Wpis zainspirowany notką u Arian, początkowo miał być komentarzem do
jej wpisu, ale się trochę rozrósł. Jest to moja opinia, a nie polemika.
Chodzi oczywiście o sprawę rezolucji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy
wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8480181,_Dzien_wstydu___Prawica_zmienia_raport_o_pelnym_dostepie.html Używam tu zamiennie słów „sumienie” i „światopogląd” z powodu dość silnych konotacji tego pierwszego z religią. Chciałam podkreślić, że również niereligijne poglądy zasługują na ochronę.
To nie jest tak, że chcę zmuszać kogokolwiek do zrobienia czegoś, co jest sprzeczne z ich światopoglądem. Albo, że nie widzę problemu między lekarzem - katolikiem a pacjentką chcącą usunąć ciążę. I tez nie jest tak, żebym uważała, że wszyscy lekarze czekają tylko, żeby im zapłacić za nielegalny zabieg i wtedy odłożą swoje sumienie na bok. Tymi się w ogóle nie zajmuję, bo uważam, że nie ma po co. Choć może inaczej: gardzę nimi i nie chciałabym mieć z nimi nic do czynienia, nawet jeśli miałby to być jakieś słowna na lj’u. Żal śliny, żeby na nich splunąć.
Na prawdę wierzę, że są lekarze, którzy mają autentyczny problem moralny. O tych mogę mówić.
Tak, chciałabym, żeby nie musieli robić nic, co jest sprzeczne z ich światopoglądem (tak naprawdę to chciałabym aby prawo do wolności i samostanowienia się wszystkich ludzi nie było sprzeczne z niczyim sumieniem, ale bądźmy realistami i realistkami - nie dożyjemy tego). Byłoby świetnie, gdyby każdy lekarz/lekarka mogli odmówić zabiegów, których wykonywanie jest dla niech problemem moralnym, a wszyscy pacjenci i pacjentki mogli bez problemu uzyskać legalne świadczenia medyczne. Naprawdę byłoby świetnie. Ale życie ssie. I często musimy wybierać pomiędzy tym co jest zgodne z naszym światopoglądem, a jakimiś innymi wartościami (powiedzieć egzaminatorowi, co na prawdę myślę czy powiedzieć, co on myśli, a z czym się nie zgadzam i zdać? Nie iść do kościoła i mieć awanturę przed cały dzień czy pójść/skłamać i mieć spokój? Powiedzieć rodzinie, że jestem homo i zaryzykować utratę środków na studia, czy siedzieć cicho?)
akinnore pisze:
- Nie ma nic ważniejszego niż wolność sumienia - mówi w końcu. - Nie ma nic bardziej ważnego niż możliwość odmowy uczestnictwa w czymś, co uznajemy za złe.
Nieprawda. Ja na przykład uważam, że prawo do życia jest ważniejsze od wolności sumienia. A rezolucja, o której mowa miała między innymi gwarantować, ze lekarz nie będzie miał prawa się na nią powołać w razie zagrożenia życia pacjentki (nota bene w polskim prawie nie może; jak jest w praktyce wiemy). Jednak abstrahując od aborcji. Dla kogoś nakazem moralnym może być nawracanie innych ludzi na swoją wiarę siłą. Albo, że należy przymusowo leczyć homoseksualistów. I na prawdę można to sobie uzasadnić. Mój bóg nakazuje mi szerzyć moją wiarę, ja mam takie przykazanie i moje prawo do wolności religii (sumienia) powinno mi gwarantować prawo do nawracania innych ogniem i mieczem. A poza tym to ci biedni niewierni spłoną w piekle, jeśli ich nie nawrócę. Więc robię to dla ich dobra. A homoseksualizm jest z gruntu zły i ludzie homo robią krzywdę sobie i społeczeństwu. Są chorzy wiec nie zdają sobie sprawy, co robią, dlatego nie należy brać pod uwagę ich zdania. A moje prawo do wolności sumienia/światopoglądu powinno chronić moje prawo do zwalniania homoseksualistów/tek z pracy w przedszkolach. Bo ja mam takie poglądy i prawo do ich manifestowania.
Nie ma wartości absolutnych. Ponieważ żadna z nich nie jest zawieszona w próżni, gdzie mogłaby sobie istnieć bez konfliktu z innymi. O takich wartościach naprawdę łatwo rozmawiać i łatwo ich bronić. Ale niestety (?) każda z nich jest istnieje w określonej rzeczywistości społecznej, gdzie zdarza się a innymi. I wtedy trzeba wyważyć, która z nich, w danej sytuacji powinna mieć priorytet. Podejrzewam, ze większość osób się zgodzi, że w sytuacji, gdy stawką jest życie, wolność sumienia musi zejść na dalszy plan (choć jest to coraz częściej podważane i pewnie również z tego wziął się pomysł, aby zgłosić rezolucję, która by wzmacniała w tym konflikcie pozycję wartości, jaką jest życie). Nie chcę się budować swojej argumentacji na przypadkach skrajnych, zwłaszcza, że argumentację pro-life można tu zbić przez niekonsekwencję. Mówią, ze nie wolno zabijać innego życia (w tym przypadku płodu), a sami decydują o zabiciu kobiety.
Skupię się na zwykłym przypadku kobiety, która chce usunąć ciążę w kraju, gdzie aborcja jest legalna na życzenie oraz istnieje klauzula sumienia. Kobieta trafia do lekarza - katolika. Uważam, że należy zrobić wszystko, żeby lekarz ten nie był zmuszony wykonać zabiegu, a kobieta mogła szybko i bezproblemowo uzyskać to świadczenie od innego lekarza. Tak by było idealnie, wszyscy zachowaliby swoje przekonania. Ale co jak się tak nie da? Bo na przykład nie ma w pobliżu lekarza, który nie powołał się na klauzulę sumienia? Pojawia się konflikt prawa lekarza do wolności sumienia i prawa kobiety do wolności, integralności cielesnej i samostanowienia. I w moim odczuciu te drugie prawa powinny wziąć górę nad wolnością sumienia. Po prostu wydają mi się bardziej namacalne (zwłaszcza integralność cielesna i samostanowienie) i mniej abstrakcyjne. Ponadto pogwałcenie ich będzie miało bardziej wymierne skutki tu i teraz i na całe życie. I dlatego uważam, że jeśli nie da się pogodzić klauzuli sumienia z prawem kobiet do aborcji to trzeba ograniczyć klauzulę sumienia.
Czemu jestem tak bardzo cięta na klauzulę sumienia? (Bo prawdopodobnie jestem na nią bardziej cięta, niż większość kobiet pro-choice, które nie określają się jako feministki.) Bo jakoś tak widzę, jak łatwo w sytuacji, w której mamy konflikt dwóch wartości, prawa kobiet automatycznie schodzą na dalszy plan. Jak historycznie prawo kobiet do życia przegrywało z prawem mężczyzn do karcenia żony, a potem z prawem mężczyzn do życia rodzinnego i braku ingerencji państwa w tej sferze (niestety częstokroć nadal przegrywa). Jak prawo kobiet do zdrowia i życia przegrało w polskim sejmie z prawem mężczyzn do korzystania z wspólnie zajmowanego lokalu. Jak prawo kobiet do znieczulenia okołoporodowego przegrywa z prawem mężczyzn do rozrywki (bo na stadiony jest kasa, a na znieczulenia nie). Jak prawo kobiet do bycia niegwałconymi przegrywa z prawem mężczyzn do uczestniczenia w kulturze, której „tradycją” jest przemoc seksualna wobec kobiet. Jak prawo dziewczynek do zdrowia i informacji przegrywa z prawem określonej grupy religijnej do głoszenia swoich poglądów na temat prokreacji. Jak prawo dziewczynek do swobodnego wyboru drogi życiowej poprzez świadomą decyzję o małżeństwie, która jest możliwa jedynie po osiągnięciu określonego wieku, przegrywa z prawem określonej kultury do kultywowania tradycji wczesnych małżeństw. Jak…
Może kiedyś, jak będziemy żyć w bardziej równościowym społeczeństwie, będę potrafiła spojrzeć na konflikt prawa kobiet/inne prawa w sposób bardziej obiektywny, bez bagażu o przegranych bitwach. Może jak wygramy wojnę, będę tak potrafiła, ale teraz niestety nie umiem tego przeskoczyć.