Oct 05, 2009 18:51
A/N: Tekst fikatonowy. Jeden z tych wielu przypadków, w których ja, zamiast napisać cracka albo fluffa do bardzo nie-angstowego prompta, piszę właśnie coś jak angst.
Eric/Sookie, oczywiście, a jakże i w ogóle.
Ostrzeżenia: Spojlery do 2x09 I Will Rise Up. i angst.
Trzy dni od Dallas
Wydawało się, że minęły miesiące. Nawet lata.
Tak naprawdę zaledwie trzy dni temu wrócili z Dallas.
Sookie siedziała za barem na schodach i wpatrywała się w gwiazdy. Nie znała się na niebie - umiała tylko rozpoznać Wielką Niedźwiedzicę. Czasem chciałaby wiedzieć, gdzie jest Lew albo Skorpion albo inna konstelacja gwiazd. Zadrżała z zimna, kiedy tak patrzyła na te migocące punkciki uświadamiające jej, że jest tylko pyłem w wielkiej, niezmierzonej galaktyce.
- Nie powinnaś siedzieć tu sama. - Nawet nie zauważyła, kiedy obok niej pojawił się Eric.
Sookie nie odpowiedziała, bardziej czując, jak siada na schodach obok niej, bo nie odwróciła głowy, by na niego spojrzeć. Myślała o Billu, Gordicu i tym, co zdarzyło się w Dallas. Za to o Ericu próbowała nie myśleć, chociaż ani sny ani wydarzenia sprzed trzech dni jej w tym nie pomagały. Kochała Billa, prawda?
- Naprawdę nie powinnaś siedzieć tutaj sama - powtórzył Eric. - Billowi powinnaś zostawić patrzenie się w gwiazdy i wejść do środka, gdzie jest ciepło, bo zmarzniesz.
- Dzięki - Sookie była zaskoczona. Jakby Erica obchodził Bill. Zaczęła się śmiać, zupełnie rujnując nastrój sytuacji. Ale taka już była. Różniła się od innych ludzi i lubiła się śmiać, kiedy miała na to ochotę. Kiedyś Bill powiedział, że właśnie to kocha w niej najbardziej. A ona kochała jego. - Dzięki, ale chyba tutaj zostanę.
A potem coś w niej pękło.
Kiedy Eric wykonał nieznaczny ruch, jakby chciał się podnieść i odejść, złapała go za rękę. I spojrzała na niego po raz pierwszy od momentu, w którym zaczęli rozmowę.
Zostań.
- Nie jest mi zimno.
fanfiction,
fanfiction: true blood,
true blood: eric/sookie