Feministycznie

Feb 19, 2012 20:39


Za niecały miesiąc Manifa, wielkie święto feminizmu, impreza, która co roku gromadzi klika tysięcy osób, niegodzących się na nierówność płci w Polsce. Na nierówność ekonomiczną, na nierówność polityczną, na nierówność społeczną, na szeroko pojętą dyskryminację ze względu na płeć. Pójdę na Manifę, to dla mnie oczywiste. Hasło tegorocznej Manify - "Przecinamy pępowinę" - odnosi się do przecięcia więzów pomiędzy światem polityki, a światem Kościoła.

Nie podoba mi się to hasło. Rozumiem, dlaczego rozdział Kościoła i państwa jest ważny; ja osobiście uważam, że wpływ Kościoła na państwo jest szkodliwy dla ruchu feministycznego. Jestem feministką i tak uważam. Na benefitach manifowych, w postulatach, w samej gazetce - wszędzie można znaleźć wyraźne stanowisko dotyczące emancypacji osób LGBT. Zgadzam się z zawartymi tam postulatami, bardzo mi przeszkadza dyskryminacja ze względu na orientację seksualną, jestem feministką i mi przeszkadza.

Ale, do cholery, mogłabym tak wcale nie uważać, będąc feministką. Mogłabym być np. katoliczką - i ton artykułów zawartych w gazecie na Manifę mógłby mnie urazić ("Nie mam wątpliwości, że dla kobiecej duszy i kobiecego ciała przekaz Kościoła Katolickiego, wzmacniany przez ustawodawstwo, jest trucizną" - Agnieszka Kramm,"Trujący przekaz Kościoła"). Mogłabym pracować w sklepie spożywczym, śmiać się z żartów o pedałach, chodzić do kościoła, chrzcić dzieci, dawać na tacę - i być feministką, której przeszkadza fakt, że mój szef szczypie mnie w tyłek, że zarabiam mniej niż mój kolega z tego samego sklepu, że mam w domu drugi nieodpłatny etat przy garach, mężu i dzieciach, że chcą mi wydłużyć wiek emerytalny, chociaż moja emerytura i tak będzie gówno warta, bo pracuję na umowę zlecenie. Boję się rzucić pracę, bo trudniej będzie mi znaleźć nową - trudniej niż temu koledze, chociaż on chce więcej pieniędzy i nikt nie odważyłby się go uszczypnąć w tyłek. Ale nie wiem, czy nie będę musiała i tak z tej pracy zrezygnować - bo to najbliższe przedszkole, do którego była zapisana młodsza córka na ten rok, właśnie zamykają. Będę wtedy całkowicie uzależniona finansowo od męża - a jego pozycja w domu i tak jest silniejsza. Może czasem pokazuje to pięścią. I nie chciałabym się na to godzić, przeszkadzałoby mi to, odczuwałabym, że jestem traktowana niesprawiedliwie przez ten system, przez męża, przez szefa, przez radnych, którzy mi to przedszkole zamknęli - i że ta niesprawiedliwość wynika z tego, że jestem kobietą. Tylko że wtedy bym się nie dowiedziała, że to znaczy, że jestem feministką, a na Manifę bym nie poszła. Bo to nie o mnie chodzi. To chodzi o jakieś tam, co się im Kościół nie podoba, o jakiś gejów, o coś, co mnie nie dotyczy. I szkoda by mnie było dla tego ruchu, który ma mnie reprezentować i który mnie, jak każdej feministki, potrzebuje pod PKiNem 11 marca.

Dyskryminacja kobiet w Polsce ma tyle poziomów, tyle wymiarów - dlaczego zamiast skupiać się na tych najbardziej oczywistych, sięgamy po pewne problemy pośrednio związane z feminizmem? Problemy, które dla wielu są zbyt kontrowersyjne, przez które łatwo nas pokazać jako ruch skrajny, idący w poprzek opinii publicznej? Nie trzeba mnie przekonywać, że Kościół umacnia patriarchat, ale uderzając w Kościół wbrew pozorom uderzamy nie tylko w Episkopat, ale też w katoliczki i katolików, wśród których mogą być feministki i feminiści. Sama jestem działaczką LGBT, ale dlaczego, idąc na Benefit Manifowy, nie mogę kupić pina z napisem "jestem feministką", za to mam do wyboru myliard różnych gadżetów z Shane, bohaterką L Word?

life's ... weird, coś, lewactwo

Previous post Next post
Up