Nie na miejscu
roz 3
I RPS-ed again. Never tough I will do that, rly > >
Jared Jensen, J2
nothing explicited yet
slash, will be visible soon
hints for het smex, just to wanr you guys :P
Obudził się z bólem głowy, który uniemożliwiał mu myślenie, poruszanie się i częściowo oddychanie. Zaklął, zakaszlał, a potem z jękiem obrócił się na drugi bok, akurat, żeby zobaczyć ogromną, wąsatą, psią śnupę, unoszącą się nad pościelami. Sadie wydała z siebie zadowolone burknięcie i polizała go entuzjastycznie po twarzy. Jej ślina była gęsta i pachniała kością wołową.
"Umh.... Sooo?..."
Jared rozejrzał się po sypialni, krzywiąc się, ponieważ ruch spotęgował migrenowy, ogłupiający ból, dudniący mu w tyle głowy. Świat powinien odzwierciedlać jego złe samopoczucie, powinien być ciemny, ponury i mroczny, tymczasem wcale tak nie było. Zza zaciągniętych, grubo tkanych zasłon sączyło się jasne, miękkie, południowe słońce. Sadie zapiszczała i wetknęła nos pod poduszkę, zerkając oczekująco i dopraszając się zabawy. Wczorajsze spodnie leżały porzucone przy drzwiach, podobnie jak kalesony i poskręcany jak nieboskie stworzenie, gruby, ciepły, bezkształtny sweter. Jared jakimś cudem musiał po wczorajszych alkoholowych ekscesach wydobyć się z przyodziewków. Kiedy wczoraj wrócili? Czy Jensen zrobił mu jakieś kompromitujące zdjęcia? Czy nadal się gniewa? Która w ogóle jest godzina?
Pośród zmiętej, pobrudzonej butami pościeli, leżał zegarek. Czerwona, elektroniczna godzina czternasta mrugała obsesyjnie, powodując w głowie Jareda bolesny, miarowy stukot.
"Wooodyyy..." wycharczał, po czym zacisnął powieki i przyłożył dłonie do twarzy. Jego gęba wydawała się opuchnięta i tkliwa, a z brzucha odezwał się nagle niebezpieczny, podstępny, gulgoczący odgłos. Jeszcze tego brakowało, żeby Jared zwymiotował w swoim własnym łóżku. Niemal fizycznie czuł na sobie niespokojny wzrok Sadie i Harley`a. Dwie pary ufnych, brązowych ślepiów obserwowały go czujnie. No pięknie, on tutaj umierał, a jego zwierzyna nie przejmowała się niczym, tylko chciała wyjść na spacer.
Powolnymi ruchami starego, połamanego reumatyzmem człowieka, zwlókł się z łóżka i dotarł do łazienki. Prysznic nie wchodził w grę, Jared czuł, że upadnie i już nie wstanie, więc tylko ochlapał twarz w umywalce. Gdy Jared spojrzał w lustro zobaczył bladą, wyczerpaną gębę z dwudniowym zarostem, podkrążonymi oczyma i spękanymi, podrażnionymi ustami. Kurcze, chyba rozwinął uczulenie na imbir.
Byle jak przylizał włosy mokrym grzebieniem, umył zęby, po czym ubrał się w grube, polarowe spodnie do biegania. Psy już się wystarczająco wycierpiały, czekając na swojego pana, równie dobrze mógł sobie i im zrobić przyjemność, i wziąć je na długi, daleki spacer. Miał kilka rzeczy do przemyślenia, a myślenie zawsze mu lepiej szło podczas ruchu.
Zaśnieżona ulica była tak przeraźliwie biała, że Jareda kuły od niej oczy. Szedł jak nakręcona, mechaniczna zabawka, brnąc mozolnie przez zaspy, stawiając bezwolnie krok za krokiem. Skręcił do pobliskiego parku, spuścił psy ze smyczy i usiadł na ławce. Pustka i biel orzeźwiły go trochę, rozjaśniły umysł. Wciąż nie mógł uwierzyć, że zdobył się na odwagę i poprosił Acklesa o pomoc. Skaranie boskie z tym całowaniem, graniem w gejowskiej produkcji, z wyeksplikowanymi scenami seksu w kluczowych sekwencjach filmu.
Jared dobre pół godziny siedział na ławce i obserwował buszujące w śniegu psy. A potem odezwała się mu komórka. Sms od Acklesa.
Wracaj Padalec. Późne śniadanie. Mamy do przećwiczenia scenę.
No tak, przecież sam siebie przecież nie pocałujesz Ackles.
Człowieku małej wiary! Jestem lepszym aktorem od ciebie! Wracaj, Jay, mamy do pogadania.
Jared uśmiechnął się sam do siebie i schował komórkę w kieszeń obszernej, puchatej kurtki. Wstał, otrzepał się ze śniegu i przeciągnął się, aż mu w plecach strzeliło. Może jednak nie będzie to dzień zagłady, tak jak się zapowiadało.
Gdy wszedł do domu, Ackles dopadł go niemal natychmiast, nie czekając nawet, aż jego wspołlokator zdejmie czapkę.
"Czemu dopiero teraz przyszło ci do głowy, że nie dasz rady pocałować faceta jako Robert?"
Jared poczuł, jak robi się czerwony na twarzy, i nie miało to nic wspólnego z kacem gigantem, po wypiciu zbyt dużych ilości piwa imbirowego. Jensen patrzył na niego, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Stali w przedpokoju, w swoim własnym, wspólnym domu, psy obwąchiwały im nogawki, a ze strony kuchni napływały zapachy gotowanego jedzenia. Jared miał chęć roześmiać się, zbyć całą sytuację, opowiadając głupi kawał o indyku, po czym umknąć do sypialni i zabarykadować się w niej na następny tydzień. Co byłoby głupie, ponieważ Roland jak nic przyszedłby z dwoma, postawnymi operatorami i siłą wywlókł swojego wiodącego aktora z pieleszy. To była jedna z pierwszych rzeczy, których Jared nauczył się w L.A. Nie igra się z kontraktem.
Jared odchrząknął, popatrzył na sufit, pogłaskał psy, zdjął boty, kopnął je w kąt, po czym postanowił skonfrontować się z neutralnym, niebezpiecznym spojrzeniem Jensena. Trawiaste ślepia sondowały go, nieruchome i oczekujące. Jared przełknął głośno.
"Kiedyś w liceum miałem taki epizod. Z chłopakami. Czy raczej z chłopakiem." zaczął powoli, a potem postanowił, że chrzanić delikatność i logikę, musi to z siebie wyrzucić, bo inaczej stanie się coś naprawdę złego. "Jestem pewien, że Roland rozpozna, że kłamię, że to dla mnie coś dziwnego. Nie jestem przyzwyczajony, żeby być tak blisko osobnika tej samej płci. Roland się zorientuje, w końcu to on będzie się tam ze mną całować. A do tego kamery, stres, już wczoraj ledwie dałem radę. Dzieje mi się coś z oddychaniem, jak mam trzy dni z rzędu sekwencje dramatyczne. Po twoim gaspacho było mi trochę lepiej, Jen... Ale kurcze, muszę pocałować Keptforda! I nie mogę się zbłaźnić, bo cała rzecz wyjdzie na jaw! I już nikt nigdy nie zatrudni mnie do żadnej roli w filmie!"
"W filmie gejowskim." dopowiedział twardo Jensen, ale Jared zabrnął już za daleko, żeby dać się teraz zatrzymać.
"Tak, w filmie gejowskim. W jakimkolwiek filmie, Jen! Jak na początku dam plamę, jak się rozejdzie echem po prasie, po necie, to będzie koniec. Nie potakuję, ani nie zaprzeczam plotkom o filmie Rolanda, to jest ok, mogę grać na dwa fronty, ale jak okaże się, że kłamię... że jestem tylko kolejnym, małym, nic nie znaczącym, początkującym beztalenciem, które łapie się wszystkiego, żeby tylko dostać rolę... Gdybym był sławny, taka plotka byłaby dla mnie darmową reklamą, ale nie jestem, i to będzie mój koniec!"
Zamilkł, czując, że znowu ściska go coś w piersi. Oddychać, oddychać. Psy kręciły się nerwowo przy jego kolanach, dotykając mu nosami dłoni, liżąc po nadgarstkach. Jensen wciąż stał przy drzwiach do swojego pokoju, utrzymując spory dystans, jednocześnie wyglądając na zaniepokojonego i gotowego w razie czego skoczyć na ratunek.
" Chyba nie dostaniesz mi tutaj wylewu?" zapytał niskim, poważnym głosem Ackles, na co Jared zaśmiał się ochryple i wsparł się dłońmi o uda. Sadie liznęła go z rozmachem po policzku, a Harley powąchał go czule po skroni, zaśliniając mu trochę włosy.
"Nie. Jeszcze nie. Ale pomożesz mi, tak?"
Jensen westchnął, przewrócił oczami a potem machnął na Jareda, zapraszając go do kuchni.
"Pewnie. A teraz trzeba napić się kawy. I coś zjeść. Zrobiłem jajecznicę, łapiesz się?"
I tak Jared został nakarmiony jajecznicą z żółtym serem, chrupkim chlebem ryżowym i tostami z dżemem. Kawy odmówił. Czuł, że jak wchłonie do wycieńczonego kacem organizmu jakąkolwiek dawkę kofeiny, padnie trupem. Z jednej strony rozwiązałoby to problem feralnego pocałunku z Rolandem, a z drugiej strony Jared wolałby dożyć końca kręcenia materiału i obejrzeć swoją pierwszą poważną rolę na dużym ekranie. Jensen zignorował z gracją biadania Jareda na temat kaca, zakazu picia kawy i zbawiennej mocy kefirów.
"Nie zapodawaj mi tutaj gadki o zdrowym odżywianiu, Jay. Nie mam na to głowy."
Jared zamilkł posłusznie, biorąc dużego łyka kefiru i czując się nieco lepiej. Ackles nie wystawił go do wiatru, Ackles nie zostawił go, tak jak mógł, na żer prasy, Ackles utyskiwał, był złośliwy i skwaszony, ale mimo wszystko zgodził się pomóc. Jared nie mógł oderwać od niego wzroku. Jensen, jeżeli mu to przeszkadzało, nic nie dał po sobie poznać.
Maszynka do kawy ciurkała sennie, napełniając właśnie trzeci kubek aromatycznym, czarnym jak smoła płynem. Psy, klekocząc pazurami po parkiecie, ułożyły się pod stołem. Jensen, oparty nonszalancko o blat kuchenny, patrzył za okno, prosto w pokryty białym puchem ogród.
"Dzięki Jen." wymamrotał Jared, nagle odkrywając, że musi coś powiedzieć. Ackles, jak zwykle był innego zdania.
"Oj zamknij się, Padalcu. Jedz. Dla mnie jeszcze jedna kawka, a ty bierzesz prysznic, bo człowieku, śmierdzisz. Potem robimy próbę generalną."
Sadie szczeknęła głośno a Harley zabębnił ogonem w podłogę.
Jared wykąpany, wypachniony i przebrany w nowe jeansy i bawełnianą bluzę, zszedł do salonu i nieomal potknął się o ostatni schodek. Jensen urządził pomiędzy kanapą a telewizorem małe studio nagrań. Ustawił dwie kamery, ponaznaczał kubkami po kawie ich pojemność kadrową, zmierzył intensywność światła, włączył wszystkie lampy i zastąpił je trzema, niewielkimi reflektorami punktowymi. Jared usiadł bokiem na oparciu kanapy i popatrzył na Jensena jak na osobę niebezpieczną i nieobliczalną. Ackles może i wyraził zgodę na rolę kukły do całowania, ale nie wiadomo było, czy nie odbije się to na jego pracy, czy nie uknuje jakiegoś skomplikowanego planu zemsty, może zacznie współpracować z Talibami...
"Nic ci nie zrobię, Jared. Za kogo mnie masz." powiedział Jensen i wcisnął kilka magicznych guzików na kontrolce kamery. "Chodź tutaj i postaraj się nie zjeść mi twarzy. Wolałbym uniknąć trwałych blizn."
Jared przełknął głośno, gdy Jensen podszedł do niego, wchodząc dokładnie w światło obiektywu kamery. Zdeterminowany, zły, wkurzony Ackles był nietypowo wstrząsającym i zaskakująco podniecającym widokiem. Jared czuł, że wybałuszył oczy, gdy Jensen skrzywił się, zaklął i przysunął bliżej. Jeszcze bliżej. Całkiem blisko. A potem prawie, że naturalnie, może odrobinę zbyt agresywnie, Jared Tristan Padalecki ujął Acklesa za twarz, pochylił się i pocałował.
Całowanie mężczyzny tylko technicznie było podobne do całowania kobiety. Tam, gdzie kobieta była miękka, delikatna i słodkawa, mężczyzna był twardy, kłujący i gorzki. A może to tylko kawa, którą w takich ilościach spożywał Ackles. Jared postarał się wejść w rolę, postarał się oddać całą frustrację Roberta, jego desperację, jego potrzebę zatrzymania przy sobie kochanka. Spróbował pogłębić pocałunek, odkrywając, że oddycha coraz szybciej, że ma coraz mniej tlenu i kurcze, dawno już tak się nie zmachał przy jednym, małym pocałunku!
Usta Jensena stały się nieco bardziej miękkie i otworzyły się w dobrym momencie, w sam raz, żeby Jared mógł zaryzykować wprowadzenie do akcji języka. A potem Jensen psyknął, charknął i odsunął się ze zniesmaczoną miną.
"Mh?" mruknął pytająco Jared, zaskakując sam siebie brzmieniem swojego głosu. Jakby coś utknęło mu w gardle i nagle nie mógł mówić zwyczajnie, tylko o dobre dwa tony niżej.
Jensen skrzywił usta i zasłonił je dłonią, pocierając mocno.
"Nie wczuwaj się tak, ok? I nie gryź, cholera jasna psia krew, bo jak ja cię ugryzę, to jeszcze długo z Rolandem tej sekwencji nie zagrasz."
"Ugryzłem cię?" nie zrozumiał Jared, czując się jak ostatni idiota. Jensen nie odpowiedział, tylko odwrócił się i wyłączył obie kamery pilotem.
"Jak całujesz w ten sposób to nic dziwnego, że żadna panna cię na dłużej nie chce." zdiagnozował, po czym usiadł obok Jareda na kanapie i przesunął dłonią po włosach. "Słuchaj. Masz pocałować Rolanda, a nie zjeść mu twarz. Jak się tak desperacko rzucisz na Keptforda, to zdzieli cię on centralnie przez łeb. To takie dyletanckie. I na pewno widać to na filmie."
Faktycznie. Jared i Jensen pochylili się nad oknem poglądowym kamery nr 1, po czym obejrzeli całe półtorej minuty najgorszego w dziejach kinematografii pocałunku. Z jakiś przyczyn Jared wyglądał, jak ktoś, kto rusza głową, natomiast językiem ani trochę, a jego partner ledwie toleruje te ekscesy, czekając tylko, aż się rzecz skończy.
"Rzucasz się za bardzo. Po tym można poznać, że się stresujesz i to dla ciebie dziwna sytuacja. Postaraj się uspokoić, rozluźnić i nie wychodzić ze świateł. Jak tak robisz głową, zasłaniasz światło swojego partnera i prawie mu twarzy nie widać. No i nie gryź, ok? Lubię swoje usta, nie mam chęci ich stracić w walce."
Jared kiwał głową, starając się zapamiętać wskazówki Jensena i opanować oddech. Głupio musiał wyglądać, taki zziajany i poruszony, tutaj trzeba było szybko wziąć się w garść, zanim Ackles całkiem straci cierpliwość. Jared zrobił kilka głębszych oddechów, policzył do dziesięciu, napił się piwa. Rzeczywiście, Ackles potrafił okiem fachowca ocenić scenę, uwzględnić zarówno wymogi techniczne jak i wartość artystyczną. Trzeba było przyznać, to co nakręcili wyglądało fatalnie i cholera, Roland urwałby Padaleckiemu głowę za taką plamę na planie zdjęć. Ackles miał jak zwykle rację, trzeba to było przetrenować przed kamerami, i to nie raz.
Jensen dolał sobie do kawy szkockiej, wziął potężnego łyka i odetchnął głośno.
"Jedziemy z tym koksem, Jay. Jeszcze raz."
Drugi pocałunek nie był już taki agresywny, był nieśmiały, wstydliwy i nieco sztywny. Usta Jensena otworzyły się ponownie, a Jared jak zaczarowany, polizał je, posmakował, po czym wślizgnął się w głąb. Mogło mu się wydawać, ale Ackles drgnął cały, po czym mruknął przeciągle gardłowym, niskim głosem. Prosto w usta Jareda, który stwierdził, że znowu oddycha zbyt szybko, że dusi się z braku tlenu, i że jego erekcja ma bardzo niewygodnie, utknięta w nagle odrobinę za ciasnych spodniach. Jensen zamilkł, gdy Jared, powodowany jakimś nieznanym instynktem, ujął jego twarz w dłonie i przyciągnął bliżej.
"Ok... ok... starczy." Jensen odsunął się, otarł usta dłonią, po czym na oślep wyciągnął ramiona po kamerę. "Spójrzmy na materiał."
Drugi pocałunek był bardziej estetyczny od poprzedniego, ale wciąż nacechowany był niepewnością, a chęć ucieczki aż promieniowała od obu uczestników. Jensen odstawił kamerę na miejsce, włączył i usiadł na powrót na kanapie.
"Światło tym razem było dobre, kadrowanie też. Musisz uważać na twarz, żebyś i ty był odpowiednio doświetlony..."
Jared nie czekał na trzeci sygnał, tylko złapał Jensena i pocałował. Potem, gdy o tym myślał, nie mógł znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego to zrobił i dlaczego akurat tak. Impuls, nieodparty i nagły, wprawił Padaleckiego w ruch i zanim zdążył się zastanowić, już trzymał twarz Acklesa w dłoniach i zmuszał go do ułożenia głowy tak, żeby było wygodniej pocałować. Jensen zesztywniał najpierw, gotów się kłócić i oponować, a potem... potem poddał się, otworzył usta i wpuścił do nich ciekawski, żądny kolejnych smaków język Jareda. To było jakby jakiś prąd przebiegł pomiędzy nimi, jakby ktoś włączył w pokoju obok przejmującą muzykę, tak piękną, że aż chciało się być bliżej niej.
Jared słyszał tylko narastający mu w uszach rytm własnego pulsu, nie miał pojęcia, jak jego ręce znalazły się pod koszulą Jensena, głaszcząc go po plecach i okolicach. Dłoń pod paskiem jeansów, dotyk miękkich, delikatnych bokserek i ciepłej skóry. Jared westchnął odrobinę za głośno. A potem Ackles przerwał pocałunek i spojrzał na Jareda z bliska, zaczerwienione, wilgotne usta, pociemniałe oczy o rozszerzonych niemożliwie źrenicach i przyspieszony oddech. Padalecki jeszcze nigdy nie widział kogoś tak apetycznego.
"No co?..." wymamrotał, wpierając nos w czoło Jensena. "Nie powiedziałeś, żeby przestać..."
Odnalazł ponownie usta Acklesa, całkiem naturalnie, całkiem, jakby robił to całe życie. Nie zastanawiał się nad tym, co to może znaczyć, czy to robiło z niego geja, czy to zmieniało jego orientację. Jedyne, co się liczyło to fakt, że dawno mu się tak wspaniale z nikim nie całowało i chciał jeszcze. A Jensen mu na to pozwalał, Jensen odchylał głowę w tył i oddawał pocałunki, a jego język był pysznie ruchliwy, natrętny i zdolny. Tak zdolny, że powodowany atawistyczną i zawstydzającą potrzebą posiadania, Jared pchnął Acklesa na kanapę i położył się na nim całym ciężarem ciała, całkowicie wypychając ich obu z kadru.
To był moment, w którym Jensen ocknął się, doszedł do siebie i zaprotestował. Jared został odepchnięty brutalnie na drugi koniec kanapy i kopnięty boleśnie w brzuch.
"Auć."
Jensen spojrzał na niego twardymi, płaskimi oczyma wcielonej furii, po czym wyprostował pogniecioną koszulę, wstał i sprawdził kamery. Gdy odwrócił się do Jareda, jego twarz była pozbawioną wyrazu, kamienną maską profesjonalisty.
Ostatni pocałunek był najlepszy. Świetnie nagrany, świetnie zagrany, po prostu świetny. Jared oglądając go poczuł, jak jego penis zaczyna ponownie okazywać zainteresowanie tematem, i tak, owszem, to było całkiem podniecające, patrzeć na moment namiętności, która się im tak znienacka przytrafiła. Akurat przed kamerą. Jensen z zaciśniętymi szczękami przewinął całe trzecie ujęcie i wykasował dwa poprzednie.
"Przejrzyj to jeszcze parę razy na komputerze. Pomyśl, czy Robert tak by to zrobił, czy można coś jeszcze zakombinować z kadrowaniem."
"Jen?"
Zielone ślepia Acklesa spojrzały na Jareda krótko, po czym zaczęły z uporem wpatrywać się w podłogę.
"Ale z nami nadal wszystko ok?" zapytał Jared, wiedząc, że brzmi żałośnie i nic sobie z tego nie robiąc. Nie chciał przez chwilę dziwacznej namiętności stracić tak dobrego, wiernego przyjaciela jak Ackles. Jensen skinął głową i zajął się składaniem sprzętu. Wciąż odmawiał kontaktu wzrokowego.
"Tak, wszystko ok, Padalcu. Idź, przejrzyj materiał, a ja tutaj uprzątnę."
W taki oto niewybredny sposób Jensen wygnał Jareda z salonu, a Jared, czując się jak ostatni idiota, zapakował się w kurtkę i poszedł z psami na, drugi tego dnia, długi spacer.
Gdy wrócił, w domu było cicho i ciemno. Ackles wyszedł, nie zostawiając nawet kartki, gdzie i na jak długo wybywa. Jared nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek ustalali, że zostawiają wiadomość, kiedy gdzieś się wybierają, ale i tak było to ze strony Jensena dosyć szorstkie. I niegrzeczne. Dobrze, że właśnie zadzwonił Roland, z zapytaniem, czy jego Robert może dzisiaj wieczorem nagrać dodatkowe trzy sceny, które trzeba było dopisać do scenariusza. Jared zgodził się bez zastanowienia i z ulgą opuścił pusty dom, wysyłając Acklesowi smsa.
Uciekłeś, Jen. Jak to miło z twojej strony.
Jensen odpisał niemal natychmiast.
Pocałowałem, pomogłem, poszedłem się upić. Zejdź ze mnie, Padalec, wianka ci nie skradłem.
Idiota.
Pajac.
//////////////////
Jensen przyprowadził do domu panienkę dwa dni po próbach pocałunków. Jared przyszedł skonany z planu około ósmej wieczorem i zasiadł na kanapie, oglądając ze znużeniem wiadomości i pojadając ogromną, dwupiętrową kanapkę z serem i szynką. Jensen nie wrócił razem z nim, zawieruszył się gdzieś wśród montażystów i Jared odpuścił sobie szukanie go. Ackles, jeżeli nie życzył sobie, żeby zawracano mu głowę, potrafił to dać do zrozumienia w bardzo otwarty sposób, nie używając nawet słów. Jared myślał, że Jensen po prostu miał jeszcze jakąś zaległą pracę.
Godziny mijały. Wiadomości się skończyły i zaczęły się Ptaki Chitckocka. Jared skończył kanapkę i zaczął chrupać pralinki kukurydziane, zagryzając je gorzką czekoladą, a Jensena wciąż nie było. Gdzieś po Ptakach zaczęła się komedia romantyczna z rozwrzeszczaną Sandrą Bullock, a potem znowu wiadomości. Psy leżały przy kanapie i pochrapywały, od czasu do czasu poruszając łapami, tak, jakby biegały po wyśnionych polach na wyśnionym spacerze. Jared wysłał Jensenowi kilka smsów, ale na żaden z nich nie nadeszła odpowiedź.
Około północy Jared zdecydował, że nic już więcej nie obejrzy i ma dość udawania, że ogląda filmy, podczas gdy tak naprawdę czeka na Acklesa. Wstał z kanapy, wyprostował pokrycia, ponieważ Jensen zawsze się pieklił, jak się je zostawiało zgniecione, a potem drzwi frontowe otworzyły się i wtoczył się przez nie Ackles. Z przyczepioną mu do ramion i ust piersiastą brunetką, odzianą w kuse, rude futerko i krótką, czarną spódniczkę.
Psy jak na zawołanie obudziły się i ruszyły, żeby się przywitać z Jensenem i jego towarzyszką.
Ackles zachował się prawie całkiem normalnie. Zaciągając po pijanemu, przedstawił Jaredowi dziewczynę (Krissy), pogłaskał psy, cyknął komórką przed twarzą Padaleckiego, po czym ulotnił się migiem, wlekąc wyżej wspomnianą Krissy do swojej sypialni. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym, ale ostatecznym kliknięciem. Jared stał jak słup soli, przy kanapie, z pilotem w ręku i pustką w głowie.
Nad ranem po Krissy nie było śladu, jeżeli nie liczyć zapomnianego błyszczyka o zapachu melona, leżącego na półeczce nad umywalką. Jensen zszedł tak jak zawsze na swoją kawkę, około siódmej, promieniejący rozluźnieniem typowym dla osobników płci męskiej, którym przydarzył się nocą wspaniały, niezobowiązujący seks. Jared miał chęć zapytać Acklesa, od kiedy to przyprowadza sobie panienki do ich wspólnego domu, ale miał wrażenie, że będzie to brzmiało jak wyrzut zazdrosnego kochanka. A Jared Padalecki w tym właśnie momencie historycznym nie był zazdrosnym kochankiem, ponieważ nie był w ogóle niczyim kochankiem, i nie miał o kogo być zazdrosny.
"Ładna była. Krissy, znaczy się." powiedział Jared, decydując, że woli brzmieć jak zwykły kumpel, podziwiający umiejętności łowieckie przyjaciela, niż niewyżyty gejowski kochanek. "To wczoraj zabalowałeś po drugiej, mrocznej stronie Vancouver, co, Jen?"
Jensen uśmiechnął się do niego znad kubka kawy. Cały zrelaksowany, potargany, i otoczony uwodzicielską aurą człowieka wykochanego, niewyspanego, ale szczęśliwego, z malinkami pod i nad linią kołnierzyka podkoszulki. Kurze łapki przy oczach Acklesa pogłębiły się, podobnie jak, bardzo przyjemne w oglądaniu, linie śmiechu. Jared nie wiedział, gdzie schować ręce, gdy trawiaste oczy Jensena spojrzały na niego, przymrużone i pogodne.
"Tak. Wycofałem się na regiony nie skażone plotkami o naszym romansie i roztoczyłem mój zwykły czar przystojnego, przejezdnego chłopaka z motorem."
"Nie masz motoru." zauważył kwaśno Jared, na co Jensen tylko machnął lekceważąco dłonią i wziął kolejnego łyka kawy.
"To akurat sprawa drugorzędna. " wyjaśnił lekko. "Liczy się obraz, Padalcu. Całokształt, potem już tylko możesz wybrać sobie najlepszą sztukę w lokalu i zadziałać tak, żeby i ona odnalazła się w twoim obrazie."
"Muszę to wypróbować." bąknął Jared i z zawiścią wgryzł się w tosta z miodem. Jensen żachnął się dobrodusznie.
"Zawsze możesz próbować, mój drogi. Ale, ale, chyba ci nie przeszkadza to, że ja?... zawsze mogę w sumie iść z nimi do ich domu."
Liczba mnoga w wypowiedzi Jensena spowodowała, że żołądek Jareda skręcił się niebezpiecznie. Ackles, jakby tego nie zauważając, kontynuował dalej poranną tyradę spełnionego erotycznie mężczyzny.
"Krissy była fantastyczna, ale nie mieliśmy za bardzo o czym rozmawiać. Jest instruktorką fitness, rzadko ogląda filmy, ale mówię ci, uda miała jak skała! No i brzuszek, he he."
W głowie Jareda zapaliło się nagle małe, czerwone światełko. I zaczęło alarmująco mrugać.
"To to jest ta twoja zemsta?" zapytał z niedowierzaniem, patrząc szeroko otwartymi oczami, jak Jensen różowi się na kościach policzkowych, drań jeden. "Będziesz mi do domu panienki przyprowadzał?"
"I robił ci zdjęcia, żebyś zobaczył swoją minę, jak piękna kobieta przekracza twój próg." Jensen poruszył sugestywnie brwiami i wyszczerzył zęby w uśmiechu, który wcale nie był uroczy, tylko sztuczny i wyuczony. "Robię to w trosce o ciebie, Jay. Żebyś nie zapomniał, że mimo wszystko nadal lubisz panie."
"Nadal lubię panie..." powtórzył mechanicznie Jared, czując, że dzieje mu się coś z twarzą, jakby skóra na jego policzkach i czole skurczyła się nagle o kilka rozmiarów. "No tak. Pewnie."
"Jeżeli przeszkadza ci to, rzeknij słowo, a zaprzestanę procederu. Nie ma problemu, Padalec. Trzeba spróbować czasem czegoś innego. Rutyna zabija najtęższe umysły."
Jensen mówił i mówił, przestał dopiero, gdy zajechał po nich samochód, żeby odwieźć ich na plan filmowy. Jared potakiwał w odpowiednich momentach, a tak naprawdę rozważał dziwny przypadek Jensena Rossa Acklesa, który odreagowywał w tak gwałtowny, mizoginistyczny sposób trzy raptem pocałunki z facetem. Padalecki nie miał potrzeby udowadniania sobie niczego po tym wydarzeniu, nie potrzebował też potwierdzać głośno swojej och jakże wychuchanej, wystudiowanej męskości. Głupi Ackles.
Nie mógł powiedzieć Jensenowi, żeby nie przyprowadzał sobie panienek do ich wspólnego domu, ponieważ brzmiałoby to tak, jakby był zazdrosny, albo faktycznie zamieniał się w geja. Tymczasem Jared po prostu cenił sobie prywatność domu i wolał zapraszać do niego tylko bliższych znajomych i przyjaciół. Zapoznane na jedną noc panienki nie były ani aż tak pociągające, ani bezpieczne, zwłaszcza teraz, gdy za parę miesięcy film Keptforda trafi na duże ekrany.
"Hej, co tak milczysz?" zapytał Jensen, gdy już wysiedli z samochodu i skierowali się ku stołówce. Przed namiotem kantyny ustawiała się już kolejka po kawę.
"A ty co tak gadasz?" odpowiedział pytaniem na pytanie Jared, po czym uśmiechnął się samymi ustami, odwrócił się na pięcie i pognał do przyczepy już czekających na niego makijażystek.
Jeżeli zdumiony Jensen stanął jak wryty, pośród kanadyjskiego, na wpół zamarzniętego błota, Jared nie odwrócił się, żeby to zobaczyć.
////////////////////////////////