Pomysł z założenia prosty. Co by było, gdyby tak Iron man zajął się łapaniem Jokera, a Batman ruszył na przeszpiegi do rezydencji Mandaryna? Pomieszanie movieverse, seriali i komiksów.
Autor:
czarna_panteraTytuł: Zamiana
Fandom: Iron Man/Batman
Postaci: Anthony "Tony" Stark (Iron Man), Bruce Wayne (Batman), Joker, Mandaryn, źli złoczyńcy
Spojlery: ogólne
Liczba słów: 1401
Ostrzeżenia: uprzedzam, że niektóre fragmenty mogą uszkodzić, zwłaszcza spotkanie Batmana z Mandarynem
Zamiana
Zaraz po swojej kolejnej ucieczce z Azylu Arkham, Joker zaszył się w starym, opuszczonym wesołym miasteczku. To miejsce było idealne. Kilka szalenie pracowitych dni spędził na przerabianiu niektórych atrakcji na niespodzianki dla Batmana. Zabójcze niespodzianki. Zastawianie pułapek na Batmana było jego ulubionym zajęciem. Od zawsze. Co prawda nietoperz zawsze robił wszystko, żeby zepsuć zabawę, ale tym razem Joker wszystko dokładnie zaplanował. Będzie fajnie. Będzie strasznie fajnie.
Ukończywszy przygotowania, zaszył się w podziemiach całego kompleksu, w małym pomieszczeniu, w którym urządził sobie centrum sterowania i czekał, jak pająk w sieci. Batman sam do niego przyjdzie. Na pewno już wiedział o jego ucieczce z Azylu i zrobi wszystko, żeby posłać go tam z powrotem. Tylko, że najpierw będzie musiał pokonać wszystkie zasadzki. Szykowała się świetna zabawa. Dla Jokera oczywiście.
Minęło parę dni, a Batman jakoś się nie pojawiał. Joker był poważnie rozczarowany. Zaczął się już zastanawiać, w jaki sposób zachęcić go do przyjścia: wysłać mu zaszyfrowany anonim, porwać komisarza Gordona albo może podłożyć ładunku wybuchowe w jakimś szpital, kiedy wreszcie czwartego dnia po południu jedna z kamer przy bramie coś wychwyciła. Joker nie zdążył dokładnie przyjrzeć się obrazowi, bo zaraz znikł. Najwyraźniej ktoś rozbił obiektyw kamery. Joker uśmiechnął się szeroko. To musiał być on. Zatarł ręce i powiedział przesłodzonym głosem do mikrofonu:
- Batman, to ty, skarbie?
Głośniki, rozlokowane na terenie całego wesołego miasteczka, powtórzyły jego słowa. Batman, kiedy tylko go zlokalizuje, na pewno spróbuje się do niego przedrzeć. Joker już nie mógł się doczekać, kiedy nietoperz trafi na pierwszą pułapkę. Ale i tak najbardziej podobała mu się ta z ruchomym sufitem z kolcami. I wreszcie, na koniec, sam wielki finał: basenik, gdzie czekali na niego wygłodniali, uśmiechnięci przyjaciele - piranie. Pięć minut z tymi maluchami i z Batmana zostanie ładny, obgryziony do czysta szkielecik. Joker powiesi go sobie później w domu na ścianie. Nad kominkiem.
Rychło jednak okazało się, że nic nie idzie zgodnie z planem. Coś przedzierało się przez wszystkie zapory, kosząc je strumieniem energii. Jak on to robił, u diabła? Jechał czołgiem czy co? Joker zerwał się z furią z fotela, z niedowierzaniem spoglądając na znikający jeden za drugim obraz z monitorów. To nie tak miało być!
- Ups, czas się zbierać - uświadomił sobie, gdy przedostatnia z jego pułapek zawiodła.
Rzucił się do drzwi. Ledwie położył dłoń na klamce, te wyleciały z zawiasów, odrzucając go aż na przeciwległą ścianę. Spojrzał z niedowierzaniem na stojącą w nich postać.
- A ty skądś się urwał? Coś ty za jeden?! - warknął.
Zamiast Mrocznego Rycerza w drzwiach stał nieznany mu osobnik w czerwono-złotej zbroi.
- To nie fair! Tego nie było w scenariuszu! To Batman miał przyjść - oświadczył Joker z pretensją w głosie.
Cofnął się i trafił na pulpit sterowniczy. Udało mu się uruchomić zapadnię w podłodze. Nieznajomy w czerwono-złotej zbroi runął w dół. Joker roześmiał się obłąkańczo. Cóż, tak czy inaczej rybki dostaną obiadek, tyle że zapuszkowany. Będą musiały się nieco natrudzić, żeby dostać się do środka. Śmiech zamarł mu na ustach, gdy tamten wrócił, z impetem wlatując do pomieszczenia. Skurczybyk latał. Kto to widział, żeby taka konserwa latała? Zawisł w powietrzu, spoglądając na niego z góry.
- Ej, to wcale nie było śmieszne! - oświadczył Joker z oburzeniem.
- A mnie się nawet podobało - odparł Iron Man, ogłuszając go strumieniem energii z repulsorów.
*
Straże rezydencji były nastawione na atak z powietrza. Całkowicie jawny, bez żadnego maskowania się i bez zbytnej finezji. Tak jak to było w stylu Iron Mana. Batman był znacznie ostrożniejszy. Samolot zostawił daleko stąd, dobrze zamaskowany, a kilkanaście ostatnich kilometrów pokonał na motorze, pędząc przez pustkę tybetańskiej wyżyny. Przez długi czas uważnie obserwował posiadłość, kryjąc się w cieniu. Zapadła już noc, a on wciąż czekał na odpowiedni moment. Wreszcie, kiedy uznał, że wie już wszystko, wślizgnął do środka, przez ogród na tyłach. Dobrze orientował się w rozkładzie pomieszczeń. Miał dokładne informacje od Iron Mana. Prywatne komnaty Mandaryna znajdowały się we wschodnim skrzydle. Musiał tylko przejść przez ogromny, reprezentacyjny hol i długi korytarz. Wnętrze na szczęście było opustoszałe. Najwyraźniej straże znajdowały się tylko na zewnątrz. Przekradł się w stronę wschodniego skrzydła, kryjąc się w mroku.
Jego uwagę zwrócił prostokąt światła, padający na posadzkę z wnętrza jednej z komnat w głębi bocznego korytarza Już z oddali usłyszał odgłosy rozmowy. Batman przyczaił się za figurą smoka i zajrzał do środka.
Przy stoliku siedziało dwóch osiłków, jeden z nich miał twarz szarą jak popiół i tępe rysy, jakby wyryte w kamieniu, za to drugi wyróżniał się długimi, zielonymi włosami. Grali w karty. Po chwili dołączył do nich trzeci, w czarnym płaszczu i o bladej, niemal białej skórze.
- A wy jak zwykle się ochrzaniacie - powiedział, patrząc na nich krytycznie.
Posłali mu ponure spojrzenia spode łba, nie przerywając gry.
- Zakuty łeb się jeszcze nie pokazał? - zapytał ten z zielonymi włosami.
- Ani śladu.
- Mam wątpliwości co do tego nowego planu - mruknął drugi z osiłków, dobierając sobie trzy karty.
- Modok uruchomił nowe pole siłowe - powiedział ten w czarnym płaszczu. - Kiedy tylko Iron Man się tutaj pojawi, wszystkie jego systemy szlag trafi i będzie zupełnie bezbronny. Szef dobrze to wymyślił.
Batman szybko się wycofał i zatrzymał dopiero wtedy, gdy był już w bezpiecznej odległości od komnaty. Właściwie Iron Man poprosił go tylko o to, by dowiedział się, co planuje Mandaryn.W sumie wypełnił już swoją część umowy. Zawahał się. Ale skoro już tu był... Postanowił jeszcze trochę się rozejrzeć.
Bez większego trudu znalazł prywatne, pełne przepychu komnaty Mandaryna. Wkradając się do środka, przemknęło mu przez myśl, że gdyby natknął się na ich właściciela, mogłoby się to źle skończyć. Mandaryn nie był zwykłym obłąkańcem; czerpał swoją moc z dziesięciu potężnych, starożytnych pierścieni. Część z nich reprezentowała siły natury: światło, ciemność, ogień i wiatr. Inne pozwalały manipulować materią, przejmować kontrolę nad umysłami przeciwników czy wysyłać strumienie energii, również elektrycznej. Właściwie dobrowolnie wchodzenie do jaskini smoka było nad wyraz lekkomyślne. Zapewne tak postąpiłby Tony, tylko zamiast wkraść się od tyłu, wyważyłby drzwi wejściowe promieniem unibeam. Wyglądało na to, że zadawanie się z Iron Manem było szkodliwe, skoro ten styl działania zaczął mu się udzielać.
Batman zatrzymał się na chwilę, nasłuchując. Cisza. Ku jego zdziwieniu, komnaty były puste. Spenetrował je dokładnie, aż wreszcie zostało tylko jedno pomieszczenie.
Zza uchylonych drzwi łazienki dobiegał szum wody. Batman, trochę wbrew sobie, zajrzał. Kłęby pary wypełniały pomieszczenie. Za mleczną szybą kabiny prysznicowej dało się dostrzec zarys wysokiej sylwetki. Mandaryn w ogóle go nie zauważył; Batman poruszał się ciszej niż skradający się kot. Nie miał prawa go usłyszeć, tym bardziej, że zajęty był śpiewaniem arii operowej. Trzeba było przyznać, że głos miał całkiem niezły. Batman już miał się wycofać - widok Mandaryna w stroju mniej niż kompletnym, nie był jednak zbyt pociągającą perspektywą - gdy nagle jego wzrok padł na półeczkę pod lustrem. Uśmiechnął się. Nie do wiary. To było zbyt proste...
*
- Odstawiłem tego twojego wesołka do Azylu - powiedział Tony, zdejmując hełm. - Przyznaję, że to miejsce może wpędzić w depresję.
- Nie przeczę - odparł Batman. Zdążył już uważnie obejrzeć pracownię Starka i musiał przyznać, że robi wrażenie. Miał tutaj najnowocześniejszy sprzęt. Ale Batcave i tak było większe. - Wkrótce ucieknie znowu.
- A który to już raz?
- Osiemnasty. W tym roku.
Tony uniósł brwi w zdziwieniu i spojrzał na Batmana. Bruce nie zdjął maski. Stał nieporuszony, jak wielki, czarny cień. I z pewnością nie żartował.
- A jak ci poszło z Mandarynem? - zapytał.
- Nieźle.
- Czyli?
- Sądzę, że chwilowo masz z nim spokój.
Ponieważ Iron Man tylko spojrzał na niego pytająco, Batman uznał, że należy udzielić pewnych wyjaśnień
- Zabrałem mu jego drogocenne pierścienie.
Tony gwizdnął cicho. To było nie lada osiągnięcie.
- Zastanawiam się, jak ci się to udało.
- Bardzo prosto. Nie trzeba było zdejmować do kąpieli - powiedział Bruce z kamienną twarzą.
- Zaraz, chcesz powiedzieć, że...
Batman tylko skinął głową.
- Nie czekałem, aż odkryje zgubę.
- Co zrobiłeś z pierścieniami?
- A, wyrzuciłem nad oceanem w drodze powrotnej. Jak sądzisz, jak dużo czasu mu zajmie, nim się pozbiera? - Batman uśmiechnął się; samym kącikiem ust, ale jednak.
Iron Man spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Przyznaję. Na to bym nie wpadł.
- Może powinieneś pomyśleć o nieco innym stylu niż rozwalanie wszystkiego na swojej drodze - zauważył Bruce.
- Moja zbroja niezbyt nadaje się do skradania. Ale może pomyślę o jakiejś wersji Stealth...
Mrucząc coś do siebie, odruchowo sięgnął po ołówek i zaczął rozrysowywać wstępny projekt na kartce. Po chwili jednak odsunął ją na bok.
- No dobrze, skoro na razie spełniliśmy swoje oficjalne obowiązki... Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Co powiesz na wieczór na mieście, tym razem jako Bruce Wayne i Tony Stark?
Batman przez chwilę milczał, jakby się zastanawiając. Jednak po chwili skinął głową.