harry potter fic: trzy słowa po francusku

Oct 01, 2009 12:55

A/N: Masterlisty ciąg dalszy. Tekst pojedynkowy z Mirriel, łatka albo fik z serii "co mogło się wydarzyć". Bellatrix/Regulus z elementami Bellatrix/Syriusz. Jeden z moich ulubionych.


Trzy słowa po francusku

- Zabił go auror?
- Och, nie, nie auror. Zabił go Voldemort. Albo raczej ktoś na rozkaz Voldemorta.

Londyn, 1979 rok

1.
Strumienie deszczu zalewają powoli ulice Londynu. W świetle błyskawic Nokturn wygląda jeszcze bardziej złowrogo niż za dnia. Mężczyzna idzie powoli wąską uliczką. Jego sylwetka, rozmyta przez deszcz, podobna jest do skulonej i przemokniętej wrony. Nagle coś czarnego przebiega tuż przed nim. Czarny kot. A może to pies? Ponurak.
Mężczyzna chwieje się i nieomal cudem unika wylądowania w rynsztoku, w którym grzęzną najróżniejsze śmieci.
Postać przyspiesza kroku i w końcu dociera do okazałej kamienicy znajdującej się na obrzeżach Nokturnu. Tynk ze ścian zaczyna odpadać, a twarz posągu chimery stojącej przy drzwiach jest całkowicie zdeformowana. Mężczyzna pociąga za sznurek od dzwonka ukrytego w bluszczu wijącym się po ścianie. Na ulicy rozlega się nienaturalnie głośne dzwonienie, chwilę później zagłuszone przez grzmot.
Pięć sekund. Dziesięć. Mężczyzna dzwoni jeszcze raz, jakby się niecierpliwił.
Ciemności ponownie rozjaśnia błyskawica. Chwilę później drzwi gwałtownie się otwierają.
- Bellatrix.
Szum deszczu. Jej oczy przez chwilę wpatrują się w niego badawczo. Tęczówki, czarniejsze od hebanu, zwężają się jak u węża.
- Gdzie byłeś, Regulusie?
- Nieważne. - Jego głos, zniekształcony przez chrypę, brzmi żałośnie.
- Idź na górę. Musisz wytrzeźwieć. - Mówi to tak, jakby wypluwała jakieś ohydztwo.
Woń alkoholu ciągnie się za nim jak sznur. Regulus cuchnie. Cały korytarz cuchnie. Smród rozprzestrzenia się powoli po całym domu. Bellatrix czuje, jak zbiera jej się na mdłości. W drodze na górę zahacza o bar, nalewa sobie szklankę Ognistej i wypija ją jednym haustem.
Regulus jest jej ulubionym kuzynem. Ale Czarny Pan zażądał jego głowy, ponieważ był nieposłuszny. Nielojalny. Chciał ich opuścić. Traître.*
Bo Bellatrix dostrzega to, czego nie widzą inni - Regulus nie cuchnie alkoholem - on cuchnie zdradą.
Na górze całują się namiętnie, zanurzeni w przepysznie miękką kołdrę. Regulus nie widzi obrzydzenia na twarzy Bellatrix, której ręce powoli wędrują wzdłuż jego szyi. Bicie ich serc zlewa się w jedno, gdy pierze z poduszek ulatuje pod sufit. Regulus rozpaczliwie próbuje się szamotać, ale kościste palce nie pozwalają mu oddychać. Bellatrix zaciska śmiertelny uchwyt coraz mocniej i mocniej, aż szamotanie słabnie i w końcu zupełnie zamiera. Światło błyskawicy rozjaśnia pokój na ułamek sekundy; martwe oczy Regulusa wpatrzone są w Bellatrix, która oddycha ciężko, jakby właśnie przebiegła morderczy dystans.
Ale Regulus wcale nie umiera.

2.
- Witaj, Regulusie.
Nie jest pewien, czy to jej widok czy może odgłos grzmotu sprawia, że wstrząsa nim dreszcz.
- Bellatrix. - Jego głos, zniekształcony przez chrypę, brzmi żałośnie. - Wpuść mnie.
Bellatrix cofa się w głąb hollu krzywiąc się, gdy do jej nozdrzy dociera odór alkoholu.
- Czego chcesz?
Drzwi zamykają się z głuchym łoskotem przypominającym odgłos, jaki wydają drzwi od więziennej celi.
- Nie miałem dokąd pójść.
Bellatrix kiwa głową.
- Znasz drogę do salonu.
Kiedy siedzą naprzeciw siebie ze szklankami Ognistej w rękach, panuje niezręczne milczenie. Chociaż Regulusowi zdaje się ono nie przeszkadzać - kiwa się w przód i w tył, z nieobecnym wzrokiem utkwionym gdzieś na suficie. Ręce trzęsą mu się z zimna, woda kapie mu z włosów i płaszcza na dywan, zostawiając mokrą plamę.
- Więc c-co chciałaś mi p-powiedzieć, Bello? - Głos mu drży, ale tylko nieznacznie. Wygląda, jakby właśnie zobaczył ducha. Ale nie, wpatruje się tylko w butelkę Ognistej, na której jeży się czarny pies. I warczy.
Bellatrix też patrzy na psa i myśli o Syriuszu, który wcale nie jest lepszy od swojego brata. Regulus, cały mokry, wygląda w tym momencie dokładnie jak on i trochę przypomina psa. W obojgu jest coś zwierzęcego. Bellatrix rozkoszuje się tą myślą i wie, że mimo że tego nie przyznają, są do siebie bardzo podobni. Ten sam zarys ust, włosy, rozbiegane spojrzenie… Ale wciąż, Regulus jest inny niż Syriusz. MW w sobie więcej pasji, ma w sobie tajemnicę i nie potrafi się pozbyć nawyków wpojonych mu jeszcze wtedy, gdy był dzieckiem. I Bellatrix wie, że pomimo tego, że Regulus nigdy tego nie przyzna, jego zdrada jest tym bardziej widoczna im bardziej stara się ją ukryć. Z Syriuszem było inaczej. Nigdy nie zrozumiała, dlaczego uciekł z domu. Boi się, że Regulus zrobi to samo - ucieknie. Ucieknie od niej jak pies z podkulonym ogonem. Tego nie mogłaby znieść.
Bellatrix unosi w górę swoją szklankę:
- Zanim porozmawiamy, chcę wznieść toast. - Jej czerwone usta rozciągają się w nieznacznym uśmiechu. - Za nas, mój kuzynie.
Regulus odrywa wzrok od psa i patrzy na nią przez chwilę, po czym wypija całą zawartość szklanki.
Milczą. Mija pięć sekund. Dziesięć.
Bellatrix odrzuca swoje czarne włosy do tyłu, podczas gdy on zaczyna się trząść. Z jego ust wypływa piana, ręce kurczowo zaciskają się na obręczach fotela, chwytają stołu, szklanki, która spada na ziemię i się roztrzaskuje.
- Ty… ty… - próbuje mówić Regulus, ale nie może. Trucizna powoli zżera go od środka, jest już w krwioobiegu. Zaraz dojdzie do serca.
Bellatrix nie mówi nic, tylko patrzy na zwijające się w agonii ciało kuzyna, jakby delektowała się każdą chwilą. Tak kończą zdrajcy. W końcu Regulus osuwa się na ziemię. Jego twarz jest wykrzywiona w strasznym grymasie, z ust wystaje fioletowy język.
Ale Regulus wcale nie umiera.

3.
Siedzą w milczeniu, podczas gdy na kominku trzeszczy ogień.
- Jesteś głodny? - pyta Bellatrix, jakby martwiła się o Regulusa. Szklanki z Ognistą wciąż stoją nietknięte.
- Chyba tak. Nie. Nie wiem. - Pijacki bełkot wydobywa się z jego ust.
Na stole pojawiają się nagle sztućce, talerze, jagnięcina i ostrygi.
- Częstuj się, kuzynie.
Regulus pożera w milczeniu mięso. Bellatrix słyszy, jak kości jagnięcia trzeszczą pod jego zębami. A może to ogień tak trzeszczy? Nie, to pies z butelki wciąż warczy, drepcze niespokojnie po naklejce z napisem „Ognista Ogdena”, jakby chciał z niej zeskoczyć i uszczknąć trochę mięsa ze stołu.
Bellatrix przysuwa się bliżej Regulusa, żeby zdjąć z niego przemoczony płaszcz. Przenosi go bliżej kominka, żeby mógł się ogrzać. Potem się uśmiecha: Regulus wygląda jak dziecko pochłaniające łapczywie mięso tak, jakby nie miało nic w ustach od miesiąca. Zmienił się, wynędzniał. Spod wilgotnej, zabrudzonej koszuli wystają mu żebra. Właściwie, to żeberka, takie chudziutkie...
Bellatrix nakłada sobie na talerz trochę ostryg. Kroi powoli białe mięso na cienkie plasterki, precyzyjnie. Muszle rzuca niedbale na dywan. Nie miała pojęcia, że zdrada może tak wyniszczyć. Zjeść człowieka od środka, tak jak pies łapczywie chwyta mięso. Przygląda mu się, mierząc go wzrokiem, jakby starając się zapamiętać jego twarz, która w świetle kominka wygląda jak twarz kościotrupa. Pamięta, jak kiedyś, gdy się poznali, w jego oczach widać było życie i entuzjazm. Zazdrościła mu. Nie wiedziała czego, bo właściwie miała wszystko to, czego mogła zapragnąć. A może to była wina Syriusza? Może to on wszystko popsuł?
Wtedy Regulus zaczyna kaszleć. Bellatrix zarzuca na niego koc, podsuwając mu do ust widelec z kawałkiem ostrygi. Drugą ręką głaszcze go uspokajająco po głowie - pod wpływem ciepła jego włosy już trochę wyschły, wyglądają jak spalone siano. Przytula go do siebie i okrywa szczelniej kocem. Musi mu być zimno.
Zimny, stalowy nóż zanurza się w jego ciało bez problemu. Bellatrix ma wrażenie jakby kroiła masło. Wycelowała dobrze, pomiędzy żebra, nie było trudno trafić. Regulus charczy, wypluwając nieprzeżute kawałki mięsa i ostryg, które mieszają się z krwią. Na dłoń Bellatrix wylewa się ciepła ciecz, jeszcze cieplejsza niż ogień na kominku. Taka żywa i czerwona, chociaż teraz wygląda jak smoła. Zanurza rękę głębiej i głębiej, jakby chciała wyrwać Regulusowi serce. Nawet nie krzyknął, kiedy wyjęła nóż. Ogląda stalowe ostrze w migotliwym blasku ognia: zabawne, wygląda, jakby był lekko przyrdzewiały, nie widać krwi. Odkłada nóż na stół, po czym kończy swoje ostrygi.
Bellatrix wpatruje się w nieruchomą sylwetkę Regulusa. Bierze butelkę Ognistej i głaszcze palcem warczącego psa. Wylewa jej zawartość na ręce, myjąc je dokładnie. Trunek i rozpuszczona w nim trucizna wywołują pieczenie, gdy ciecz styka się ze skórą. Bellatrix chucha na długie, kościste palce, trąc je zawzięcie, by pozbyć się krwi.
Kiedy kończy, krew znika. Teraz jest czysta, wierna, lojalna. Wierna tradycji, wierna rodowej sentencji, która towarzyszy jej od zawsze: Toujours Pur**. Nie jak Regulus, który zhańbił imię rodziny, chciał oszukać jej mistrza. Zasłużył na śmierć.
Nagle ciszę przerywa wdzierający się w uszy dźwięk dzwonka. Bellatrix odstawia butelkę i idzie powoli przez ciemne korytarze. To pewnie Syriusz, myśli. Stęskniła się za swoim ulubionym kuzynem.
Kiedy otwiera drzwi, przez chwilę nie może rozpoznać postaci, którą widzi. To mężczyzna, zupełnie przemoknięty, z podkrążonymi oczami. Jest podobny do bezdomnego psa, porzuconego na ulicy. W słabym świetle błyskawic - burza zaczyna słabnąć - w końcu go rozpoznaje. To Regulus. Czego chce o tej porze?
- Bellatrix.
Szum deszczu. Jej oczy przez chwilę wpatrują się w niego badawczo. Tęczówki, czarniejsze od hebanu, zwężają się coraz bardziej i bardziej, i bardziej…
- Regulus. Wyglądasz obrzydliwie.
- Potrzebuję pieniędzy - mówi zachrypniętym głosem. Deszcz powoli ustaje.
Bellatrix idzie na górę, bierze pieniądze ze szkatułki i bez słowa mu je wręcza. Nie pyta, po co. Stoją przez chwilę w milczeniu, patrząc na siebie. Bellatrix myśli o Syriuszu i o tym, jak bardzo przypomina swojego brata. Nie zaprasza go do środka. Regulus wcale o to nie prosi.
Potem on odchodzi w strugach deszczu, a ona zamyka drzwi.
I Regulus wcale nie umiera.
Jeszcze nie.

* Traître - zdrajca.
** Toujours Pur - zawsze czyści.

fanfiction: harry potter, fanfiction

Previous post Next post
Up