Bo myślałam, że dziś będzie taki "crappy day". Bo zaczęło się tragicznie... bez śniadania wyleciałam spóźniona z mieszkania zapominając najważniejszej książki, żeby zdążyć na spóźniony autobus, który jechał nawet przed moim. Ale co z tego, jak jechałam więcej niż 2 razy tyle, co zwykle przemierzam? A jak się przesiadłam do tramwaju - żeby było szybciej to weszły kanary i tramwaj stał przed przystankiem tylko po to, żeby wszystkich sprawdzili? Brr... na dodatek ten śnieg :/ Potem się dowiedziałam od kumpla, że się wszystkich czepiam, więc znaczy to, że już kolejna osoba ze mną nie rozmawia... Ale skończyło się dobrze, że nasze przedtaneczne spotkanko dobrze mi zrobiło. Pierwszy raz od prawie 3 tygodni z kimś rozmawiałam! No, a na koniec Gianmarco! Rozgryzła mnie cwana bestia :P Znaczy się znowu doskonale wiedział, co mi powiedzieć i ogólnie podniósł mnie na duchu, bo dziś wypadła moja "mini rocznica" - od dokładnie miesiąca nie rozmawiałam z Robertem. Czyli minął miesiąc od naszej kłótni, a jutro będę się zmierzać z moim przeznaczeniem, więc zobaczymy, co zrobi. I jakoś się nie boję... wisi mi to już wszystko. Niee.... nie przechodzi mi. Chyba się z tym zwyczajnie pogodziłam. Bywa i tyle.
Ach dziękuję wszystkim, co dziś byli w Twierdzy ;) Nawet nie wiecie jak człowiekowi pomaga głupia rozmowa. Nawet o takich pierdołach ;) Ale to był fajne pierdoły. A od przyszłego tygodnia pamiętajcie! Wywijamy tyłkami :P
Trzymajcie kciuki, bo to będzie ważny wieczór!
Aaaa! I specjalnie dla
gruskek bo opowiadałam jej o pewnym teledysku (to z serii monotematycznej -> Sergey!) i bardzo się śmiała :)
Click to view