6.3

Mar 15, 2009 22:55

Tytuł: Tańczący na zgliszczach
Autor: manarai
Fandom: SPN
Spoilery: do końca trzeciej serii
Ostrzeżenia: grzebanie w Deanie, a jakże.
Ilość słów: 515

Cytaty z Siewcy Wiatru Mai Lidii Kossakowskiej. Reszta z mojej chorej głowy.
I ukłon w stronę Kubisia :)

Tańczący na zgliszczach

Kiedy umarł, chciał pójść na własny pogrzeb, tak dla żartu. Niewielu ludzi miało taką okazję.
Nie poszedł.

(Przekonałeś się przecież, że to twoje powołanie.)

Kiedy pierwszy raz nie umarł, myślał, że nigdy tego Samowi nie wybaczy.
Budził się potem ze snów, w których Kosiarz wciskał mu czyjeś życie, noc w noc, jak komiwojażer uparcie ignorujący wywieszkę Akwizytorom dziękujemy, i przypominał sobie, jak Sam kiedyś pytał, czy naprawdę nigdy nie ma przy tej robocie koszmarów. Gdyby znów zapytał, odpowiedź byłaby taka sama; zawsze taka sama.
Nieważne, ile jeszcze razy zobaczy przebaczenie w oczach Layli. Nieważne, ile jeszcze razy zobaczy własne odbicie w lustrze. Nieważne.
Sam chciał cudu, nie złodziejskiej wymiany; nie łatałby go przecież kradzionym życiem, nie Sam. Sam wiedział, kiedy zrezygnować. Sam wierzył w cuda.
Dean nigdy w życiu nie widział cudu.

(Twój czas się jeszcze nie wypełnił.)

Kiedy drugi raz nie umarł, chciał coś zniszczyć, kogoś zabić, a może zniszczyć wszystko i zabić wszystkich, a może tylko siebie, bo przecież to on miał umrzeć; to on.
Pamiętał uczucie wewnętrznego spokoju, ciszy i równowagi. Pamiętał, że kiedyś, przez kilka uderzeń serca, był gotowy na śmierć. Musiało mu się przyśnić, chociaż nie miał pojęcia kiedy, bo prawie nie spał, chyba że z wyczerpania. Kiedyś - potem - wiedział już, że życie z czarną dziurą w środku jest gorsze od śmierci. Sam jeszcze do tego nie doszedł.
Sam wierzył, że wszystko może jeszcze zdarzyć się inaczej i że można próbować coś zmienić, uciec przeznaczeniu; Sam wierzył.
Dean wierzył, że Sam nie ma przeznaczenia - bo wiedział, że cudów nie ma.

(Czujesz, myślisz, oddychasz, twoje serce bije, lecz mimo to nie ma w tobie życia w takim sensie, jak przedtem.)

Kiedy pierwszy raz pomyślał, że będzie musiał zabić Sama - nie, nie Sama; to, czym Sam może się stać - zrozumiał, czemu ojciec wtedy dał się zabić. Szczęściarz, poszedł do piekła, oddał wszystko i niczego więcej już nie musi; niczego więcej.
Sam wierzył w Boga i anioły. Dean wiedział, że gdyby anioły istniały, ktoś musiałby kiedyś jakiegoś zobaczyć - ktoś, kogo znał, a nie cholerni pasterze od żłóbka czy inni święci Pańscy. Gdyby Bóg istniał, Winchesterowie mogliby w spokoju naprawiać samochody, a nie recytować łacinę nad kolejnymi demonami. Gdyby to wszystko była prawda, anioły czuwałyby nad mamą.
Czasami Dean patrzył na śpiącego Sama i wiedział, że nie ma w nim miejsca na więcej dziur.
Czasami chciał wierzyć.

(Przyjdzie ci umrzeć po wielekroć.)

Kiedy drugi raz wzywał demonicę z rozdroży, nie myślał o niczym, działał jak automat. To życie i tak nie było jego, dostał je za darmo; wyświechtana dusza starczyła na życie Sama i jeszcze rok. Dobra wymiana, może aż za dobra, ale wtedy nie myślał o niczym.
Nie chciał wiedzieć, gdzie Sam był, kiedy go nie było. Chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Chciał.
Budził się ze snów, w których nie umierał, bo już umarł. Potem zaczął się obawiać, że kiedyś może wyjść; nie jak ojciec, tylko w cholernym czarnym dymie, ale wciąż wierzył, że wtedy Sam go zabije - godnego przeciwnika po wygranym pojedynku, jak anioł miłosierdzia. Nie wiedział tylko, czy zasłużył.
Bo anioły nie istnieją.

(Przyjdzie ci umrzeć po wielekroć.)

Nie pozwolił Samowi się uratować.

fandom: supernatural, fikaton 6: dzień trzeci, fikaton 6, autor: manarai

Previous post Next post
Up