Kasyno, kasyno, rojalne kasyno

Jul 08, 2010 01:41

autor: zimnyryb
fandom: Buffy
ilość słów: 801
ostrzeżenia: kolejny fik na zawołanie w wyzwaniu z malenstwo; dostałam prompty: http://www.youtube.com/watch?v=HXnZZWO2Uq4 i http://www.youtube.com/watch?v=VIwLWNEZtbc , więc to wszystko wyjaśnia; plus to, że widziałam tylko pierwszy sezon Buffy - wszystkich fanów przepraszam.

ETA: "spoko" to słowo-klucz dzisiejszego wieczoru.

Buffy Anne Summers, poczciwa obywatelka miasteczka Sunnydale, szła po bułki do sklepu. Było to zaskakująco zwyczajne, biorąc pod uwagę szeroki zakres czynności, jakie zazwyczaj Buffy wykonywała, ale właśnie to miało miejsce. Była pochmurna, choć bezwietrzna noc, a pogromczyni wampirów zbliżała się nie tak znowu wielkimi krokami do sklepu nocnego.

Sklep nocny powitał ją ciepłym światłem wylewającym się na ulice przez liczne szyby okienne, jak również i przez niemal bezgłośnie otwierające się przeszklone drzwi. Liczne półki z towarami wszelakiej maści kusiły swoją zawartością. Ociekające czekoladą ciasteczka za dwa dolary paczka, wspaniała, chłodna, zroszona kropelkami wody Pepsi w półlitrowej butelce. Niewypowiedzianie chrupiące chipsy w szeleszczącej folii, we wszystkich smakach, o jakich człowiek mógł tylko marzyć - od młodych ziemniaczków z koperkiem, poprzez ostrą paprykę, aż po truskawkę i orzech włoski, doceniane jedynie przez prawdziwych koneserów. Buffy jednak nie w głowie były te cuda i skierowała się od razu w stronę działu piekarnianego. Z wypiekami na twarzy spojrzała na wypieki na półkach i, sięgnąwszy po torebkę foliową, zaczęła wybierać bułki. Zgodnie z jej przewidywaniami bułki od dawna były chłodne i czerstwe, ale czyż nie lepsze takie pieczywo niż żadne?

Wybrawszy trzy sztuki okrąglutkich wypieków, Buffy udała się do kasy, by uiścić. Młody chłopak w czapce, żując gumę, nabił na kasę amerykański odpowiednik jednego złotego i pięćdziesięciu groszy, odebrał odliczoną kwotę od naszej niesamowicie blondwłosej klientki i wrócił do przeglądania pisma o komputerach.

Nieco wcześniej, w innej części miasta, Spike spoglądał w lustro. Niestety niewiele w nim widział, spoglądał więc co chwila w dół, w kierunku swoich stóp. Rozważał wszelkie za i przeciw sytuacji, w jakiej się w tamtej chwili znajdował. Potrząsnął biodrami na próbę i uśmiechnął się do siebie. Było spoko.

Od domu dzieliła ją zaledwie jedna przecznica, kiedy zza rogu wyskoczyło coś. Coś miało całkowicie nagą klatkę piersiową, krótkie spodnie w kolorze ciemnego beżu (choć równie dobrze mógł to być jasny brąz albo ciemna, piaskowa żółć - Buffy nie potrafiła określić barwy jednoznacznie w tak kiepskim świetle) i ciasno zawiązane oficerki. Buffy ostrożnie odrzuciła siatkę z bułkami na bok i przyjęła postawę walecznej pogromczyni. Artysta powiedziałby, że to kontrapost z przykucem. Zwykły obserwator, że przypomina mu to wczesne filmy Jeta Li.

Już miała szarżować, już miała zakrzyknąć, gdy coś w spodenkach uniosło dłonie do góry i poprosiło:

- Nie bij!

Buffy przyjrzała się czemuś uważniej, zmarszczyła brwi i wybuchła nerwowym śmiechem. Coś, w czym po dłuższej chwili rozpoznała Spike’a, patrzyło na nią w niemym niezrozumieniu.

- Co się stało? - spytała, podnosząc bułki z ziemi i otrzepując siateczkę z ulicznego kurzu.
- A co miało się stać?
- Coś, co wyjaśniało by... to. - Gestem dłoni objęła całą jego sylwetkę.
- Nie podoba ci się?
- Nie wiem, a tobie się podoba?

Spike wzruszył nagimi ramionami. Buffy musiała przyznać, że przynajmniej ta część jego nowego stylu - naga klatka piersiowa - była w porządku.

- Jest spoko - przyznał Spike.

Buffy zmrużyła oczy, starając się nie zauważać męskich łydek wampira opiętych czarną skórą oficerek. Góra rzeczywiście była spoko. Dokładnie od pasa wzwyż.

- Skoro tak twierdzisz - odparła wymijająco.

Spike dostrzegł siatkę z bułkami, którą dzierżyła w dłoniach.

- Widzę, że masz bułki - zauważył ostrożnie.
- Nie zaprzeczę - potwierdziła, kiwając dodatkowo głową.
- A gdzie idziesz? - pociągnął dalej tę ożywioną rozmowę Spike.
- Tam, gdzie nie ma już dróg - zacytowała Buffy tekst piosenki, która w owym czasie jeszcze nie powstała. - Do domu - wyjaśniła, widząc wyraz twarzy rozmówcy.
- Aha - zgodził się Spike, przyjmując wyraz twarzy pokerzysty.
- No, spoko.

Buffy ruszyła powoli, kątem oka obserwując wampira, który na powrót znikł w mrocznych czeluściach ulicznego zaułka.

Nie minęły trzy godziny od ich rozmowy, gdy Buffy, leżąc już od dawna w łóżku i będąc pogrążoną w lekkim śnie, zerwała się na równe nogi i poczęła obserwować otoczenie. Coś wyraźnie stukało, była tego pewna.

Zajrzała kolejno pod łóżko, do szafy, pod biurko i pod siebie, jednak niczego nie znalazła. Stukanie powtórzyło się. Wytężyła słuch i zmarszczyła brwi. Brzmiało to jak coś małego, jak... małe kamyczki... uderzające o szybę?

Za oknem, a dokładniej pod domem Buffy, stał Spike. Dalej był ubrany tak samo „spoko”, jak wcześniej, i rzeczywiście, to on rzucał niewielkimi odłamkami skalnymi w okno pogromczyni.

- Co chcesz - syknęła, wychylając się za parapet.
- Wiersz mam - odparł cicho. - To znaczy, poezję przynoszę.
- Co?

Spike odchrząknął w wielce romantyczny sposób.

- Nie powiem ci, że cię kocham, pocałuję lub przytulę, ponieważ blefuję moimi spodniami. Coś tam, coś tam, - Spike spojrzał nerwowo na wnętrze swojej dłoni, na której najwyraźniej miał spisane najważniejsze punkty swojej przemowy. - Nie kłamię, coś tam, obiecuję, nie odczytasz, nie odczytasz - pauza - mojej pokerowej twarzy.

Buffy spojrzała na niego większym zdziwieniem niż patrzyła dotychczas.

- Spoko - zauważyła Buffy, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- No i jak?
- Oświadczasz mi się? - spytała z niedowierzaniem.
- Co? - Spike musiał się mocno skupić. - Co?
- Co?
- Bo usłyszałem, że pytasz, czy przyniosłem kisiel. Nieważne, mam pokerową twarz. - Rzeczywiście miał. - No to dobranoc.

I oddalił się w mrok nocy, zostawiając zszokowaną pogromczynię na progu jej własnego parapetu.

autor: zimnyryb, fandom: buffy the vampire slayer

Previous post Next post
Up