Fikaton #4, dzień szósty.

Mar 05, 2008 23:52

Ok, znowu bez większego sensu.

Lost
Claire
500 słów, 5x100
spoilery do finału trzeciego sezonu
futurefic, można czytać jako tekst kompatybilny ze Szczęśliwym trafem..


all flowers in time bend towards the sun
i know you say that there's no-one for you
but here is one

~*~

Postawiła torby w korytarzu przy ścianie i zamknęła za sobą drzwi. Nie była tu ponad dwa lata i tak wiele wydarzyło się w tym czasie (samolot się rozbił, a ona została matką i zakochała się; był czas, kiedy rozmawiała z duchami), a mimo to rozpoznawała każdy szczegół: rozstawienie mebli (kanapa pod oknem ze stolikiem kawowym stojącym tuż obok, teraz nie było na nim gazet, które tak uwielbiała czytać mama), kolor ścian (beżowy, teraz trochę pożółkły), kwiaty na parapecie (słoneczniki, teraz trochę zwiędłe). Zrobiła krok do przodu i obejrzała się przez ramię, w kurzu na podłodze pozostały ślady jej stóp (teraz).

~*~

Najtrudniej sprzątało się łazienkę. Osad i kamień na wannie ustępowały dopiero po potraktowaniu trzema różnymi rodzajami chemikaliów, a dziwne plamy na lustrze wydawały się nie do usunięcia. Zgadywała, że to pasta do zębów, która zastygła na nim ponad dwa lata temu, albo jeszcze wcześniej: kiedy mama myła zęby ostatni raz przed wypadkiem, zapewne wpatrując się w swe zmartwione odbicie i zastanawiając się, co zrobiła źle i w którym momencie. Claire nigdy nie sprzątała łazienki. (Teraz suchą szmatką szorowała lustro, wcześniej spryskując je płynem do mycia szyb, nie wpatrywała się w swoje odbicie; wiedziała, co zrobiła źle i w którym momencie.)

~*~

(Teraz siedziała sama w wielkim pustym domu, cisza brzęczała w jej uszach, jakby siedziała pod gniazdem os, albo - lepiej - w gnieździe.) Nie włączała telewizji, często słyszała i widziała w niej rzeczy, których wolałaby nie słyszeć i nie widzieć. Podeszła do okna i przesunęła zwiędłe słoneczniki (które były już długo za stadium wydawania przykrej woni, i kto wie, czy zupełnie bezzapachowe kwiaty nie były czymś znacznie gorszym niż te śmierdzące). Chodnikiem biegały dzieci, najwyraźniej bawiąc się w ganianego, ich roześmiane buzie były tak przyjemnie zarumienione. (Jej twarz była blada.) Ten ganiający dzieciak miał identyczny kolor włosów jak Aaron. Claire spuściła rolety.

~*~

Kiedy pewnego dnia, z czystej rutyny, zajrzała do skrzynki pocztowej, znalazła tam kopertę. List nie miał wypisanego nazwiska nadawcy, tylko jej własne dane i obecny adres wykaligrafowany czarnym piórem. Na miękkich nogach wróciła do domu, zamknęła za sobą drzwi (ciągle trochę skrzypią, słabo naoliwione) i usiadła na kanapie. Drżącymi dłońmi otworzyła białą kopertę, prawie rozrywając ją na połowę. Pierścionek Drive Shaft upadł na podłogę z cichym stukotem (to obcy dla niej dźwięk, kiedyś pierścionek Charliego spadał, jeśli już, to tylko na piasek). Wpatrywała się w niego z otwartymi ustami, a potem zadzwonił telefon. Ciocię poinformowała, że dostała list od ducha.

~*~

Leżała na kanapie, z wyprostowanymi nogami wyciągniętymi przed siebie, nagimi stopami opartymi o podłokietnik. Patrzyła na sufit, w dłoni obracała pierścionek od Charliego, trochę za duży, by założyć go na którykolwiek palec. Postanowiła, że jutro kupi łańcuszek i zawiesi go sobie na szyi. Po chwili wstała, żeby otworzyć okno. Do pomieszczenia wpadło trochę świeżego powietrza, niosąc ze sobą radosne śmiechy dzieci. Zrobiła krok do przodu i nie obejrzała się, by zobaczyć, czy zostawiła na podłodze ślady stóp. (Teraz było zupełnie jak kiedyś, takie samo rozmieszczenie mebli, słoneczniki odwrócone w stronę słońca; tylko beżowe ściany trochę pożółkłe, a dom pełen duchów.)

fikaton 4, fikaton 4: dzień szósty, fandom: lost, autor: akzseinga

Previous post Next post
Up