tytuł: puste słowa
autor:
sorisofandom: incepcja
spoilery: tak, duże
ilość słów: 1469
a/n: artur, mal i trochę phillipy, plus angst, plus niebetowane, plus naprawdę nie wiem, dlaczego nadal to sobie robię. dziękuję
pellamerethiel za wspieranie mnie w tych ciężkich chwilach nawet jeśli nie chce mnie całować, bo się niby ma zarazić ;/.
Puste słowa
- Nie podoba mi się to, Mal - oznajmił Artur. Phillipa właśnie zasnęła na jego kolanach i starał nie ruszać się za bardzo, nie chcąc jej obudzić. Z zamkniętymi oczami i spokojną, wygładzoną snem twarzą wyglądała zupełnie jak jej matka; doskonała kopia w pomniejszonej skali.
- Och, Arturze…
- Tak, wiem, że uważacie, że wszystko jest świetnie zabezpieczone i nic wam się nie stanie, ale mimo wszystko… Jeszcze nigdy nikt nie schodził tak głęboko, nie możecie być tego pewni. Zawsze istnieje ryzyko, to nie jest sprawdzona technologia.
Mal powoli odsunęła Jamesa od piersi i ostrożnie poprawiła sobie stanik. Artur nie odwrócił wzroku - próbował, kiedy po raz pierwszy karmiła przy nim, ale wtedy Mal ofuknęła go z nieudawanym oburzeniem:
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi - powiedziała. - Widziałeś mnie już w tak wielu sytuacjach, naprawdę myślisz, że będę się czuła skrępowana robiąc przy tobie coś tak naturalnego, jak karmienie własnego dziecka?
Nie kłopocząc się dopinaniem koszuli, ułożyła sobie Jamesa wygodniej w ramionach i westchnęła głęboko. Sprawiała wrażenie, jakby się nad czymś bardzo mocno zastanawiała.
- A jeśli - zaczęła z namysłem - obiecam ci, że będziemy bardzo ostrożni? Czy uspokoi cię to chociaż trochę?
Artur zaśmiał się cicho mimo woli.
- Szczerze? Ani trochę - przyznał zgodnie z prawdą. - Ale sama jesteś temu winna. Jednak jeśli to jest wszystko, co możesz mi w tym zakresie oferować…
- Obawiam się, że tak.
Phillipa poruszyła się niespokojnie na jego kolanach, zmieniając pozycję. Artur wolną ręką odgarnął jej kilka kosmyków za ucho, czując jak powoli zaczyna mu drętwieć ramię. Dziewczynka nie była ciężka, ale siedział w tej samej pozycji już od kilku godzin i jego mięśnie zaczynały protestować.
- Co ty na to, żeby położyć ich do łóżka? Dom powinien być w domu lada chwila, a wiesz, jak dużo hałasu potrafi zrobić przy wchodzeniu… Nie chciałabym, żeby się obudziły.
- Brzmi rozsądnie. Zajmę się Philly, ty…
- Wiesz, Arturze - przerwała mu Mal, wstając z fotela i uśmiechając się z rozbawieniem. - James jest jeszcze za mały, żeby się zorientować w sytuacji, ale nie możesz tak otwarcie faworyzować Phillipy. Czasami mam wrażenie, że woli cię ode mnie czy Doma…
Artur sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie, kiedy z dziewczynką w ramionach ostrożnie podnosił się z kanapy.
- Bardzo przypomina mi ciebie - wyznał jej. - A ty, jak wszyscy wiemy, wolisz mnie niż Doma. Obrączka na palcu może oszukać całą resztę, ale nie mnie, pamiętaj.
Mal parsknęła śmiechem i zakryła sobie usta dłonią, kiedy zorientowała się, że zrobiła to trochę za głośno.
- Ktoś tu jest bardzo pewny siebie - zażartowała. - Połóż moje dziecko spać i wracaj szybko, mam obietnicę do złożenia.
Phillipa współpracowała z nim grzecznie przez całą drogę, bez problemu dając się położyć do łóżka a następnie przykryć kołdrą. Wychodząc, zostawił za sobą lekko uchylone drzwi, aby w pokoju nie zrobiło się całkiem ciemno, a następnie dołączył do Mal w kuchni.
- Żarty żartami - zaczął, zanim miała szansę otworzyć usta - ale to jest poważna sprawa. Nie chciałbym, żeby coś wam się stało. Żeby coś ci się stało.
- Ja nie chciałabym, żeby coś się nam stało, kochanie - zapewniła go. - Obiecuję, że będziemy ostrożni. Nie musisz się o nas martwić.
Artur spojrzał na nią poważnie. Oparł się o blat i założył ręce na piersi.
- Wiesz, że będę.
Mal podeszła do niego i przytuliła go lekko, opierając policzek o jego bark. Westchnęła cicho.
- Wiem - powiedziała. - Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nie musisz. Wszystko będzie dobrze.
*
- Ponieważ schodzisz tam świadomie, musisz… Musisz naprawdę tego chcieć. Nie bać się tego, co możesz znaleźć jak już się tam znajdziesz, właśnie o to chodzi. Ostatnio prawie nam się udało. Myślę, że następnym razem…
Artur westchnął, na tyle głośno, że Mal urwała w połowie zdania i spojrzała na niego pytająco.
- Ciesz się moim szczęściem, jeśli nie masz innego powodu - poradziła mu ciepło. - Nie wyobrażasz sobie jaka jestem podekscytowana! To… Arturze, jeśli faktycznie nam się uda, będziemy pierwsi! Nikomu jeszcze nie udało się zejść tam świadomie. Bez względu na to, jaką minę zrobisz, nie uda ci się mnie od tego odwieźć.
- Przestałem próbować jakiś czas temu - przyznał. - A Dom? Też…
- Myślisz, że zmuszałabym go do czegokolwiek? - zaśmiała się. - Oczywiście, że tak. Na początku miał, ale teraz… Musiałbyś zobaczyć jego minę ostatnim razem. Wyglądał jak chłopiec, któremu właśnie oznajmili, że od tej pory będzie obchodził urodziny co najmniej raz w tygodniu.
Artur pokiwał głową i zalał im kawę, a następnie podsunął Mal jej kubek. Napój był jeszcze zbyt gorący, aby go pić, ale nie zważając na to, uniósł naczynie do ust i upił trochę. Syknął, kiedy płyn sparzył go w język.
- Czasami mam wrażenie, jakbym wygrała los na loterii. Moje małżeństwo, moje dzieci, przyjaźń z tobą… Pomyślałabym, że to sen, gdybym nie wiedziała lepiej - zaśmiała się.
Artur powstrzymał cisnące mu się na usta słowa i odpowiedział bladym uśmiechem.
*
Zmiana, jaka zaszła w Mal po powrocie z Limbo była zauważalna nie tylko dla osób, które były z nią blisko. Artur czasami miał wrażenie, jakby rozmawiał z obcą osobą, jednak nie miał nikogo, kogo mógłby poprosić o jakiekolwiek wytłumaczenie. Mal w ogóle nie chciała na ten temat rozmawiać, a Cobb wolał udawać, że wszystko jest w porządku.
Nawet Phillipa zaczęła cos zauważać.
- Wujku - zagadnęła go kiedyś z bardzo poważną miną - czy z mamą wszystko jest okej?
- Nie wiem, skarbie - odpowiedział Artur. Nie chciał kłamać, a żadna lepsza odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. - Mam nadzieję, że tak.
*
- Pamiętasz, co mi obiecałaś, prawda?
Popatrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, jakby nie do końca orientowała się, czego dotyczy pytanie. W końcu jednak zaśmiała się cicho i z bardzo nieprzekonującą miną odpowiedziała:
- Oczywiście, że pamiętam. Dlaczego miałabym zapomnieć? Zresztą, byliśmy ostrożni, wróciliśmy cali, obietnica dotrzymana, prawda?
- Mal, za tydzień macie rocznicę. Zazwyczaj zaczynasz mi opowiadać o waszych planach na miesiąc przed, a teraz? Nie słyszałem ani słowa. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że wyleciało ci to z głowy.
- Dom się wszystkim zajmuje - odparła głosem, którym w zamierzeniu chciała go uspokoić, ale nie do końca jej do wyszło. - Szykuje mi niespodziankę. Dlatego nic ci nie mówię - sama nie mam pojęcia, czego się spodziewać.
Mal była doskonałym kłamcą. Potrafiła kłamać bez mrugnięcia okiem i tak przekonująco, że potrafiła w najbardziej pewnym siebie człowieku wzbudzić wątpliwości. A jednak Artur zawsze był w stanie powiedzieć, kiedy nie mówiła całej prawdy.
- Nie wróciliście cali. Dom może tak, ale ty… Prędzej czy później będziesz musiała mi powiedzieć, wiesz o tym. Tak samo jak ja wiem, że coś jest nie tak.
Mal zaśmiała się i pocałowała go lekko w policzek.
- Skarbie - powiedziała, ale wyraz jej twarzy był smutny, a spojrzenie odległe, jakby chciała spojrzeć przez niego i jeśli Artur wcześniej miał wątpliwości, to pozbył się ich właśnie w tym momencie. - Zawsze miałeś skłonności do wyolbrzymiania. Nic się nie zmieniło. Wszystko jest w porządku.
*
Telefon zadzwonił w środku nocy. Artur przeklął cicho pod nosem i przewrócił się na bok, a potem sięgnął po słuchawkę.
- Tak? - wymamrotał głosem ciężkim od snu.
Cisza po drugiej stronie była alarmująca. Artur zmarszczył brwi i spojrzał na wyświetlacz, ale numer nic mu nie powiedział. Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Halo?
- Artur…
- Cobb, to ty? Zwariowałeś? Dlaczego dzwonisz tak późno, nie mogłeś pocze…
- To Mal - przerwał mu Dom w pół słowa. - Arturze, to Mal, ona…
Nie potrzebował więcej. Zanim jeszcze Cobb zdążył dokończyć zdanie, Artur już wiedział, jak będzie ono brzmiało. Udało mu się tylko wymamrotać że tak, oczywiście, zaraz tam będzie, po czym trzęsącą się ręką odłożył słuchawkę na widełki i poczuł, jak uchodzą z niego wszystkie siły.
- Wszystko będzie dobrze - obiecała Mal w jego głowie. - Nie musisz się martwić.
*
Dzień jej pogrzebu był ponury i deszczowy, jedyna słuszna pogoda na taką okazję. Artur nienawidził deszczu, ale tym razem zdawał się go nie zauważać. Nie miał ze sobą parasola i zanim ceremonia dobiegła końca, był cały mokry - czuł wodę chlupiącą mu w butach, przyklejający mu się do nóg materiał spodni i nieprzyjemny ciężar mokrej marynarki na ramionach.
Nie przeszkadzało mu to.
Mallorie Cobb, było napisane na nagrobku. Pod spodem data i tyle, nic więcej.
- Mal nie znosiła inskrypcji - przypomniał sobie i dopiero po chwili zorientował się, że powiedział to na głos.
Ludzie powoli opuszczali cmentarz. Artur poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękaw - odwrócił wzrok od nagrobka i spojrzał na Phillipę. Zadzierała głowę żeby na niego spojrzeć; w jednej ręce trzymała parasol, z którego chwilowo nie korzystała, drugą miała zaciśniętą na materiale jego marynarki. Kucnął obok niej i odgarnął jej wilgotne włosy za ucho.
- Tak, skarbie? - zapytał.
- Jesteś smutny, prawda? - odpowiedziała pytaniem. Minę miała naprawdę zmartwioną i Artur przez chwilę musiał walczyć z chęcią zamknięcia oczu, bo dokładnie w ten sposób patrzyła na niego Mal, kiedy wiedziała, że ma jakiś problem. - Nie powinieneś być. Tato powiedział mi, że mama poszła do nieba i teraz będzie opiekować się nami z góry.
Artur uśmiechnął się blado i skinął głową. Phillipa jeszcze przez chwilę obserwowała go uważnie, po czym zarzuciła mu ręce na szyję i objęła tak mocno, jak była w stanie.
- Nie martw się, wujku - wyszeptała mu do ucha. - Wszystko będzie dobrze.