Nie na miejscu, part II

Jan 21, 2010 10:35


RPS-ed again. Didnt have much choice, considering the story :)
Jared Jensen
nothing explicited yet
slash, will be visible soon
comedy, love story about communication transport and movie industries, blah blah

Blame chuchacz  :DDD tyle mi obrazków i zdjęć Jareda i Jensena przesłała i pokazała, że przytłoczony tym nadmiarem, pisać muszę ;)



roz.2

Falafele i smsy

Jared wszedł do klubu, w którym pracował Jensen trochę po siódmej. Akurat klienci, planujący upić się w trupa wczesnym wieczorem, właśnie zaczynali tankować, a osoby, które wpadły tylko coś zjeść, wychodziły. Jensen stał za barem i rozmawiał z wysoką, przystojną blondynką, o dużym biuście i bardzo sztucznej, bardzo wypracowanej mascarą urodzie. Jared westchnął ciężko. Ackles nie miał szczęścia do kobiet, albo, żeby ująć to dokładniej, zawsze stawiał w kobietach bardziej na wygląd niż na wnętrze, przez co większość jego związków była krótkotrwała, błaha i nieznacząca. Nie, żeby Jensen był osobnikiem łatwym i puszczającym się z kim popadnie, nie. Jensen po prostu nie potrafił wybierać sobie partnerek. Jared zawsze po takim stwierdzeniu postanawiał sobie, że nie będzie zastanawiał nad życiem płciowym przyjaciela, ponieważ jest to co najmniej dwuznaczne i dziwne.

Jensen spojrzał na niego ponad ramieniem blondynki, a jego uśmiech z uwodzicielskiego, stał się szczery i otwarty. Dość wyraźna różnica, ale towarzyszce Acklesa najwyraźniej to nie przeszkadzało.

"Cześć, młody. Przeczytałem. Masz tu piwo, pogadajmy."

Jared oduśmiechnął się i przyjął z wdzięcznością darmowe piwo. Jensen oparł się o bar i przez długą chwilę patrzył na swoje złożone na blacie dłonie. Gdy podniósł wzrok, był on tak intensywny i ostry, że Jared niemal upuścił prawie już pustą butelkę piwa.

"Łojezu. Co jest? Nie strasz mnie tak tym swoim słynnym spojrzeniem, bo dostanę tików."

Jensen puścił pomimo uszu uwagę Jareda, jego twarz stała się jednak nieco bardziej przystępna. Wyjął spod blatu szarą teczkę ze scenariuszem i niczym kolejne piwo położył ją przed Padaleckim z trzaskiem.

"Przeczytałem i to jest dobre. Ma potencjał. Ale zastanawia mnie jedno."

"Tak?" Jared poczuł nagle, jak w gardle robi mu się bardzo bardzo sucho.

"Do której roli aspirujesz, Jay?"

"Do partnera głównego bohatera, Roberta."

Jensen znowu zaczął studiować twarz Jareda, który jak na zawołanie, spocił się cały na karku i okolicach. Zielone oczyska Acklesa sondowały go, nieustępliwe i oceniające, gotowe odkryć w każdej chwili zawahanie i kłamstwo.

"Jared. Słuchaj ty mię uważnie, bo zdaje się, że coś ci umknęło." powoli i wyraźnie, jak do dziecka, mówił Ackles. "Będziesz grał geja w tym filmie."

"Myślisz, że nie potrafię? Myślisz, że mnie na to nie stać?Jestem dobrym aktorem i ty to doskonale wiesz, Ackles!" żachnął się Jared, gotów bronić własną piersią swojego profesjonalnego podejścia do dokładnie każdej roli, niezależnie od orientacji seksualnej, porażających scen łóżkowych i plotek, które młodemu aktorowi mogą tylko zaszkodzić w karierze. Jensen, jakby czytając w jego myślach, podniósł obronnie dłonie i pokręcił z niedowierzaniem głową.

"Tu nie chodzi o to, jakim aktorem jesteś, człowieku. Wiem, że jesteś dobry. Ale sytuacje erotyczne w filmie to trochę inna broszka. Wiesz, jak się ogląda filmy, w których gejów grają heretycy. Jak odgrywają sceny seksu, pocałunków tak, jakby tylko czekali, aż się skończy, jakby chcieli być gdzie indziej. To nie jest dobre aktorstwo, Jared, i wiem, można zagrać wszystko, ale z drugiej strony co warte takie granie? A w tym filmie mają trochę wyeksplikowanych sekwencji, kaskadera do łóżka dla ciebie nie najmą."

Jensen mówił i mówił, gestykulował, krążył za barem, brzęczał szklankami, i generalnie był dość mocno pobudzony jak na swoją zwykłą, wyluzowaną, oszczędną w gestach personę. Jared nie mógł mu odmówić racji, ale mimo wszystko wierzył, że odpowiednio użyte zdolności aktorskie mogą zamaskować coś tak wtórnego jak orientacja seksualna. Ackles po dziesięciominutowym dytyrambie na temat kiepskich filmów gejowskich, tworzonych przez heteryków, odetchnął głęboko, potarł twarz dłonią i wsparł się ciężko o bar. Jared jak zaczarowany patrzył, jak przyjaciel spuszcza wzrok. Ackles bardzo rzadko spuszczał wzrok, zwłaszcza przy ludziach, których uważał za bliskich. To była niespodziewana i nieco wstrząsająca myśl, że Padalecki jest kimś bliskim dla Jensena, a Ackles uważa to za zwykły fakt z życia.

Jensen odchrząknął i podrapał się po głowie, mierzwiąc bezlitośnie krótkie, złociste włosy na potylicy.

"Wiem, że sam pewnie już przeprowadziłeś swój research. Jesteś dużym chłopcem, w pełni zdolnym do podejmowania własnych decyzji... Tylko zastanów się nad tym proszę. Nie wdepnij w coś, czemu nie podołasz, a co będzie brzydko wyglądało na twoim resume. Bo to na mój gust może się skończyć bardzo brzydko."

"Ok." zgodził się łatwo Jared, chociaż słowa Jensena wzbudziły w nim kilka, jeżeli nie powiedzieć kilkanaście, wątpliwości. Owszem, kiedyś tam całował się z chłopakiem, ale to było w liceum, a to zawsze czas eksperymentów i prób. Nie uważał tego za nic poważnego i zobowiązującego. W liceum wszyscy próbowali wszystkiego, a celem ostatecznym było wyzbycie się dziewictwa, które, niczym bilet ze zbliżającą się datą ważności, najlepiej było stracić przed osiemnastką. Jared koniec końców wylądował z dziewczyną, jakoś tak naturalnie całkiem wyszło mu to całe rozdziewiczanie i siebie i jej. Bilet został skasowany, można było ruszyć w dalszą drogę, nie roztrząsając prób i błędów tego szalonego, młodzieńczego momentu niepoczytalności.

Jensen popatrzył na Jareda ze współczuciem, po czym dał mu drugie darmowe piwo i podsunął orzeszki.

Nic, póki co Jared nie zamierzał się dać przyblokować wątpliwościom. Należało przynajmniej spróbować, potem będzie czas na zamartwianie się, kombinowanie i całą resztę. Jared, w skrytości ducha, ufał sobie i był pewien, że gej czy nie, jest w stanie dobrze zagrać postać Roberta. A tylko to powinno się liczyć, prawda?

"Dobrze." powiedział niepotrzebnie Jensen, po czym pomachał do blond panny po drugiej stronie baru. "To wszystko? Bo mi się dziewczyna niecierpliwi."

Jared wzruszył ramionami, nietypowo dotknięty tym, że Jensen przedkłada randkę nad ich wspólne rozmowy o pracy. Tylko, kurcze, nie było w tym nic dziwnego. W końcu każdemu od czasu do czasu należał się zdrowy, rozluźniający, pomagający dobrze spać orgazm. Taki prawdziwy, z kimś, a nie tylko ze swoją własną, niewyszukaną ręką. Jared uśmiechnął się razem z Jensenem do blond panny, po czym trącił Acklesa w ramię.

"Dobra, spadam. Zostawiam cię twoim sławetnym podbojom łóżkowym, ale mam jeszcze jedną, maleńką prośbę."

Ackles strzelił w Jareda jadowitym spojrzeniem osobnika nie mającego chęci na rękę, tylko na prawdziwy orgazm z drugą osobą.

"Dobra, ale szybko."

Jared uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że Ackles nie jest w stanie oprzeć się jego szczenięcemu, proszalnemu spojrzeniu, które trenował całe życie, od małego. Tylko jego mama była na nie odporna, widać nie wszystko można było wyćwiczyć.

"Pójdź ze mną na przesłuchanie. Jest za dwa dni. Wpadłbym do ciebie około czwartej po południu i pojechalibyśmy razem." wypalił Jared, wciąż z uśmiechem mocno przytwierdzonym do twarzy.

"Nie ma mowy, żebym jechał z tobą na ten spęd krów." prychnął wściekle Jensen, marszcząc się z niezadowoleniem, ale Jared nie przestawał się uśmiechać.

"To nie spęd krów, Ackles. Za kogo mnie uważasz!" obruszył się z mocą, poruszając sugestywnie brwiami. "Oddzwonili do mnie, dasz wiarę? Chcą mnie, mnie, mnie i tylko mnie. Nie daj się prosić! Potem pójdziemy na falafele, ja stawiam."

Jensen popatrzył na niego zmrużonymi groźnie oczyma, zniecierpliwiony, ale mimo wszystko rozbawiony.

"Niech ci będzie, Padalcu. A teraz spadaj. Mam gorącą laskę na pierwszej i najwyższy czas coś z tym zrobić."

Tego wieczoru Jared siedział sobie w swoim mieszkanku i czytał po raz tysięczny skrypt, zastanawiając się, jak trudno jest zagrać geja. Chyba nie aż tak trudno. Obejrzał fragmenty Midnight Cowboy i Edge of Seventeen, i ok, może nie była to aż taka bułka z masłem, ale bez przesady. Jensen, owszem, miał sporo doświadczenia, i szósty zmysł względem produkcji filmowych, ale tutaj chyba trochę wyolbrzymiał. Jared zasnął w połowie Another Gay Movie, z otwartymi ustami i pogniecionym, pokrytym krążkami po kubkach kawy scenariuszem, ułożonym bezpiecznie na piersi. Śniła mu się blond panienka, którą obściskiwał ze znawstwem Jensen, przebrany za Buźkę z Drużyny A, bar pełen obłapiających się facetów z różowymi włosami, a nad tym wszystkim latał Tom Waits, który śmiejąc się złowieszczo, rozrzucał gejowskie magazyny pornograficzne nad miastem.

///////////

"To ty sobie pochodź w kółko, poskacz, pogib się, a ja sobie siądę." powiedział Jensen, po czym założył okulary przeciw słoneczne i zaległ w niewygodnym, plastikowym krześle w nudnej, beżowej poczekalni. Miejsce przesłuchań było opuszczonym magazynem, przystosowanym do organizowania szkoleń BHP straży pożarnej, i było pełne korytarzy, obdrapanych klatek schodowych i zabitych dechami okien. Jared popatrzył na przyjaciela z oburzeniem.

"Ależ z ciebie dupek, mój drogi. Ja tutaj z siebie wychodzę, denerwuję się i zaraz padnę na zawał, a ty w krześle tyłek zasadzasz i szykujesz się do drzemki."

Jensen wygiął usta i wzruszył ramionami, wyciągając przed siebie skrzyżowane w kostkach nogi.

"To, że noszę okulary przeciwsłoneczne w budynku nie znaczy, że będę tutaj spać. Na pewno nie będę spać. Mają tutaj szczury jak nic."

"Peeewnieee. Bo tobie małe gryzonie spać przeszkadzają tylko wtedy, gdy mają tlenioną blond sierść." sarknął ironicznie Jared, a potem zaczął krążyć po korytarzu jak lew w klatce, podskakując co pięć kroków, ponieważ owszem, Ackles znał go aż tak dobrze. Jensen, szczęśliwie, zignorował przytyk o blond sierści i znieruchomiał na krześle, zakładając ramiona na piersi. Obok niego stygł sobie spokojnie kubek mocnej, aromatycznie kawy, bez którego Jensen tyłka nawet nie chciał z domu ruszyć.

Minuty ciągnęły się jak rozgrzane krówki mleczne. W korytarzu było jeszcze pięć osób, ale znikały jedna po drugiej, ponieważ co jakiś czas z niskich, szaroburych drzwi wychylała się obcięta na krótko głowa kobiety, i ostrym, nieznoszącym sprzeciwu głosem wykrzykiwała nazwiska. Wkrótce pozostał tylko Jared, Jensen i jakiś facet, który skulony przy parapecie zdawał się odsypiać zbyt długie godziny nocnej pracy.

"Padalecki!" wrzasnęła kobieca głowa zza drzwi, a Jared stanął w pół kroku, przestał oddychać i, wyprostowany jak struna, spojrzał na rozpartego na krześle Jensena. Ackles błysnął ku niemu hollywoodzkim uśmiechem i uniósł w górę oba kciuki. Będzie dobrze, powiedział, poruszając bezgłośnie ustami.

Jared westchnął sfrustrowany. Był w tym dobry, umiał to, nie było czym się denerwować. To nie było trudne, trzeba było tylko oddychać, uśmiechać się i zaprezentować swoją przytulną, przyjacielską, szczerą stronę chłopaka z sąsiedztwa. Jared wszedł do dużego, kwadratowego, kompletnie pozbawionego charakteru pokoju, w którym stała kanapa, biurko i osiem foteli. Tam właśnie, na fotelach, przysypiali znużeni fotografowie i oświetleniowcy. Jared poczuł, jak jego żołądek z ekscytacją ląduje mu na ramieniu, tuż obok bijącego szaleńczo serca.

"Witam. Nazywam się Roland Welsh Keptford i będę reżyserować i grać w tym filmie." wyrecytował chudy rudzielec o przebiegłych oczkach, siedzący za biurkiem. "Koniec wstępów. Który fragment chciałbyś nam zaprezentować, Jared?"

Od tego momentu Jared nie był do końca pewny, co się działo. Jechał na adrenalinie, na podekscytowaniu płynącym ze stania na scenie, pośród świateł, z uwagą wszystkich obecnych w pokoju, skierowaną tylko na jego osobę. Zaczął mówić. Na początku słowa płynęły nerwowo i nierówno, potem coraz lżej, naturalniej, bardziej prawdziwie. Miał wrażenie, że dobrze przeczytał i dobrze odegrał Roberta, że uczynił go kimś lepszym, prawdziwszym niż tylko kumpel do łóżka głównego bohatera. Tchnął w rolę życie, śmiał się, był sfrustrowany, spragniony, zły. Był żywy. I podobał się sobie tak, jak nie podobał się od bardzo dawna. Być może wykonał wszystko, czego nauczył się przed przesłuchaniem, być może zastosował każdy trik, każdą sztuczkę, być może udało mu się omotać swoją osobą innych uczestników przesłuchania. Nie wiedział, nic nie wiedział poza tym, że Robert żyje a wraz z nim żyje Jared Tristan Padalecki, pracownik firmy obracającej używanymi samochodami, odżywiający się zupkami chińskimi, zamieszkujący klitkę, w której ledwie mieści się jego łóżko, napakowany marzeniami, które raz po raz miażdżyła rzeczywistość, a on i tak się podnosił, wstawał i szedł dalej. Bo taki już był z niego kawał optymistycznego skurczygnata o twardym tyłku i wiecznym uśmiechu na gębie.

Gdy Jared skończył scenę, oddychał szybko i miał mroczki przed oczami od zbyt ostrego, źle przefiltrowanego światła. Czuł, że chwieje się lekko i po raz pierwszy od dłuższego czasu oddycha pełną piersią. To były chwile, dla których zdecydował się grać, to były chwile warte tego całego użerania się z burą, nudną, niesatysfakcjonującą pod każdym względem codziennością.

Roland poprosił, żeby odegrali jeszcze jedną scenę, razem, i tak też zrobili, a ich postaci żyły i kurcze, przyszpilili dokładnie każde słowo, każdą frazę. Scena, cała sekwencja, grała, od początku do końca. Gdy zamilkli wreszcie, i popatrzyli dookoła na oświetleniowców i fotografów, wszystko było już pewne. Tak, Jared Padalecki otrzyma tą rolę, ponieważ tylko kretyn by go od niej odsunął teraz, gdy jego Robert zaczął żyć. A sądząc z profesjonalizmu, z jakim podszedł do swojego bohatera, Keptford z pewnością kretynem nie był.

"Świetnie." pogratulował Roland, podając dłoń Jaredowi i uśmiechając się po lisiemu. "Jestem prawie na sto procent przekonany, że to ty jesteś naszym Robertem. Nie chwal się tym, ale trzymaj komórkę pod ręką. Musimy uczynić rzecz oficjalną, że się tak wyrażę."

Jared skinął głową, czując się nagle niesamowicie lekki i nieważki. Nie pamiętał, jak wyszedł ze świateł rampy i siadł na kanapie, gdzie fotografowie porobili pierwsze próbne zdjęcia jemu i Rolandowi. Nie zwracał uwagi na przyciągające go do siebie męskie ramiona Keptforda, na przepełnione intymnością pozy, na większą niż zwykle bliskość z drugim, obcym, męskim ciałem. Zdjęcia zawsze były czymś pozowanym, o czym się nie myślało, tylko się robiło. Jared uśmiechał się cały czas i nie wzdragał się przed bliskością drugiego mężczyzny. Hm, może jednak był trochę biseksualny...

"To tyle na dziś, Jared. Odezwiemy się do ciebie za dwa, trzy dni." Roland odprowadził go do drzwi, podczas gdy ekipa zaczęła zwijać sprzęt. "Rozumiem, że jesteś gejem otwarcie i twoje otoczenie o tym wie? Ten film to moje dziecko, nie potrzeba mi tutaj heteryków udających z zaciśniętymi zębami porywy namiętności. To zawsze takie żałosne, oglądać aktorów zmuszających się do różnych rzeczy, żeby tylko zdobyć rolę."

"Uhum." odpowiedział Jared i nagle odniósł wrażenie, że jego żołądek szybuje ku podłodze.

"To wspaniale. Musisz kiedyś przyprowadzić swojego chłopaka, Jared. Wiesz, przez następne parę miesięcy będziemy jak rodzina, powinniśmy się nieco lepiej poznać."

"Uhum." odpowiedział ponownie Jared, po czym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego mózg obudził się. I wyprodukował naprędce kłamstwo. Bardzo głupie, bardzo nie na miejscu kłamstwo. "Właściwie mój chłopak jest tutaj ze mną. Czeka w holu."

Miał chęć kopnąć się w tyłek za takie łganie. To się po prostu musiało źle skończyć! Mama zawsze powtarzała, że kłamstwo ma ładne, ale krótkie nogi, a Jared nie umie kłamać, żeby nie wiem jak bardzo się starał. Roland przybrał zdziwioną przyjemnie minę.

"Och. Jesteście aż tak blisko, że twój partner odprowadza cię na przesłuchania?"

"Tak. Nie. Znaczy jesteśmy przyjaciółmi już od długiego czasu, a razem jesteśmy od niedawna. To dość świeża sprawa. No i musiałem go przekupić falafelami, żeby przyszedł ze mną, a nie strawił dnia całego na oglądaniu filmów Meliesa. Jensen jest właśnie w fazie pomiędzy zatrudnieniami. Też jest aktorem i to wspaniałym, ma kapitalne oczy i świetną twarz. A... ale i za kamerą także fantastycznie się sprawdza. Operatorsko, to znaczy. Sprawdza się generalnie we wszystkim, czego się dotknie. Złoty chłopak, ale w branży nie jest lekko, jak sam zapewne wiesz, Rolandzie. No i Jensen ma chwilę bezruchu teraz, pomiędzy rolami, pracą operatorską a klubem, gdzie dorabia, i zgodził się mnie odprowadzić i podtrzymać na duchu..."

Jared zamilkł, speszony milczeniem swojego rozmówcy, który patrzył się na niego z rozbawionym uśmiechem błąkającym się na ustach. Roland przewrócił oczyma, widząc zmieszanie Jareda, po czym poklepał go po plecach.

"Chodźmy. Z chęcią spotkam tego twojego fascynującego chłopaka. Przyprowadź go tutaj."

Jared potaknął ochoczo, czując, że zaraz z nerwów zwymiotuje. Uśmiech reżysera gonił go przez całą długość pokoju, aż do drzwi.

Jensen czekał na Jareda na korytarzu, nadal zapadnięty na niewygodnym, plastikowym krzesełku. Jared podbiegł do niego, pospiesznie łapiąc go za ramię i patrząc mu intensywnie w oczy. Jensen odsunął okulary przeciwsłoneczne, naburmuszył się i jak zwykle rozumiał wszystko po swojemu.

"Co jest? Coś nie tak poszło? Nic ci nie...?"

"Jen, proszę. Po prostu... graj. Zaufaj mi, ok? Chodź ze mną i graj. " zdążył wymamrotać Jared, zanim Roland pojawił się w drzwiach, sondując ich obu lisimi oczkami. Ackles stężał pod ramieniem Jareda, ale dzięki bogu nie odtrącił go w żaden inny, bardziej brutalny sposób.

"Zapraszam, zapraszam. Witamy. Może kawy?" Keptford zagonił ich do pokoju, po czym skinął na sekretarkę, żeby przyniosła kawę. "Oto niesławny Jensen. Jared nie mógł przestać cię zachwalać, od twoich talentów w łóżku po talenta operatorskie i aktorskie."

Jensen spojrzał krótko na Jareda, po czym nie wytracając żartobliwego rytmu, odpowiedział spokojnie.

"Tak, to cały Jared. Gada i gada, w łóżku i poza nim. Zamknąć go nie można."

Roland uśmiechnął się, tym razem nieco bardziej szczerze, i wyciągnął do Acklesa dłoń.

"Będę w tym filmie reżyserem, aktorem i częściowo prezydentem." im Keptford dłużej mówił, tym Jared robił się bardziej czerwony i miał większą chęć zapaść się pod ziemię ze wstydu. "Przyda mi się ktoś zaufany. Operator i asystent, może nawet prowadzący drugi unit kamery, jeżeli będzie nas na niego stać. Czy byłbyś chętny do takiej niewdzięcznej pracy, Jensen? Zważywszy, że twój chłopak ma niemal rolę w kieszeni."

Przez chwilę pomiędzy Jensenem a Rolandem pojawiło się trzeszczące elektrycznością napięcie, które narastało i narastało, aż wreszcie pękło z hukiem. A potem Jensen uśmiechnął się, jeszcze raz potrząsnął dłonią Rolanda, i zgodził się. Dopiero teraz Jared zauważył, że wciąż obejmuje Acklesa w pasie i cholera jasna, gejowskie filmy faktycznie coś robiły z ludźmi!

Jared był niesamowicie nabuzowany szczęściem, że otrzymał rolę w długometrażowym filmie, i strachem, że zaraz Jensen wybuchnie mu prosto w twarz i zaprzepaści jego życiową szansę. Na tym wyniszczającym wyżu emocjonalnym przejechał niczym pijany przez kolejną godzinę. Ackles coś z Rolandem ustalał, umawiał się, wymieniał się numerami komórek, i spostrzeżeniami na temat filmu współczesnego, zawsze, cholera, kompetentny, rozgarnięty i perfekcyjny. Jared, po kolejnym kubku kawy, zagryzionym pączkiem z pralinkami, odkrył, że zaraz siądzie mu układ nerwowy, taki był pobudzony i roztrzęsiony. Dobrze, że ten właśnie moment Jensen wybrał na zakończenie rozmów wstępnych i ostateczne pożegnanie.

"Do zobaczenia. To na pewno będzie owocna współpraca." potrząsnął dłoń Rolanda i uśmiechnął się swoim najlepszym, uczciwym, odpowiedzialnym uśmiechem.

Jared, wciąż nienaturalnie pobudzony i podskakujący jak miś na gumce, pożegnał się wylewnie z wszystkimi, od krótko ostrzyżonej asystentki, przez fotografów, po oświetleniowców. Wreszcie Jensen złapał go i niemal siłą wystawił za drzwi. Może i dobrze, bo zapętlony Jared mógł nieźle sobie nagrabić takim przedstawieniem. Zbyt wdzięczni ludzie byli tak samo nie lubiani jak ludzie niewdzięczni, a w tej branży lepiej było być lubianym przez dokładnie wszystkich, od stylistów po scenarzystów. Na początku w każdym razie. Zwłaszcza na początku.

Im bardziej Jared oddalał się od pokoju przesłuchań, tym bardziej docierało do niego, w co się wpakował. Gdy wyszli z budynku i stanęli przy samochodzie, aura ekscytacji i szczęścia zniknęła, zostawiając Jareda Tristana Padaleckiego zanurzonego po uszy w zimnym, nieskomplikowanym przerażeniu.

Jensen wsiadł do auta z neutralną miną, która nigdy nie wróżyła nic dobrego. Jared wskrabał się za nim do środka i nie mogąc spojrzeć mu prosto w oczy, oklapł w fotelu. Jensen, widząc jego wstyd, tylko prychnął.

"Dobra. Gadaj. Od początku i bez przemilczeń, proszę. Bo nie zapanuję nad sobą i jak babcię kocham, sklepię ci twarz."

Tak więc Jared powiedział. Wszystko. Od momentu, w którym zaczął być Robertem aż do chwili, w której wypowiedział to wierutne, koszmarne kłamstwo, które z pewnością prędzej czy później ugryzie go w tyłek. Jensen, jak zwykle mądry i zdystansowany, teraz milczał rozważnie. Jared niemal słyszał, jak trybiki w zawsze pracującym w nadgodzinach umyśle Acklesa, obracają się w ogromnym procesie tworzenia nowego planu. Było to trochę niepokojące, ale głównie upewniające. Jensen miał plan, może jednak wszystko jakoś wskoczy na swoje tory.

Gdy już dojechali do starą kamienicę Acklesa, Jared był niemal pewny, że pomimo tego całego matactwa, ujdzie z życiem. Jensen nie patrzył mu w twarz, w ogóle nie patrzył się w jego stronę, tylko z założonymi na piersi ramionami, uparcie gapił się w zepsute już dawno, samochodowe radyjko.

"Pojmujesz, Padalcu, że wisisz mi ogromniastą, gigantyczną przysługę? Będziesz mi zmywał naczynia przez następne kilka lat."

Jared skinął potakująco głową, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Za dużo już dzisiaj powiedział. Jensen zmarszczył nos i cmoknął głośno, wyginając usta.

"Nie chcę dzisiaj z tobą jeść falafeli, Jared. Idź do domu i prześpij się z tym całym bigosem. Zagramy to razem i zagramy to dobrze, a potem fundujesz mi wycieczkę na Karaiby ze swojej pierwszej gaży słynnego aktora."

Jared oklapł na fotelu kierowcy, obserwując z rozpaczą, jak Ackles wysiada z jego samochodziku, jak zapina kurtkę i klnie, bo nie może znaleźć w plecaku kluczy. To wszystko było jak jakiś pokręcony sen, koszmar, w którym spełniają się twoje marzenia i dostajesz to, czego pragniesz najbardziej, ale w wykrzywionej, przeinaczonej wersji na opak.

"Ale mogę do ciebie zadzwonić, Jen?"

Jensen spojrzał na niego jak na wariata i uśmiechnął się. Wąski był to uśmiech i cierpki, ale był.

"Możesz, Jay. Jutro. Dzisiaj mam wolny wieczór i oglądam pierwszy sezon Dr Who. Potrzebuję intymności."

Z tymi słowami Jensen wysiadł z samochodu, trzasnął odrobinę zbyt mocno drzwiami i wszedł na strome, wyślizgane schody kamienicy. Jared patrzył za nim tęsknie, nagle ogarnięty chęcią obejrzenia razem z Acklesem Dr Who i zjedzenia z nimi falafelów. Pośród tego całego chaosu najbardziej przykre było to, że Jensen nie chciał z nim pójść na wspólne falafele.

Jared był zbyt napompowany adrenaliną, żeby pójść za radą Acklesa i siedząc w domu, uspokoić się i odespać zaległości. Zamiast tego zadzwonił do Jeffa i Chrissa, i poszli razem się zabawić do klubu. Za barem, gdzie zwykle operował Jensen, stała teraz wysoka, kształtna barmanka o kasztanowatych włosach i zielonych oczach. I Jared nie mógł na nią patrzeć.

"Coś ty taki smętny, Padalecki?" dogadywał Jeff, śmiejąc się głośno i obżerając się fistaszkami. "Zaliczyłeś dobre przesłuchanie i teraz żałujesz, bo twój biznes z samochodami z drugiej ręki kwitnie?"

"Oj zamknij się, Jeff. Nie widzisz, że Jared ma doła. Nawet Jen go wystawił, bo nikt nie lubi ponurych szczeniaków." dopowiadał Chriss, ale cichcem pytał Jareda, co się tak konkretnie stało.

Jared nie mógł im powiedzieć, jeszcze nie teraz. Nie był gotów na koleżeńskie docinki, ale i nie miał siły zostać sam ze swoimi myślami, właśnie teraz, gdy Ackles się na niego obraził. Czy raczej, to on obraził Acklesa i teraz jak zbity pies, siedział w barze i nie mógł się upić. Pił piwo, chodził do łazienki i nic, nic nie mogło wymazać mu z pamięci tego feralnego kłamstwa. Co go podpuściło? Jaki demon zalągł mu się w głowie, żeby zgodzić się na takie popieprzone układy? Zaczynać współpracę od kłamstwa. Jared był pewny, że jego mama nie wyraziłaby swojej dezaprobaty i kurcze, wstyd, wstyd! Tak daleko odjechał od swojego prostego, zwyczajnego życia w Teksasie.

Pomimo wytężonych prób i dzielnej pomocy kolegów tej nocy Jared nie zdołał się upić. Trzeźwy jak świnia, pamiętał wszystko i odtwarzał w pamięci całą scenę z Rolandem. Jensen, zaniepokojony, że coś poszło nie tak, Jensen zesztywniały groźnie pod jego dotykiem, Jensen zamykający z rozmachem drzwi samochodu i oznajmiający, że nie ma zamiaru oglądać Dr Who z Jaredem, ponieważ Jared jest kłamliwym draniem, który nie jest w stanie trzymać języka za zębami i bawi się innymi ludźmi, obłudnik jeden. Ok, to ostatnie Jared sobie skonfabulował, ale idea pozostawała nie zmieniona. Padalecki wziął udział w pochrzanionym spektaklu i nie był już taki pewny, czy podoła całej sytuacji.

Jeff i Chriss poderwali trzy ładne panienki na granicy legalnego wieku, wbite w krótkie spódniczki i ledwie zasłaniające staniki bluzki. Jared załapał się na tą najmniej atrakcyjną, niską, krępą brunetkę o nieco zbyt okrągłych ramionach, ale za to o pięknych, brązowych oczach. Potańczyli, napili się piwa, napili się wina, a gdy przeszli do kolorowych, dziewczyńskich drinków, brunetka przysunęła się bliżej. Zamiar był czytelny, chciała się całować, a Jared właśnie wtedy doszedł do wniosku, że wypił za mało, a skoro po kilku godzinach w barze wypił za mało, to już dzisiaj się porządnie nie upije. Nigdy nie potrafił na trzeźwo wykonać klasycznego one night standu.

Jared w ramach przeprosin potańczył jeszcze z brunetką, udobruchał ją kolejnymi drinkami, dał jej swój fałszywy numer komórkowy, a na koniec zadzwonił jej po taksówkę. Dobrze, że nie było Acklesa, ten zaraz wyśmiałby żałosne umiejętności podrywacza, które zaprezentował Jared. Żeby nie zarwać chętnej panny, naprawdę, Padalcu, schodzisz na psy.

Dotarł do domu około czwartej nad ranem, wspierany przez wiernych przyjaciół w mozolnej drodze na czwarte piętro swojego obskurnego, obdrapanego koszmarnie bloku. Jeff zaprowadził go do łóżka i ściągnął mu buty, a Chriss, po długich poszukiwaniach w zagraconej łazience, odnalazł aspirynę i położył ją na stoliku nocnym, razem z szklanką wody. Jared miał chęć im podziękować, przytulić i oznajmić wylewnie, jakim szczęściarzem jest, że ma takich kochanych, uczynnych przyjaciół. Chyba nawet zaczął dziękować, ale Chriss trzepnął go po głowie na odlew i skrzywił się brzydko.

"Jeszcze raz nazwiesz mnie "Jen" a wyjmę telefon i nagram cię. Jutro będziesz sensacją You Tube, stary, ty i twój Ackles."

Za dużo słów na raz. Jak można było tyle słów na raz produkować, tak beztrosko, tak mimochodem... Jared zapatrzył się rozmarzonym wzrokiem na unoszącą się nad nim twarz Chrissa i czknął głośno.

"Idziemy. Śpij smacznie i jakbyś rzygał, nie uduś się swoimi rzygowinami."

Może jednak Jared upił się w końcu. Trochę. Troszkę. Troszeczkę. Chłopaki pokręcili się i wyszli, zatrzaskując drzwi od zewnątrz. W pokoju stało się przyjemnie ciemno i Jared już ucieszył, że wreszcie skończy się ten koszmarny dzień, ale jakoś nie mógł zasnąć. Sen odchodził od niego, nieuchwytny, kapryśny i zdradliwy.

Koślawymi, ślamazarnymi ruchami Jared odnalazł swoją komórkę i drętwymi paluchami napisał smsa do Jensena.

Śpisz?

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Tak.

A chwilę później dopowiedzenie do odpowiedzi.

Nadal chcesz kręcić filmy o penisach?

Jared uśmiechnął się głupio do swojej komórki, jedynego źródła światła w ciemnym, ciasnym, zawsze za małym, zawsze nie takim, jaki by się chciało, pokoju. Odpisał powoli, ostrożnie układając wypowiedź.

Pewnie, że TAK. Piłem i śmierdzi mi z ust męskimi jajami. Czy to robi ze mnie geja?

Jared był pewny, że Jensen zadzwoni do niego zaraz, wkurzony taką poranną wymianą smsów. Ackles jednak ani nie zadzwonił, ani nie sklął go w smsie, widocznie był zbyt senny na złośliwości. Dobrze, dobrze. Jared przeczytał nową wiadomość, mrużąc boleściwie oczy.

Nie. To twój normalny poranny oddech, Padalec. Przeprosiny przyjęte. Zgryź tic taca i idź spać.

A Jared, wciąż z głupim uśmiechem na ustach, wyłączył komórkę, czule odłożył ją obok, na poduszce, i zasnął tak, jak leżał, w jeansach, rozpiętej koszuli i jednej skarpetce.

end

by Homoviator 01/2010

autor tradycyjnie uprasza o komentowanie i odzew, ponieważ miło mu jest wiedzieć, że ktoś czyta :)

nie na miejscu, jensen, nie z Tego Świata, fancition, rps, slash, jared

Previous post Next post
Up