Ach, co to był za ślub...

Oct 11, 2008 17:51


Dzisiaj moja koleżanka powiedziała "tak" i od tej pory jest szczęśliwą mężatką. Wyglądała zjawiskowo, on przystojny jak zawsze...aj, będą z nich piękne dzieci. Ograniczyłam się do ślubu, gdyż na wesela z zasady nie chodzę. Mszę odprawił stary ksiądz z problemem alkoholowym, który od czasu do czasu śpiewał...chwilami jak przycisnął płuca to można było podskoczyć.

Stałam blisko głośnika i bardzo dobrze słyszałam jak młodzi składali przysięgę. Pierwszy Robert wymówił tekst pięknie. Jego głos był spokojny, aksamitny...co za intonacja. Aga z kolei była stremowana...mówiła szybko, na jednym tonie i ostro kończąc. Zaczęłam się zastanawiać od kiedy zwracam uwagę na takie rzeczy...przecież nie chodzę na śluby co tydzień.

Zdałam sobie sprawę, że nie chcę mieć ślubu kościelnego. Mimo wszystko nie widzę siebie w białej sukni, welonie i tym podobnych pierdółkach. Moja mam będzie niepocieszona...ostatnio mnie męczy pytaniem kiedy dane jej będzie znów się wzruszać na ślubie dziecka. Spokojnie jej mówię, że pewnie wcale.

Dla mnie sens ma bycie ze sobą i wzajemne się uzupełnianie. Ślub kojarzy mi się z cyrkiem. Nie potrafię się wzruszać czy przeżywać takich ceremonii. Chyba wyhodowałam w sobie mnóstwo cynizmu, trudno. Powinnam znaleźć sobie pustelnię i wieść życie eremity...

ślub

Previous post Next post
Up