no dobrze, definitywnie nie mam fazy na X-menów. wczoraj obejrzałam (po raz kolejny) Pierwszą klasę i fangirlizm osiągnął apogeum, jednak potem zobaczyłam pierwszy odcinek animowanego X-men Evolution i ledwo przecierpiałam. co ma takiego Pierwsza klasa, czego nie ma Evolution? tak, zgadliście, McFassy.
właściwie mnie to uspokaja, bo oznacza, że chodzi o tych dwóch panów (niekoniecznie razem), a nie o serię, na którą miałam fazę lata temu (nie żeby upływ czasu robił jakąkolwiek różnicę).
to, co mnie bardziej martwi to to, że zobaczyłam już Fish tank z Fassbenderem, zobaczyłam nawet Town Creek, zobaczyłam też Becoming Jane z McAvoyem i mam ochotę obejrzeć jeszcze raz Wanted. to się nazywa faza. nie pamiętam kiedy ostatnio miałam aż taką fazę na cokolwiek (Gra to trochę coś innego).
ostatnio zostałam uszczęśliwiona, bo Ciocia
biedronek napisała dla mnie ff wiktoriańskiego... jestem tedy dzieckiem wybitnie zaspokojonym (może trochę w tej chwili zmęczonym), a jak tylko dostanę tekst w swoje łapeczki, to pewnie umrę w mgnieniu oka, zabije mnie poziom endorfin. ale to bez znaczenia. tam są plecy Fassbendera. mogę umrzeć.
na razie potrzebuję sobie znaleźć zajęcie, po kolejnej niedospanej nocy, bo pisanie nie wchodzi w rachubę - przeczytałam to, co namazałam do tej pory i wszystko jest do poprawy. szkoda mojego czasu, żeby robić dwa razy to samo.
zamiast tego może uzupełnię wreszcie konto na lubimyczytać.pl, albo... nie wiem, pomyślę sobie jak wspaniale byłoby przeczytać ff do McFassy'ego ze szkołą dla chłopców... w każdym razie znajdę sobie jakieś zadanie nie wymagające zbyt wielkiego wysiłku intelektualnego.
a J. dziękuję za sylwestra. i przepraszam za ciężką noc. i w ogóle dzięki za wytrzymanie mojego fangirlizowania, podziwiam Cię.