fikaton 9x01

Oct 01, 2010 15:07

Autor: oteap  
Fandom: Leverage
Tytuł: Grrr!
Ilość słów: okolice 660
Info:
- crackangst
- rzecz obadała idrilka , za co dziękuję.
- podobno nie udało mi się błysnąć oryginalnością. mimo starań i wogle. no cóż, bywa xD



Wszystko będzie dobrze, powiedzieli, jakoś to rozwiążemy. To w końcu my, człowieku! Przecież takie rzeczy nie trwają wiecznie, prawda? Nie martw się, pomyśl, że mogło być gorzej.

Pierwszy tydzień będzie najgorszy, ostrzegli, musisz być twardy.

(A później wszyscy jak jeden roześmiali się nerwowo i wymienili zakłopotanymi spojrzeniami.)

To było dwa i pół miesiąca temu.

...

Gdyby tylko, Eliot myśli czasami, kiedy dookoła panuje półmrok, a gdzieś z okolic poduszki nieco niżej dobiega miarowe pochrapywanie, lub spokojny, miarowy oddech (zależy od dnia tygodnia i tego, kto jako ostatni opuszczał ich biuro). Gdyby tylko nie przyjęli tej roboty, Eliot nie stałby teraz bez ruchu ze wzrokiem wbitym w zasłonięte żaluzją okno.

Gdyby tylko nie wzięli tej sprawy podstarzałego Brytola w jakieś zabitej dechami dziurze w Nowej Anglii, Eliot nie musiałby znosić poklepywania po głowie ani przełykać kolejnych słów umierających w jego zapchanym gąbką gardle.

Gdyby tylko dawno temu brodaci głupcy i pomarszczone staruchy byli na tyle przewidujący, by do każdego przeklętego miecza/sztyletu/stosu monet dodać karteczkę z ostrzeżeniem Nie jesteś przyszłym królem, nie dotykaj!, Eliot nie spędzałby długich godzin na kościstych kolanach Parker, wyglądając przez zaparowane okno furgonetki, lub pod pachą Hardisona, wysłuchując jego chaotycznego mamrotania, kiedy ten przeczesuje niezliczone ilości książek i stron internetowych w poszukiwaniu antidotum.

Gdyby tylko.

...

- Jak się dzisiaj mamy, panie Spencer?
Hardison pojawia się w zasięgu jego wzroku na krótką chwilę, mija go po drodze do jednego ze swoich laptopów, stojącego na drugim końcu stołu. Gdzieś w tle słychać głos Sophie (mówi z ciężkim irlandzkim akcentem i Eliot uświadamia sobie, no tak, jednak przyjęli to nowe zlecenie) i cichy dźwięk whisky witającej się z wnętrzem szklanki.
- Blackhawks, cholera! Nie uwierzysz, jak ci opowiem, co się wczoraj działo na lodzie... Tak na marginesie, chciałem cię ze sobą zabrać, ale Parker powiedziała, że to jej kolej, więc nie do mnie pretensje, ok? - Twarz Hardisona nadpływa z prawej strony. Haker uśmiecha się szeroko, szczerze i prawdziwie, a jego uśmiech to całkowite przeciwieństwo grymasu, w jakim rozciągają się nowe, bezwładne wargi Eliota.
- Mam nadzieję, że byłeś gentlemanem...

(Są takie dni, kiedy Eliot boi się, że zapomni, jak to jest mieć ciało i móc nad nim panować. Albo o tym, jakie to uczucie zmarszczyć brwi, jak to jest otworzyć usta i usłyszeć swój głos. Jak to jest mieć palce u każdej dłoni i móc je zacisnąć, kiedy tylko ma się na to ochotę.

Czasami Eliot śni o tym, że porusza swoimi miękkimi łapkami i przy akompaniamencie przepełnionego drwiną śmiechu uderza nimi w wykrzywione koszmarnie twarze ludzi z bronią tak długo, aż plusz pęka, a białe wnętrze wysypuje się na zewnątrz.)

- Znalazłem kilka interesujących rzeczy. - Hardison podstawia mu pod nos stos luźnych kartek zapisanych gęsto koślawym pismem. Jego lewe nieruchome oko wychwytuje zaledwie kilka słów zanim kartki znikają, zastąpione kolejnym irytująco radosnym uśmiechem i Eliot czuje, jak każdy jego szew, każde najmniejsze włókno, z jakich składa się jego nowe ciało, napina się i trzeszczy, gotowe do działania. Tylko jedno szturchnięcie, jedno jedyne trzepnięcie w tył głowy, tyle by wystarczyło, by Eliot mógł znów poczuć, że gdzieś tam głęboko nadal jest sobą.
- Jesteśmy blisko. Wiem, że jest ci ciężko. - Alec wzdycha. Jego dłoń przez chwilę unosi się w powietrzu tuż nad głową Eliota, jakby bał się, że w ciągu tych długich dziesięciu tygodni mężczyzna odkrył nagle sposób, jak zrobić mu krzywdę kilkoma skrawkami pluszu, potem opada. Długie palce Hardisona idealnie wpasowują się między sterczące uszy a niewielkie rogi ukryte w kępce zielonych kudłów rosnących na czubku głowy.
- Obiecuję ci, tym razem jesteśmy naprawdę blisko. Jestem tego pewien. No, prawie...

(Dwa i pół miesiąca.)

Gdyby Eliot miał zęby, prawdziwe zęby zamiast pluszowych, bezużytecznych dziąseł, między które Parker tak bardzo lubiła wkładać prażynki, nitki makaronu, czy czubek wiecznego pióra Nate’a, zazgrzytałby nimi, wgryzłby się w tę dłoń i żuł, żuł, i żuł.

Gdyby tylko.

Później, myśli z całą stanowczością, na jaką stać go w tej chwili i formie (a gdzieś w jego miękkim wnętrzu frustracja i zniecierpliwienie powoli przeradzają się w pluszową furię), to obietnica.

autor: oteap, fandom: leverage, fikaton 9: dzień pierwszy, fikaton 9

Previous post Next post
Up