Oct 09, 2008 21:05
Tak, zaniedbałam lj. Właściwie to nie potrafię się rozstać z bloxem do którego jestem mocno przywiązana. Przy lj brakuje mi pomysłu i z drugiej strony nie chcę z niego rezygnować. I tak źle i tak niedobrze...maruda jakich mało.
Od kilku dni reprezentuję klub szczęśliwych romantyczek. Jako nadzwyczajnie podatna na urok panów ze szklanego ekranu, przeżywam euforię na sam dźwięk dwóch słów: Lee Pace. Zaczęło się od "The fall", potem już "Pushing daisies", "Miss Pettigrew lives for a day"...już niedługo "The good shepherd", "Infamous", "Wonderfall" czy "Soldier's girl". Z jego filmografii brak mi właściwie tylko "Białej hrabiny" z Ralphem Fiennesem. To głupie, ale tak się dzieje...
W międzyczasie staram się stworzyć plakat na imprezę bolly w Lublinie...dlaczego w tym przypadku odzywa się we mnie skończona perfekcjonistka? Jak do większości niespecjalnie się przykładam, tak w tej sytuacji wymagam od siebie gebiuszu Da Vinci.
Dotarła też do mnie smutna wiadomość, ale pozbawiona elementu zaskoczenia. Pewien syn znajomej matki pożegnał się z życiem w wieku 27 lat. Przyczyna nie jest znana, ale z mamą podejrzewamy alkohol. Od dawna miał z nim problem, matka robiła co mogła by wyciągnąć go z tego bagna. Nawet sobie nie wyobrażam, jak się ona może teraz czuć. Chyba mało kto jest w stanie...Siedzę przed komputerem, popijam ajerkoniak zastanawiając się prz tym, co musiałoby się stać bym zaczęła pić na umór. Staram się przypomnieć Bartka i przywołać wspomnienia, ale te najlepsze. Teraz to chyba zbyt trudne.
alkohol,
plakat,
śmierć,
lee pace