Nie na miejscu, part III

Jan 27, 2010 12:58


 Nie na miejscu

RPS-ed again.
Jared Jensen
nothing explicited yet
slash, will be visible soon
comedy, love story about communication transport and movie industries, blah blah
Blame chuchacz  :D Podała mi świetne linki do zdjęć z kręcenia SPN, takie małe meta do tego, jak serial kręcony jest, i jak zabawnie wygląda to od strony produkcyjnej. Wykorzystam te rzeczy w następnym rozidzale, ponieważ Nie Na Miejscu będzie miało 5 części . Yeah, I know, it should be like 4 chaps, but oh well :D


roz 3

Amerykański górek i kanadyjski ananas

Jared przez następny tydzień nie spotkał się z Jensenem. Po prostu nie wychodziło. Ackles zaczął swoją pracę wcześniej niż aktorzy, biegając pomiędzy biurami i agencjami, koordynując grafiki i poczynania scenografów, poprawiając plany i wykonując koszmarnie długie telefony do producentów. Praca P.A reżysera nie należała do najłatwiejszych i była właściwie zadaniem, zjadającym cały dzień, pełnoetatowo, aż do późnych godzin wieczornych. Jared nie naciskał, i tak już sobie nagrabił. Wyrzucanie Jensenowi, że nie ma czasu na przyjaciół byłoby prawdziwym nietaktem i jak nic skończyłoby się rękoczynami.

Wymieniali się z Jensenem smsami, i to był właściwie ich jedyny kontakt. Jared, poza tym, że pracował porankami w samochodach, wymigując się od godzin popołudniowych badaniami lekarskimi, spotykał się z innymi aktorami, zatrudnionymi w filmie Rolanda. Ćwiczyli role, powtarzali teksty, stosowali diety, przesiadywali w siłowni i chodzili do klubów. Nie były to wypady tak zabawne jak te z Jensenem i jego brygadą, ale było miło. Pośród zakrapianych piwem sesji, pośród meczów, oglądanych na barowym telewizorze i śmierdzących, cebulowych chipsów, Jared wysyłał Jensenowi wiadomości tekstowe o niechlubnych godzinach porannych, nierzadko także załączał śmieszne zdjęcia typu: Roland pijany w belę leży twarzą obok miski z popkornem, albo Jeanny, młodziutka aktorka prowadząca, tańcząca na stole i pokazująca wspaniale turkusowe gatki. Jeanny długo potem tłumaczyła się, że były to jedyne cieplejsze majtki, jakie miała, no bo w końcu wracając nad ranem tak łatwo złapać wilka.

To były zabawne dni. Jared w pracy był tylko połowicznie przytomny, i nie mógł jakoś głębiej się przejąć, że szef patrzy na niego jak na ostatnią, gotową do zwolnienia warunkowego łamagę. Wychodził z pracy z lekką głową i radosnym sercem, śmiał się, sam do siebie i do innych tak, jak nie robił tego od czasów licealnych. Było mu dobrze w takim stanie, pełnym nadziei i planów.

Jensen był przez Jareda regularnie wtajemniczany w życie towarzyskie aktorów. Ackles posiadał spektakularny talent komiczny, a gdy na smsa w stylu "Organizujemy orgię, chcesz się przyłączyć, złotko?" odpisywał "Mama?!", Padalecki po prostu nie mógł przestać się śmiać. Jaredowi było czasami głupio, że zamiast bawić się z tymi wszystkimi ludźmi tu i teraz, woli wymieniać się smsami z zaganianym Acklesem, ale nic nie mógł na to poradzić. Jensen, gdy chciał, potrafił ukłuć żartem tak, że Jared śmiał się jeszcze długo, próżno usiłując wytłumaczyć znajomym gag, w którym właśnie wziął udział. Nie rozumieli, trochę urażeni, trochę rozbawieni. Padalecki wkrótce przestał się z nimi dzielić smsami. Lubili go za jego uśmiech, za jego przystępność i otwartość, nie musieli rozumieć jego poczucia humoru. Jared był pewny, że i tak będzie mu się z nimi dobrze pracowało.

Jesteś już w domu, Ackles?

Nie. Dopiero w drodze.

Potomek w drodze! Gratulacje!

Tak, będę do ciebie mówił ciocia, Padalcu.

W końcu nikt nie wymagał, żeby smsy, wysłane po drugiej w nocy, miały jakiś sens.

/////////////

Po tygodniu wszystko było gotowe. Umowy podpisane, zaliczki wypłacone, skrypty wyryte na blachę i gotowe do zaprezentowania światu. Jared odczuwał pierwsze symptomy przemęczenia swoim podwójnym życiem agenta handlowego i aktora, ale zaciskał zęby, uśmiechał się i dalej zarabiał pieniądze. Nie wiadomo co przyniesie jutro, a zawsze bezpieczniej było mieć odłożone na trzy opłaty czynszowe na raz.

Bomba gruchnęła niespodziewanie, gdy Roland zawiadomił wszystkich, na tydzień przed rozpoczęciem zdjęć, że plany się zmieniły.

Jared i Jensen przyjechali razem, zgodnie utrzymując pozory, że chodzą ze sobą. Także razem przemierzyli zatłoczone ulice Miasta Aniołów, wspólnie dzieląc się maleńką przestrzenią autka Padaleckiego. Jared ostrożnie objął ramieniem plecy Jensena, a Jensen ani go nie uderzył po gębie, ani słownie nie ukąsił, tylko pozwolił się poprowadzić do baru, w którym polecił im stawić się Roland.

"Wiesz, o co chodzi?" zapytał szeptem Jared, gdy weszli do ekskluzywnej, wyglądającej na cholernie drogą, restauracji. Jensen zmierzył go trzeźwym wzrokiem i wydął pobłażliwie perfekcyjnie usta modela.

"Nie, nie wiem, o co chodzi. Ale na tym etapie produkcji, nie zdziwię się, jak odwołają cały show. W końcu sporo tego typu inwestycji kończy się, zanim się porządnie zacznie."

Jared poczuł, jak zimna bryła lodu usadawia mu się w żołądku. Znając jego popieprzone szczęście, to tak właśnie będzie. Koniec przed początkiem. A on już się cieszył, że odejdzie z firmy handlującej używanymi autami, już cały scenariusz układał, jak to pójdzie do swojego wyzyskującego ludzi szefa i złoży wymówienie, ot tak sobie, od niechcenia. W końcu nie przyjechał do L.A, żeby sprzedawać samochody, tylko, żeby zostać aktorem. Teraz jednak nic już nie było takie pewne. Może jednak Jared Tristan Padalecki zostanie tym, kim w tej chwili jest, beznadziejnym przypadkiem marzyciela, wystrzelonym w kosmos naiwniakiem, wierzącym, że wystarczy talent i determinacja, żeby dopiąć swego, żeby znaleźć miejsce w tak konkurencyjnej branży, jak aktorstwo, i zarabiać na czymś, co większość ludzi postrzega jako hobby, a nie pracę.

Jensen chyba zauważył jego czarny nastrój Jareda, bo westchnął i położył mu dłoń na plecach. Nisko, niżej niż na pasie. Duża, ciepła ręka, upewniająca i przyjemnie ciężka, w okolicach nerek. Jared, zaskakując samego siebie, zaczął się rozluźniać, a potem przypomniał sobie gdzie i z kim jest, i łypnął mściwie na Acklesa.

"Ręce precz od towaru, Jen."

Jensen uśmiechnął się szeroko, mrużąc trawiaste, zielone oczyska.

"Obawiam się, że już na to za późno, partnerze. Twój towar jest mój."

Okazało się jednak, że obawy Jareda były bezpodstawne. Nie było potrzeby panikować ani biadać. Trzeba było tylko przygotować się na trzymiesięczny wyjazd do Kanady i długoterminowe znoszenie dowcipów Acklesa.

Roland stał pośród zgromadzonych w specjalnie przygotowanej na bankiet sali ludzi. Gdy uderzył widelcem w kieliszek zapadła jako taka cisza, wypełniona szuraniem butów i brzękiem szkła.

"Moi drodzy. Nastąpiły pewne zmiany. Z jednej strony bardzo korzystne finansowo, z drugiej strony mogą one być dla was niewygodne. Otóż mamy propozycję jednego z poczytniejszych banków, którego nazwy nie mogę teraz wymienić. Zgadzają się sfinansować połowę naszego przedsięwzięcia, ale pod warunkiem, że nakręcimy film w Kanadzie. Vancouver. Zostawmy pytanie, dlaczego akurat Vancouver i Kanada, to nieistotne. Istotne jest to, czy projekt pozostaje w niezmienionym kształcie."

Tłum zaszemrał, zatrząsł się, po czym wrócił do pożerania zimnych przekąsek. Jared i Jensen spojrzeli po sobie, po czym podeszli zgodnie do Rolanda. Keptford miał niewyraźną minę kogoś, kto potrzebuje jeszcze coś powiedzieć, ale nie posiada już żadnej władzy nad audytorium i bardzo go ta sytuacja męczy.

"Witaj, Jared. Jensen. Mogę się dołączyć?"

Jensen wzruszył ramionami i podał Rolandowi kieliszek martini. Keptford przełknął go jednym haustem, podobnie jak Jared, wciąż nieco oszołomiony rozwojem akcji, no, bo kurcze, Kanada.

Po chwili ludzie doszli do siebie i zaczęli nieśmiało przysuwać do Rolanda, zadawać pytania, zgłaszać wątpliwości i generalnie rozprawiać na temat nagłej zmiany. Keptford był kompetentny, opanowany i profesjonalny pod każdym względem, a gdy spytał, czy Jensenowi nie przeszkadza fakt, że kręcą w Kanadzie, ponieważ nie było tego we wcześniejszych ustaleniach, Jensen odpowiedział, że nie szkodzi, że wyjazd z L.A mu się przyda.

Jared obserwował go z boku, jego przystojną, regularną twarz, dwudniowy zarost i nieco podkrążone, ale wciąż piękne, wyraziste oczy, i po prostu wiedział, że to się dobrze nie skończy. Ackles i jego maski, w każdym rozmiarze, na każdą okazję mogły wywieść w pole kogoś obcego, ale nie przyjaciela. Jared rozpoznawał tą uważną, skupioną, neutralną minę i czuł, że nadchodzą kłopoty.

Gdy Roland odstąpił od nich, żeby porozmawiać z techniczną częścią ekipy, wyłuszczyć plan zakwaterowania w Vancouver i procentową podwyżkę z tym związaną, Jared na ślepo sięgnął po kieliszek, który akurat niósł na tacy kelner. Martini. Z wódką. Tego mu było trzeba.

"Nie pij tyle, Jared." ofuknął go Jensen, strzelając w niego intensywnym, palącym wzrokiem oskarżyciela. "Mamy parę dni, żeby się porządnie popakować, pozamykać i zadbać, żebyśmy mieli dokąd wrócić."

Jared odsunął od siebie ramię Jensena. Przechylił kieliszek, po czym wytarł usta w mankiet, prowokacyjnie nie spuszczając wzroku z Acklesa. Jensen przewrócił oczyma.

"To może chociaż czymś przegryziesz. Ogórek czy ananas?"

"Ja po pierwszym nie zakąszam." odparł z urazą Jared, po czym wysączył resztkę drinka z kieliszka i odstawił go na najbliższy stolik. "Boże, Jen. Nie myślałem, że to się tak potoczy. Jak ja mam wyjechać teraz? A mieszkanie? A moja praca?"

Jensen ponownie położył mu dłoń na nerkach, tym razem zataczając nią pocieszające, rozluźniające kręgi.

"To jest twoja praca, Padalcu." wymamrotał Ackles, najwyraźniej testując możliwości hipnotyczne swojego niskiego, konspiracyjnego głosu. "Jesteś aktorem, Jay. Aktorzy czasami wyjeżdżają, żeby uczestniczyć w różnych projektach. Twoje mieszkanie puści się w obieg, moje się zostawi, żebyś w razie co miał gdzie spać na forsie, którą zarobisz."

Ok, ok. Niby wiedział, że Jensen ma rację. Niby wiedział, że to nic niezwykłego w tej branży, podróżować i przenosić się z miejsca na miejsce. Niby nie miał tutaj nic do zostawiania, swoje psy, Sadie i Harley`a zostawił w San Antonio, w Teksasie, bo u mamy przynajmniej mogły się spokojnie wybiegać i nie siedziały cały dzień w zamknięciu. A jednak było w tej zmianie coś niepokojącego. Nie był przygotowany na udział w tak dużym projekcie, dobrze opłacanym, ale również bardzo wymagającym. Żeby chociaż miał jakąś małą próbę, żeby chociaż zagrał wcześniej w serialu dla młodzieży, najlepiej jakiegoś młokosa, nie golącego się jeszcze, pierwszego chłopaka córki głównej bohaterki. Tak na rozgrzewkę, tak dla wprawy...

Dłoń Jensena zatrzymała się Jaredowi na lewej nerce i boleśnie uszczypnęła.

"Przestań panikować, Jared, bo cię w tyłek zaraz kopnę." wysyczał Ackles, wciąż uśmiechając się do przechodzących koło nich współpracowników ekipy oświetleniowej. "Masz farta, że się na tą farsę zgodziłem. Pojedziesz do Kanady i zagrasz. Bądź mężczyzną. I aktorem. I przestań spazmować. Będę tam z tobą w Vancouver i dopilnuję, żeby żaden zły gejowaty niedźwiedź cię nie porwał, Calineczko."

Jared spojrzał na Jensena, z wysokości swoich dwóch metrów, a potem zaczął się śmiać. Długo i głośno, i owszem, przeklęty Ackles, metrXXX, miał rację. Czego było się tutaj bać? Przecież to właśnie był ten wymarzony, wyśniony początek w branży, pierwsza poważna rola drugoplanowa, z dużą gażą, kontraktem i cholera jasna psia krew, ubezpieczeniem zdrowotnym! Kogo obchodziło jakieś obskurne mieszkanie, kogo obchodziła praca w używanych samochodach. Świat stał przed Jaredem Tristanem Padaleckim otworem! Może nawet po tym filmie będzie mógł zakupić sobie swój własny dom i sprowadzić do niego swoje psiaki! Mama i tak przechowywała je już dość długo.

Jensen pokiwał z aprobatą głową, upychając sobie w usta ananasa i popijając go tequilą. Jared uśmiechnął się do niego, ocierając kąciki oczu z łez i kradnąc Acklesowi z talerzyka nadziewaną oliwkę. To wszystko było potężnie popieprzone i przerażające.

"Jedz, mój chłopcze. Jedz i już więcej nie pij, bo prowadzisz." sarknął Jensen zza ananasa. "Kanada czeka."

Opuścili bankiet dopiero wtedy, gdy Roland zdecydował, że na niego czas, a oni nie mogli już zmieścić w sobie więcej darmowych krewetek. Jensen zasypiał na siedząco, kiwając się na siedzeniu obok kierowcy, cały miękki, ciężki i senny. Jared zerkał na niego, gdy stawali na światłach, i myślał sobie, że ma niesamowite szczęście, że spotkał kogoś tak odpornego na jego ataki paniki, a przy okazji tak inspirującego i zdeterminowanego.

"Jedź szybciej, Jay. Zasypiam..." wymamrotał Jensen, wzdychając i wpierając się mocniej w fotel. "Mhhh... długi dzień dziś miałem..."

Jared prychnął życzliwie, po czym zarzucił Acklesowi na ramiona swoją kurtkę. Jensen natychmiast zaanektował przykrycie, wtykając nos pod kołnierz zamszowej marynarki. Stylowo znoszonej, upierał się zawsze Jared, na co Jensen zawsze dopowiadał, że lumpiarskiej.

"Same długie dni ostatnio masz, Jen." powiedział cicho Jared, zmieniając biegi i dodając gazu. "Żebyśmy tylko zdążyli jutro zorganizować ScrabblePiątek, zanim zwiniemy żagle."

Jensen zasnął i nie odpowiedział. Jared słuchał pochrapywania przyjaciela, dobiegającego spod jego własnej kurtki, i poczuł się nagle nietypowo pewny siebie. Poradzi sobie spokojnie z gejowskimi scenami, z długiem wdzięczności u Acklesa, z pobytem w Kanadzie, stresem i generalnie z wszystkim, cokolwiek tam na niego czeka.

Światła latarni ulicznych mknęły za szybami samochodu, rozmazane i oślepiające. Mroczne uliczki, krzywe chodniki, natłok znaków drogowych i spóźniające się sygnały świetlne. A nad tym wszystkim ogromne, szklane wieżowce ludzi, którzy mieli nieco inne marzenia niż aktorzy, ale równie efektywnie do nich dążyli. Jared na początku nienawidził L.A, ale potem, gdy już obśmiał, opłakał i opił porażki i upokorzenia, zadecydował, że nawet lubi to miasto. Szare i brudne w niektórych częściach, w innych wspaniałe, lśniące, srebrzyste, lekkie. Tutaj czuło się, że albo wszystko, albo nic. Z jednej strony było to stresujące, a z drugiej wspaniale wyzwalające.

Jensen obudził się, gdy Jared już parkował przed jego kamienicą. Zamrugał, potarł twarz dłonią, po czym mrużąc oczy, przyjrzał się uważnie Padaleckiemu.

"Boszzz... wyglądasz jak nieszczęście. Chcesz zostać na noc? Nie prowadź już dzisiaj, ok? Zostań u mnie i odeśpij."

Jared wzruszył ramionami i zgasił silnik. Prawda, czuł się niewyraźnie, wyprany z emocji, wyzuty z sił przez napięcie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Od kiedy otrzymał rolę, pracował na dwóch frontach, w firmie, i na siłowni, gdzie wypacał wszystkie pączki, pożerane podczas sprzedaży używane auta. W końcu trzeba było trzymać linię i kaloryferek na brzuchu.

Jensen mocował się przez chwilę z zamkiem do drzwi, po czym otworzył wreszcie, i wpuścił Jareda przodem, uśmiechając się smętnie.

"Piwo i wędzona szynka w lodówce, w bieliźniarce podkoszulka i gatki od dresu. Biorę prysznic pierwszy i nie ma do tego wyroku odwołań." z tymi słowami Jensen rzucił w Jareda jego zamszową kurtką i trzasnął drzwiami od łazienki.

Jared wyjął sobie z szafki strój nocny, który tak wspaniałomyślnie zaoferował mu przyjaciel, po czym zapadł się w opiekuńczy uścisk kanapy. Pokój, robiący za salon, był usiany papierami, umowami, spisami i listami, i generalnie wyglądał, jakby przeszedł przez niego tajfun. Tak, Ackles jak się za coś brał, to całym sercem.

Jensen błyskawicznie wziął prysznic, po czym, owinięty w niebieski szlafrok frotte, przemknął do sypialni, bąkając jakieś niewyraźne "dobranoc". Jared wtoczył się do łazienki, wdychając głęboko zapach miętowego płynu pod prysznic i czegoś słodkiego. Prawdopodobnie kremu. Jensen i jego piękna facjata, he he.

Jared umył się w tempie umierającego żółwia, ledwie mieszcząc się w niewielkiej kabinie prysznicowej z obluzowanymi drzwiczkami i bardzo niskim ciśnieniem w szlauchu. Z niejakim trudem ubrał się w zaimprowizowaną piżamę, prawie wywracając łokciami szafeczki z kosmetykami i detergentami. Był za duży na takie metraże, a jednak czuł się tutaj przytulnie i komfortowo. Wszystko pachniało wodą po goleniu Jensena i świeżo zrobionym praniem, obecnością kogoś drugiego. Jared, od kiedy przyjechał do L.A., raczej zamieszkiwał sam. Chrzanić wykręty, Jared mieszkał sam, ponieważ nie spotkał nikogo, z kim chciałby dzielić swoją maleńką klitkę, i serio, raczej nikt nie zgodziłby się na pomieszkiwanie w niej nawet czasowo.

Gdy Jared wyszedł z łazienki, w całym mieszkaniu było już ciemno, tylko jedna, pojedyncza lampka nocna oświetlała blado kanapę. Jensen rozłożył mu na niej koce i poduszkę. Jared westchnął głośno, wciągając w siebie zapach zamieszkanego domu, słaby aromat obiadu, proszku do prania, nowego papieru i książkowego kurzu. Położył się na kanapie i skulił tak, żeby nie wystawały mu z niej stopy. Poduszka nie była świeżo obleczona, była używana i pachniała żelem do włosów Jensena. Jared zasnął, jak kamień.

///////////////////

W tym tygodniu ScrabblePiątek był jednym z najbogatszych, najlepiej zaopatrzonym piątkiem, jaki kiedykolwiek urządził Ackles. A to nie było byle co, bo gdy po raz pierwszy prowadził kamerę w jakimś pilocie serialu, który w końcu nie wystartował, Jensen urządził istną fetę, z truskawkami, szampanem i pieczonymi skrzydełkami kurczaka w ostrym sosie meksykańskim. Teraz jednak zarówno Ackles jak i Padalecki zrzucili się na imprezę. Jared już teraz tęsknił za ScrabblePiątkami.

Chłopaki jednak nie byli w nostalgicznym nastroju, tylko chcieli wiedzieć, czy to prawda, że Jared i Jensen będą brali udział w gejowskim filmie.

"Obserwowałem w sieci. Plotki powiadają, że to niespodzianka tegorocznego sezonu. Film poruszający problematykę gejów, jednocześnie kręcony przez osoby, że się tak wyrażę, bliskie temu środowisku." gardłował Chad, pożerając kolejną porcję klopsików. "Jared będzie grał geja, a ty Ackles? Jak ty się tam wkręciłeś?"

"Talentem, skarbie." odparował Jensen, przysuwając się do Chada i układając usta w kuszący dzióbek. "Niektórzy go mają, niektórzy nie. Nie bądź dla siebie zbyt surowy, słońce."

"Blech! Łojezu! Odsuń się ode mnie z tymi homoerotycznymi ustami, człowieku!" śmiał się Chad, na co Jeff stwierdzał, że żadna praca nie hańbi, a taka nieoficjalna reklama może filmowi tylko wyjść na zdrowie.

"Wszyscy wiemy, jakie żywotne fandomy powstają na kanwie takich oto właśnie historii."

"Albo i bez nich." dopowiedział przytomnie Eric, po czym wszyscy zaczęli się śmiać i rzucać w siebie popkornem. Stare, dwudziestoparoletnie chłopy, jak nastolatki, buszujące pośród piwa i zakąsek. Jared byłby zszokowany, tylko jakoś nie był. W domu Acklesa czas płynął inaczej, zarówno ten liczony godzinami, jak miesiącami i latami.

"Fantazje kobiet spełniacie. Jurni z was chłopcy. Oby tak dalej, dobre pieniądze się na tym kosi."

"Ale Jared nie robi tego dla pieniędzy, tylko dla idei! Prawda, Padalcu?"

"Oj zamknij się, Ackles, bo ci we śnie wydepiluję brwi tak, że fikcja okaże się prawdą!"

"Prawda, prawda. Znacie to powiedzenie egipskie o prawdzie? Dobrze jest znać prawdę i mówić prawdę, ale jeszcze lepiej jest znać prawdę i mówić o palmach!"

To był naprawdę miły ScrabblePiątek. Chłopaki dokazywali i kpili, ale życzliwie i bez zbędnego oceniania, ponieważ co, jak co, ale w tej branży chwytało się każdą okazję bez wybrzydzania. Pili drogie piwo, objadali się cukierkami z wódką i marcepanami, grali w scrabble i mimochodem układali frazy takie jak "seks analny" i "prostata". Jeff ogłosił, że ze względu na rynek, ich film sprzeda się jak świeże bułeczki, Chad dodał, że gejowskie pogłoski są ostatnio bardzo trendy, a Eric, że osobno nie wyglądają na gejów, ale jak stoją razem, to jednak zalatują nieco bi. Jensen trzepnął w ucho Erica, wyśmiał Chada, po czym ułożył scrabblami określenie "dupki żołędne."

To był miły wieczór, a gdy chłopaki już się wynieśli, Jared nie zdziwił się, gdy w całkiem naturalny sposób wylądował na kanapie Acklesa. Jensen krzątał w kuchni, wkładał do zlewu naczynia, brzęcząc talerzykami, chrobocząc zapałkami i generalnie generując sobą domowe odgłosy wszelkiej maści. Jared wetknął w usta ostatnią, osamotnioną na talerzu ciągutkę, popatrzył na źle umalowany, odrobinę skośny sufit, i pomyślał, że wszystko będzie dobrze.

W końcu nigdy nie był w Kanadzie i ciekawie będzie ją zobaczyć.

"Weź koc. Jutro masz dużo zmywania." mruknął Jensen, po czym kopnął Jareda w łydkę i przeszedł, jak gdyby nigdy nic, do swojej sypialni. "Dobranoc, Padalcu."

"Dobranoc, Ackles."

////////////

Wyprawa do Vancouver okazała się nie taka straszna, jak przewidywano. Samolot, pierwsza klasa, darmowe drinki i słodycze. Jared uśmiechał się szeroko, a Jensen przysypiał, wyczerpany ostatnimi przygotowaniami do przenosin ekipy do innego kraju. Wizy, pieniądze, umowy. Roland powoli zaczynał się uzależniać od obecności Acklesa, który twardą ręką trzymał wszystko i pilnował, żeby to wszystko szło w dobrym kierunku.

Rzeczy nie do pokonania, które wydawały się piętrzyć przed Jaredem, nagle traciły zęby. Być może stało się tak za sprawą listy spraw do załatwienia, którą sporządził mu Jensen, a być może było to zwykłe szczęście nowicjusza. Mieszkanie Jareda zostało niemal natychmiast wynajęte i nie musiał w związku z tym płacić nadprogramowej kaucji. Kierownik w jego firmie pożegnał go wylewnie, zapewniając, że praca będzie na niego czekała. Jared mieszkał już w L.A. wystarczająco długo, żeby rozpoznać kłamstwo, więc tylko uśmiechnął się, podziękował i bez żalu pożegnał miejsce, w którym od dobrych kilku miesięcy nabawiał się traum. Swoją jedyną, żywą roślinkę oddał sąsiadce, chłopakom ze ScrabblePiątku opchnął darmo przyzwoite, podwójne łóżko i całkiem nową komodę. Resztę sprzętów wystawił na śmietnik, skąd zniknęły w rekordowym tempie dwóch godzin. Tak, istnieli ludzie, którzy w piramidzie pokarmowej L.A. znajdowali się niżej niż początkujący aktorzy.

Jared cały swój dobytek spakował w dwie, ogromne walizy, jeden plecak ze stelażem, i był gotów. Na lotnisko odwiózł go Jeff, jego własnym, małym volvo, które Padalecki przekazał mu w dzierżawę. Jensen już na nich czekał, wypucowany, wyprasowany i gotowy do podjęcia nowych wyzwań.

Pożegnali się z Jeffem krótko. Jared z melancholią zerkał na swój samochodzik, gdy Jensen prowadził go silną ręką w kierunku odpraw celnych.

"Tylko mi tutaj się nie popłacz za starym gratem." fuknął Ackles, z energią ciągnąc wielką walizę na kółeczkach. "I siadam przy oknie. Lubię oglądać start."

W Vancouver było zimno. To była pierwsza impresja Jareda odnośnie nowego miejsca wykonywania zawodu. Ciemno i zimno. Zimniej niż mu mówili. Oczywiście przybył do krainy śniegu przygotowany, zapakował się w puchową kurtkę z ogromnym kapturem, grube rękawice i antypoślizgowe boty, ale nic nie przygotowało go na szczypiący mróz, wciskający się w każdą szparę ubrania. Jensen śmiał się tylko i raźnie ciągnął swoje bagaże w kierunku postoju taksówek, najwyraźniej za nic sobie mając zacinający śnieg i chłoszczący wiatr.

Do hotelu przybyli późnym popołudniem. Za oknami panował już gęsty mrok i Jared nie mógł stwierdzić, czy za oknem faktycznie jest jakieś miasto, czy wywieziono ich do zamarzniętej, opustoszałej głuszy, i zostawiono na pożarcie łosiom. Jensen nie komentował ani pogody, ani zakwaterowania, ale nie był do końca zadowolony, gdy okazało się, że dostał podwójny pokój, połączony z apartamentem Jareda.

"Raz mi zachrap, Padalec, a uduszę cię we śnie, ty mój gejowaty kochanku." Ackles westchnął ciężko i zasiadł się w fotelu, przerzucając beznadziejnie ramiona przez poręcze. "Jutro zaczynają się zdjęcia. W końcu będziesz mógł trochę popracować, leniwcu. Do tej pory tylko ja tyrałem jak koń pociągowy."

Jared pokazał Jensenowi środkowy palec i rzucił w niego pustą paczką po orzeszkach.

Rozpakowywali się dobry tydzień później, ponieważ gdy zaczęto kręcić materiał, Jensen był zajęty, a Jared był zajęty jeszcze bardziej. Na planie, który raz po raz ktoś odśnieżał, kręciło się mnóstwo pokrzykujących, gadających przez komórki ludzi, tragarzy i serwujących jedzenie kelnerów, a nad tym wszystkim unosił się przerażający duch Rolanda. Keptford przeszedł dramatyczną przemianę, ze spokojnego faceta o lisich oczkach, do sarkającego, plującego ironią, wymagającego tyrana, z tubą w dłoni i kablami od mediów mobilnych na uszach. Ludzie powiadali, że reżyser nie rozstawał się ze swoją komórką nigdy i nikt nie widział go bez owego szatańskiego wynalazku. Jared obserwował z przerażeniem graniczącym z fascynacją, jak Roland synchronizuje działania masy ludzkiej, którą z taką łatwością przetransportował z L.A. Ta machina była daleko bardziej skomplikowana, niż serial czy reklamówka, kręcona w pośpiechu i małym nakładem pieniężnym. Tutaj było wszystko, od scenarzystów i ich rekwizytów, przez kaskaderów, oświetleniowców ze swoimi własnymi, ogromnymi namiotami, robiącymi za studia, dźwiękowcy w specjalnych kabinkach, z których Jensen śmiał się, że wglądają jak przystosowane do mrozów toytoye.

Z początku Jared był nieco przytłoczony tym całym kołowrotem, ale z czasem doszedł do siebie i znalazł sobie miejsce. Jego mama zawsze powtarzała, że jej syn szybko się przystosowuje do miejsc, w których dają mu regularnie jeść, i coś w tym było. Jensen, który źle znosił wczesne pobudki o szóstej rano, kiedy świat pogrążony w nocnej ciemności, ledwie majaczył za oknami, nie podzielał tego entuzjazmu.

"Trzeba mieć twoje ADHD, żeby brykać o takich nieludzkich porach." mówił Jensen, przycupnięty przy samowarze z kawą, skrzywiony i nieszczęśliwy. Jared śmiał się tylko i w zabawie zaciągał mu kaptur na głowę.

"Nie narzekaj. Chcesz, to znajdziemy sobie jakieś mieszkanko, wynajmiemy, i będziesz miał swoją własną kuchnię ze swoją własną maszynką do kawy. Co ty na to?"

Ekipa podśmiewała się pod nosami, makijażystki piszczały i cichcem robiły im zdjęcia komórkami, a Roland, w przypływie dobroci, oznajmiał, że da Acklesowi dzień wolny, żeby się nim jego czuły chłopak mógł zająć. Karawana jechała dalej, i tylko Jensen wciąż tężał i sztywniał, ilekroć Jared podczas przerwy w kręceniu objął go ramieniem przez plecy.

Granie w filmie nie było dużo trudniejsze, niż granie geja. Jareda i Jensena otaczała zewsząd życzliwość, przyjazne zamiary oraz kobiety, które głośno wyrażały swoją aprobatę, a po cichu wymieniały się zdjęciami Acklesa. Było miło, nikt nie wymagał od Jareda niczego więcej niż paru uścisków z Jenem i wspólnych lunchów. Kwatery i tak mieli wspólne, więc ludzie z góry przyjęli, że ich ulubiona gejowska para migdali się spokojnie w hotelu, aby podczas pracy utrzymać pełny profesjonalizm. Nikt nie wyprowadzał ich z błędu.

Jared lubił pracować. Granie było wspaniałe, i chociaż po całym dniu był zmęczony jak pies, wciąż miał chęć na więcej. Fantastycznie było robić to, co się kocha i dostawać za to pieniądze, nawet, jeżeli trzeba było czasami wstawać skoro świt i spędzać na planie całe noce. Nie raz Jared musiał spać w małej, przytulnej kanciapie na kółkach, ponieważ było późno a on był tak zmęczony, że nie miał siły zadzwonić po taksówkę.

Gdzie moja złotodajna gąska? Gdzie jesteś, Padalec? pytał wtedy smsem Jensen.

W przyczepce. Śpię.

Gdy odpowiadał Jensenowi, zawsze się uśmiechał, ponieważ zawsze miał przed oczami także uśmiechniętą, zmęczoną gębę przyjaciela, jego kurze łapki przy oczach, jego posmarowane grubo maścią ochronną usta.

Szczęśliwy? pytał wtedy smsem Jensen, a Jared odpowiadał tak jak zawsze

Bardzo szczęśliwy. Jutro rano będę miał dla ciebie przygotowaną gorącą kawkę. Taki szczęśliwy.

Kawa była dla Jensena z rana conditio sine qua non. Trzeba mu jej było dostarczyć i to szybko, oczekiwanie w kolejce przy samowarach nie wchodziło w grę. Ackles, jeżeli chciał, był o wiele bardziej przerażający niż Roland. Zwłaszcza, jeżeli pozbawiono go jego porannej dawki kofeiny Jensen faktycznie pracował w nieco innych godzinach niż aktorzy, ale tak jak obiecał Keptford, pozwolono mu prowadzić drugi unit kamer. Cenne doświadczenie, wspaniale nakręcony materiał, Ackles chodził nakręcony jak króliczek i tylko łykał kolejne kubki kawy. Trochę schudł, zauważył z niepokojem Jared, i zaczął do porannej kawki Jensena dokładać także niezbywalną, wysokotłustą, maślaną bułę.

"Ja, w przeciwieństwie do ciebie Padalec, nie zażeram się czekoladą, jak jestem zestresowany. Dlatego wciąż mieszczę się w jeansy sprzed czterech lat." mawiał Ackles, i zaprzeczając swoim słowom, wgryzał się z wilczym apetytem w bułkę. "Hm. Hm. Dobre to."

Jared wzruszał ramionami i naciągał kaptur polarowej bluzy głębiej na uszy.

"Chyba jednak powinniśmy wynająć tutaj mieszkanie. Trzy miesiące to długo, a ja mam już dość tego bezdusznego hotelu."

Tutaj z kolei Jensen wzruszył ramionami, a potem wystosował odpowiednią petycję, porozmawiał z kim trzeba, i trzy dni później mogli się już przenieść do nowego, pięciopokojowego apartamentu z kuchnią, i ogromną, królewską łazienką. Wszystko z budżetu filmowego. Jared szeroko otwartymi oczyma patrzył, jak Jensen wtacza na piętro ich bagaże, jak otwiera okna, żeby przewietrzyć, jak włącza ogrzewanie i nastawia wodę na herbatę.

"Zaczynam się ciebie bać, Ackles."

"Dopiero teraz, Padalcu?"

I tak po dwóch tygodniach w hotelu Padalecki zakupił na spółkę z Acklesem pierwszy, własny, "dorosły" apartament.

Mieszkanie z Jensenem było przyjemne i mało uciążliwe. Obaj wstawali o podobnych porach, obaj jedli na śniadanie płatki z mlekiem, żeby potem dożywić się stołówkowym jedzeniem na planie, obaj lubili nocą oglądać Stargate, gdy dopadła ich bezsenność. Mieszkanie było o wiele bardziej przytulne i lepiej umeblowane niż hotel, i Jared ani się obejrzał, jak zaczął się w nim zagnieżdżać. Zaczęło się od nowej półki na przybory do golenia w łazience, a skończyło się na wyciskarce do soku i maszynce do kawy w kuchni. Jensen uśmiechał się i nie mówił nic.

Jared, pierwsze co zrobił, gdy przeprowadzili się do nowego mieszkania, to zadzwonił do mamy. Nie kontaktował się z rodziną przez ostatnie dni, nie chcąc nic zapeszyć, ale teraz wszystko było już bardziej niż pewne. Mama ucieszyła się z telefonu od syna i obiecała, że przyjedzie za tydzień i przywiezie mu psiaki.

Jensen nie zareagował, gdy Jared ogłosił mu, że jego rodzicielka wpadnie na wizytę kontrolną. Tylko wzruszył ramionami i wrócił do mozolnego instalowania maszynki do kawy, która, jakkolwiek nowoczesna i lśniąca, była cholernie ciężka do podłączenia.

"Za to umie robić pięć rodzajów kawy." Jared poruszył sugestywnie brwiami, a Jensen fuknął i uderzył wściekle nieszczęsne urządzenie kantem dłoni.

Mama nie przyjechała po tygodniu, ale po dwóch tygodniach, a przyczyna opóźnienia ujawniła się, gdy tylko pani Padalecki weszła do salonu i otworzyła swoje torby podróżne. Psy tańczyły dookoła Jareda, oszalałe z radości, depcząc i tratując paczki, paczuszki, wiązadełka, i nijak nie dając się uspokoić.

Ilość jedzenia, którą mama przywiozła, starczyłaby spokojnie, żeby wyżywić połowę Vancouver. To jednak nie było niczym niezwykłym, ponieważ Sherri Padalecki zawsze, gdy nadciągała odwiedzić swoje dziecko, targała ze sobą tony przetworów domowych, słoików z gulaszami, bigosami i pierogami. Najciekawsze nie było jednak ani jedzenie, ani jego porażająca ilość. Jared patrzył zmieszany, jak jego rodzicielka rozpakowuje paczki kalesonów, bawełnianych majtek i grubych, flanelowych koszul.

"Nie trzeba było, mama!"

"Ależ trzeba! Tu istna Syberia jest, kochanie! Nie możesz się przeziębić, zwłaszcza teraz, jak dostałeś taką dużą rolę!"

Jensen głaskał psy, podśmiewał się z Jareda i dobrodusznie kpił ze szczerej, flanelowej rodziny Padaleckich. W każdym razie, dopóki nie okazało się, że część kalesonów i ciepłych gatek przeznaczona jest dla niego. Ackles nie był w stanie powiedzieć "nie" mamie, tak jak większość osobników męskich, gdy miała z nią do czynienia, więc tylko podziękował z kwaśną, boleściwą miną.

"Awwww, Jen." śmiał się Jared, napychając usta gulaszem. "Przecież tobie tak ładnie w starej, dobrej, kraciastej flaneli."

Jensen zrobił zabawną minę, po czym stanął w pozie pracownika fizycznego, ocierającego pot z czoła rąbkiem wielce stylowej, wielce amerykańskiej koszuli. Wyglądał jak zadowolony, szczęśliwy, nieco zbyt spojony kofeiną, apetyczny mężczyzna. Jared wolał się nie zastanawiać, dlaczego akurat przymiotnik "apetyczny" tak bardzo pasował do obżartego domowym jadłem, zarumienionego Acklesa. Mama nic nie mówiła, tylko kiwała głową i dokrawała więcej szarlotki.

Jensen, przy spotkaniu pani Padalecki, zmienił się ze zgryźliwego, humorzastego pracoholika, w dobrze wychowanego, grzecznego gentlemana i kurcze, jego twarz była do tej roli idealna. Mama poleciła Acklesowi, żeby pilnował jej pociechy, i jakkolwiek była nieco zdziwiona, że Jared zakupił dom do spółki z kolegą z pracy, ogólnie była bardzo przychylna temu układowi.

"Nie znosi mieszkać sam. Nigdy nie znosił." mówiła mama z rozczuleniem i głaskała zawstydzonego Jareda po czerwonym jak burak policzku. "Nawet jak poszedł na studia i wyjechał, musiał wziąć pokój dwuosobowy i mieć współlokatora, inaczej nie dawał rady. Nie mógł spać i zarastał górami brudnych skarpet."

"W L.A Jay mieszkał sam." wtrącił Jensen poważnie, ale oczy mu się śmiały. "Radził sobie jakoś, ale chyba faktycznie jest mu lepiej z współlokatorem, wierzącym w magiczną moc kosza na brudy."

Jared przewrócił oczyma i rzucił w Acklesa bawełnianymi gaciami.

Nie myślał, że aż tak stęsknił się za swoimi zwierzakami, a jednak. Nie mógł się od nich odlepić, wciąż je głaskał i dokarmiał ukradkiem niezdrowymi dla czworonogów kąskami. Psy wariowały ze szczęścia, ryły tunele w śniegu na tyłach domu i z miejsca inkorporowały Jensena w swoją przestrzeń osobistą.

"Jako kolejnego członka klanu Padaleckich." wyzłośliwiał się Jared, a Jensen rzucał w niego śnieżnymi kulkami, za którymi, szczekając szaleńczo, biegał Harley. Jared śmiał się widząc przemiany wewnętrzne Jensena. Ackles najpierw odnosił się do psów z rezerwą, potem trochę żywiej reagował na ich zabawowe zaczepki, aby na koniec bawić się z nimi na całego, rzucać piłeczki i drapać za uszami.

Jeżeli mama coś tam doczytała o gejowskim związku jej syna, nie podnosiła tematu. Może była zbyt zachwycona pierwszym, własnym domem Jareda, a może nie chciała mu psuć humoru, teraz, gdy właśnie zaczął realizować swoje marzenia. Jared odkrył, że nie wie, co miałby powiedzieć, gdyby okazało się, że jego rodzina uwierzyła plotkom na temat jego orientacji seksualnej. To byłoby bardzo krępujące i całe kłamstwo wydałoby się jak nic. Jared już widział zawiedzone twarze swojej familii, już słyszał wyrzuty, szepty.

Mama wyjechała po dwóch dniach, żegnając się wylewnie zarówno z Jaredem, jak i Jensenem. Ackles posyłał Padaleckiemu dziwne, nieczytelne spojrzenia, gdy wsiadł z rodzicielką do taksówki. Także nic nie powiedział. Jared był wdzięczny.

///////////

Prawdziwy kołowrót zaczął się miesiąc później, bieg, żeby zdążyć ze wszystkim na czas, dogrywanie brakujących scen, modyfikowanie scenariusza, powtarzanie po kilka razy tych samych zdjęć, ponieważ ktoś nie mógł się dobudzić w te zimne, polarne, kanadyjskie noce. Jensen jadł już dwie bułki maślane do swojej porannej kawki, a mimo to chudł w oczach, cały zalatany, napięty i wiecznie w pośpiechu. Dobrze, że ekipa filmowa okazała się równymi ludźmi, i co jakiś czas strajkowała i głośno domagała się od Rolanda dnia wolnego.

"W końcu, nie wszyscy jesteśmy tutaj emerytami." wtrącał niewinnie Jared, spoglądając znacząco na Jensena i powodując falę śmiechu przeponowego pośród makijażystek i aktorów, którzy właśnie miały wziąć udział w scenach.

Ackles trzepnął go ciężkim, twardym rulonem papierów w kark i ukradł mu przez ramię resztę czekolady mlecznej. Jared zaprotestował miaukliwie, co zmotywowało ludzi do jeszcze głośniejszego śmiechu.

Dni wolne sprowadzały się do tego, że spali do późnych godzin popołudniowych, a potem szli na imprezę z ludźmi z ekipy, z którymi zdążyli się już bliżej poznać i zakolegować. Jared miał w swoim otoczeniu więcej aktorów, uroczych makijażystek, specjalistek od kostiumów, a Jensen znał więcej montażystów, kamerzystów i oświetleniowców. Obie grupy uzupełniały się wspaniale, i obie dopingowały Jareda i Jensena w ich małym, gejowskim romansie. Czasami dziennikarze z Vancouver podchodzili do nich i zadawali pytania, a oni na nie odpowiadali, ze stuwatowymi uśmiechami i wystającym im zza kołnierzy sekretem, którego nie mogli wyjawić.

Pewnego wieczoru Jared przyszedł do domu tak skonany, że ledwie się trzymał na nogach. Jensen wrócił trzy godziny wcześniej od niego, wspominając coś o zmianach w scenariuszu i mozolnie idących pracach na stole monterskim. Jared zdjął w przedpokoju kurtkę, rzucił byle jak czapkę i szalik, bo czym ruszył w kierunku kuchni.

Zanim zdążył położyć dłoń na klamce, Jensen wyskoczył jak diabeł z pudełka i wyciągnął w jego kierunku oskarżycielskiego palca.

"Ty! Buty zdejmuj! Nie będziesz mi zaświniał dopiero co umytego linoleum!"

Jared oparł się o ścianę, zwiesił beznadziejnie głowę, po czym skopał sobie z nóg boty. Powolnymi krokami dotoczył się do kuchni, czując na sobie palący wzrok Jensena.

"Co jest?"

"Nic."

Jared usiadł ciężko przy stole i oparł głowę na rękach. To był długi, męczący dzień. Robert miał kilka kluczowych scen, dojmujących, wymagających wczucia się w sytuację kogoś doprowadzonego do krańca wytrzymałości. Jared wciąż nie mógł się po tych sekwencjach uspokoić. Coś się działo z jego oddechem, z jego brzuchem i płucami. Słowa Roberta wyskakiwały mu w umyśle znienacka, jak komentarze do rzeczywistości, kąśliwe, cyniczne, rozpaczliwe. Nie mógł się oderwać od swojej roli, chyba zaczynał odczuwać pierwszy, poważniejszy stres, związany z pracą aktora.

Jensen obserwował go z cieni, niezauważalnie lawirując pomiędzy stołem a kuchenką. Jareda wyrwał z ponurych myśli wspaniały zapach zupy gaspacho, która parowała sobie radośnie z postawionego przed nim talerza. Spojrzał z zaskoczeniem na Acklesa, ale ten tylko przewrócił oczyma i wziął łyka herbatki ziołowej, którą sączył, opierając się nonszalancko o kuchenne szafki.

"Dziękuję. Nie wiem, co powiedzieć, kochanie." zaszczebiotał Jared, trzepocząc rzęsami, na co Jensen siorbnął głośno herbaty.

"Jak nie wiesz, co powiedzieć, to powiedz, czemu nie możesz się uspokoić po dzisiejszych zdjęciach."

Przez długą chwilę w kuchni panowała dzwoniąca, szarpiąca nerwy cisza. Jensen spokojnie popijał herbatę a Jared zawzięcie ładował sobie w usta łyżki pełne gaspacho i zagryzał chlebem czosnkowym. Gdy skończył, przełknął i wytarł usta rękawem, spojrzał wyzywająco na Acklesa.

"Muszę cię pocałować, Jen."

Jensen puścił herbatę nosem i zaczął prychać i krztusić się, nieomal upuszczając kubek. Jared wstał szybko, przechwycił naczynie, i poklepał Acklesa po plecach, nakazując mu podnieść ręce do góry. Jensen kichał, kaszlał i charczał, ale w końcu ręce podniósł, a po paru minutach zaczął nawet normalnie oddychać.

"Już dobrze?"

Jensen spojrzał na Jareda złym zezem, a Padalecki, ceniąc sobie swoją skórę, natychmiast cofnął dłonie. Ackles wręcz parował gniewem, dezaprobatą i destrukcyjną chęcią wysadzania murowanych fundamentów. Lepiej było nie drażnić już i tak wściekłych lwów.

"Możesz powtórzyć. Bo zdawało mi się, że bredzisz coś o całowaniu mnie." wypluł z siebie Ackles, robiąc głęboki wdech nosem i wypuszczając powietrze ustami. "Ale na pewno się przesłyszałem, bo nie jestem gejem i ty też nie jesteś gejem, chociaż rozumiem, że mogło ci się ostatnio nieco w główce namieszać."

Jared wyciągnął do Jensena ręce, ale znowu cofnął się jak niepyszny, widząc minę przyjaciela. Chyba już gorzej być nie mogło, więc lepiej wytoczać działa póki czas.

"Potrzebuję poćwiczyć całowanie z facetem, Jen. Za dwa dni mamy tą sekwencję z Rolandem i nie wiem, jak dam sobie radę."

Mówił szybko i pewnie, a jednak Jensen zrozumiał go od razu i od razu przyjął postawę krytykującą, odrzucającą i gniewną. W jego napiętych ramionach, skrzywionych ustach i porażająco zielonych oczach nie można było dopatrzyć nawet krztyny poparcia. Jared nie mógł go o to winić, Ackles stawiał sprawę jasno od samego początku. Nie był gejem, nie chciał się w nic mieszać, a już broń boże czegoś próbować.

"Nie." odpowiedział kamiennym głosem Jensen, prostując się i poprawiając sobie zrolowany na piersi sweter. "Nie ma mowy."

Jared poczuł, jak wzbiera w nim desperacja i zaraz, rozregulowany, zmęczony i rozchwiany, zacznie ryczeć.

"Jensen Ross Ackles! Musisz mi pomóc! Ten jeden, jedyny raz!!!"

Jared miał świadomość, że Jensen pomagał mu więcej niż raz, ale nie o szczegóły tutaj chodziło. Ackles, słysząc błagalne, zdesperowane tony, w które uderzał Padalecki, tylko żachnął się jadowicie.

"Tylko czemu mam tobie pomagać, Jay? Sam się w to wpakowałeś. Twierdziłeś, że dasz sobie radę."

"Ale się przeliczyłem! Proszę, proszę, prooooszęęęę!" Jared zaczął się teatralnie czepiać rękawów swetra Jensena, rozciągając je nieelegancko. "Zrób to dla mnie. Tylko jeden, mały pocałunek!"

"To nie jest dobry pomysł. To naprawdę nie jest dobry pomysł." pokręcił głową Ackles, ale Jared już wyczuł pęknięcie w jego obronie, i postanowił zaatakować od strony ambicji i pracy.

"To tylko pocałunek! Jensen, nie dramatyzuj! Przecież też jesteś aktorem."

Ackles ściągnął usta w surową, wściekłą kreskę.

"Nie bierz mnie tutaj pod włos, Padalec. I nie znaczy nie, powiedziałem." Jensen wyprostował się i przeciągnął się, aż chrupnęły kości. "Słuchaj, rozumiem, że jesteś zmęczony, sfrustrowany i tak dalej. Ale tym razem cię nie uratuję. Mogę co najwyżej iść z tobą do klubu. Chcesz się podchmielić, żeby było lepiej?"

Jared spiekł raka, pod ciężkim, niewesołym spojrzeniem trawiastych ślepiów Acklesa. Skinął głową, nie mogąc znaleźć w sobie energii do skonstruowania koherentnego zdania. Jensen zaśmiał się sztywno, po czym umknął do przedpokoju i zaczął się ubierać. Jared podążył za nim, powłócząc nogami.

Wyszli razem, ramię w ramię, prosto w samo serce lodowatej, wietrznej śnieżycy. Taksówka już na nich czekała.

//////////////////

W klubie było duszno, parno i śmierdziało rozlanym piwem. Znaleźli wolny stolik w ustronnym miejscu, w kącie obok okien, i od razu zaczęli pić. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, zagryzając ogórkami i ananasami. Gadali o niczym, o szczepieniach ochronnych Sadie, o złamanym pazurze Harley`a, o nowym koncepcie estetycznym w dwóch finałowych scenach, który niedawno objawił Roland.

Po piątym piwie Jensen ogłosił wyrok, na który Jared czekał.

"Dobra. Jeden pocałunek. I oczekuj srogiej zemsty. Zrobimy to w domu i nakręcimy kamerą."

Uśmiech Jareda zastygł mu na twarzy. Sroga zemsta miała być sfilmowana?

"Nakręcimy? Po co?"

Jensen spojrzał na niego wzrokiem płatnego zabójcy na dwie sekundy przed wykonaniem zlecenia.

"Jak mamy nad tym popracować, to zrobimy to porządnie." uciął krótko a jego twarz stała się przepełnioną dezaprobatą maską profesjonalisty. "Nakręcimy materiał, obejrzysz sobie, co jak wygląda, będziesz wiedział, jak poprawić błędy. A potem nigdy więcej nie poruszymy tego tematu."

"Dziękuję. Serio, Jen, jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego sobie mogłem wyśnić!"

Jared wyciągnął ramiona, żeby złapać Jensena w swój słynny, miażdżący żebra uścisk, ale Ackles niczym węgorz, wywinął mu się zgrabnie.

"Nie unoś się, Padalcu. Robię to, bo ta cała popieprzona chryja z chłopakiem i gejami, pozbawia mnie seksu już od ponad miesiąca." skomentował sucho Jensen, przybierając męczeńską minę i biorąc kolejnego łyka piwa. "Żadna panienka z działu technicznego na mnie nawet nie spojrzy, nic, tylko gej i gej. I to do tego zajęty! Zła sława, a na drugi koniec Vancouver nie chce mi się jechać tylko po to, żeby sobie ulżyć."

"Chcesz sobie pociupciać i dlatego mi pomagasz?" przetłumaczył sobie Jared, wciąż nie mogąc uwierzyć, że udało mu się namówić Acklesa. Trochę kręciło mu się w głowie, piwo i ogórki dziwnie siedziały w jego żołądku, jakoś krzywo i nie tak.

Jensen oparł twarz na ramionach i zaczął się histerycznie śmiać. Drżały mu dłonie.

"Pociupciać. Rany. Zmień słownictwo, Padalcu."

"No przepraszam, lordzie Byron." Jared upchnął w usta kawałek ogórka i schrupał go energicznie. "To kiedy to zrobimy?"

"Jutro jest sobota? No to jutro. Późnym popołudniem. Muszę się przespać i obmyślić plan zemsty, Padalecki."

Jensen podniósł głowę, złapał plasterek ogórka i wetknął go sobie do ust.

End

Autor uprasza o komentowanie i reakcje zwrotne, ponieważ wiedza, że ktoś czyta, bardzo wspomaga wena :) Zwłaszcza w te mroźne dni.

Nie na miejscu będzie miało 5 rozdziałów. Dicit *rzekłem*

by Homoviator 01/2010

nie na miejscu, nie z Tego Świata, rps, slash, jared, jensen, supernatural, fanfiction

Previous post Next post
Up