A/N: Mój debiut w tym fandomie, ale jakże ukochanym fandomie. Na Mirriel już zawisło. Z ukłonem w stronę
kocie_pisanie. Poprawiłam co nieco - wiesz, że bubię twoje marudzenie? ;) Następny tekst będzie pewnie o Zuzannie...
Ani śmierci, ani krwi
Łucja ma trzydzieści lat, ale wciąż pamięta tamtą noc, gdy bombardowano Londyn. To wspomnienie jest nadal szorstkie i kłujące, jak odłamki cegieł i szkła, które sypały się z nieba przy ogłuszającym huku bomb.
Więc kiedy na Ker Paravel ktoś otwarcie żartuje przy niej z przelewu krwi oraz wojen, Łucję przechodzi dreszcz.
- Powinniśmy szukać pokoju zamiast wojny. - Echo jej spokojnego głosu odbija się od ścian. - Czyż nie szacunek i miłość do drugiego człowieka są najważniejsze?
- Oczywiście, Wasza Królewska Mość. - Wszyscy odpowiadają zgodnie, pochylając głowy, dotykając włosami podłogi.
Wiedzą doskonale, że walczyła w niewielu bitwach. Nie zabiła wielu ludzi. Są zaślepieni ignorancją, która wynika z przekonania o jej zupełnym braku doświadczenia. Dla nich Łucja Pevensie to kobieta, która nie poznała nigdy ciężaru zbroi, ostrza miecza, świstu lecącej strzały.
Królowa Łucja nie widziała tak naprawdę ani śmierci, ani krwi, myślą. Trwają niezmiennie w swojej ignorancji.
Mylą się.
(Przecież widziała Londyn).