Ja, która ma problemy w relacjach w świecie rzeczywistym - popadam w obsesje na punkcie osób będących poza moim zasięgiem. Od maleńkości bujałam w świecie fantazji, że jestem kimś innym, wyjątkowym. A jeszcze lepiej, że poznaję kogoś znanego (urodziwego jak cholera...w moim mniemaniu oczywiście) i potem hulaj dusza, piekła nie ma. Pod tym względem osiągnęłam chyba wyższy poziom...pocieszam się, że są na świecie osoby, które od choroby mózgu jest w stanie uwolnić tylko odcięcie głowy.
Jeszcze nie tak dawno nie wiedziałam o istnieniu kogoś takiego jak
Lee Pace. Teraz skompletowałam prawie jego filmografię, oglądam namiętnie filmiki na yt z miną błogości wzbogacanej efektami dźwiękowymi w postaci regularnych westchnień. Po "The fall" nic już nie jest takie jak przedtem...przecież za stara jestem na takie głupoty. Jednak...jednak...jednak...to poprawia mi humor jak nie wiem.
Jestem po drugim odcinku drugiego sezonu Stokrotek...powrót do normalności jest czasowo niemożliwy. A jak przez moje uszy przewinęła się piosenka
If I didn't care z filmu Miss Pettigrew lives for a day, ten czas się znacznie wydłuża. Bo mięknę gdy facet śpiewa...a Lee tam czaruje cudną barwą głosu. Czy pisałam, że uwielbiam jego głos?
W ostatnim filmie wygląda wręcz obłędnie...
![](http://i165.photobucket.com/albums/u60/Agna83/miss%20pettigrew%20lives%20for%20a%20day%20kadry/mplfad70.png)
![](http://i165.photobucket.com/albums/u60/Agna83/miss%20pettigrew%20lives%20for%20a%20day%20kadry/mplfad76.png)
![](http://i165.photobucket.com/albums/u60/Agna83/miss%20pettigrew%20lives%20for%20a%20day%20kadry/mplfad116.png)