true blood fic: wszyscy jesteśmy gwiazdami

Oct 14, 2009 10:51

A/N: Mój najlepszy tekst pisany na multifandom_pl i jestem z niego cholernie dumna.
Ostrzeżenia: Eric/Sookie i Godric, spojlery do 2x09 i 2x10 oraz angst, angst, angst.

Wszyscy jesteśmy gwiazdami
Eric boi się, że jeśli odwróci głowę o parę centymetrów, dostrzeże słońce, które wciąż odbija się w jej oczach i spłonie.

*

Nic się nie zmienia, kiedy tak siedzą w hotelu w Dallas obok siebie. Ale czas wciąż płynie. Eric myślał, że dla niego się zatrzymał. Że ma dla siebie całą wieczność. Zapomniał jednak, że wszystko jest względne, że słońce i księżyc codziennie zamieniają się miejscami. A teraz Godric chce się zabić.

Nie. Eric prawie mówi to na głos.

Zostało jeszcze pół godziny.

Kiedy za Sookie zamykają się drzwi, prawie bezszelestnie, Eric zaczyna płakać, bo słyszy, jak ona wchodzi na dach, słyszy, jak Godric się z nią żegna.

Sookie natomiast patrzy na Godrica. Słyszy jego myśli, chociaż wcale tego nie chce.

Powiedziałeś kiedyś, że wszyscy jesteśmy gwiazdami. Jeśli to prawda, dziś wieczorem będę patrzył na ciebie z góry.

Wschodzi słońce i to jest koniec. Godric znika w niebieskim ogniu - Sookie ma wrażenie, jakby połknęła go chmura płynnego szkła - jakby właśnie zamienił się w gwiazdę albo zapomnianego boga, który odszedł na zawsze. Popioły i proch, nic więcej.

Potem wraca do pokoju i zastaje Erica siedzącego na łóżku, całego we krwi, dokładnie takiego, jakiego wyobrażała sobie w snach. To nie jest dobry moment na powtórzenie mu ostatnich myśli jego stwórcy. Sookie bierze chusteczkę i stara się doprowadzić Erica do stanu początkowego.

Ale nic się nie zmienia, chociaż czas płynie dalej - on wciąż płacze.

*

Kiedy Sookie patrzy na Erica, łapie się na tym, że wciąż nagina go do postaci ze swoich snów. Wszystko przez jego krew.

Wciąż pamięta te odłamki srebra, które wystawały z jego ciała jak odpryski diamentów, iskrzące się jak szmaragdy. Pamięta, że kiedy polizała ich gładką powierzchnię, przeszył ją dreszcz. A krew Erica smakowała jak wino, czerwone, dojrzałe i cierpkie wino w kolorze najczerwieńszych maków. W porównaniu z Billem… nie, to było bez porównania.

A potem zaczęły się sny.

Kiedy Sookie budzi się codziennie rano, nie wie, co ma ze sobą zrobić. To jest tak, jakby ją omamił, oczarował, zahipnotyzował (co było przecież niemożliwe, a jednak…).

W snach i w rzeczywistości kocha ogień, ciepło bijące od jego ciała i siłę. Jego oczy, takie łagodne, inne. Uwielbia zapach bliskości, linię jego szyi, załamanie w kącikach ust. Potrafi godzinami wpatrywać się w palące się świece, przybierając to zamyślone spojrzenie, które w Ericu wywołuje zazdrość, bo nie wie, o czym myśli, co czuje, o czym śni Sookie. Eric ma nadzieję, że dotyczą jego - noce przepełnione gorączkowymi, namiętnymi pocałunkami, potem, pożądaniem, seksem, poranki złożone z leniwych chwil w delikatnym uścisku ukrytym pod wymiętą kołdrą - i jednocześnie boi się, że tak nie jest.

Za to Sookie wie, że tak jest.

*

W dzień, w którym Godric płonie, księżyc barwi się na czerwono.

Sookie szuka na niebie nowej gwiazdy. Eric myśli o tym, jak kruche jest życie. Czerwień księżyca doskonale współgra z zakrwawioną chusteczką ściskaną w ręce.

W nieskończoność później duch Godrica znika gdzieś za horyzontem, z niebieskiej chmurze. Cały ten czas Sookie przy nim jest - wchodzi na dach i siada obok niego. I szepcze mu o tym, że wszyscy jesteśmy gwiazdami.

- Stara legenda mówi, że księżyc i słońce kochają się co noc. Księżyc robi to, by nakarmić ogniem gwiazdy, a w zamian za to słońce może ją posiąść zawsze od nowa - odpowiada Eric, patrząc prosto na nią.

Sookie robi się gorąco.

Sny. Eric. Godric. Ogień.

Wszystko się miesza.

*

Później, dużo później, wszystko jest inaczej.

Kiedy leżą razem na łóżku, w pościeli, w cieple, przy trzaskającym na kominku ogniu, przy pocałunkach wciąż ciążących na ich spoconej skórze, Sookie opowiada Ericowi o czym myślał Godric przez śmiercią.

Że wszyscy jesteśmy gwiazdami.

Sen i rzeczywistość. Nie ma różnicy.

Kiedy Sookie kończy, Eric bez lęku odwraca głowę o parę centymetrów i dostrzega słońce, które wciąż odbija się w jej oczach.

- Więc pozwól nam spłonąć.

fanfiction, fanfiction: true blood

Previous post Next post
Up