzeniem, rzucając w niego kolejną śnieżką. Edmund chwycił ją za łokcie i przewrócił na plecy, łaskocząc niemiłosiernie, dzięki czemu natychmiast zdobył przewagę. Łucja zwijała się pod nim, próbując się uwolnić, i cały czas chichotała szaleńczo.
- Ed… mund! - wysapała, uderzając go po łapskach.
- Masz za swoje! - uśmiechnął się zwycięsko.
- Dzieci?
Mama zawołała ich z powrotem, więc Łucja była uratowana. Edmund niechętnie puścił siostrę, pomógł jej wstać i otrzepać płaszcz ze śniegu. Wciąż uśmiechnięty, pociągnął ją w stronę domu. Po drodze minęli Piotra i Zuzannę, od stóp do głów pokrytych śniegiem.
- Jak myślisz, co oni znów nabroili? - Edmund wymienił spojrzenia z Łucją i zachichotał. Łucja nie zatrzymała się ani na chwilę, szarpiąc go za rękę.
- Poproszę mamę, żeby zrobiła nam gorącej czekolady, chodź! - Zaśmiała się, brodząc w śniegu i ciągnąc brata do drzwi.
Wpadli do ciepłego domu, tupiąc mocno na wycieraczce, i zdjęli mokre od śniegu ubrania. Edmund usiadł obok Łucji przy kuchennym stole i poruszał palcami, czując, jak tają. Widok zaróżowionych policzków i splątanych włosów dziewczynki strasznie go rozbawił.
- Łucja, wyglądasz, jakbyś właśnie przegrała bitwę na śnieżki czy coś! - podrażnił ją. Uśmiechnął się szeroko, gdy pokazała mu język.
- Wcale nie przegrałyśmy, Edmundzie Pevensie! Tylko dlatego, że ty i Piotr jesteście parą oszustów... - spojrzała na niego oskarżycielsko. Chłopiec przewrócił oczami.
- Same nas wyzwałyście!
Naburmuszyła się, ale mógłby przysiąc, że w rzeczywistości powściągała uśmiech.
- Taak, ale... no... Jesteście starsi!
Uniósł brew, zastanawiając się, jak odeprzeć tak żałosną wymówkę. Łucja nadąsała się, wysuwając dolną wargę. Chłopiec spojrzał na nią ze zdumieniem, unosząc tym razem obie brwi.
- Nie jestem Piotrem, Łusiu, zapomniałaś?
Znów pokazała mu język, ale nie musiał wymyślać żadnej riposty, bo Zuzanna i Piotr właśnie weszli do domu, szeroko uśmiechnięci. Białe grudki śniegu czepiły się ciemnych włosów Zuzanny. Edmund parsknął śmiechem, a ona łypnęła na niego nieprzyjaźnie i usiadła naprzeciwko. Nim Piotr zdołał wreszcie rozsznurować buty, zdjąć płaszcz i rękawiczki i wytrzepać z włosów śnieg, Edmund już się zniecierpliwił.
- Pospiesz się, Piotrek! Ruszasz się jak mucha w smole! Nawet Zuzia jest szybsza! - dodał, posyłając siostrze diabelski uśmieszek. Chciała go trzepnąć, ale uchylił się, mrugając do chichoczącej Łucji.
Gdy Piotr wreszcie usiadł, Helena postawiła na stole cztery kubki parującej gorącej czekolady i talerzyk ptasiego mleczka.
Buzia Edmunda rozjaśniła się na widok ulubionego smakołyku, a mama roześmiała się, widząc, jak chłopiec łapczywie sięga po pierwszy kawałek. Oblizał niecierpliwie usta, a rodzeństwo szybko poszło za jego przykładem, pijąc czekoladę i pałaszując słodkości. Edmund upił łyk i uśmiechnął się, czując, jak ciepło rozlewa mu się w brzuchu. Mama patrzyła na niego wyczekująco, więc spróbował ptasiego mleczka. Słodycz rozpłynęła mu się w ustach. Uszczęśliwiony chłopiec wytarł buzię rękawem.
Ugryzł cukierka jeszcze raz i nagle ciepła kuchnia znikła, a on stał w mroźnym, zaśnieżonym lesie.
- Jak tu zimno - mruknął do kobiety (jeśli można ją było tak nazwać) siedzącej obok. Odwróciła się do niego, chwyciła za brodę i uniosła jego twarz do góry, uśmiechając się przy tym lodowato.
- Ach, ale chyba smakuje ci ptasie mleczko, prawda?
Edmund zachłannie skinął głową. Miał nadzieję, że ta uprzejma pani zaproponuje mu więcej smakołyków. W domu nigdy nie dostawał słodyczy. No, przynajmniej od kiedy zaczęła się wojna. Zimowa pani otuliła go swoim futrzanym płaszczem i chociaż natychmiast przestał marznąć, czuł jakiś nienaturalny chłód przenikający jego kości. Zignorował to, podobnie jak wcześniejszy mróz. Skupił się raczej na szkatułce z ptasim mleczkiem, wpychając cukierki do buzi, jak gdyby ktoś chciał odebrać mu jego prawowitą własność. Jego brzuch zaprotestował, ale Edmund nie zwracał na to uwagi, skoncentrowany tylko na zniewalającym deserze.
- Edziu, jedz wolniej! Słodycze ci nie uciekną! - Karcący głos Heleny wyrwał chłopca z zadumy. Spojrzał na talerzyk ptasiego mleczka, które, nie wiedzieć czemu, wydało mu się teraz ohydne.
Odsunął je, czując w brzuchu nieprzyjemne skurcze i dygocząc z zimna, zupełnie jakby w kuchni nagle się ochłodziło.
- Nie... Niedobrze mi, mamo.
Helena roześmiała się, ale potem spojrzała surowo na młodszego synka.
- Wyobrażam sobie! Po tych wszystkich cukierkach! Zupełnie jakbyś myślał, że znikną, jeżeli nie zjesz ich natychmiast.
Edmund zmarszczył brwi, czując, że jest mu odrobinę cieplej. Dlaczego wydawało mu się, że musi zjeść całe ptasie mleczko? Spojrzał na zaniepokojone twarze rodzeństwa i zrobiło mu się troszkę lepiej. Ból brzucha powoli mijał.
- Wszystko w porządku? - Łucja sięgnęła przez stół i chwyciła go za rękę.
Skinął w zamyśleniu skinął głową. Chociaż czuł się już dobrze, coś nadal nieprzyjemnie ściskało go w dole brzucha, podobnie jak wtedy, gdy przypadkiem złamał drewniany miecz Piotra i oskarżył o to Łucję. Tata powiedział, że to się nazywa „wyrzuty sumienia”.
Przyjrzał się uważnie twarzom brata i sióstr, ale nie wyglądali na zdenerwowanych, raczej na zmartwionych. Uspokoił się, czując dłoń Łucji na swoim ramieniu. Wypił trochę czekolady i poczuł, że to obrzydliwe wrażenie przemija.
- Będziesz jeszcze jadł to ptasie mleczko, Edek? - Zuzanna spojrzała sceptycznie na brata, który zerknął na słodycze i potrząsnął głową, przesuwając talerz w jej stronę.
- Nie, możesz je sobie wziąć.
Gdy rodzeństwo jadło swój deser, Edmund siorbał gorącą czekoladę, bezskutecznie próbując pozbyć się tego zimna, które… zaszczepiła w nim tamta kobieta.
Kilka godzin później, kiedy mama czytała im bajki, Edmund przyglądał się zasłuchanym bratu i siostrom, i uśmiechał się. Wszyscy uwielbiali opowieść o Jasiu i Małgosi, ale tym razem fragmenty o złej czarownicy wyjątkowo go poruszyły. Przełknął ślinę, wyobrażając sobie wiedźmę wabiącą dzieci do domku z piernika. Nie wiedział dlaczego, ale dla niego była wysoką, władczą kobietą o lodowatym głosie i białej skórze.
Wracając do wydarzeń dzisiejszego dnia, przypomniał sobie dziwną sprawę z ptasim mleczkiem. Myśląc o nim teraz, poczuł, jak ślinka napływa mu do ust. Nie rozumiał, dlaczego wtedy wydało mu się tak obrzydliwe. Westchnął ciężko, żałując utraty ulubionego deseru. No cóż, powiedział sobie, zawsze jest następny raz.