Jak zwykle nie mam pomysłu na tytuł. Za to jak zwykle miałam X pomysłów na fiki na fikaton i jak na razie twardo je realizuję.
Tytuł: Odłamki szkła
Autor:
pellamerethielFandom: Mass Effect
Postacie&pairingi: Jednostronne Shepard/Garrus. Plus głównie Garrus i Wrex.
Ostrzeżenia: Spoilery do ME2. Deathfik, angst.
Ilość słów: 1834 (to miało być krótsze! serio nie wiem kiedy się tak wydłużyło :/)
Dedykuję
zimnyryb, bo Garrus i Wrex to najwspanialsi BFFs ever, yo.
Zainspirowane obrazkiem z ME memes:
Odłamki szkła
Może brzmieć to jak dowcip, ale nie ma w tym nic zabawnego.
Turianin i kroganin poszli razem do baru.
Jeden pije trzeci dzień pod rząd. Drugi pije dla towarzystwa i by zniechęcić tamtego do porzucania tegoż wspaniałego zajęcia na rzecz myślenia, które w tym wypadku nie wydaje się najlepszym pomysłem.
Kiedy turianin jest już zbyt pijany, by pić dalej czy stawiać opór, kroganin chwyta go za kołnierz i popycha w stronę wyjścia. Jak trzeba, to go prowadzi albo podtrzymuje, ale przez cały ten czas nie spuszcza z niego nieco szyderczego wzroku. Klienci patrzą na nich z umiarkowanym zainteresowaniem - w końcu nie takie rzeczy widzieli tutaj, w Czyśćcu, największej i najgłośniejszej knajpie na Cytadeli.
- Starczy już tego, Vakarian - mówi kroganin. - Miałeś się upić, nie rozwalić sobie doszczętnie wątrobę. O ile wy, turianie, w ogóle taki narząd posiadacie.
- Mamy wątroby - usiłuje bronić się tamten. - Ale jedną. Nie… bez kopii zapasowych, jak to wy, kroganie, macie w zwyczaju. Że też przyszło mi współpracować z takim mutantem jak ty, Urdnot.
Wrex rechocze.
*
Garrus będzie później udawał, że nie bardzo pamięta, co zdarzyło się w jakiej kolejności, ale będą to tylko kłamstwa pogrążonego w żałobie turianina.
Tak naprawdę pamięć ma wciąż doskonałą, a tamtych tygodni nigdy nie będzie w stanie zapomnieć.
*
Pierwsze:
Jest na Cytadeli, pracuje z powrotem w C-Sec, ale rozważa ponowne podejście do szkolenia na Widmo. Shepard twierdziła, że to znakomity pomysł, a kimże on był, żeby kwestionować słowa pierwszego ludzkiego Widma? Nie, nie tylko Widma - Shepard, która może o tym nie wiedzieć, ale w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy stała się dla Garrusa kimś w rodzaju autorytetu.
Może nawet czymś więcej.
(Stop.)
(Chciałbyś.)
Zostaje wezwany przez swojego przełożonego, który na jego widok podnosi się zza biurka i drapie po żuchwie, a następnie odchrząkuje i wskazując na holoekran, mówi:
- Funkcjonariuszu Vakarian, kapitan Anderson kazał mi was odnaleźć. Ma wam coś do przekazania. - Szef wychodzi i zostawia za sobą zmieszanego Garrusa, który nie bardzo wie, o co może chodzić. Po chwili wahania decyduje się jednak wcisnąć przycisk odblokowujący połączenie przychodzące i jego oczom ukazuje się holograficzny obraz kapitana Andersona.
- Funkcjonariuszu Vakarian.
- Sir. - Garrus patrzy na niego z wyczekiwaniem. O co może tutaj chodzi? Pewnie o coś z Shepard. Możliwe, że znowu narozrabiała i teraz poproszą go, żeby to jakoś odkręcił. Może tak naprawdę się stało i są na tyle zdesperowani, że postanowili skontaktować się z kimś z jej ostatniego zespołu. Na tę myśl Garrus porusza szczęką i słyszy, że kapitan Anderson odchrząkuje. Nie wygląda jak ktoś, kto ma do przekazania dobrą wiadomość, o nie. Sprawia wrażenie znacznie starszego niż wtedy, kiedy Garrus widział go po raz ostatni.
W jakiś sposób ta myśl przepełnia jego żyły lodem.
- Obawiam się, że mam złe wieści. Normandia została wysłana na patrol do mgławicy Omegi w pobliżu planety Alchera, by zbadać obecność gethów w tamtym miejscu. Fregata została jednak zaatakowana przez niezidentyfikowanego przeciwnika, który uszkodził osłony i bariery kinetyczne Normandii, zniszczył system uzbrojenia i rozerwał poszycie statku. - Anderson milczy przez chwilę i spogląda na Garrusa z wyczekiwaniem. - Z moich informacji wynika, że ponad dwudziestu członków załogi załogi zginęło na miejscu, ale…
- Shepard - mówi Garrus. Nie poznaje własnego głosu, taki stał się nagle chropawy i szorstki, jak świeżo zabliźniona rana. Bezwiednie porusza szponami i żuchwą, wciąż licząc na cud, wciąż mając nadzieję, chociaż domyśla się, że Anderson nie skontaktował się z nim, żeby poinformować go tylko o czymś takim jak zniszczenie statku.
- Komandor Shepard poniosła śmierć ratując porucznika Moreau. Zdołała jeszcze uruchomić kapsułę ewakuacyjną, co uratowało mu życie, ale ją samą kolejny wybuch wyrzucił w atmosferę, czego nie miała prawa przeżyć - stwierdza z rozczarowaniem w głosie.
Garrus nie bardzo rozumie, jak Shepard miała prawo czegoś nie przeżyć. Musiała zajść jakaś pomyłka.
- Wiem, że bardzo się zaprzyjaźniliście podczas misji mającej na celu powstrzymanie Suwerena i że miała o tobie bardzo wysokie mniemanie, funkcjonariuszu Vakarian. Dlatego postanowiłem poinformować cię o tym osobiście.
- Dziękuję, sir - odpowiada Garrus. Uprzejmość to podstawa. Zaschło mu w gardle. Zaciska szpony tak bardzo, że aż czuje jak wbijają mu się w skórę. Boli, ale nie szkodzi, taki ból to nic strasznego.
Gorzej, kiedy przestaje.
- Ktoś ode mnie skontaktuje się z tobą jeszcze przed pogrzebem. Anderson bez odbioru - mówi jeszcze Anderson, a następnie holoekran gaśnie.
*
Pogrzebem.
Shepard.
Shepard nie żyje.
*
Drugie:
Usiłuje skontaktować się z Jokerem, ale dowiaduje się, że ten przebywa w szpitalu na terenie jednej z placówek Przymierza i raczej nieprędko stamtąd wyjdzie, a poza tym nie chce nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać.
Garrus jakoś mu się nie dziwi.
Ma jednak graniczącą z obsesją potrzebę poznania prawdy o ostatnich minutach życia Shepard. Czy miała na sobie na sobie hełm (ten sam, którego często zapominała ze sobą zabrać, nie podobało mu się to), jak spędziła ostatnie dwadzieścia cztery godziny swojego życia: czy grała z Jokerem w karty, kłóciła się z Pressley'em, piła swoją ulubioną prawdziwą, nieorganiczną herbatę, nie cierpiała? Garrus naprawdę chciałby, żeby ktoś położył mu ręce na ramionach i powiedział, że nie, funkcjonariuszu Vakarian, z całą stanowczością zapewniamy, że komandor Shepard nie cierpiała przed śmiercią, ale jeżeli z tego, co wie, zabił ją nie wybuch, a atmosfera i brak powietrza, to domyśla się, jak musiały wyglądać jej ostatnie chwile.
Powinien być tam razem z nią.
(Stop.)
(Chciałbyś.)
Zgłasza w C-Sec, że przez kilka najbliższych dni nie pojawi się w pracy, a następnie zamyka się w swoim mieszkaniu. Garrus nigdy nie był agresywny, ale po śmierci Shepard coś w nim pęka, jakaś rysa, której wcześniej nawet tam nie było - rozbija trzy butelki i wypija zawartość czwartej, a później żałuje, że tak samo nie postąpił z tymi, które w postaci setek odłamków szkła zdobią teraz cały pokój.
Później wstawiony bierze swoją wysłużoną, zmodyfikowaną Modliszkę, pudełko szklanych kieliszków (i tak z nich nie korzystał) i wyrusza na miasto.
Wie, gdzie może postrzelać w samotności bez obawy przed tym, że spróbują go za to zgarnąć.
Bycie funkcjonariuszem C-Sec miało swoje plusy.
*
Garrus w głębi serca wie, że już nigdy nie wróci do pracy w C-Sec.
*
Trzecie:
Dopiero podczas pogrzebu, który odbywa się na terenie zimnej, wręcz sterylnej placówki Przymierza, Garrusa z całą siłą uderza, co się stało, kogo stracili i czego tak naprawdę jest świadkiem. Obok siebie ma Tali, całą zapłakaną pod nieprzejrzystą maską zasłaniającą jej twarz, i Wrexa, który w pełnym szacunku milczeniu wpatruje się w brudnobiałą i przykrytą flagą Przymierza trumnę. Naprzeciwko Garrusa stoi Liara, która podnosi na niego żywe spojrzenie błękitnych oczu i wpatruje się w niego intensywnie, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale on woli udawać, że tego nie widzi. Joker stoi o kulach kawałek dalej, obok Ashley. Wygląda koszmarnie, a Garrus nie ma zamiaru podchodzić tam i zacząć wydzierać z niego szczegóły czegoś, co zapewne i tak będzie dręczyło Jokera do końca życia.
Nie wie nawet, czy trumna zawiera jej zwłoki.
Uroczystość jest krótka, bardzo wojskowa i oficjalna. Padają wielkie słowa, pośmiertnie wręczone zostają odznaczenia, których jakoś nikt nigdy nie chciał jej przyznać, kiedy jeszcze kroczyła wśród żywych. Garrus zaciska szpony na samą myśl o tym, że niektórych docenia się dopiero po śmierci.
Przecież powinno być całkiem inaczej.
(Stop.)
(Chciałbyś.)
(Ty wielki, głupi idealisto.)
Kiedy po pogrzebie uczestnicy ruszają w kierunku doków i statków, na których przybyli, żołnierze wydają się odczuwać ulgę. Nikt tutaj nie jest przyzwyczajony do goszczenia przedstawicieli aż czterech różnych ras, więc może i ładnie z ich strony, że przybyli pożegnać swoją komandor, ale zrobili już swoje i najlepiej niech się wynoszą.
Garrus jest świadom tego, jakie odczucia względem turian żywi całkiem spora część ludzi, więc postanawia jak najszybciej się stąd wynieść. Rezygnuje z możliwości porozmawiania z Jokerem czy Andersonem i od razu wsiada na prom, który ma zabrać go z powrotem na Cytadelę. Razem z nim wsiada kilku żołnierzy, których nigdy wcześniej nie widział, i Liara, która wciąż sprawia wrażenie, że chciałaby mu coś powiedzieć, ale w środku jest nagle za dużo osób, a Garrus nie ma szczególnej ochoty na rozmowę, więc całą drogę milczą.
Na Cytadeli zręcznie ucieka przed Liarą, tylko po to, by kawałek dalej wpaść na Wrexa.
- Wybierasz się dokądś, Vakarian? - rzuca kroganin, a Garrus rzuca mu niechętne spojrzenie.
- Szukasz kłopotów, Wrex? Wybacz, ale nie mam dziś na to ochoty - dodaje, a Wrex częstuje go wtedy solidnym krogańskim kuksańcem.
- Nie udawaj przede mną, Garrus. Idziesz dokądś chlać albo do czegoś strzelać albo jedno i drugie. Powiedz mi, że nie mam racji, hę? - Znowu go trąca, ale tak, że tym razem Garrus aż się zatacza. Wydaje z siebie zdenerwowany pomruk.
Czuje pełne irytacji zrezygnowanie. Najchętniej wróciłby do siebie albo poszedł do jakiegoś podrzędnego baru i urżnął się tam do nieprzytomności - tak, jak zdarzyło mu się to już kilka razy odkąd dowiedział się o śmierci Shepard. Potem przyglądałby się sobie w lustrze i po raz tysięczny zadawał sobie te same pytania: Dlaczego z nią nie poleciał? (to była misja Przymierza, chcieli wyłącznie ludzi, miałeś swoje sprawy na Cytadeli) Czy gdybyś tam był, to zdołałbyś ją uratować? (Wiesz, że nie, ale lubisz tak myśleć) Czy gdyby tam nie zginęła i wasze ścieżki znowu się zeszły, to czy zacząłbyś być wreszcie szczery z nią, ze sobą i swoimi uczuciami? (Wątpliwe - wiesz przecież, że nie nic dobrego nie mogłoby z tego wyniknąć)
W sumie może i lepiej, że pójdziesz gdzieś pić razem z Wrexem.
Na pewno lepsze to niż picie do lustra, wpatrywanie się w swoje odbicie, dotykanie malunków na swojej twarzy i zastanawianie się, czy nie powinien ich usunąć, skoro kiedy odnalazł już swoje miejsce w kosmosie, to wszystko spierdolił i bezpowrotnie je utracił? Może nie zasługiwał na to, żeby obnosić się z klanowym symbolem swojego rodu.
- Masz - przyznaje w końcu. - A co, chcesz postawić staremu kumplowi drinka? To chodźmy. - Stara się być żartobliwy, ale wie, że niezbyt mu to wychodzi.
Nie szkodzi.
*
Garrusa niepokoi jeszcze jedno.
Ten leżący przy drzwiach pistolet służbowy. Chwilami kusi, ale on nigdy nie popierał łatwych rozwiązań.
Znacznie lepsze jest powolne staczanie się na dno.
*
Trwa to jeszcze dwa tygodnie, podczas których wątroba Garrusa i cierpliwość Wrexa wystawiane są na ciężką próbę.
Obie wychodzą z tego względnie nieuszkodzone.
Garrusowi pierwsze trzy dni zajmuje przełamanie się na tyle, by móc otworzyć się przed Wrexem na temat śmierci Shepard i tego, co to dla niego znaczy, i drugie tyle, by wspomnieć mu, że czuł do niej coś więcej niż tylko szacunek należny takiemu dowódcy jak ona.
Wrex wychyla kolejną szklankę wyjątkowo paskudnego bimbru i uderza szklanką o stół.
- Mówisz to z takim namaszczeniem, jakby to miała być jakaś niespodzianka dla mnie, Vakarian. Otóż nie - o tym, że coś jest między tobą a Shepard, wiedziałem zapewne jeszcze wcześniej, czy zacząłeś to zauważać swoim niewielkim turiańskim móżdżkiem.
Garrus wpatruje się we Wrexa, jakby właśnie widział go po raz pierwszy w życiu
- Ty mówisz serio?
- Serio jak martwy turianin. Czy nawet oddział turian.
Garrus prycha. Jest to chyba jakiś postęp, szczególnie biorąc pod uwagę, w jakim stanie był jeszcze dwa tygodnie temu, zanim wpadł na Wrexa, a raczej Wrex go wytropił. - Wiesz już, co będziesz później robił, Vakarian? Znaczy poza piciem? - pyta niby od niechcenia Wrex.
Garrus doznaje olśnienia.
- Omega, Wrex - mówi. - Chyba polecę na Omegę.