Urywek.
Dla Niebieskiego Migdała.
Na strychu żyją elfy - mawiała, gdy była mała. Patrzył na nią z pobłażliwym uśmiechem, a potem, by udowodnić że tak nie jest, wspinali się na poddasze po stromych schodkach. Drzwi otwierały się z przeciągłym skrzypnięciem.
Stawał na palcach i sięgał do włącznika, zapalając światło, które sączyło się mdle z dwóch słabych żarówek. Objawiał się zakurzony strych wypełniony pudłami ukrywającymi w swoim wnętrzu sterty pamiątek. Z mroku wyłaniały się stare meble, podniszczone fotele, rozwieszone gdzieniegdzie pajęczyny.
- Widzisz, nie ma - mówił.
- Pochowały się - twierdziła, rozglądając się dokoła. - Gdybyśmy nie zapalali światła, to może...
- Elfy żyją w lasach. Tu ich nie znajdziesz. Ale zobaczysz je już za kilka lat - tłumaczył cierpliwie, pozwalając siostrze penetrować kąty strychu.
- Naprawdę?
- Tata tak mówił - odpowiadał. - Jak już pójdziemy do Hogwartu.
- Ale ty pojedziesz tam rok wcześniej.
- A jak ty przyjedziesz, to będę już wiedział, gdzie są. I ci je pokażę. A teraz, mała - jazda na dół.
Uśmiechał się pobłażliwie, widząc dwa podskakująca w górę i w dół rude kucyki. Bycie starszym bratem zobowiązywało.
Gdy miał dziewięć lat, zamieszkał na strychu. Zniknęły tumany kurzu i pajęczyny, zniknęły pudła pełne skarbów. Zostały tylko stare meble.
Deski na podłodze przykrył zielony dywan, przez umyte okna w dachu wpadały promienie słoneczne, oświetlając zapychane powoli na nowo kąty.
Półki zapełniały się skarbami. Cegła wyniesiona potajemnie z placu budowy w dowód odwagi, wielka książka z ruchomymi obrazkami przedstawiającymi magiczne zwierzęta - prezent od starszej siostry otrzymany dwa lata wcześniej, zestaw szklanych kulek do gry, kilka płaskich kamieni, którymi fantastycznie puszczało się żabki na miejscowym stawie.
Elfy poukrywane gdzieś po kątach zniknęły bezpowrotnie, gdy w ich królestwie zamieszkał rudowłosy chłopiec.
Gdy miał dwanaście lat, pomyślał pewnego dnia, że chciałby móc pokazać jej te elfy, o których ona i tak już nie pamiętała.