9x05

Oct 05, 2010 22:41



Autorka: coolness

Fandom: NCIS/Torchwood/Supernatural

Tytuł: Książka zwana życiem

Ilość słów: 806

A/N: Próba pisania fluffa. Badziej szkic niż fik. Trzy fandomy. AU. Kryzysu ciąg dalszy.


Książka zwana życiem

Gdzieś tak w dwa tysiące dziewiątym żołnierz piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że żołnierz ginie w Londynie, w Thames House, gdzie ofiar jest więcej niż tylko on jeden. Jeśli rząd Wielkiej Brytanii wie coś więcej o tej katastrofie, tuszuje sprawę; dlatego Vance wysyła Gibbsa i jego podwładnych do Londynu.

- Jedziemy na wakacje - ogłasza Tony i dostaje od Gibbsa po głowie. Norma.

*

Już po wszystkim, po Thames House i po odesłaniu 456, Jack chce opuścić Ziemię, ale nie opuszcza. Powinien przynajmniej złożyć kondolencje Rhiannon, bądź co bądź, to jego wina, że Ianto nie żyje. Może gdyby zgodził się na oddanie tych wszystkich rzeczy, Ianto wciąż by żył. Fakt, wtedy wielu ludzi, wiele dzieci spotkałby paskudny los. I tak źle, i tak niedobrze. Ale przecież nikt nie mówił, że życie będzie łatwe.

Później Jack stwierdza, że składanie kondolencji wcale, a wcale, nie było dobrym pomysłem. Rhiannon ma mocny prawy sierpowy, napewno mocniejszy niż miał Ianto.

*

Kiedy  Castiel pyta Deana, gdzie chciałby pojechać na wakacje, ten odpowiada, że do Londynu. Chwilę później już tam są.

*

Dean nie wierzy w przypadki i zbiegi okoliczności. Zaczyna w nie wierzyć, kiedy pierwszą osobą, którą spotyka w Londynie, jest Gwen Cooper. Kiedyś, kiedy mieli po piętnaście, czy szesnaście lat, mieszkali przez chwilę koło siebie; później Gwen z powrotem wróciła z rodziną do Walii, a Dean wyruszył w dalszą podróż z ojcem i Samem.

- Nie zmieniłaś się - mówi Dean, uśmiechając się do niej; Castiela nie przedstawia, znów gdzieś zniknął. Najwyżej przedstawi go później.

- Zmieniłam się, nawet bardzo. Uwierz - odpowiada smutnym głosem. - Wszystko się zmieniło. Niestety nie na lepsze...

Dean nie chce wierzyć, ale Gwen się nie uśmiecha. Wcześniej zawsze się uśmiechała, dlatego Dean jej wierzy i już wie, że wakacje się skończyły. Skoro Gwen twierdzi, że nie jest dobrze, to trzeba wziąć się do roboty i naprostować sprawy. Dean zwykle nie jest optymistą, ale czasami musi.

*

Harkness i Gibbs spotykają się przy Thames House przypadkiem. Jack nie wie dlaczego tu przychodzi, ale później chyba chce odejść i opuścić Ziemię; Gibbs wraz z Tony’m, McGee’em i Zivą działają według protokołu, muszą obejrzeć miejsce śmierci sierżanta Michaela Davison.

Gibbs i Jack mierzą się wzrokiem, kiedy podchodzi do nich Tony.

- Szefie, to żołnierz - zauważa.

Jack nie dodaje, że były od wielu, wielu lat.

Później już jest łatwiej, bo żołnierz znaczy swój i można na nim polegać.

*

Gibbs nie wie, co jest dziwniejsze, fakt, że anioły istnieją (podobno; ten wygląda jak człowiek), czy kosmici. Ale Harkness jest żołnierzem, więc Gibbs mu wierzy na słowo, kiedy Jack mówi, że kosmici istnieją (najwyżej później, już w po powrocie, stwierdzi, że to by było niemożliwe i nazwie w myślach Harknessa wariatem) i anioły także (w to na początku Jack nie wierzy, ale po dłuższych debatach z Gwen, z Deanem i Castielem, których Cooper mu przedstawia, dochodzi do wniosku, że to może być prawda; tak więc i Gibbsowi pozostaje tylko uwierzyć).

Tony’emu, Zivie i McGee’emu uwierzenie nie sprawia trudności. Tony czuje się, jakby trawił do rzeczywistości serialowej i stwierdza, że to genialne, a Ziva i McGee stwierdzają, że ich świat jest tak pokręcony,  iż istnieje równe prawdopodobieństwo, że to wszystko jest prawdą, jak i że nie jest.

*

Sierżant Davison zginął przez kosmitów. Gibbs zastanawia się co napisać w raporcie (przecież nie napisze: zabity przez 456; Vance nie byłby zachwycony, choć z drugiej strony, kto, u licha, przejmuje się zdaniem Vance’a), w końcu zleca jego napisanie Tony’emu. Tony jest wniebowzięty.

*

Gdzieś tak dzień przed odlotem (i tak zostali dzień dłużej) Gibbs spotyka Jen. Gdyby nie fakt, że w tym tygodniu słyszał już nie jeden raz o równie dziwnym zjawiskach, zrobiłby bardzo głupią minę (a ta mu nie przystoi).

- Witamy ponownie na pokładzie - mówi. - Wreszcie skończy się dyktatura Vance’a - dodaje.

- Aż tak źle?

- Zakładam, że tak. Mnie Leon się za bardzo boi, nie nakaże mi niczego.

- Jasne.

- Sarkazm do ciebie nie pasuje.

- Po prostu się odzwyczaiłeś.

- Może.

*

- Witaj, Jack... - mówi Ianto.

Harkness odwraca się w jego stronę. Jones jest jak zwykle ubrany w garnitur, pachnie kawą, uśmiecha się i niesie pod ręką książkę (chyba pamiętnik).

Jacka trudno zaskoczyć, ale teraz jest zdziwiony. Naprawdę nie spodziewał się już więcej go zobaczyć.

- Ianto...

*

Kiedy Dean i Castiel uśmiechają się do siebie, jakby coś planowali albo już coś zrobili, Gwen zaczyna kojarzyć fakty.

- Dean, możesz mi wyjaśnić te nagłe zmartwychwstania?

- Oczywiście. Cas miał napad dobrego humoru i ożywił kilka osób. Najwyraźniej jakaś siła wyższa mu na to pozwoliła.

*

Następnego dnia Jack budzi się gdzieś tak około południa, Ianto śpi przytulony do niego. Jack stwierdza, że życia to skomplikowana sprawa, czasami jednak jest tak jak powinno, jest dobrze. Dokładnie jak w książkach, bo książki są albo dobrze, albo źle napisane. Życie też może być dobre. Teraz jest, myśli Jack, spoglądając na Ianto.

Fin.

fikaton 9: dzień piąty, fandom: torchwood, fandom: ncis, autor: coolness_1, fikaton 9, fandom: supernatural

Previous post Next post
Up