Tryb warunkowy
fandom: Incepcja
występują: Artur, Eames, Ariadne; Artur/Eames
591 słów
uwagi: White Collar!au (bohaterowie Incepcji w realiach WhC). Uwierzcie mi, mogło być gorzej. Nie ma potrzeby znać WhC, chociaż pewnie znajomość pilota by pomogła.
Celle, dziękuję za betę! <3 Co złe, to ja.
─ Kopę lat.
Eames siedzi na podłodze pod ścianą i obraca palcami butelkę po tequili. Mieszkanie jest opustoszałe, ale nie zakurzone. Ktokolwiek tu mieszkał, wyprowadził się dopiero niedawno.
─ Dwa ─ poprawia go Artur, opuszczając pistolet. ─ Jeśli się stęskniłeś, wystarczyło zadzwonić.
Eames zaciska palce na butelce.
─ Nie wszystko da się załatwić przez telefon.
Na korytarzu słychać już tupot wbiegających po schodach agentów i Artur wyciąga kajdanki.
─ Mam nadzieję, że było warto.
Wyrok Eamesa upływał za cztery miesiące. Ucieczka sprawiła, że dodadzą mu jeszcze przynajmniej trzy lata.
*
Strażnik zamyka za sobą drzwi i Artur zostaje sam na sam z Eamesem i…
─ Ariadne. Jestem adwokatką pana Eamesa i wszystko, co pan powie, postaram się użyć przeciwko panu, agencie Levine.
Artur unosi brwi i patrzy na Eamesa, który wzrusza ramionami.
─ Powiedziałeś, żebym zadzwonił, jeśli będę chciał porozmawiać.
─ Mogłem kłamać.
Eames uśmiecha się.
─ Nie kłamałeś.
─ Byłem zaintrygowany, przyznaję. ─ Artur nie przestaje być zaintrygowany Eamesem, odkąd pierwszy raz natknął się na akta jego sprawy. A raczej spraw. To on połączył sześć różnych pseudonimów w jedną osobę. ─ Wcześniej mnie do siebie nie zapraszałeś.
─ Ależ skarbie, myślałem, że wyraziłem się jasno, kiedy spotkaliśmy się w Miami…
─ Kiedy aresztowałem cię w Miami.
─ Jak zwał, tak zwał.
─ Skończyliście? ─ pyta Ariadne, patrząc to na jednego, to na drugiego. ─ Nie żeby to nie było interesujące, ale cudze napięcie seksualne udziela się także i mnie, a aktualnie…
─ Co pani tu w ogóle robi? ─ Artur potrafi ignorować większość tego, co mówią do niego ludzie. Jego życie bywa dzięki temu trochę łatwiejsze.
─ Bronię dobrego imienia mojego klienta. Chce pan zobaczyć mój certyfikat?
─ Chyba dyplom ─ wytyka Artur. Wbrew sobie czuje, że ta sytuacja zaczyna go nawet bawić.
Ariadne uśmiecha się szeroko i nachyla bliżej.
─ Mogłabym pokazać ci, co tylko zechcesz ─ mówi, gładko przechodząc na ty. Eames kopie ją pod stołem. ─ Gdybym nie bała się jego zemsty, oczywiście.
─ Dobrze wiedzieć, że FBI w ogóle się nie boisz.
─ Uwierz mi - odpowiada, wzruszając ramionami. ─ On jest groźniejszy.
Eames opuszcza głowę i wzdycha cicho.
─ Nie pomagasz mi, Ari.
Jakim cudem przechodzą od tej rozmowy do Eamesa wychodzącego na wolność z bransoletką na kostce i pod kontrolą FBI, Artur nie umie wytłumaczyć.
*
─ Masz mieszkanie na Manhattanie.
─ Tak. I piękny widok z balkonu.
─ Piękny widok. ─ Artur kręci z niedowierzaniem głową. ─ Zapytałbym, jak ty to robisz, ale boję się odpowiedzi.
─ Nie martw się, to całkowicie legalny sposób. Nazywa się zdobywaniem przyjaciół. ─ Eames unosi kubek z waniliową latte ze Starbucksa w geście toastu. ─ Powinieneś spróbować.
─ Piję czarną.
─ Oczywiście, że czarną. ─ Westchnięcie. ─ Ale mówiłem o przyjaciołach. Powinieneś mieć jakichś przyjaciół.
─ Mam przyjaciół!
─ Niezwiązanych z twoją pracą? ─ dopytuje Eames, unosząc brwi. Artur ma ochotę osobiście odwieźć go do więzienia. I zatrzasnąć kratę jego celi.
─ Moje życie osobiste to moja sprawa. Możesz skupić się na śledztwie? ─ Podaje mu folder ze zdjęciami muzeum.
─ Potrafię robić więcej niż jedną rzecz naraz. A twoje życie osobiste jest dla mnie fascynujące.
Jesteś w tym osamotniony, myśli Artur.
─ Mógłbym je dodatkowo uatrakcyjnić, jeśli tylko dałbyś mi szansę ─ dodaje Eames, zniżając głos. Artur chciałby powiedzieć, że nie robi to na nim żadnego wrażenia. Nie może.
─ Jestem tego pewien ─ odpowiada i nie słyszy w swoim głosie zamierzonej ironii.
*
Artur jest pewien, że przyjdzie dzień, kiedy Eames go pocałuje, a on nie zaprotestuje.
Może przyjdzie też dzień, kiedy sobie zaufają.