Plato smash!

Apr 24, 2009 23:19

Po pierwsze, dziękować za kciuki. Zaliczyłam lekturę (Die Mittagsfrau Julii Franck - polecam wszystkim niemieckojęzycznym, świetna, przerażająca książka) i słownictwo z niej (oczywiście, musiała mnie pytać akurat z tego, czego nie umiałam, a odpowiadającą przede mną dziewczynę z tego, co umiałam. Ale cóż, zdarza się). Czuję się szczęśliwa i wolna aż do jutra, kiedy to zaczynam się uczyć na mnóstwo następnych dziwnych rzeczy.

Po drugie, przepraszam, ale nie mogę się nie wywnętrzyć. Moja ulubiona użytkowniczka, Darcy, poinformowała mnie przez PW (jako odpowiedź na moją PW, podważającą dość bezpośrednio jej kompetencje do prowadzenia dyskusji takich jak moja ulubiona dyskusja), że jest pracownikiem cenionym za swą wiedzę i wielokrotnie rozmawiała na te tematy z ludźmi o wiele bardziej doświadczonymi niż ja - chociaż nie twierdzi, że jestem głupia, o nie, i pozwala mi mieć swoje zdanie. Ba, nawet je szanuje.
To chyba zrozumiałe, że postanowiłam rzucić studia.

Po trzecie, współczuję wszystkim użytkownikom multifandom_pl. Zdawać by się mogło, że chamstwo ma jakieś granice, ale okazuje się, że jednak można się zdziwić.

Po czwarte, pozdrawiam z tego miejsca wszystkich monarchistów, rewolucjonistów i wojowników Chaosu. I tak, piszę się na The Absurd Battle of the Doom, wezmę nawet Małpę Miłosierdzia i Słownik. Proszę tylko to zrobić wtedy, kiedy będę w Warszawie (pierwszego maja? Nie wiem, jak moje komusze miasto zniesie moją nieobecność, ale whatever).

Po piąte, utopiłam nieco grosiwa w EMPiKowej promocji 3za2 i nabyłam Zamek w chmurach oraz Lwy Al-Rassanu (przekonały mnie zachwyty na Mirriel; mam nadzieję, że takoż się zachwycę. Wrażenia wkrótce).

Po szóste, opracowałam dzisiaj projekt Garbusa w pozie heraldycznej. Wkrótce należy spodziewać się rysunku poglądowego.

Po siódme, szerzyłam dziś wśród Garbusów oświatę - opowiedziałam im o kościele Latającego Potwora Spagetti i o ruchu Niewidzialnego Różowego Jednorożca. I nijak nie mogę zrozumieć, dlaczego wszyscy stwierdzili, że gadam jak po paleniu trawy. Czy ludzie nie rozumieją, że mi trawa niepotrzebna? Ja tak umiem bez wspomagaczy.

Po ósme, znalazłam w internecie trzydzieści sekund (w całym wielkim internecie!) mojej ukochanej Odwróconej góry, czyli filmu pod strasznym tytułem. Dlaczego nigdzie tego nie ma? Dlaczego?!
Przy okazji S. i ja oglądaliśmy na jutubie openingi rozmaitych kreskówek i uznaliśmy, że nie łączą nas ulubione bajki z dzieciństwa. Ja lubiłam takie psychodeliczne (Odwróconą górę właśnie, Wyspę Niedźwiedzi itd.), a S. niekoniecznie (Beniamin Kwiatuszek).
Muszę też stwierdzić, że rosyjski opening Gumisiów jest kiepawy. Już niemiecki jest lepszy.

Po dziewiąte, muszę chyba zmienić mój wydumany temat pracy licencjackiej na coś mniej górnolotnego, bo okazuje się, że zaskakująco mało napisano o polityce zagranicznej Tajlandii w II połowie XIX wieku. Myślę jednak, że gdybym chciała pisać o życiu seksualnym Tajów lub też o tamtejszym rolnictwie, nie miałabym wielkich problemów ze znalezieniem źródeł. I moją piękną metaforę z tematu, za przeproszeniem, diabli wzięli.

Po dziesiąte, poniżej kilka uwag odnośnie różnych przeczytanych przeze mnie ostatnio rzeczy.

Dlaczego boli mnie historia filozofii? Bo we wczesnej młodości przeczytałam duże fragmenty Tatarkiewicza i mam traumę. Ale jeden z moich wiernych Garbusów postanowił to wyleczyć i sprezentował mi Action Philosophers (info tutaj).
Mówiąc krótko: jest to komiks, który opowiada dzieje wybranych filozofów w nieco specyficznej formie. Przyznaję - ostry absurd, genialne lekarstwo z post-tatarkiewiczowej traumy i ogólnie sporo fanu (Platon jako król wrestlingu? A jednak się sprawdza). A najzabawniejsze jest to, że - mimo odczapiastego wyglądu - nie jest to jakiśtam mega bzdurny komiksik, tylko, hmmm... Ciekawe ujęcie problemu filozofii. Nietypowe takie.
Chciałabym zobaczyć Action Presidents z tej samej serii - to dopiero musiałby być hardkor!


Znalazłam wreszcie czas na drugą część Atramentowej Trylogii. Zabierałam się do niej długo i opornie, cały czas coś mi przeszkadzało. Ale nie znaczy to, że książka jest zła; podoba mi się kreacja Atramentowego Świata, podoba mi się bardzo koncept Sójki. No i Smolipaluch, który - mimo sentymentalnego zagrania na koniec; tak, wiem, to było niezbędne, no ale - pozostał moim ulubieńcem.
Ale jest też parę rzeczy, które mnie wkurzają. Pierwsza to Meggie, czy też, konkretniej mówiąc, jej zachowanie - nie przystaje mi do trzynastoletniej dziewczynki. Nie wiem, ja byłam dziwną trzynastolatką, ale czy ona nie jest zbyt dorosła jak na swój wiek? Nie myśli w zbyt złozony, skomplikowany sposób? Pewnie się czepiam, bo tak naprawdę bardzo drażni mnie wątek Meggie i Farida,ale zwyczajnie mi to zgrzyta.
I druga rzecz to Żmijogłowy. Czy w tej książce też musiało pojawić się Uosobienie Zła? Czy nie mogłoby raz być tak, że główny szwarccharakter nie jest demonicznym potworem, tylko zupełnie zwyczajnym człowiekiem, który ma inny koncept świata? Albo który ma jakiś zamysł i realizuje go wbrew Siłom Dobra, ale nie jest to plan zdobycia nieśmiertelności i władzy nad światem?Szczerze mówiąc, spodziewałam się lepszego głównego złego. Chyba że rzecz zmieni się w trzecim tomie. Idę we wtorek na Warecką i się zobaczy.

I, zupełnie krótko, bo jeszcze nie skończyłam. Trzydzieści trzy opowieści Marka Twaina - poprawiają nawet najgorszy dzień, serio. Absurd w czystym wydaniu; wprawdzie nie tak idealny jak Męczeństwo Piotra Oheya i inne Mrożkowe cudowności, ale i tak bezbłędny.

To by było na tyle. Dobranoc :)

PS. Czy ja komuś z czymś zalegam? Z jakąś betą, komentarzem czy czymś?

czytanie, życie codzienne, film, filologia, studia, pisanie, stosunki międzynarodowe, fandom

Previous post Next post
Up